Ojciec sprytnie to sobie wymyślił. Uśpił naszą czujność, myślał, że jego pieniądze wszystko załatwią. W jednej chwili prysła ułuda idealnego życia mojej rodziny.
Zachowywał się inaczej, niż zwykle
Byłam ubrana w różową sukienkę, Adrian miał na sobie szary garnitur, a nasz dwuletni syn białą koszulkę i kamizelkę w tym samym odcieniu co moje ubranie. Piotruś, który zawsze zaskakiwał rodzinę swoim zachowaniem, był grzeczny i stał z nami przez cały czas, co sprawiło, że wszyscy go polubili.
Następnie odbyło się wesele, ale nie z ogromnym gronem gości, tańcami czy tortem z figurką nowożeńców na szczycie. Absolutnie nie. To była po prostu uroczysta kolacja w znakomitej restauracji dla najbliższych członków rodziny i kilku przyjaciół. Na pianinie delikatnie grał znajomy artysta, a atmosfera była przyjemna, normalna, bez stresu. To było po prostu jak większe spotkanie rodzinne. Następnego dnia, według naszego planu, wybraliśmy się całą trójką nad morze.
Na początku mama i tata przekonywali nas, że możemy zostawić u nich Piotrusia i sugerowali, że mogliby nam zapłacić za wyjazd na jakąś wyspę na Morzu Śródziemnym. Mój ojciec stwierdził, że skoro nasze małżeństwo zostanie opóźnione o kilka lat, a my nie planujemy wielkiego wesela, powinniśmy zrobić prawdziwą podróż poślubną.
– Ale nie mogę sobie wyobrazić żadnej podróży bez Piotrusia – zaprotestowałam, a mój przyszły mąż powiedział, że byłoby to nie fair wobec naszego małego.
– I tak spędzamy z nim za mało czasu. Nie ma mowy! Jedziemy z Piotrusiem, najlepiej na Hel. Tam, gdzie zawsze – zadecydował i nie było miejsca na dyskusje.
Ta decyzja trochę zdenerwowała mojego tatę, bo widziałam, że usilnie stara się znaleźć okazję do zrobienia nam jakiegoś wyjątkowego prezentu. Na koniec i tak zdecydował się na dużą niespodziankę, bo tuż przed ślubem zasilił moje konto sporym zastrzykiem gotówki, za który mieliśmy kupić sobie solidny samochód.
Zwykle nie był taką osobą, która wydaje pieniądze na prawo i lewo. Tak, potrafił być hojny, ale najbardziej lubił kupować prezenty dla mamy. Ja zazwyczaj musiałam go o coś długo prosić, przekonywać go, aby dał mi trochę pieniędzy na nowy sweter czy buty o jakich marzyłam.
Oszalał na jego punkcie
Kiedy dowiedzieliśmy się, że na świat przyjdzie Piotruś, wszystko zaczęło się zmieniać. Tata na początku reagował złością, ponieważ sam dorastał w otoczeniu surowych reguł. Na moment przestraszyłam się, że nie zrozumie i nie zaakceptuje tego, że razem z Adrianem mamy – jak to określał – zbyt luźny styl życia, a do tego wkrótce miało nam się urodzić dziecko.
Zasady i konwenanse były bardzo ważne dla rodziny mojego ojca. Dlatego kiedy ciocia Marysia, siostra mojego taty, dowiedziała się, że na świecie pojawi się dziecko, które nie jest owocem małżeństwa, na jakiś czas przestała z nami rozmawiać. To było smutne.
Wszystko zaczęło się układać, kiedy wśród nas zjawił się mały Piotruś. Tatuś nie mógł powstrzymać radości i nasze mieszkanie szybko wypełniło się zabawkami od niego – od pozytywek, przez karuzele, po piszczące ptaki i wszelkiego rodzaju pluszowe stworki. Od razu pokochał Piotrusia i już na szpitalnym korytarzu, z dumą prezentując malucha na rękach, zaczepiał wszystkie pielęgniarki mówiąc:
– Patrzcie, to mój wnuczek! Jest uroczy, co nie?
Pamiętam jak Adrian robił wtedy głupią minę, nie wiedząc jak powinien się zachować. Mój ojciec szedł dumnie jak paw, jakby to on był ojcem dziecka, a prawdziwy tata czuł się jakby został odsunięty na bok. Ale kiedy zostaliśmy sami z dzieckiem, wszystko wróciło do normalności. Z drugiej strony, ojciec nadal odwiedzał nas dwa, trzy razy w tygodniu, żeby przynieść kolejną zabawkę dla swojego wnuka.
Zdaje się, że to wtedy zaczął lekceważyć mamę. Zawsze ją adorował i zawsze mówił o niej wyłącznie z zachwytem. Ale teraz wydawało się, że miejsce mamy w sercu taty zajął wnuk. Z drugiej strony Piotruś od samego początku zawładnął ich sercami, więc mama wybaczała tacie ten tymczasowy brak zainteresowania nią. Pamiętam, jak do nas zadzwoniła i powiedziała:
– Tata jeszcze nie wrócił do domu? Pewnie znowu wybiera kolejnego pluszowego misia dla Piotrusia i nie może zdecydować, który mu się najbardziej spodoba.
Tak. W tamtym czasie wydawało nam się, że mój tata jest całkowicie skupiony na tym, jak rozpieszczać swojego jedynego wnuka. Z biegiem czasu, zainteresowanie taty Piotrusiem naturalnie zaczęło maleć.
Przestał dawać jej kwiaty i prezenty bez żadnej specjalnej okazji, skończyły się ich romantyczne kolacje i wyjścia do teatru. Mój ojciec stał się zupełnie inną osobą. Mama narzekała, że już nie kocha jej tak, jak kiedyś, mimo że ona na to zasługuje. Nastrój w domu moich rodziców znów się poprawił, kiedy ja i Adrian zdecydowaliśmy się wziąć ślub. Oboje zaczęli robić plany, jakby to miało być ich własne wesele. Miałam wrażenie, że mój tata naprawdę chciał, abym na długo zapamiętała ten wyjątkowy dzień. Chciał, żebym poczuła się jak prawdziwa panna młoda, która zaczyna całkiem nowe życie.
Wydawało mi się to nieco absurdalne, bo przecież sam fakt, że już wcześniej urodziłam dziecko pokazywał, że mam nieco mniej standardowe podejście. Nie próbowałam więc niczego udawać, tylko od razu jasno określiłam, czego oczekuję, a czego nie. Nie ma mowy o białej sukni, welonie i całej tej ślubnej parady z huczną imprezą na stu gości i zabawą do świtu. Tylko prosta, skromna ceremonia. Na tym koniec. Mój tata był bardzo rozczarowany.
Zdałam sobie sprawę, że huczne przyjęcie weselne, kosztowna suknia i podróż poślubna miały służyć jako rodzaj zadośćuczynienia dla nas wszystkich za to, co wkrótce planował zrobić.
Sprytnie to wymyślił
Gdy wróciliśmy z Jastarni z opalenizną, wypoczęci i pełni radości, pierwsze co zrobiliśmy to odwiedziliśmy moich rodziców. Tylko mama nas przywitała.
– Gdzie jest tata? Przecież dziś jest sobota, chyba nie poszedł do biura? – pytałam nieświadoma tego, co zaszło podczas naszej nieobecności.
Mama nie odpowiadała, tylko mocno przytulała Piotrusia.
– Mój drogi wnusiu... – szeptała mu do ucha.
Zirytowany przeciągającymi się przywitaniami, Piotruś zaciągnął babcię do salonu, gdzie w jednym z rogów stał jego kuferek z zabawkami. Zaczynał wyciągać z niego zabawki jedną po drugiej – klocki, autka, pluszaki – i na swój sposób opowiadał babci o tym, co przeżył na wycieczce. Babcia na to wszystko tylko kiwała głową.
– Tak, tak, Piotrusiu, tak... – nie wykazywała żadnego zainteresowania.
Mama zachowywała się naprawdę nietypowo. Nie zadała mi zwykłych pytań jak wam minął czas nad morzem, jak minęła podróż, nie czujecie się zmęczeni, może chcielibyście zjeść ciastko, albo napić się herbaty?. Poza kilkoma słowami do mojego synka, mama była całkowicie milcząca. Ale czemu? Z niedowierzaniem spojrzałam na nią i niespodziewanie naszła mnie przerażająca myśl, że coś złego mogło przytrafić się tacie, pewno leży teraz w szpitalu.
– Czy coś jest nie tak z tatą, mamo? Czy jest chory?
– Nie, nie, nic mu nie jest... – odpowiedziała cicho. – Po prostu odszedł. Teraz mieszka sam.
Ulga po upewnieniu się, że tata jest zdrowy uniemożliwiła mi zrozumienie do końca tych ostatnich słów. Ale kiedy zobaczyłam zdziwione oblicze Adriana, dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, co moja mama właśnie powiedziała. Rozejrzałam się wokół – zauważyłam puste miejsce po biurku taty w jego gabinecie, pusty wieszak, na którym zwykle leżały jego ulubione kapcie... Prawda docierała do mnie powoli, ale nadal nie do końca rozumiałam, co się stało.
– Co to znaczy, że się wyprowadził? – zapytałam.
W ogóle tego nie rozumiałam
Posłałam Adriana z Piotrusiem do naszego domu. Zostałyśmy tylko my dwie. Moja mama co do słowa przekazała mi wszystko, co powiedział jej mój ojciec, kiedy tydzień temu zobaczyła go, jak pakuje walizki. Ojciec zdecydował się odejść. Był wykończony związkiem, nie miał już tego samego uczucia, co kiedyś. Mama ze swoim brakiem chęci do życia stała się dla niego bardziej obciążeniem niż wsparciem...
Nie obwiniał jej za nic. Nawet za to, że przez ostatnie lata ich wakacje były takie monotonne, bo ciągle jeździli w to samo miejsce nad jeziorem, gdzie ona podobno najlepiej się regenerowała. Mimo że na świecie jest wiele interesujących miejsc, które mogli odwiedzić, oni za każdym razem jeździli tam, gdzie zawsze... Nie, nie był na nią zły, nawet za swojego psa, którego mama zdecydowała oddać stryjostwu, bo nie mogła znieść zapachu jego sierści. Wręcz przeciwnie, ojciec do końca doceniał swoją żonę. Za to, że tak dobrze gotowała, dom zawsze był czysty, była doskonałą gospodynią i cudowną matką. Ale przede wszystkim zawsze podziwiał jej inteligencję i poczucie humoru.
– Kiedy zapytałam go, dlaczego wybrał ten moment, kiedy ciebie nie ma, i dlaczego robi to tak po cichu, odpowiedział, że tak jest lepiej dla wszystkich – mama przetarła łzę. – Powiedział: jeżeli Marta nie zobaczy, jak wychodzę z domu, łatwiej jej będzie to przeżyć. Ma teraz tak radosny i ważny czas, nie chciałem jej psuć humoru przed wyjazdem. Czy ty sądzisz, że dla mnie to jest proste, Danusiu?
Słyszałam w jej głosie straszne cierpienie, smutek, ale również dziwną obojętność. Wszystko to było okropnie smutne. W mojej głowie panował chaos. Do tej pory myślałam, że moi rodzice mają wzorowe małżeństwo. Nigdy nie było tu żadnej awantury, narzekania jednego na drugiego... Mój tata pracował, bardzo dobrze mu się powodziło, zapewnił nam komfortowy i bezpieczny dom. Zawsze wydawał się być zakochany, szczęśliwy... Zawsze naprawdę uwielbiał mamę. To ona raczej utrzymywała pewien dystans, łaskawie pozwalając się kochać, podziwiać, adorować.
Czy naprawdę kochała ojca? Nie jestem tego pewna, ponieważ zazwyczaj była bardzo ostrożna w wyrażaniu swoich emocji. Wiedziała jednak, jak czasami robić sobie żarty z uwielbienia, jakie tata jej okazywał. Przypomniałam sobie, jak kiedyś podczas wypoczynku nad jeziorem, musiał nagle wracać do Warszawy. Wyraźnie się tym stresował, ale nie miał wyboru, musiał wyjechać i zostawić nas same w pensjonacie na trzy dni. Wtedy mama powiedziała:
– Mówię ci, jak tylko wróci, od razu pójdzie do jubilera i kupi mi jakąś błyskotkę na przeprosiny.
Faktycznie, kiedyś tata obdarował mamę bardzo kosztownym upominkiem.
– Przecież ci mówiłam. Rysio zawsze tak robi... – tylko się zaśmiała.
Odszedł do innej
Jednakże, okazało się, że się myliła, ojciec wreszcie zdołał ją zaskoczyć.
– Czy znasz tę kobietę, mamo? – zapytałam, ponieważ mimo że do tej pory nie wspomniała o żadnej innej, dla mnie było jasne, że tata nie opuścił nas dla jakiegoś pustelniczego życia.
– Niewiele o niej wiem. Podobno jest bardzo energiczna, pełna życia, no i go kocha... Szczerze mówiąc, nie chcę znać więcej szczegółów – odmachnęła ręką z wyrazem pogardy.
Zmęczona wróciłam do swojego domu. Nawet nie zauważyłam, kiedy zapadł zmrok. Mój mąż zrobił mi na kolację kanapki, choć nie mogłam się przemóc do jedzenia. Zajrzałam tylko do pokoju naszego synka Piotrusia. Nasz maluszek miał bardzo spokojny sen w swoim łóżeczku. Potem umyłam się i sama położyłam na sofie, ale sen nie przychodził.
Moje wesele, wakacje nad morzem, podróż... Wszystko to w tamtym momencie wydawało mi się nierealne. Czułam na swoich barkach ogromny ciężar, jakby mój świat nagle rozpadł się na kawałki. Właściwie tak właśnie było. Moi rodzice zawsze byli moim oparciem. Teraz to straciłam. Zrozumiałam nagle, czemu tata tak bardzo chciał zapłacić za naszą podróż poślubną. Gdy odmówiłam, kupił nam drogie auto.
– Chciał zrekompensować mi to, co straciłam... Czy myślał, że w ten sposób odkupi swoje winy? Co z jego zasadami, które zawsze szanował? Jak mógł je porzucić i po tylu latach zostawić mamę? – mówiłam Adrianowi, płacząc w poduszkę jak małe dziecko.
– Nie wiesz wszystkiego, więc nie oceniaj go. Spotkaj się z nim, daj mu szansę na wyjaśnienie. A co do zasad, to przecież ty jako pierwsza w tej rodzinie je złamałaś, pamiętasz, kochana? – Adrian delikatnie pogładził mój policzek mokry od łez. – I właśnie za to cię kocham Martusiu...
Zasypiałam, opierając głowę na ramieniu męża. Przez cały następny tydzień biłam się z myślami. Praktycznie nie funkcjonowałam. W niedzielę, jeszcze przed obiadem, zadzwonił do mnie telefon. To był mój ojciec.
– Cześć, córeczko, to ja. Chciałbym z tobą porozmawiać. Masz chwilę?
– Tak, tato... Pogadajmy.
Czytaj także:
„Kiedy żona wróciła z Włoch, była zupełnie inna. Miałem wrażenie, że jakiś Massimo nawinął jej makaron na uszy”
„Martwię się o męża, bo dziwaczeje na starość. Zaczął o siebie dbać, znika na całe dni i czyta Biblię przed snem”
„Chciała, żebym za kasę uwiodła jej męża. Pomyślałam, że to łatwy zarobek. Los pokarał mnie za chciwość”