Wyjeżdżałam służbowo na kilka dni, taksówka już czekała na mnie pod firmą. W pośpiechu załatwiłam ostatnie sprawy i wybiegłam ze swojego gabinetu, gdy już w holu przypomniałam sobie, że jeszcze nie zadzwoniłam do działu handlowego.
Bez zastanowienia przysiadłam więc na krześle w recepcji, które akurat było wolne (recepcjonistka, najwyraźniej z jakiegoś powodu opuściła na chwilę swoje stanowisko) i wystukałam numer wewnętrzny. Zamieniłam kilka słów z Iwoną, kierowniczką działu i moją prawa ręką.
Poznałyśmy się na ekonomicznych studiach podyplomowych, kiedy zdecydowałam, że chcę prowadzić własny biznes. Byłam z wykształcenia psychologiem, więc nie brakowało mi wyczucia sytuacji i ludzi, ale nie miałam pojęcia o zakładaniu firmy. Od razu się zaprzyjaźniły i kiedy tylko ruszyłam z biznesem, zaproponowałam Iwonie stanowisko.
– Na początek pieniądze może będą niewielkie. Ale branża ma przyszłość – powiedziałam.
Widziałam, że rozmaite siłownie wyrastają jak grzyby po deszczu, zdecydowałam się więc zainwestować w firmę, która będzie sprowadzała do kraju i sprzedawała rozmaite odżywki dla osób, które trenują. Z czasem doszły do tego także inne produkty jak koktajle, batony, suplementy diety.
I chociaż wyrosła nam niebezpieczna konkurencja, to mieliśmy już na rynku renomę. Co nie oznaczało, że możemy zwolnić tempo i się nie rozwijać.
Ja czuwałam nad strategią rozwoju, a Iwona wspaniale ją wdrażała w życie. Zbudowała bardzo mocny zespół handlowców, byłam jej za to niezwykle wdzięczna. Potrafiła ludzi motywować do pracy, nie tylko finansowo. Jej zaraźliwy zapał sprawiał, że dawali z siebie wszystko. Poza tym ciągle wyszukiwała nowe talenty, śledząc ruchy konkurencji.
Teraz także miała zatrudnić jakiegoś nowego handlowca – podobno absolutną gwiazdę w swoim fachu.
– Wieżę Eiffla sprzedałby premierowi Francji – śmiała się.
Zadzwoniłam z biurka recepcjonistki żeby jej powiedzieć, że zdecydowałam się, i jeśli ten facet jest naprawdę tak świetny, to może mu zaproponować wyższą pensję.
– Młode wilczki trzeba wspierać – zaśmiałam się i odłożyłam słuchawkę.
Miałam już wstać z krzesła, kiedy przez obrotowe drzwi wszedł do firmy jakiś chłopak. Mimo że był ubrany w garnitur, moje wprawne oko wychwyciło ładnie ukształtowane mięśnie rysujące się pod materiałem. Mam nadzieję, że to nasze odżywki mu tak służą – przebiegło mi przez myśl, co mnie rozbawiło. Chłopak podszedł pewnym krokiem do recepcyjnej lady.
– Dzień dobry. Jestem umówiony z panią Iwoną – powiedział.
– Pierwsze piętro, pokój numer jeden, na prawo od windy – odpowiedziałam.
Uśmiechnął się, odsłaniając równe białe zęby, a ja poczułam, że serce łopocze mi w piersi i lada chwila się zaczerwienię.
Uspokój się, wariatko! Od razu widać, że dawno nie miałaś faceta! – nakazałam sobie.
Na szczęście winda stała na parterze, więc chłopak wsiadł do niej szybko, a ja mogłam wziąć głęboki oddech. To pewnie ten nowy handlowiec, o którym mówiła mi Iwona – przebiegło mi jeszcze przez głowę, gdy wybiegałam z firmy ścigana spojrzeniem pana Włodka, ochroniarza.
Tak, chcę z tobą być, chcę urodzić ci troje dzieci
Dni w podróży służbowej były intensywne. Od rana do wieczora prowadziłam rozmowy i nie miałam na nic innego czasu. No, może poza myśleniem o tym przystojnym nowym handlowcu… Nie da się ukryć, że moje myśli jakoś tak mimowolnie biegły do niego. Dawno żaden mężczyzna nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Był dokładnie w moim typie, miał magicznie brzmiący głęboki głos. A jeśli jeszcze naprawdę był tak inteligentny, jak mówiła o nim Iwona…
Pamiętaj jednak o tym, że jest twoim pracownikiem! – upominałam siebie. Nie martwiłam się jednak tym za bardzo. Znałam siebie i wiedziałam, że potrafię zachować właściwy dystans. Przynajmniej wtedy tak sądziłam…
Tymczasem kiedy tylko weszłam do firmy, z miejsca natknęłam się właśnie na niego.
– O, cześć! – zawołał na mój widok. – A jednak nie jesteś moim przywidzeniem, tylko faktycznie tutaj pracujesz! A ja przez tyle dni usiłowałem się dowiedzieć, kim jest ta piękna blondynka z recepcji, ale wszyscy mi mówili, że nie ma nikogo takiego. Wojtek jestem!
– Ewa Sęk – odparłam, podając mu rękę.
Widziałam, że jego zwoje mózgowe wykonują pracę, aby mnie odpowiednio umiejscowić w firmie. Pomogła mu w tym Iwona, która wyrosła za jego plecami.
– To jest nasza szefowa, właścicielka firmy – rzuciła i obie miałyśmy okazję zobaczyć, jak chłopak gwałtownie się czerwieni.
– Bardzo panią przepraszam – wydukał.
– Nic nie szkodzi – beztrosko wzruszyłam ramionami. – I jeśli pozwolisz, przejdźmy na „ty”. Takie zwyczaje panują w tej firmie, jesteśmy bardzo bezpośredni.
– Oczywiście, z przyjemnością. Będzie mi bardzo miło – był nadal zmieszany.
Posłałam mu lekki uśmiech i wsiadłam do windy. Dopiero kiedy drzwi się za mną zamknęły, dałam upust swoim emocjom.
Boże! Jaki on jest ujmujący! – przebiegło mi przez rozgorączkowaną głowę.
Szybko się okazało, że mimo narzuconych sobie zasad nie jestem w stanie pozostać obojętna wobec Wojtka. Zawsze współpracowałam ściśle z handlowcami, a teraz wręcz zintensyfikowałam te kontakty, wmawiając sobie, że to dla dobra firmy. Tak naprawdę jednak nowy handlowiec przyciągał mnie jak płomień świecy ćmę.
Leciałam do niego… Czy na zatracenie?
W końcu mój szczególny stosunek do własnego pracownika nie umknął uwadze Iwony, która znała mnie od lat.
– Zadurzyłaś się – podsumowała mnie pewnego dnia. – Wpadłaś jak śliwka w kompot.
– Wcale nie! – usiłowałam się bronić, twierdząc, że chodzi przecież jedynie o naszą nową strategię handlową; moja przyjaciółka jednak tylko się uśmiechnęła i powiedziała:
– Przestań. Od razu widać, że coś do niego czujesz. I wiesz co? To cię uczłowiecza. Do tej pory zastanawiałam się, czy nie jesteś przypadkiem robotem zaprojektowanym tylko do pracy. Przecież ty nie masz żadnego życia prywatnego, dziewczyno! W tym wieku! Chcesz skończyć jako samotna stara panna?
– Nie chcę – odparłam, nawet nie próbując się bronić, że to wszystko, o czym mówi Iwona nie jest prawdą.
A to dlatego, że moja przyjaciółka miała rację. Budując silną pozycję swojej firmy na rynku zapomniałam o sobie. Czułam się odpowiedzialna za ludzi, których zatrudniam, nie tylko za ich finanse, ale i za szczęście. A sama… Czy byłam szczęśliwa?
Odpowiedź, której musiałam sobie szczerze udzielić brzmiała – nie. Byłam do głębi samotna. I zastanawiałam się, czy jeszcze potrafię to zmienić, czy potrafię się otworzyć na ludzi. A w szczególności na Wojtka, który naprawdę bardzo mi się podobał, i uważałam, że jest wart mojego zainteresowania.
Pomogła mi w tym Iwona, motywując mnie tak samo, jak swój zespól handlowców i dyskretnie nade mną czuwając, abym nie zeszła z raz obranej drogi. Dzięki jej działaniom i dzięki temu, że Wojtek od początku był mną bardzo zainteresowany, zaczęliśmy się spotykać.
Początki nie były takie łatwe, bo Wojtek od razu jasno postawił sprawę, że to on za nas wszędzie płaci. Nie było więc mowy o spędzaniu weekendów w jakimś drogim spa, które kosztowałoby pół jego pensji. Na to z kolei ja nie mogłam pozwolić. Za to odkryłam na nowo uroki małych pensjonatów, a nawet spania pod namiotem, gdy rozgwieżdżone niebo po prostu wali się człowiekowi na głowę – wystarczy wyciągnąć nadmuchiwany materac nocą na powietrze.
Byłam zakochana w Wojtku jak nastolatka i tak się dokładnie czułam, chociaż dawno przekroczyłam już trzydziestkę. To, co mnie spotkało, było tak cudowne, że aż się bałam snuć wspólne plany. Wojtek za to ani trochę się nie krępował – mówił otwarcie o tym, że chce mieć ze mną trójkę dzieci. Sam pochodził z wielodzietnej rodziny i uważał, że to jest wspaniałe. Czułam, że jestem w stanie mu te dzieci urodzić.
Także dlatego, że był dla mnie zawodowym wsparciem. Potwierdziło się to, co powiedziała o nim Iwona – był doskonałym handlowcem. Kiedy nasze rozmowy schodziły na temat pracy, rysował przede mną nowe strategie rozwoju firmy.
Stworzymy wspaniały tandem – cieszyłam się w duchu, myśląc o tym, że nie jestem już sama także z biznesowymi problemami. Czas biegł szybko, nasza znajomość była coraz bardziej ścisła. Nic więc dziwnego, że pewnego dnia, a był to piątek, Wojtek powiedział:
– Myślę, że powinniśmy razem zamieszkać.
– Dobrze. Porozmawiamy o tym wieczorem, po kinie – obiecałam nieuważnie.
Moje myśli zaprzątało co innego
Byłam umówiona ze swoim ginekologiem, od pewnego czasu bowiem czułam się dziwnie. Współżycie zaczęło sprawiać mi ból. Odmawiałam więc seksu, ale nie mówiłam Wojtkowi o tym, dlaczego. Byłam zaniepokojona, idąc do lekarza.
I stało się tak, że jednak nie poszliśmy tamtego dnia do kina. Po wizycie wysłałam ukochanemu esemesa, że nie mogę i że spotkamy się innym razem. Zadzwonił do razu, ale nie odebrałam. Nie byłam w stanie z nim rozmawiać.
Nie odbierałam od niego telefonów przez cały weekend. I nie otworzyłam mu drzwi mieszkania, do których się dobijał.
A w poniedziałek rano… Zjawiłam się w firmie spokojna i opanowana, w nienagannym makijażu. Nikt by nie powiedział, że przez dwa dni płakałam, podejmując trudne i raniące mnie i nie tylko mnie decyzje.
Wojtek czekał przed moim gabinetem. Rzucił się do mnie zaniepokojony, ale przyjęłam go chłodno.
Wprowadziłam do gabinetu, a potem dałam do zrozumienia, że nasz związek był pomyłką.
– Nie wiem, skąd ci przyszło do głowy, że możemy zamieszkać razem – starałam się mówić lodowatym tonem. – Co innego kino, ale wspólne mieszkanie? Sprawy zaszły za daleko i powinniśmy się rozstać.
Nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy. Jakby go ktoś uderzył i opluł. Obrzucił mnie pogardliwym spojrzeniem i bez słowa wyszedł z gabinetu. Jeszcze tego samego dnia złożył wymówienie z pracy.
– Zwariowałaś? Pozbawiasz firmę najlepszego handlowca! Co się z wami dzieje? Pokłóciliście się o jakieś głupstwo? To chyba nie powód, aby pozbawiać mój zespól filaru, na którym się opiera! – Iwona przyleciała do mnie z pretensjami; była zdruzgotana i rozumiałam ją, ale nic nie mogłam zrobić.
– Jeśli on odszedł i nie chcesz go zatrzymać, to i ja odchodzę – próbowała mnie szantażować, lecz się nie dałam.
Wszyscy mają mnie za bizneswoman bez serca
Tydzień później wyjechałam na miesiąc.
– Muszę porządnie wypocząć – powiedziałam w firmie, i to była oficjalna wersja.
Prawdziwa jednak była taka, że poszłam na operację. Te bóle w podbrzuszu, zaburzenia miesiączkowania, o których myślałam, że są spowodowane przemęczeniem i stresem, to był rak, który zaatakował moje narządy rodne.
– Zaawansowane stadium. Konieczna jest operacja, usunięcie macicy i jajników – diagnoza lekarska nie pozostawiała żadnej nadziei na to, że kiedyś będę mogła zostać matką.
Mogłam mieć o to pretensje tylko do siebie – chociaż pracownikom płaciłam za abonamenty w placówce medycznej, to swoje zdrowie paskudnie zaniedbałam.
Kolejne miesiące to była moja walka o życie. Ale nie poddawałam się. Nie mówiłam o niczym w firmie, tylko w lepsze dni zaciskałam zęby i przyjeżdżałam do pracy. W gorsze wymawiałam się podróżami służbowymi.
Byłam także wdzięczna losowi, że Iwona zrealizowała swoje pogróżki i faktycznie odeszła z pracy – ona jedna by poznała, że moje włosy to peruka po tym, jak mi wypadły podczas przyjmowania chemii. Przeszłam ciężki okres, ale leczenie przyniosło rezultaty. Lekarze orzekli, że rak się cofnął i nie zaatakował kolejnych organów.
Miałam przed sobą jeszcze pięć lat obserwacji, czy jednak nie powróci. I lęk do końca życia, że jednak gdzieś się czai w moim ciele. Byłam także skazana na przyjmowanie leków hormonalnych, by mój organizm nie zwariował, skoro sam już nie mógł ich produkować.
Przeszłam przez to, przetrwałam. Przetrwała także moja firma, choć po odejściu Iwony i przy braku mojego wielkiego zaangażowania przez taki długi czas nie było lekko wyprowadzić ją znowu na prostą. Dzisiaj, kiedy minęło prawie dziesięć lat od tamtych wydarzeń, mogę powiedzieć, że i ja, i mój biznes mamy się dobrze.
A moje życie prywatne? Nie istnieje. Wszyscy mają mnie za pozbawioną serca bizneswoman, która poświęciła je dla kariery. Nikt nie wie, jaką podjęłam decyzję i ile mnie kosztowała.
Do dzisiaj się zastanawiam, czy postąpiłam słusznie. A może trzeba było powiedzieć Wojtkowi prawdę? Może zgodziłby się na to, abyśmy dzieci adoptowali? Nigdy się tego nie dowiem. Wiem jednak, jak silne było jego pragnienie zostania ojcem.
Zrealizował je – z nową partnerką ma faktycznie troje dzieci. Pracuje także na dyrektorskim stanowisku i na szczęście nie wie, że po części zawdzięcza je mnie, bo po cichu dałam mu świetne referencje. Mam nadzieję, że jest szczęśliwy. Chociaż on.
Czytaj także:
„Syn urodził się chory, ale żona nie mogła na niego patrzeć, czuła obrzydzenie. Uciekła. Czasami chciałbym, żeby nie żyła"
„Ojciec nas katował, a matka bezczynnie na to patrzyła. Przez to piekło moja mała siostrzyczka zaćpała się na śmierć"
„Zdradziłam męża, bo czułam się samotna. Nawet gdy okazało się, że jestem śmiertelnie chora, on nie miał dla mnie czasu"