Podobno gdy się urodziłam, ojciec nie był, delikatnie mówiąc, zachwycony. Zaplanował sobie, że będzie miał syna, dziedzica, kontynuatora męskich tradycji w naszej rodzinie, która sięgała czterech pokoleń wstecz, a jego samego doprowadziła do stopnia pułkownika. A tu spotkała go taka przykra niespodzianka.
Byłam niepełnowartościowa
Na dodatek mama rodziła mnie z komplikacjami i wkrótce okazało się, że nigdy więcej nie zajdzie w ciążę. Na dziedzica i następcę, przynajmniej z prawego łoża, nie było więc żadnych szans. Kiedy ojciec to sobie uświadomił, jego niezadowolenie jeszcze wzrosło. I wcale tego nie ukrywał.
Mama kochała mnie nad życie i na każdym kroku mi to okazywała. A on? Nigdy nie kupił mi żadnej lalki, nie przytulił, nie nazwał swoją małą księżniczką. Nigdy nie interesował się moimi sprawami i problemami.
Bolało mnie mnie to, bo bardzo pragnęłam jego uznania i akceptacji, ale nic nie mogłam zrobić. Dorastałam w przekonaniu, że w oczach ojca jestem niepełnowartościowym potomkiem, którym nie warto zawracać sobie głowy.
Zmieniło się to dopiero wtedy, gdy przyprowadziłam do domu przyszłego męża. Kiedy ojciec usłyszał, że Marek chce zostać zawodowym żołnierzem, na jego twarzy pojawiła się radość i ulga. Przywitał się z nim bardzo serdecznie, zaprosił do stołu.
Chyba zobaczył w nim syna, o którym zawsze marzył. Panowie bardzo szybko się zaprzyjaźnili. Zazdrościłam Markowi tego ojcowskiego zainteresowania, ale jakoś to przełknęłam. Przecież zawsze byłam na drugim planie, zawsze byłam tylko tłem. Zdążyłam przywyknąć…
Cmokał, nachylając się nad jej łóżeczkiem
Trzy lata po ślubie zaszłam w ciążę. Cała rodzina szalała ze szczęścia. Ojciec też. Byłam przekonana, że czeka na wnuka, a ja dałam mu wnuczkę. Byłam w szoku, że ojciec promieniał szczęściem.
– Jest tak śliczna i słodka! Po prostu cudo! – cmokał z zachwytu, nachylając się nad łóżeczkiem.
– Nie jesteś rozczarowany, że to nie chłopiec? – spytałam.
– Rozczarowany? Zwariowałaś? A niby dlaczego? Przecież to moja ukochana wnusia – spojrzał na mnie zdziwiony, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi. Już mu miałam przypomnieć, jak mnie traktował przez całe życie, ale ugryzłam się w język. Nie chciałam psuć pięknej chwili.
Tak zaczął się prawdziwy cyrk. Ojciec nie mógł oderwać się od mojej córki. Całował ją, ciągle przynosił prezenty, a ja przyglądałam się temu z boku i czułam, że pękam jak krucha waza.
– Ale pani tata jest zakochany w małej. Świata poza nią nie widzi. Tylko pozazdrościć takiego dziadka – zaczepiła mnie któregoś dnia sąsiadka.
– Rzeczywiście, Natalka ma szczęście – odparłam, a w duchu dodałam: „w przeciwieństwie do mnie”.
Z jednej strony cieszyłam się, że ojciec okazuje mojej córeczce tyle miłości i zainteresowania, ale z drugiej czułam smutek i żal. Dlaczego dla mnie nie był taki ciepły i czuły, nie mówił mi, że mnie kocha…
Nieraz korciło mnie, by go o to zapytać, ale w ostatniej chwili rezygnowałam. Obawiałam się, że wpadnie w złość i odwróci się od Natalki. A tego nie chciałam. Milczałam więc, tłumiąc w sobie żal.
Gdy Natalcia skończyła cztery lata, zrobiliśmy huczną imprezę. Zaprosiliśmy oczywiście moich rodziców. Ojciec przyniósł jakieś ogromne pudełko. Poczułam, że zaraz stanie się coś złego.
Nie rozumiał, czemu jestem na niego zła
– Natalko, zobaczymy, co dostałaś od dziadka? – powiedziałam do córeczki, rozwiązując kokardę.
Gdy otworzyłam pudełko, dosłownie mnie zamurowało. W środku była lalka. Z długimi blond lokami, w srebrzystej sukience z mnóstwem falbanek. Zerknęłam na ojca. Był aż purpurowy z emocji.
– Dziadek sam wybierał – zapytał, gdy Natalka wyciągnęła lalkę.
– To księżniczka, prawda? – uśmiechnęła się córeczka.
– Księżniczka. Śliczna, jak ty – patrzył na nią z uwielbieniem.
Łzy napłynęły mi do oczu. Szybko wstałam i wyszłam do kuchni. Bałam się, że za chwilę rozbeczę się na dobre. Stanęłam w pokoju i kilka razy głęboko wciągnęłam powietrze.
– Widzę, że jesteś rozżalona – usłyszałam nagle za plecami głos ojca.
– Rzeczywiście jestem. Aż dziwne, że zauważyłeś – prychnęłam.
– Jak mogłem nie zauważyć? Przecież jesteś moją córką! – obruszył się.
– Poważnie? Miło to słyszeć, po niemal trzydziestu latach. Żałuję, że nie mam przy sobie dyktafonu, bo pewnie już nigdy tego nie powtórzysz – odparowałam.
– Dlaczego jesteś taka złośliwa? – spojrzał na mnie zdziwiony.
Ogarnęła mnie wściekłość.
– Ja złośliwa? Chyba sobie żartujesz! Mówię po prostu prawdę! Nigdy nie czułam się twoją córką! Nigdy! Rozumiesz?!
Ojciec, wysłuchał mojej tyrady w milczeniu
A potem wylałam z siebie cały smutek, żal i złość, które nagromadziły się we mnie przez te wszystkie lata. Wytknęłam mu wszystko: że nie okazywał mi ciepłych uczuć, że ze mną nie rozmawiał, że czułam się gorsza, niekochana, cierpiałam… Nie obchodziło mnie, jak zareaguje na moje słowa. Chciałam tylko uwolnić się od tego potwornego ciężaru, który leżał mi na sercu.
Spodziewałam się, że szybko mi przerwie, zezłości się, urządzi awanturę. Tymczasem on nie odezwał się ani słowem. Gdy skończyłam, podniósł głowę.
– Nie zdawałem sobie sprawy… Byłem głupi. Potwornie głupi… – zająknął się.
– Mówisz szczerze? – nie dowierzałam.
– Jak najbardziej… Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie…
Od tamtej pory minęło pół roku. Moje stosunki z ojcem bardzo się poprawiły, bo tata rzeczywiście stara się mi wynagrodzić stracony czas. Nie, nie kadzi mi na każdym kroku, nie obsypuje prezentami, nie przymila się, ale czuję, że mnie kocha i mu na mnie zależy. Widzę to w jego oczach, gdy rozmawiamy.
Czytaj także:
„Przez 32 lata, podstępna choroba odbierała mi radość z życia. Dopiero mój anioł stróż wyrwał mnie z tego piekła na ziemi”
„Wszyscy wiedzieli, że mąż mojej klientki to tyran, choć nikt nie chciał zeznawać przed sądem. Ale idiota sam się wkopał”
„Moja matka wymagała, żebym podporządkowała jej całe życie. Miałam 50 lat i nadal bałam się jej postawić”