Dwa tygodnie temu pochowałem żonę. Od tamtej pory bardzo się zmieniłem. Wychudłem, zmarniałem. Prawie nie sypiam, nie jem. Nie dlatego, że tak bardzo tęsknię za Maryśką. Wręcz przeciwnie. Na cmentarzu stałem ze zbolałą miną, dzielnie udawałem zrozpaczonego wdowca, bo nie chciałem, żeby ludzie wzięli mnie na języki. Ale w duchu czułem coś w rodzaju ulgi. Cieszyłem się, że wreszcie nikt nie będzie mi przeszkadzał, gderał nad głową.
A tu proszę!
Nie minęły dwa dni od pogrzebu, a ona już była z powrotem. Przyszła do mnie we śnie, no i wyskoczyła z pretensjami i żalami. Dokładnie pamiętam tamten wieczór. Zjadłem fasolkę po bretońsku ze słoika, wyciągnąłem zimne piwo z lodówki i jak zwykle rozsiadłem się przed telewizorem.
Byłem rozluźniony i rozleniwiony. Zmieniałem pilotem kanały w poszukiwaniu jakiegoś interesującego programu. Nagle poczułem, że ktoś mi się przygląda. Wwiercał mi się wzrokiem w tył czaszki niczym świder. Odwróciłem się gwałtownie, szukając winowajcy. I wtedy ją dostrzegłem. Stała przy oknie ubrana jak na ostatnią drogę. I uśmiechała się złośliwie.
– Maryśka, to ty? – wykrztusiłem, przecierając oczy.
– Ja – skinęła głową.
– Jak to? Przecież cię nie ma!
– Chciałbyś! Ale nic z tego, mój drogi. Jestem i po raz pierwszy od dawna czuję się naprawdę szczęśliwa.
– To po co wróciłaś? Ja cię nie wołałem! – wkurzyłem się.
– Przyszłam, żeby ci uświadomić, jakim parszywym mężem byłeś przez trzydzieści lat naszego wspólnego życia – oznajmiła moja zmarła żona.
– Nie mam ochoty cię słuchać! Dość mi już krwi napsułaś swoim gderaniem – skrzywiłem się.
– Będziesz musiał. Twoje rządy nade mną się skończyły. Teraz górą jestem ja. I chcę, żebyś wyznał swoje grzechy. I błagał o przebaczenie.
– Grzechy? Jakie grzechy! Zgiń, przepadnij, maro nieczysta, bo zaraz dostaniesz! – zerwałem się.
Ocknąłem się na dywanie
Spadłem z kanapy. Odruchowo spojrzałem w stronę okna. Nikogo przy nim nie było. Gramoląc się z podłogi, postanowiłem, że już nigdy nie będę jadł na kolację żadnych ciężkostrawnych potraw. Mimo podeszłego wieku lubię sobie pospać. Nie chciałem, żeby męczyły mnie nocne koszmary. Zwłaszcza w postaci mojej zmarłej małżonki.
Nigdy nie wierzyłem w te metafizyczne durnoty o życiu po życiu. Byłem przekonany, że to tylko zły sen spowodowany tą cholerną fasolką. Kiedy więc już się pozbierałem z dywanu, spokojnie wyłączyłem telewizor, zrobiłem sobie gorzkiej herbaty, wziąłem dwie tabletki na trawienie i podreptałem do sypialni. Kilka minut później już leżałem pod kołdrą. Ledwie jednak przyłożyłem głowę do poduszki, znowu poczułem na sobie czyjś wzrok. Czyżby Maryśka? Ostrożnie otworzyłem jedno oko.
Tak jak wcześniej stała przy oknie, w tej swojej szarej pogrzebowej sukience. Zdenerwowany usiadłem na łóżku.
– To znowu ty? – warknąłem.
– Ja. Co jesteś taki zdziwiony? Przecież dopiero zaczęliśmy temat.
– Czego ty, babo, do cholery chcesz?
– Już mówiłam. Żebyś zrobił uczciwie rachunek sumienia i okazał skruchę – upierała się cholera.
– Że co? Ja tam sumienie mam czyste, więc i kajać się nie zamierzam, zapomnij – prychnąłem.
– Czyli uważasz, że byłeś dobrym mężem, tak?
– Zwyczajnym. Takim jak wszyscy.
– Doprawdy? A te twoje wieczne skoki w bok? Gdy byłeś młodszy, miałeś mnóstwo kochanek… Ja nigdy nawet nie spojrzałam na innego mężczyznę. A ty? Wiesz, ile łez przez ciebie wylałam?
– No dobra, zdradzałem cię – przyznałem. – Ale który facet jest wierny tylko jednej babie? Żaden! Toć to wbrew naturze. Każdy mężczyzna musi polować i zdobywać. Mamy to we krwi. Czułbym się okropnie, gdybym nie skorzystał z okazji. Jak pół faceta albo nawet ćwierć. No więc korzystałem. Życie jest za krótkie, żeby rezygnować z drobnych przyjemności. Czy z tego powodu działa ci się jakaś krzywda? Nie! Starałem się jak dżentelmen, żebyś o niczym nie wiedziała. I nie dowiedziałabyś się, gdybyś nie wściubiała nosa w nie swoje sprawy. No ale ty musiałaś pytać, węszyć, sprawdzać kieszenie. Po cholerę? Przysłowie mówi, że im mniej wiesz, tym spokojniej śpisz. To nie przeze mnie te łzy lałaś, tylko przez swoją zbytnią ciekawość. Zresztą, jak już moje skoki w bok wyszły na jaw, to powiedziałem ci jasno i wyraźnie, że albo będziesz przymykać na nie oczy, albo do widzenia. I przymykałaś. O co więc te pretensje?
Ona! Jak żywa
– W domu też mi nigdy nie pomagałeś. To ja sprzątałam, gotowałam, prałam. Traktowałeś mnie jak służącą… – ciągnęła.
Aż podskoczyłem.
– No i co z tego? Kobiety rodzą się po to, by służyć mężczyźnie. Tak twierdził mój ojciec, a to był bardzo mądry człowiek. Moja matka skakała koło niego jak koło księcia. Wszystko miał podane pod nos, na czas. Nigdy nie usłyszał od niej słowa skargi. I co? Przeżyli razem szczęśliwie ponad czterdzieści lat. Ona potrafiła docenić, że jest przy niej mężczyzna, który zapewnia rodzinie byt. Gdybyś miała jej rozum, to też byś tak robiła. Ale ty w pewnym momencie bezczelnie zaczęłaś się domagać, żebym cię czasem wyręczył! No, to pokazałem ci, gdzie jest twoje miejsce. Nie chciałem, bo nie jestem damskim bokserem, ale nie pozostawiłaś mi wyboru. Pamiętasz, co się potem stało? Zmądrzałaś… Zrobiłaś się cichsza, bardziej uległa. Wystarczyło ostrzej popatrzeć albo podstawić pięść pod nos, a już kładłaś uszy po sobie. Trzy razy się zastanowiłaś, zanim się odezwałaś. Nauczyłem cię rozumu, powinnaś być mi wdzięczna, głupia babo. A ty stroisz fochy. Zwariowałaś? – popukałem się palcem w głowę.
– Mnie miałeś za nic, trudno. Ale naszym dzieciom też prawie w ogóle nie poświęcałeś czasu…
– A kiedy niby miałem to robić? Gdy wracałem zmęczony z pracy, miałem ochotę odpocząć, a nie zajmować się rozwrzeszczanymi bachorami. Zresztą to ty uparłaś się na dzieci. Ja ich wcale nie chciałem. Moim zdaniem to tylko kłopoty i wydatki, a pożytku żadnego. Zaraz pewnie powiesz, że nie mam racji. Otóż mam. Myślisz, że któryś z naszych dorosłych synów zadzwonił do mnie od czasu pogrzebu? Nie! Młodszy to nawet podszedł do mnie na cmentarzu i powiedział, że nie zamierza utrzymywać ze mną żadnych kontaktów. Bo swoim postępowaniem wpędziłem cię do grobu. A przecież to nie ja, tylko choroba. Bezczelny gówniarz! Jak nie chce się odzywać, to niech się nie odzywa. Łaski bez. Mnie nawet jest to na rękę. Jeszcze, nie daj Boże, przyszedłby do mnie po pieniądze albo jakąś inną pomoc. A emeryturę mam przecież niewysoką… Jak zapłacę rachunki, wykupię leki, to niewiele mi zostaje. A jeszcze muszę czasem wyskoczyć na ryby, szachy, brydża albo spotkać się na piwku z kolegami – odparłem.
Maryśka spojrzała z wyrzutem
– Tak, tak, koledzy zawsze byli dla ciebie ważniejsi niż rodzina…
– A co w tym dziwnego? W domu zawsze to samo. Ty, dzieci i mnóstwo wiecznie tych samych problemów do rozwiązania. To trzeba kupić, tamto załatwić, temu zaradzić, to naprawić. I tak w kółeczko. Jak tego słuchałem, to mi głowa pękała i niedobrze mi się robiło. A z kolegami mogłem się pośmiać, pogadać na męskie tematy, uciec od szarości codziennego życia. Należała mi się chyba nagroda za moją ciężką harówkę?
– Szkoda tylko, że mojej harówki nie doceniałeś…
– A co tu było doceniać? Przecież całymi dniami siedziałaś w domu. Aż niektórzy koledzy dziwili się, że pozwalam ci na takie lenistwo, bo ich baby dodatkowo pracowały zawodowo. Ale chciałem być w porządku. Mój ojciec zawsze powtarzał, że to mężczyzna ma za zadanie utrzymać rodzinę. I z tego obowiązku zawsze się wywiązywałem. Po rękach powinnaś mnie całować, a nie z pretensjami wyskakiwać!
– Tak mi było lekko i przyjemnie, że aż zachorowałam na serce. A ty ani razu nie odwiedziłeś mnie w szpitalu… Do samej śmierci czekałam, wpatrywałam się w drzwi…
– Faktycznie, nie przyszedłem. Ale przecież wiedziałaś, że nienawidzę szpitali. Gdy tylko przekroczę próg takiego przybytku, to zaraz mi dziwne myśli przychodzą do głowy. Zaczynam się zastanawiać, co by było, gdyby mnie dopadło jakieś paskudztwo. I po dobrym samopoczuciu ani śladu. Wolałem się więc nad tym nie zastanawiać, bo na razie jestem jak na swój wiek zdrowy i silny.
– Oj, to chyba niedługo, bardzo niedługo – cholerna Maryśka zrobiła niby współczującą minę.
– Chcesz powiedzieć, że wiesz, kiedy umrę? Nie ze mną te numery, moja droga. Nie przestraszysz mnie! – zachichotałem.
– Nie zamierzam cię straszyć. Po prostu sprawię, że nie prześpisz spokojnie żadnej nocy. I twój silny jak na razie organizm w końcu się zbuntuje.
– A niby dlaczego mam nie przespać? – obruszyłem się.
– A bo będę cię odwiedzać, idioto, co noc. Miałam nadzieję, że chociaż po mojej śmierci zrozumiesz, jaki był z ciebie egoista, docenisz, ile dla ciebie robiłam, jak się poświęcałam. Ale nie! Ty ciągle uważasz, że byłeś w porządku. Otóż nie byłeś! Poniżałeś mnie, męczyłeś, lekceważyłeś. Teraz moja kolej! Będę cię nękać do śmierci, a może nawet i dłużej. No, chyba że przeprosisz… – zawiesiła głos.
– Co, grozisz mi? Jaki prawem! Zaraz ci pokażę, co myślę o twoich groźbach! – zamachnąłem się, ale moja pięść tylko przecięła powietrze.
– Nie wysilaj się. Uprzedzałam cię, że twoja władza nade mną się skończyła. Jesteś teraz bezsilny. Więc strzeż się, strzeż się, cholerny egoisto – powiedziała i zaczęła się rozpływać jak obłok dymu.
Chciałem ją jeszcze złapać, ale…
A ja zorientowałem się, że znowu leżę na podłodze. Tamtej nocy nie położyłem się już spać. Nie dlatego, żebym uwierzył w groźby Maryśki. Ciągle myślałem, że to ta cholerna fasolka powoduje takie koszmary. Pomyślałam więc, że najpierw poczekam, aż mój żołądek ją spokojnie strawi i do końca wydali, a dopiero potem położę się do łóżka.
Na wszelki wypadek przez cały kolejny dzień prawie nic nie jadłem. Tylko parę kromek suchego chleba i do tego herbata. Gdy w końcu doczekałem wieczora, byłem pewien, że prześpię noc jak dziecko. Ledwie jednak zamknąłem oczy, znowu się pojawiła. I robiła mi wyrzuty… Następnej nocy było to samo. Kolejnej również. I tak aż do dziś. Nie wiem już, co robić. Tabletki nasenne nie pomagają, dieta też nie. Nawet gorzałka zawiodła. Kiedyś, gdy wypiłem pół litra, to spałem jak kamień. A teraz? Nic z tego!
Maryśka wraca jak bumerang. Żeby chociaż tylko chodziła po mieszkaniu, tobym się pewnie nie przejmował. Ale ona gada i gada jak nakręcona. Wylewa te swoje żale i domaga się przeprosin… Jak tak dalej pójdzie, to naprawdę zamęczy mnie na śmierć.
Wczoraj już byłem tak załamany, że miałem ochotę się poddać i błagać o wybaczenie. Ale w ostatniej chwili się powstrzymałem. Mam swoją męską dumę i baba nie będzie mną rządzić! Chyba więc poszukam jakiegoś medium, wróżki czy innego specjalisty od kontaktów z zaświatami.
Niech zrobi, co trzeba, odprawi jakieś czary-mary albo wymyśli coś innego, ale skutecznego. Bo nie przeproszę cholery, nie przeproszę! Choćbym miał paść trupem ze zmęczenia!
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”