„Pożyczyliśmy synowi 50 tysięcy, a on jak ognia unika zwrotu. Nikt nigdy tak nas bezczelnie nie oszukał”

rozczarowani rodzice fot. Adobe Stock, fizkes
„Kilka dni później Andrzej zniknął. Nie odbierał telefonów, nie odpowiadał na wiadomości. Zrozumieliśmy, że zdecydował się całkowicie zerwać kontakt z nami. Uciekł od odpowiedzialności. Czułam mieszankę żalu, smutku i poczucia winy”.
/ 20.08.2024 14:30
rozczarowani rodzice fot. Adobe Stock, fizkes

Nasze życie przez wiele lat płynęło spokojnie, pełne miłości i wzajemnego zrozumienia. Syn Andrzej zawsze był dla nas oczkiem w głowie. Chociaż popełniał błędy, wierzyliśmy, że wychowaliśmy go na dobrego człowieka.

Kiedy przyszedł do nas z prośbą o pożyczkę na remont domu, nie mieliśmy wątpliwości, że mu pomożemy. Mieliśmy oszczędności, które trzymaliśmy na czarną godzinę, ale zdecydowaliśmy się je przekazać synowi. Był dla nas najważniejszy, a jego szczęście i przyszłość stanowiły dla nas priorytet. Andrzej obiecał, że zwróci pieniądze po sprzedaży domu, a my uwierzyliśmy w jego słowa bez zastrzeżeń.

Zawsze byliśmy blisko jako rodzina. Janusz i ja staraliśmy się wspierać Andrzeja we wszystkim, co robił. Choć czasami mieliśmy wątpliwości co do niektórych jego decyzji, zawsze staraliśmy się zrozumieć i być dla niego oparciem. Wierzyliśmy, że ten remont domu to dla niego szansa na nowy początek, na lepsze życie.

Syn potrzebował wsparcia

– Mamo, tato, muszę z wami porozmawiać – Andrzej wszedł do kuchni, gdzie siedzieliśmy przy kawie.

Był wyraźnie zdenerwowany, co od razu przykuło moją uwagę.

– Oczywiście, synu. Co się stało? – zapytałam z troską, odstawiając filiżankę na stół.

– Potrzebuję waszej pomocy – Andrzej usiadł naprzeciwko nas, spojrzał na mnie i na Janusza. – Chodzi o dom. Muszę go wyremontować, żeby móc go sprzedać za dobrą cenę.

Janusz westchnął, ale nie przerwał. Ja natomiast poczułam mieszankę niepokoju i nadziei. Andrzej zawsze był ambitny, ale czasem jego plany były zbyt optymistyczne.

– Ile potrzebujesz? – zapytał Janusz spokojnie, patrząc na syna.

– Pięćdziesiąt tysięcy – odpowiedział Andrzej, zniżając głos. – Wiem, że to dużo, ale obiecuję, że zwrócę wam te pieniądze zaraz po sprzedaży domu. Macie moje słowo.

Mąż miał wątpliwości

Spojrzałam na Janusza. W jego oczach widziałam mieszankę sceptycyzmu i zrozumienia. Był pragmatykiem, ale dla naszego syna zrobiłby wszystko.

– Andrzej, wiesz, że nie jesteśmy bogaci. Te pieniądze to nasze oszczędności na starość – powiedział Janusz powoli.

– Wiem, tato. Naprawdę to doceniam. Ale bez tego remontu nie będę w stanie sprzedać domu za dobrą cenę. To inwestycja, która się zwróci. Obiecuję – Andrzej mówił z przekonaniem.

Zawahałam się tylko przez chwilę, zanim podjęłam decyzję. Ufałam Andrzejowi, zawsze staraliśmy się wspierać jego plany.

– Janusz, myślę, że powinniśmy mu pomóc. To nasz syn, a te pieniądze mogą naprawdę zmienić jego życie na lepsze – powiedziałam, kładąc rękę na dłoni męża.

Janusz spojrzał na mnie, a potem na Andrzeja. 

– Dobrze, Andrzeju – powiedział powoli. – Pożyczymy ci te pieniądze. Ale pamiętaj, to jest duża suma. Liczymy, że oddasz nam ją jak najszybciej.

Andrzej odetchnął z ulgą, a jego twarz rozjaśnił uśmiech.

– Dziękuję wam. Naprawdę dziękuję. Obiecuję, że nie zawiodę – powiedział, wstając i przytulając nas obu.

Wszystko poszło szybko

Mijały tygodnie, a Andrzej ciężko pracował przy remoncie domu. Często opowiadał nam o postępach, a my cieszyliśmy się, że jest szczęśliwy. Byłam dumna z naszego syna, widząc, jak angażuje się w ten projekt. Wierzyłam, że wszystko się ułoży.

– Dom wygląda teraz naprawdę dobrze – mówił Andrzej pewnego wieczoru podczas kolacji. – Już mam kilku zainteresowanych kupców. Myślę, że wkrótce uda mi się go sprzedać za bardzo dobrą cenę.

Janusz kiwnął głową z uznaniem.

– Dobrze to słyszeć, synu. Widać, że ciężka praca się opłaca – powiedział, patrząc na Andrzeja z dumą.

Syn stał się rozrzutny

Kilka tygodni później dowiedzieliśmy się, że Andrzej sprzedał dom. Byliśmy szczęśliwi i pełni nadziei na przyszłość. Jednak zamiast otrzymać zwrot pożyczonych pieniędzy, zaczęliśmy zauważać, że Andrzej zaczyna prowadzić bardziej luksusowe życie.

– Wiesz, Urszula, Andrzej ostatnio dużo podróżuje – zauważył Janusz pewnego dnia, przeglądając media społecznościowe syna. – Widziałem zdjęcia z Paryża, Londynu i Rzymu. Czy on już zwrócił nam te pieniądze?

– Nie, jeszcze nie – odpowiedziałam z niepokojem. – Ale może potrzebuje trochę czasu, żeby wszystko uporządkować. Powinniśmy być cierpliwi.

Jednak im dłużej czekaliśmy, tym bardziej rosły moje obawy. Andrzej wydawał się unikać tematu zwrotu pożyczki, a my zaczynaliśmy się martwić, czy kiedykolwiek zobaczymy te pieniądze.

Słyszeliśmy puste obietnice

Pewnego wieczoru, zdeterminowani, postanowiliśmy porozmawiać z Andrzejem. Zaprosiliśmy go na kolację, mając nadzieję, że uda nam się spokojnie wyjaśnić sprawę.

– Andrzeju, chcemy porozmawiać o pieniądzach, które ci pożyczyliśmy – zaczął Janusz, kiedy wszyscy zasiedliśmy do stołu.

Andrzej zaczął się wiercić na krześle, unikając naszego wzroku.

– Tato, wiem, że wam obiecałem, ale miałem teraz kilka pilnych wydatków. Musiałem zainwestować w siebie – powiedział Andrzej, starając się brzmieć pewnie.

– Rozumiemy, synu, ale te pieniądze były naszymi oszczędnościami. Liczyliśmy, że je zwrócisz zaraz po sprzedaży domu – powiedziałam spokojnie, choć serce biło mi szybciej.

Andrzej zamilkł na chwilę, a potem westchnął.

– Dobrze, postaram się oddać je jak najszybciej – powiedział, ale w jego głosie brakowało przekonania.

Mąż się denerwował

Czas mijał, a my wciąż nie widzieliśmy zwrotu pożyczki. Nasze zaniepokojenie rosło, a relacje z Andrzejem stawały się coraz bardziej napięte. Pewnego dnia, Janusz nie wytrzymał.

– Andrzeju, jeśli nie oddasz tych pieniędzy, będziemy zmuszeni podjąć drastyczne kroki – powiedział, patrząc synowi prosto w oczy.

Andrzej zmienił się na twarzy. W jego oczach pojawił się gniew i frustracja.

– Nie mogę uwierzyć, że grozicie mi! – krzyknął. – Jestem waszym synem, a wy mnie oskarżacie o nieuczciwość?

– Andrzej, to nie tak... – zaczęłam, próbując uspokoić sytuację, ale on już wstał i wybiegł z domu, trzaskając drzwiami.

Czuliśmy się oszukani

Minęły dni, a od Andrzeja nie mieliśmy żadnych wieści. Telefony pozostawały bez odpowiedzi, a my coraz bardziej czuliśmy się opuszczeni i zranieni. Janusz stawał się coraz bardziej milczący i przygnębiony, a ja nie wiedziałam, jak go pocieszyć.

– Urszula, co my zrobiliśmy nie tak? – zapytał pewnego wieczoru, siedząc przy kuchennym stole. – Dlaczego nasz syn nas tak traktuje?

– Nie wiem, Janusz – odpowiedziałam, czując łzy w oczach. – Staraliśmy się wychować go na dobrego człowieka. Może jednak popełniliśmy gdzieś błąd.

Janusz pokręcił głową, nie znajdując odpowiedzi. Milczał przez chwilę, a potem westchnął głęboko.

– Może powinniśmy go odwiedzić i spróbować porozmawiać twarzą w twarz. Może wtedy zrozumie, jak bardzo nas rani – zaproponował.

Zgodziłam się, chociaż miałam wątpliwości, czy to coś zmieni.

Atmosfera była napięta

Następnego dnia pojechaliśmy do mieszkania Andrzeja, pełni nadziei na wyjaśnienie sytuacji. Kiedy stanęliśmy przed jego drzwiami, serce biło mi mocno.

– Andrzeju, to my. Proszę, otwórz drzwi – zawołał Janusz.

Po chwili drzwi otworzyły się, a przed nami stanął nasz syn. Wyglądał na zmęczonego i przygnębionego.

– Czego chcecie? – zapytał zimno.

– Chcemy porozmawiać, Andrzeju – powiedziałam, próbując opanować drżenie w głosie.

Wpuścił nas do środka, ale atmosfera była napięta. Usiadł na kanapie, a my zajęliśmy miejsca naprzeciwko.

– Andrzeju, prosimy cię tylko o to, co nam obiecałeś. Te pieniądze są dla nas bardzo ważne – zaczął Janusz.

Andrzej spuścił głowę, unikając naszego wzroku.

– Nie mam tych pieniędzy. Wydałem je – powiedział cicho.

Rozczarował nas

Zapadła cisza, w której słychać było tylko nasze nierówne oddechy. 

– Andrzeju, jak mogłeś? – zapytałam z bólem w głosie. – Obiecałeś nam.

– Wiem, mamo. Wiem, że was zawiodłem. Ale nie wiedziałem, co innego zrobić. Przepraszam – powiedział, a w jego oczach pojawiły się łzy.

Janusz wstał, nie mogąc dłużej tego znieść.

– Urszula, musimy iść – powiedział szorstko. – Nie ma sensu dłużej tu siedzieć.

Wyszliśmy z mieszkania, a ja czułam, że serce pęka mi na pół. Andrzej, nasz ukochany syn, zawiódł nas w sposób, którego nie mogliśmy przewidzieć.

A potem uciekł

Kilka dni później postanowiliśmy, że musimy podjąć drastyczne kroki. Napisaliśmy list do Andrzeja, w którym informowaliśmy go, że jeśli nie odda pieniędzy, będziemy zmuszeni złożyć na niego skargę za oszustwo. Było to dla nas trudne, ale nie widzieliśmy innego wyjścia.

– Andrzeju, jesteśmy zrozpaczeni i zranieni. Chcemy, żebyś zrozumiał, jak bardzo nas zawiodłeś. Jeśli nie zwrócisz nam pieniędzy, będziemy musieli podjąć kroki prawne – napisaliśmy.

To był tylko straszak, ale wysłaliśmy list i czekaliśmy na reakcję. Dni mijały, a my żyliśmy w napięciu. Pewnego wieczoru telefon zadzwonił. Był to Andrzej.

– Mamo, tato, proszę, nie róbcie tego. Przepraszam za wszystko. Ale nie mam tych pieniędzy i nie wiem, jak je wam oddać – powiedział przez łzy.

– Andrzeju, dajemy ci jeszcze jedną szansę. Musisz znaleźć sposób, żeby zwrócić nam te pieniądze – odpowiedziałam stanowczo.

Kilka dni później Andrzej zniknął. Nie odbierał telefonów, nie odpowiadał na wiadomości. Zrozumieliśmy, że zdecydował się całkowicie zerwać kontakt z nami. Uciekł od odpowiedzialności.

Nie mamy już syna

Patrząc wstecz na wydarzenia ostatnich miesięcy, czułam mieszankę żalu, smutku i poczucia winy. Andrzej był naszym synem, a my wierzyliśmy, że wychowaliśmy go na uczciwego człowieka. Jednak życie potoczyło się inaczej.

Janusz i ja staraliśmy się żyć dalej, choć nasze serca były ciężkie od bólu. Nasza rodzina została rozbita, a my musieliśmy nauczyć się żyć z tą stratą. Relacja z Andrzejem była teraz tylko wspomnieniem, a my nie mieliśmy nadziei na pojednanie. Żyliśmy w cieniu utraconego zaufania, próbując znaleźć sens w tym, co się stało.

– Urszula, nie możemy pozwolić, żeby to nas zniszczyło – powiedział Janusz pewnego wieczoru, trzymając mnie za rękę.

– Wiem, Janusz. Ale to takie trudne – odpowiedziałam, czując, jak łzy spływają po moich policzkach.

Byliśmy zranieni, ale nasze życie już nigdy nie będzie takie samo, ale mieliśmy siebie nawzajem. To była nasza jedyna nadzieja na przyszłość.

Urszula, 59 lat

Czytaj także: „Znalazłam się na dnie i poprosiłam żonę mojego eks o przysługę. Dobro ukochanej córeczki było ważniejsze niż duma”
„Rzuciłam męża dla kochanka, ale romans okazał się niewypałem. Musiałam wracać do ślubnego na kolanach i we łzach”
„Mąż zostawił mnie chwilę po porodzie, bo miał swoje potrzeby. Karma za baraszkowanie z kochanicą wróciła bardzo szybko”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA