„Córka zabrała mnie na babskie wakacje do Chorwacji. Miałam wypocząć, a musiałam słuchać jej wiecznych narzekań”

kobieta w chorwacji fot. Getty Images, VEAM Visuals
„Utyskiwania Ani dosłownie na wszystko zaczęły mi przeszkadzać. Nie przypuszczałam, że moje własne dziecko to taki straszny malkontent! Owszem, była dorosłą osobą, ale zachowywała się jak rozkapryszona księżniczka, której przeszkadza nawet to, że słońce świeci za jasno”.
/ 20.08.2024 17:00
kobieta w chorwacji fot. Getty Images, VEAM Visuals

„O Jezu, mamo, czy ty musisz o wszystko się czepiać? Jesteśmy na wakacjach, wyluzuj” – Ania nawet nie oderwała wzroku od ekranu swojego smartfona. Bardzo nie podobał mi się ton głosu, jakim się do mnie odzywała. Nie tak ją wychowałam, no i nieco inaczej wyobrażałam sobie wspólne wakacje.

Wyjazd zapowiadał się idealnie

– Co byś powiedziała na wczasy w Chorwacji? Wiesz, taki babski wypad, tylko ja i ty – moja córka doskonale wiedziała, że zawsze pragnęłam wybrać się do Chorwacji.

– A to jest jakaś specjalna okazja? – dopytywałam.

– Przecież niedługo masz urodziny, więc potraktuj to jako prezent ode mnie.

– Oczywiście, kochanie, z największą przyjemnością – nie musiałam w ogóle zastanawiać się nad tak kuszącą propozycją.

Byłam taka dumna z Ani. Skończyła studia z zakresu marketingu i pracowała w renomowanej firmie, gdzie zarabiała mnóstwo pieniędzy. Miała wspaniałego narzeczonego – planowali ślub. Zapewniła mi ogromne wsparcie po śmierci męża, chociaż sama mocno przeżyła jego odejście – w końcu to jej ojciec, dla którego od małego była oczkiem w głowie. Niestety, Marek zbyt często zaglądał do kieliszka i dopadł go zawał. Z powodu alkoholu nigdy jednak się nie awanturował, nie zaniedbywał też swoich obowiązków. Zwykle upijał się na wesoło, a potem po prostu szedł spać.

Przez bardzo długi czas nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jest alkoholikiem – przyznaję, że nawet teraz nie potrafię się z tym pogodzić i na dobre przyjąć tego do wiadomości. W każdym razie Ania stanęła na wysokości zadania i otoczyła mnie opieką. Zadbała również o to, żeby pod względem finansowym niczego mi nie brakowało, za co jestem jej niewymownie wdzięczna. Miałam nadzieję, że wspólny wyjazd do Chorwacji wzmocni naszą więź.

Im bliżej było terminu wylotu do Chorwacji, tym bardziej czułam się podekscytowana. Wreszcie miało się spełnić moje wielkie marzenie. Na własne oczy zobaczę Dubrownik, który do tej pory podziwiałam jedynie na filmach i zdjęciach. Do tego cieszyłam się, że będę mogła dzielić to doświadczenie z ukochaną córką.

Żywiłam głębokie przekonanie, że znam ją naprawdę świetnie, ale cóż, okazało się, że jest inaczej. Ania wcześnie się usamodzielniła. Miałyśmy głównie telefoniczny kontakt. Nie spotykałyśmy się tak często, jak bym sobie tego życzyła, ale doskonale rozumiałam to, że córka ma sporo pracy i kompletnie zawalony grafik.

Wyszła z niej maruda

Narzekać zaczęła już w drodze na lotnisko. A to korki za duże, a to siedzenia w taksówce niezbyt wygodne, a już jak wylała trochę kawy na swoje ciemne spodnie, to zrobiła się z tego straszna afera. Starałam się nie przywiązywać do tego zbytniej wagi. Pomyślałam, że ma po prostu zły dzień – wszystkim się może to przytrafić.

Lot upłynął spokojnie. Od razu po starcie obie zasnęłyśmy i przebudziłyśmy się w momencie, gdy samolot schodził w dół i powoli szykował się do lądowania. Z lotniska do hotelu udałyśmy się taksówką. Podróż ta sporo kosztowała, ale Ania się uparła i nie chciała słyszeć o tym, aby płaciła za cokolwiek. Formalności meldunkowe przebiegły szybko i sprawnie. Miałyśmy jeden pokój, ale z dwoma łóżkami i – co najważniejsze – fantastycznymi widokami z pokaźnego balkonu. Byłam zachwycona, a córka zaczęła marudzić.

– Klima za głośno chodzi – burknęła pod nosem. – Będzie mnie od tego boleć głowa.

– Chyba nie zamierzamy siedzieć cały czas w hotelu? – rzuciłam żartobliwie.

– No wiadomo, że nie – odparła – ale i tak powinno być ciszej.

Uznałam za stosowne nie drążyć tematu. Ania co i rusz wynajdowała powód do utyskiwań. Zanim wreszcie opuściłyśmy pokój, była porządnie naburmuszona.
Najpierw poszłyśmy coś zjeść. Nie miałam absolutnie żadnych zastrzeżeń i wszystko mi smakowało. A córka tylko kręciła nosem.

– Kucharz to się nie spisał na medal – westchnęła ciężko, odkładając sztućce.

– Nie przesadzaj, było pysznie.

Gdyby spojrzenia mogły zabijać, to padłabym w tej sekundzie trupem. Po dwóch dniach, a miałyśmy ich tu spędzić dziesięć, utyskiwania Ani dosłownie na wszystko zaczęły mi przeszkadzać. Nie przypuszczałam, że moje własne dziecko to taki straszny malkontent! Owszem, była dorosłą osobą, ale zachowywała się jak rozkapryszona księżniczka, której przeszkadza nawet to, że słońce świeci za jasno. Nie wytrzymałam i zwróciłam jej uwagę.

– Kochanie, więcej optymizmu – prosiłam. – W takim pięknym miejscu jesteśmy, a tobie nic się nie podoba.

– Daj spokój, czepiasz się – usłyszałam w odpowiedzi.

Próbowałam jeszcze z nią parę razy porozmawiać, ale jej reakcja była niezmiennie taka sama. Poddałam się zatem i uznałam, że nie mam wyjścia i muszę się jakoś przemęczyć. Chciałam wrócić do Polski i odpocząć – sama! – po tym wyjeździe.
Nie przypuszczałam, że za kapryszeniem Ani kryje się coś poważniejszego

Poznałam przyczynę jej zachowania

Po powrocie do kraju nie miałam z Anią kontaktu przez niespełna miesiąc. Oczywiście nie omieszkałam jej podziękować za prezent w postaci wspólnych wakacji, niemniej odetchnęłam z ulgą, kiedy znalazłam się w swoich czterech ścianach. Ani trochę nie odpoczęłam – wręcz przeciwnie, czułam się jeszcze bardziej zmęczona, aniżeli przed wyjazdem. Byłam wydrenowana z energii.

Najbardziej przykre w całej sytuacji było to, że przyczyną takiego samopoczucia była moja córka. Potrzebowałam paru dni, żeby dojść do siebie. Wstyd było przyznać się przed samą sobą, że póki co nie miałam ochoty na żadne rozmowy z Anią. Poza tym ona też jakoś nie kwapiła się do tego, więc nie wychodziłam z inicjatywą.

Któregoś dnia zadzwoniła. Już po sposobie, w jaki powiedziała „cześć mamo”, zorientowałam się, że coś jest nie tak.

– Kochanie, co się stało?

Wyrzucała z siebie słowa niczym naboje z karabinu maszynowego. Była roztrzęsiona i płakała, niemniej sedno do mnie dotarło. Była nieszczęśliwa w związku z Pawłem, który stosował wobec niej psychiczną przemoc. Miała po dziurki w nosie wykonywanej pracy – szczerze jej nienawidziła, zwłaszcza że szef nieustannie ją i pozostałych pracowników poddaje mobbingowi. Niby to niedopuszczalne w dzisiejszych czasach, ale ludzie są w stanie wiele znieść w zamian za przelewy opiewające na wysokie kwoty.

Była całkowicie wyczerpana, na skraju załamania nerwowego, a moje serce dosłownie krwawiło, kiedy tego słuchałam. Niewiele myśląc, zaproponowałam, żeby przyjechała do mnie i razem poszukamy rozwiązania. Zgodziła się. Była w naprawdę kiepskim stanie. Przespała dwa dni, dopiero potem była gotowa na rozmowę.

Wyznała, że nienawidzi swojego życia i jeśli czegoś nie zmieni, to zwariuje. Pawłowi kazała się wynieść, ale nie chciała wracać do pięknego mieszkania, które należało do niej. Bała się, że będzie ją nachodził. Delikatnie zasugerowałam, że może najlepiej by było, gdyby jakiś czas pomieszkała u mnie i doprowadziła się do jako takiego stanu. Podpowiedziałam, że dobrze by jej zrobiła wizyta u psychiatry albo terapeuty.

Myślała o tym wcześniej, ale nie miała ani czasu, ani odwagi, żeby umówić się na wizytę. Ja zaś miała potworne wyrzuty sumienia, że niewłaściwie ją oceniłam i nie zauważyłam, że dzieje się u niej coś złego. To moja jedyna córka i kocham ją ponad wszystko na świecie.

Barbara, 59 lat

Czytaj także:
„Mąż na balkonie ciągle podglądał sąsiadkę. Myślałam, że ma z nią romans, a tajemnica była inna”
„Wakacje na Kanarach miały pokazać nam raj, a otworzyły małżeńskie piekło. Gdy mąż był z kochanką, ja nie byłam gorsza”
„Mąż sam się prosił o zdradę. Skoro on woli klepać tabelki, to o namiętną przysługę poprosiłam kochanka”
 

Redakcja poleca

REKLAMA