„Ojciec porzucił mnie, gdy miałam 7 lat. Nie kontaktowaliśmy się przez 30 lat. Przypomniał sobie o mnie, gdy potrzebował opieki”

wyrodny ojciec który nie interesował się córką fot. Adobe Stock
Całe życie marzyłam, że w końcu odezwie się i powie, że już zawsze będzie blisko. Gdy miał wypadek, zadzwonili ze szpitala. Usłyszałam: „No co tak wybałuszasz gały? Jak wyjdę ze szpitala, musisz się mną zająć. Przypominam ci, że to twój obowiązek. Jesteś przecież moją córką!”.
/ 03.03.2021 15:50
wyrodny ojciec który nie interesował się córką fot. Adobe Stock

Był poranek. Wyprawiłam męża do pracy, dzieci do szkoły i zabrałam się za gotowanie obiadu. Ledwie zdążyłam wyciągnąć mięso z zamrażalnika, gdy zadzwonił telefon.

– Pani Anna Sikorska? – usłyszałam kobiecy głos.
– Tak, to ja. O co chodzi?

Dzwonię ze szpitala miejskiego. Pani ojciec miał wypadek. Jest już po operacji, przytomny, ale jego stan jest nadal poważny. Chce się z panią zobaczyć. Proszę jak najszybciej przyjechać – powiedziała i, zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, odłożyła słuchawkę.

Usiadłam w fotelu i próbowałam zebrać myśli.

Jechać do ojca? Do szpitala? Jak to?

Przecież nie widziałam go od trzydziestu lat. Opuścił mamę i mnie, gdy chodziłam do pierwszej klasy podstawówki i od tamtej pory się nie pokazał. Nie płacił na mnie alimentów, nie próbował się ze mną skontaktować. Przez długi czas cierpiałam, tęskniłam i marzyłam, że do mnie przyjeżdża i obiecuje, że już zawsze będzie blisko. Ale nic takiego się nie stało. Pogodziłam się z tym, że zniknął z mojego życia.

A tu nagle ktoś dzwoni i mówi, że miał wypadek i że chce się ze mną zobaczyć. Początkowo nie zamierzałam jechać do szpitala. Ba, byłam wściekła, że ojciec kazał mnie odnaleźć i poinformować o wypadku. Uważałam, że po tym, jak mnie skrzywdził, nie miał do tego prawa. Gdy więc już trochę ochłonęłam, wstałam z fotela i wróciłam do gotowania obiadu. Ale nie potrafiłam się na tym skupić.

Przez cały czas myślałam tylko o ojcu. Czułam, że jeśli nie wyjaśnię tego, co się kiedyś stało, to nie zaznam spokoju. Przez miasto wlokłam się prawie godzinę.

Całą drogę zastanawiałam się, jak będzie wyglądać to nasze pierwsze spotkanie po latach

Nie wiem dlaczego, ale naiwnie łudziłam się, że ojciec wzruszy się na mój widok, zacznie przepraszać, kajać się, prosić o wybaczenie. A przede wszystkim powie, że zawsze bardzo mnie kochał i nigdy o mnie nie zapomniał. A nie kontaktował się ze mną, bo było mu wstyd, bo bał się, że go odrzucę. I dopiero gdy zachorował, zebrał się na odwagę. Na tym zależało mi najbardziej. Marzenia z dzieciństwa wróciły. Obiecałam sobie, że jeśli tym razem się spełnią, to postaram się mu wybaczyć.

Gdzieś kiedyś przeczytałam, że wybaczanie przynosi ulgę. A ja chciałam wreszcie zapomnieć o smutku i żalu, który ciągle we mnie tkwił. Na oddział weszłam pełna nadziei. Stanęłam w progu sali i zaczęłam się przyglądać twarzom chorych. I wtedy go zobaczyłam. Leżał na łóżku, pod oknem. Ruszyłam w jego stronę.

– Anna? – spojrzał podejrzliwie.
– Tak, tato, to ja. Dzień dobry. Miło cię wreszcie zobaczyć – wykrztusiłam.

Myślałam, że on zaraz się rozpłacze, wyciągnie ręce. Powie, jak bardzo się cieszy, że mnie widzi. Tymczasem on nawet nie drgnął.

– No, wreszcie się łaskawie zjawiłaś – burknął w końcu.
– Słucham?
– No co tak wybałuszasz gały? Jestem ciężko chory, wymagam pomocy. Jak wyjdę ze szpitala, musisz się mną zająć. Przypominam ci, że to twój obowiązek. Jesteś przecież moją córką – powiedział z zaciętą miną.

Chyba nie muszę mówić, jak się wtedy poczułam. Spodziewałam się łez wzruszenia, radości, przeprosin. A tu co? Kubeł zimnej wody na głowę. Przez dłuższą chwilę patrzyłam na ojca i zastanawiałam się, czy to, co przed chwilą usłyszałam, nie jest przypadkiem jakimś koszmarnym snem. Ale choć szczypałam się w rękę, ciągle miałam przed oczami jego zaciętą twarz.

Nagle ogarnęła mnie wściekłość. Chciałam wyzwać go od najgorszych, wykrzyczeć mu prosto w twarz, że znowu mnie zawiódł i skrzywdził, ale tylko zacisnęłam zęby. Nie chciałam zakłócać spokoju innym pacjentom.

– Tylko tyle masz mi do powiedzenia? – wycedziłam.
– Tyle. A co mam więcej mówić? Co się stało, to się nie odstanie. Nie ma co tracić czasu na rozgrzebywanie starych spraw – skrzywił się.
– Masz rację. Dlatego nic tu po mnie – ruszyłam w stronę drzwi.
A idź sobie, idź. Tylko przyjedź, jak mnie będą wypisywać. A najlepiej dwa dni wcześniej. Klucze ci wtedy dam, żebyś mi w mieszkaniu trochę posprzątała. Nie będę przecież żył w bałaganie – usłyszałam za plecami.
– Nie, nie przyjadę. Ani w dniu wypisu, ani wcześniej.
– Ale jak to? Przecież bez ciebie sobie nie poradzę!
– Poradzisz sobie, poradzisz. Tak samo dobrze, jak przez ostatnie trzydzieści lat dawałeś sobie radę beze mnie. Żegnaj, więcej mnie nie zobaczysz – rzuciłam i wyszłam, nie oglądając się za siebie.

Z jednej strony byłam na siebie zła, że się złamałam i przyjechałam do szpitala, ale z drugiej czułam zadowolenie. Wreszcie wiedziałam, na czym stoję, pozbyłam się złudzeń. Od tamtego dnia minął miesiąc.

Nie wiem, jak się teraz czuje mój ojciec i, prawdę mówiąc, w ogóle mnie to nie obchodzi

Tamtego dnia w szpitalu postanowiłam już na zawsze wymazać go z pamięci. Ale on nie pozwala o sobie zapomnieć. Pisze na mnie skargi do gminy, użala się na swój los. Ostatnio odwiedziły mnie dwie panie z opieki społecznej. Jedna z nich przypomniała mi stanowczym tonem, że mam ustawowy obowiązek opieki nad chorym ojcem, druga oświadczyła wprost, że nie mam sumienia, bo zostawiłam niepełnosprawnego rodzica na pastwę losu.

Dopiero jak usłyszały historię mojego życia i opowiedziałam im, jak mnie przywitał w szpitalu, spojrzały na mnie łaskawiej i obiecały, że nie będą mnie więcej nachodzić. Nie mam pojęcia, co dalej zrobi mój ojciec. Wiem tylko, że nie odpuści.

Pewnie pozwie mnie do sądu, zażąda, żebym płaciła za opiekunkę, albo umieściła go na swój koszt w jakimś domu opieki. A niech pozywa! Byłam u adwokata i wiem, że nic nie zdziała. Prawo nie stoi po stronie wrednych ojców. Radź sobie więc sam, tatusiu. Pa, pa, żegnaj!

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Mój mąż miał raka płuc, więc zostałam z nim z obowiązku
Dobrze nam się układało, ale po 15 latach małżeństwa stałam się nagle tylko... kumplem
Zabiłam męża dla pieniędzy z ubezpieczenia, bo chciałam opłacać młodego kochanka

Redakcja poleca

REKLAMA