„Moja matka wymagała, żebym podporządkowała jej całe życie. Miałam 50 lat i nadal bałam się jej postawić”

mama wymagała, żebym podporządkowała jej życie fot. Adobe Stock, rainbow33
„– Nie przypuszczałam, że jesteś do tego zdolna. Naprawdę chciałaś obcą kobietę wpuścić do naszego mieszkania? – To córka mojej bardzo dobrej znajomej – zaoponowałam. – Nieważne! – przerwała mi. – Jeżeli rzeczywiście jestem takim ciężarem, to proszę bardzo, oddaj mnie do domu starców! A ja, głupia, myślałam, że mogę liczyć na własną córkę…”.
/ 17.07.2022 16:30
mama wymagała, żebym podporządkowała jej życie fot. Adobe Stock, rainbow33

– Nie przypuszczałam, że jesteś do tego zdolna. Naprawdę chciałaś obcą kobietę wpuścić do naszego mieszkania? – mama była bezlitosna.

To córka mojej bardzo dobrej znajomej – zaoponowałam.– A poza tym….

– Nieważne! – przerwała mi. – Jeżeli rzeczywiście jestem takim ciężarem, to proszę bardzo, oddaj mnie do domu starców! A ja, głupia, myślałam, że mogę liczyć na własną córkę…

Miałam ochotę się rozpłakać

Właściwie mogłam przypuszczać, że tak będzie. Nie miałam prawa wyjechać.

– Przepraszam, mamo, nie sądziłam, że tak zareagujesz – skłamałam. – Tak naprawdę wcale mi nie zależy na tym wyjeździe.

Zależało mi, i to bardzo. Może po raz pierwszy w życiu. A przynajmniej pierwszy od wielu lat. Jak się ma 50 lat na karku, niełatwo w swoim życiu coś zmienić. Nie mówiąc o poznaniu kogoś sympatycznego. Od lat spędzałam czas tylko z mamą, jeśli gdzieś wychodziłyśmy, to we dwie. Do kina, do teatru bądź na koncert. Właściwie to mama wybierała. Na imprezy z pracy przestałam chodzić. Do wieczora tamtego dnia udawałam, że wszystko jest OK., próbowałam zatuszować niezręczną sytuację. A wieczorem, połykając łzy, napisałam do Piotra SMS, że nie mogę wyjechać na weekend, bo szef wlepił mi niespodziewane nadgodziny. Wolałam pisać niż mówić, bałam się, że kłamstwo nie przejdzie mi przez gardło.

– Mogę poczekać na ciebie – powiedział wtedy Piotr.

Pierwszy raz w życiu słyszałam takie słowa.

Wyjazd bez ciebie mnie nie interesuje.

Zrobiło mi się ciepło koło serca. I bardzo, bardzo żal…

– W niedzielę też pracuję. Następnym razem – obiecałam.

– Zadzwoń, gdyby się coś zmieniło – w jego głosie zabrzmiał smutek.

Nigdy przedtem nie opowiadałam mu o mamie

Nie było okazji. Po śmierci ojca mama długo nie mogła się pozbierać. To dzięki mnie stanęła na nogi. Nie wiedziałam, że wiążę sobie kamień u szyi. Tak to po latach zaczęłam odbierać. Przez 15 lat byłam z nią, na każde jej skinienie. Wcześniej jakoś nie ułożyłam sobie życia. Ja też tęskniłam za tatą, ale jej cierpienie było większe. Potem doszły problemy z kręgosłupem. Właściwie byłam nie tylko córką, ale i pielęgniarką. Przyzwyczaiłam ją do swojej obecności na każdym kroku. Nawet nie śmiałam nikogo poznać.

Piotr znalazł się w moim życiu przypadkiem. Przyszedł, żeby naprawić komputer. Początkowo nie chciałam się angażować, bo wiedziałam, że i tak nic z tego nie będzie. Ale stało się, byłam zakochana! Nie sądziłam, że w wieku 50 lat można się zakochać.

– Moim zdaniem powinnaś pojechać – powiedziała spokojnie Ewa, moja koleżanka, gdy zadzwoniłam wieczorem.

To jej córka miała przyjść wówczas do mamy.

– Oczywiście, zrobisz, jak uważasz, ale nie możesz myśleć tylko o niej. To chwalebne, że jej pomagasz, ale ty też jesteś ważna.

Ewa miała rację, ale nie odważyłam się sprzeciwić mamie. Gdy nazajutrz rano zadzwonił dzwonek do drzwi, byłam pewna, że to sąsiadka. Czasem przychodziła po kolorowe gazety do przejrzenia. Za drzwiami stał Piotr.

Jeśli się pośpieszysz, to jeszcze zdążymy – uśmiechnął się.

Mnie nie było do śmiechu. Nie umyłam włosów, nie byłam spakowana, nie mówiąc o mamie.

– Zaraz przyjedzie Emilka i zostanie z mamą.

Domyśliłam się, że to sprawka Ewy.

Zrozumiała, że chcę być kochana

Bałam się spojrzeć za siebie, żeby nie widzieć wzroku mamy. To Piotr zagaił pierwszy:

– Witam, jestem Piotr. Nie mieliśmy okazji się wcześniej poznać. To ja porywam pani córkę. Przyrzekam, że nie zrobię jej krzywdy. I że zadzwonimy od razu, gdy dotrzemy na miejsce. Magda na pewno wspominała, że wybieramy się całą paczką do leśniczówki.

O dziwo, mama nie zaprotestowała, nie mówiła w ogóle nic. To znaczy do mnie nic nie mówiła, bo do Piotra i owszem! Pakowałam się w takim pośpiechu, że paru drobiazgów nie wzięłam. Przez cały wyjazd myślałam tylko o tym, co powie mama, jak wrócę. Byłam w szoku, gdy okazało się, że nie powiedziała nic. Zapytała tylko, jak było. Myślę, że w końcu zrozumiała, że mam również prawo do szczęścia. Powoli zaakceptowała Piotra. Spotykamy się, nawet planujemy wspólną przyszłość, o czym nie śmiałam wcześniej marzyć.

Spędzimy razem święta. Jestem mamie wdzięczna, choć czasem myślę, że straciłam kilka lat. Trudno. Najważniejsze, że w końcu odnalazłam szczęście!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA