Patrzyłam na Tosię ze łzami w oczach. Moja trzyletnia córeczka bawiła się właśnie domkiem, który wycięłam jej z dużego kartonu po robocie kuchennym, który ktoś zostawił pod zsypem naszego bloku.
Postarałam się. W oknach były firanki z kolorowych bibułek, w środku meble i ludziki wycięte z bristolu, które wspólnie pokolorowałyśmy. Domek miał nawet czerwony, dwuspadowy dach zrobiony z pudełka po czekoladkach.
– Mamusiu, on wygląda nawet lepiej niż ten mój wymarzony, który pokazywałam ci w sklepie!
Kochana Tosia! Choć taka malutka, była bardzo mądra. Dobrze wiedziała, że nie stać mnie na zakup zestawu za 200 złotych i robiła, co mogła, żeby nie było mi przykro.
Przytuliłam ją, czując, jak na nowo rozdziera mi się serce. Chciałam jej stworzyć normalny dom. Do tej pory, mimo braku tatusia, jakoś mi się to udawało. Córka dobrze zaadaptowała się w przedszkolu. Popołudnia z kolei spędzałyśmy tylko we dwie – bawiąc się, gotując, czytając bajki. Czułam, że łączy nas silna więź. Czy to, co zamierzam dziś zrobić, nie zburzy tego układu?
W zamyśleniu pogłaskałam ją po blond główce. Miała gęste i mocne włosy – zupełnie jak ja. W ogóle była do mnie podobna. Wyglądało na to, że wyrośnie więc z niej niczego sobie dziewczyna.
Niczego sobie… Bezwiednie rzuciłam okiem w kierunku lustra. Niewysoka, raczej szczupła, z wyraźnie wciętą talią i irytująco dużym biustem. Mężczyznom, oczywiście, te piersi się podobały. I właśnie to stanowiło dla mnie problem. Przez całe swoje niemal trzydziestoletnie życie byłam dla nich jedynie obiektem seksualnym.
Cycata blondynka o naiwnych niebieskich oczach – jak po taką nie sięgnąć? Czy właśnie przez tę swoją powierzchowność pieprzonej laleczki Barbie spotykały mnie same sercowe porażki? Przez to zmieniłam nawet kolor włosów.
A przecież nie zależało mi na powodzeniu i skakaniu z kwiatka na kwiatek. Marzyłam o normalnym domu, rodzinie, zwyczajnej miłości. Nie potrzebowałam wcale księcia z bajki. Wystarczyłby ktoś, kto zostałby ze mną dłużej niż na pół roku. Niestety, dotąd nikt taki się nie trafił.
Ojciec Tosi na przykład, zmył się, gdy tylko napomknęłam o swojej ciąży. A tyle sobie po nim obiecywałam! Starszy o kilka lat, był synem wykładowcy na uczelni, w której studiowałam. Przyjechał kiedyś po ojca samochodem, a ja akurat wybiegłam ze szkoły w gronie koleżanek. Najpierw oczarował mnie jego uśmiech, potem słowa o miłości.
Kiedy jednak zdarzyła się wpadka, on musiał nagle wyjechać, a jego tatuś oblał mnie na egzaminie. Po narodzinach córeczki stanęłam przed dylematem – zawiesić studia i poszukać pracy czy przymierać głodem.
Wybrałam tę pierwszą opcję
I udało mi się nawet zaczepić w restauracji jako kelnerka. Niestety, ze względu na dziecko nie mogłam brać wieczornej zmiany. A właśnie wtedy wpadają największe napiwki. Musiałyśmy więc wyżyć z Tosią za półtora tysiąca miesięcznie. Wizja przymierania głodem wcale się tak bardzo nie oddaliła…
Zostawiłam małą przy zabawie i weszłam do łazienki. Trzeba się pospieszyć, zaraz przyjdzie niania. Rozebrałam się, wzięłam długi i bardzo gorący prysznic. Potem wysuszyłam i rozczesałam włosy. Zaczęłam się malować.
Jaki powinnam zrobić makijaż? Na co dzień tuszowałam tylko rzęsy, pudrowałam policzki i przeciągałam usta pomadką. Dziś jednak to chyba nie wystarczy?
Ostatecznie postanowiłam najpierw się ubrać. Włożyłam czarne stringi, które kupiłam dziś w supermarkecie. Czy były seksowne? Dla mnie raczej śmieszne i niewygodne. A do tego różniące się odcieniem od biustonosza. Pewnie jednak nie warto się tym zamartwiać. Bo w końcu ile czasu będzie mi dane pozostać tego wieczora w bieliźnie?
Tamten facet przyjechał tu w sprawach biznesowych. Przynajmniej tak powiedział, kiedy zapłacił za lunch, dorzucając do rachunku 50 złotych.
– Jesteś piękną kobietą – powiedział, kiedy wybałuszyłam oczy na widok napiwku. – Mogłabyś łatwo zarobić dziesięć razy więcej.
Popatrzyłam na niego zaskoczona. Dziesięć razy więcej? Pięć stówek? Co miał na myśli? Nasze spojrzenia spotkały się ponad restauracyjnym stolikiem i… Zrozumiałam. Tylko wyglądam na słodką idiotkę. Życie jednak nauczyło mnie mądrości. Poza tym, klienci ciągle mnie zagadywali.
Proponowali kawę, kino, spacer, przejażdżkę ich wypasioną furą. Propozycja seksu za pieniądze pojawiła się jednak po raz pierwszy.
– Pomylił pan adresy – odpowiedziałam, zastanawiając się, czy nie powinnam mu zwrócić napiwku. Cholera, te pieniądze przydałyby się idealnie na ciepłą kurteczkę z second handu dla Tosi.
– Rozumiem, przepraszam – jego spojrzenie przeczyło jednak słowom. Nadal wpatrywał się we mnie tak, jakby chciał mnie rozebrać oczami.
Tamtego popołudnia nie mogłam dojść do siebie. Z jednej strony byłam oburzona, wściekła nawet. Okej, nie wyglądałam pewnie na kobietę sukcesu, ale jak on mógł tak po prostu potraktować mnie niczym dziw**?
Z drugiej strony jednak…
Pięćset złotych to jedna trzecia mojej pensji. Nie tylko dotrwałabym do końca miesiąca bez proszenia się o pożyczkę u szefa lub koleżanek z pracy, ale jeszcze obkupiłabym siebie i Tosię na zimę. A przecież… To tylko godzinka czegoś, co każdy dorosły człowiek i tak od czasu do czasu robi.
Byłam zła i rozdrażniona, słabo spałam w nocy. A kiedy rano szykowałam córeczkę do przedszkola, zamiast śmiać się z nią i żartować, jak co dzień, zauważałam tylko przetarte rajstopki, dziurawe spodenki, spraną koszulkę i wykoślawione buciki. Do licha! Co ze mnie za matka, że nie mogę kupić dziecku nowych ciuszków?!
W pracy wszystko leciało mi z rąk, dla klientów byłam chłodna i opryskliwa, pozbawiając się tym samym choćby i tych skromnych napiwków, na które mogła liczyć dzienna zmiana.
Około pierwszej po południu miałam wszystkiego dość. Po głowie tłukły mi się ponure myśli, że już do końca swoich dni będę latać pomiędzy stolikami z przyklejonym do twarzy uśmiechem w nadziei, że ktoś mi dorzuci do rachunku piątaka.
I wtedy do sali wszedł on
Mężczyzna, który wczoraj chciał kupić mnie za 500 złotych. Zanim podeszłam do jego stolika (byłam w tej części sali sama, nikt nie mógł mnie zastąpić) uważnie mu się przyjrzałam. Nie był brzydki ani odstręczający. Po prostu jeden z wielu przeciętniaków. Ani wysoki, ani niski. Nie gruby, nie chudy. Rysy twarzy miał pospolite, o takich twarzach zapomina się w pięć minut po rozstaniu. Przywołał mnie ruchem ręki.
Zacisnęłam zęby i ruszyłam w jego stronę. Czy zamierza się mścić za wczorajszą odmowę? Będzie niemiły, grubiański, a może poskarży się na mnie kierownikowi sali?
– Czy mogę już przyjąć zamówienie? – spytałam, starając się nadać głosowi neutralny ton.
– Tysiąc złotych – odpowiedział, nie siląc się na jakiekolwiek konwenanse. – Zapłacę ci okrągłego tysiaka za godzinę w moim apartamencie.
Zatkało mnie. Znieruchomiałam. On mówił tymczasem dalej:
– Jestem tutaj ostatnią noc. Jutro rano wyjeżdżam. Rozumiesz? Wóz albo przewóz. Oto adres mojego hotelu i numer pokoju. W recepcji powiedz, że byłaś umówiona.
Przełknęłam ślinę. Chciałam coś odpowiedzieć, ale czułam pustkę w głowie. Chcąc nie chcąc – choć wiem, że to głupie – myślałam o nowiutkim domku dla lalek, o którym marzyła Tosia.
– Czekam na ciebie o ósmej wieczorem – oznajmił. I wyszedł.
A teraz stałam w łazience, patrząc na maskę, w jaką z pomocą tuszu, pudru i szminki zamieniałam swoją twarz. Czy ta wyzywająco umalowana lala gapiąca się na mnie z lustra to nadal ja? Czy po powrocie do domu wystarczy, że zmyję to wszystko, by wrócić do dawnego życia? I najważniejsze pytanie: czy potrafiłabym się jeszcze wycofać?
Czytaj także:
„Byłam szaleńczo zakochana w Wojtku, ale wiedziałam, że pragnie być ojcem. Więc kiedy rak odebrał mi płodność, odeszłam"
„Na widok Joli prawie dostałam zawału. Mój syn umawia się z 40-letnią kobietą. Przecież ona mogłaby być jego matką"
„Ja zaharowuję się na śmierć, byleby syn miał wszystko, czego zapragnie, a ten smarkacz kradnie. Przynosi mi wstyd"