„Martwię się o męża, bo dziwaczeje na starość. Zaczął o siebie dbać, znika na całe dni i czyta Biblię przed snem”

stary mężczyzna fot. Getty Images, Westend61
„Nie poznałam przyczyny podejrzanego zachowania męża, a on z każdym dniem dziwaczał coraz bardziej. Nie było wyjścia. Musiałam go śledzić. Uważam takie zachowanie za niegodne, ale chciałam coś z tym zrobić”.
/ 06.03.2024 22:00
stary mężczyzna fot. Getty Images, Westend61

Mówi się, że ludzie w pewnym wieku zaczynają dziwaczeć. Dla mnie to lekka przesada. Sama jestem już seniorką i o ile mogę nie zauważyć, że pewne zmiany w moim charakterze rzeczywiście zaszły, to nikt nigdy nie nazwał mnie dziwaczką i sama siebie też tak nie postrzegam. Zaniepokoiło mnie jednak zachowanie mojego męża.

Coś było nie tak

Starszy ode mnie o cztery lata Zbigniew od pewnego czasu nie rozstawał się z Biblią. Jak jakiś dewot cytował Pismo Święte i żarliwie się modlił, czego nigdy wcześniej nie robił. Mało tego, w domu zaczął być gościem, a gdy stawiałam przed nim obiad, on odmawiał i zamiast porządnego rosołu i schabowego wybierał sałatkę owocową. „No tak, stał się starym dziwakiem” – myślałam. Okazało się jednak, że jego zachowanie nie wzięło się znikąd.

– Zbysiu, chodź na obiad – zawołałam męża.

– Dziękuję, duszko, ale nie. Wezmę tylko jabłko i idę na spacer.

– Przecież dopiero wróciłeś ze spaceru – zauważyłam zdziwiona.

– Wiem, ale mam ochotę jeszcze pochodzić.

Wziął kilka jabłek i wyszedł. Wrócił dopiero wieczorem, z reklamówką wypchaną zdrowym jedzeniem. Było to o tyle zaskakujące, że przez całe życie powtarzał „płatki owsiane to mogą jeść gołębie, a sałatę króliki”. Od razu udał się pod prysznic, a gdy wyszedł, położył się do łóżka i zaczął studiować Pismo Święte. Kolejny sygnał ostrzegawczy. Mój Zbyszek przez całe życie zaliczał się do wierzących, ale niepraktykujących katolików. Wołami nie mogłam zaciągnąć go do kościoła, nawet w święta.

Takie sytuacje powtarzały się coraz częściej, aż w końcu stały się jego rutyną. Niepokoiłam się. Gdy próbowałam z nim o tym rozmawiać, on stwierdzał tylko, że wszystko jest w porządku. Musiałam z kimś o tym porozmawiać i zasięgnąć porady. Zwierzyłam się mojej koleżance, z którą chodzę do biblioteki na spotkania klubu książki.

– A nad czym ty się zastanawiasz? Chłop ma romans, to jasne jak słońce – stwierdziła Zofia.

– Zbyszek i romans? Nie bądź śmieszna.

– Tak ci się tylko wydaje. Na pewno omotała go jakaś stara dewotka. Bo niby gdzie znika każdego dnia? Dlaczego nagle stał się taki pobożny?

W tym, co mówiła, było trochę sensu, ale ja wiedziałam, że nie chodzi tu o inną kobietę. Zbyszek nigdy nie miał natury babiarza, a w wieku 78 lat... cóż, powiem tylko, że z męskich spraw nie zostało mu już nic poza goleniem i majsterkowaniem. Nie, to na pewno nie chodziło o inną kobietę. Koleżanka nie była w stanie mi pomóc.

Może to jakaś sekta?

W końcu przyszło mi do głowy, że Zbigniew mógł paść ofiarą jakiejś sekty religijnej. To by nawet pasowało. Znikał diabli wiedzą gdzie i stał się przesadnie pobożny. Postanowiłam zapytać go o to. W końcu szczerą rozmową można zażegnać wiele problemów. On jednak tylko zaczął się śmiać.

– Elwirko, ja i sekta? Czyś ty oszalała?

– Przeciwnie. Mam wrażenie, że to ty oszalałeś na starość. Powiedz mi, skąd w tobie ta nagła pobożność?

– Przecież to nic złego, że rozmawiam z Panem Bogiem i poznaję jego nauki.

– Dokąd chodzisz, gdy nie ma cię w domu?

– Spaceruję, głównie po parku. A jak nie spaceruję, to gram w szachy. Tam zawsze znajdę kompana do partyjki.

– A co się niby stało, że moja kuchnia przestała ci smakować?

– Nadal mi smakuje. Tylko ostatnio mam po prostu ochotę na coś lżejszego.

Nie dowiedziałam się żadnych konkretów. Same wymijające odpowiedzi. Coś musiało być nie tak i zamierzałam odkryć prawdę. Następnego dnia poszłam do banku i poprosiłam o wyciąg z konta. Nasze emerytury wpływają na wspólny rachunek, więc mogłam sprawdzić, czy Zbigniew przypadkiem nie wypłaca większych sum.

Nie natrafiłam na nic. Na koncie było mniej więcej tyle, ile powinno być. Żadnych podejrzanych wydatków. Gdyby omotała go sekta, na pewno dziś mielibyśmy już ujemne saldo. W końcu takim grupom nigdy nie chodzi o wiarę, a zawsze o pieniądze.

Prawda była inna, niż przypuszczałam

Nie poznałam przyczyny podejrzanego zachowania męża, a on z każdym dniem dziwaczał coraz bardziej. Nie było wyjścia. Musiałam go śledzić. Uważam takie zachowanie za niegodne, ale chciałam coś z tym zrobić. A żeby mu pomóc, najpierw musiałam poznać prawdę.

Wrócił do domu i odłożył szachy na półkę. Nawet nie usiadł do stołu. Na stojąco zjadł tę swoją zieleninę i udał się na kolejny spacer. Byłam już przygotowana. Musiałam tylko założyć buty i płaszcz. Kierował się w stronę centrum. Gdy tam dotarł, wszedł w jedną z bocznych uliczek, gdzie nie było niczego poza pasmanterią i... salonem wróżb. Wszystko stało się jasne.
Wróciłam do domu i zaczekałam na męża. Pojawił się dopiero cztery godziny po mnie.

– Gdzie znowu byłeś? – zapytałam.

– Spacerowałem po parku – odpowiedział.

– Może i tak, ale czy najpierw nie zahaczyłeś o taki mały salonik wróżb na peryferiach centrum?

– A skąd ty o tym wiesz?

– Powiedzmy, że zobaczyłam to w kryształowej kuli. Zbyszek, po co ty tam łazisz?

– Skoro już musisz wiedzieć, to ci powiem.

Mąż wyjaśnił mi, że pierwszy raz trafił tam z polecenia Jędrka, kolegi, z którym gra w szachy. „Ta kobieta zna całą przyszłość” – przekonywał go. Poszedł, a gdy już spróbował, to wsiąknął.

– I jak ty za to płaciłeś? Przecież na koncie nie brakuje pieniędzy – dochodziłam.

– Mam zaskórniaki. Takie tam, co odkładam sobie już od jakiegoś czasu.

– I co niby wywróżyła ci ta cała jasnowidzka?

To było najgorsze. Ta oszustka (niech będzie przeklęta) wmówiła mojemu mężowi, że w domu czeka go śmierć. Powiedziała, że umrze przy stole, na zawał serca. Kazała mu za wszelką cenę unikać przebywania we własnych czterech ścianach. A on jej posłuchał. Zaczął chodzić na spacery, zdrowo się odżywiać (to akurat wyszłoby mu na dobre, gdyby nie przesadzał, bo w ciągu ostatnich miesięcy schudł jak pies) i na wszelki wypadek, gdyby to nie zadziałało, chciał zapewnić sobie bilet do nieba.

– Dlaczego nie przestałeś do niej chodzić po tym pierwszym razie?

– Powiedziała, że w kartach nie widzi dnia ani godziny, ale kiedy zagrożenie minie, zobaczy to. Więc chodziłem codziennie, żeby sprawdzić, czy mogę już czuć się bezpiecznie.

– Zbysiu... a nie pomyślałeś, że ona tylko naciąga cię na pieniądze? Nikt nie zna przyszłości. Nikt. To całe wróżbiarstwo to zwykła hochsztaplerka.

– Niby wiem o tym wszystkim, ale gdy to usłyszałem, przestraszyłem się. A w głowie cały czas słyszałem jej słowa. Pomyślałem, że nie zaszkodzi posłuchać jej rad.

Tak właśnie manipuluje się najbardziej podatnymi osobami – staruszkami, którym nie zostało już wiele czasu. Ten wstrętny babsztyl chciał go naciągnąć na pieniądze i udało się jej. Trafiła na podatny grunt. Szczęście, że w porę poznałam prawdę. Gdybym zignorowała dziwne zachowanie męża, Bóg jeden wie, jak by się to skończyło. Nie chodzi o pieniądze, a o granie na cudzym strachu.

Czytaj także:
„Sąsiad co niedzielę chodzi z żoną do kościółka, a mnie wmawia, że się rozwodzi. Myśli, że w ten sposób mnie uwiedzie”
„Chciałam zestarzeć się z mężem, a on mnie rzucił po 40 latach. Zbereźny dziadek przygruchał sobie małolatę”
„Żyję z pieniędzy byłych mężów i jestem z tego dumna. Nie przepracowałam ani jednego dnia, a stać mnie na wszystko”

Redakcja poleca

REKLAMA