„Ojciec na siłę wydał mnie za mąż za swojego wspólnika, bo zależało mu na interesach. Moje zdanie nie miało znaczenia”

zamyślona dziewczyna fot. Getty Images, Yulia-Images
„Nigdy nie zapomnę wściekłego spojrzenia, jakim obrzucił mnie ojciec. Moje złośliwe pytanie powinno było dać rodzicom do myślenia. Czy nigdy nie przyszło im do głowy, że dużo starszy facet nie powinien adorować nastolatki? A może właśnie tego chcieli?”.
/ 02.11.2023 15:15
zamyślona dziewczyna fot. Getty Images, Yulia-Images

Zbyt długo godziłam się na rolę marionetki, wreszcie muszę zawalczyć o siebie. I o tę małą, niczemu niewinną dziewczynkę.

Od początku dziwnie na mnie patrzył

Poznałam go, kiedy miałam 16 lat. Wtedy nawet nie zwróciłam uwagi na starszego ode mnie o czternaście lat wspólnika taty w interesach. Zajęta swoimi sprawami nie zauważyłam, że Bartek starał się zbliżyć do mnie, szukał wspólnych tematów i zainteresowań, że pod byle pretekstem zaglądał do naszego domu.

Moje koleżanki uważały go za przystojnego, majętnego faceta – dla mnie Bartek mógł nie istnieć, tak męczyła mnie jego obecność. Choć nie wiedziałam wtedy jeszcze, czym jest pożądanie, czułam się przy nim jakoś niezręcznie.

– Miałabyś ochotę pójść ze mną na koncert? – zapytał kiedyś, wymieniając przy tym nazwę mojego ulubionego zespołu.

– Oczywiście, że pójdzie! – ucieszyła się moja mama, niczego nieświadoma.
– Bianka tyle czasu przekonywała mnie, żebym puściła ją na ten koncert! Ale nie mam zaufania do jej koleżanek, więc cieszę się, że dzięki tobie spełni jednak swoje marzenie – zwróciła się do Bartka.

– Możesz być spokojna o Biankę – zapewnił ten, szczerząc się od ucha do ucha. – Po prostu moja dziewczyna będzie w tym czasie u rodziców, więc pomyślałem sobie, że…

– Masz dziewczynę? – przerwałam mu.

– To świeża historia – zmieszał się, a ja, naiwna, zrzuciłam to na karb nieśmiałości.

Nie wiem dlaczego się zgodziłam

Mimo upływu lat wciąż ogarnia mnie obrzydzenie na wspomnienie tamtego koncertu. Bartek przez cały czas próbował przytulać, krzyczał do ucha, bym dała się ponieść emocjom, a mnie z każdą piosenką coraz bardziej zbierało się na mdłości. Miałam ochotę uciec jak najdalej od tego obleśnego faceta, ale ponieważ zostałam dobrze wychowana, zagryzłam zęby i wytrzymałam jego końskie zaloty. Uśmiechałam się miło, co on brał za dobrą monetę.

Nie zrozumiał, dlaczego później unikałam go jak ognia, wymyślając coraz to nowe obowiązki, byle go nie spotkać, nie dać się wyciągnąć na kolejny koncert, do kina czy na rozgrywki mojej ulubionej drużyny siatkarzy.

– Może zamiast mnie zaproś na ten film swoją dziewczynę – rzuciłam kiedyś, gdy przy kolacji z moimi rodzicami zaproponował wyjście na premierę jakiegoś długo oczekiwanego filmu.

Nigdy nie zapomnę wściekłego spojrzenia, jakim obrzucił mnie ojciec. Speszona, milczałam więc przez resztę wieczoru, a przecież moje „złośliwe” pytanie powinno było dać rodzicom do myślenia. Czy nigdy nie przyszło im do głowy, że dużo starszy facet nie powinien adorować nastolatki? A może właśnie tego chcieli?

Rodzicom to pasowało

Przecież dwa lata później, w dniu mojego ślubu z Bartkiem, ojciec, równie wściekły jak wtedy przy stole, kazał mi natychmiast przestać beczeć. I nie zważając na to, jak wyglądam, siłą wyciągnął mnie z kruchty i pociągnął do ołtarza. Długo wstydziłam się siniaków po tym rodzicielskim uścisku.
Tylko w starszej siostrze miałam oparcie. Ona jedna mnie rozumiała, bo także nie przepadała za Bartkiem.

– Nie podoba mi się ten gość – mawiała.

Tyle że ona – silna, odważna i pyskata – mogła czuć się przy nim bezpieczna, bo to na mnie zastawił swe sidła. We mnie bezbłędnie wyczuł ofiarę. Choć go unikałam, ciągle przy mnie był. Nieustannie kręcił się gdzieś w pobliżu. Wychwytywał każdą moją zmianę nastroju, ubioru czy zachowania. Miał obsesję na moim punkcie.

Pamiętam, jak wściekł się, gdy zobaczył mnie z chłopakiem, na którym bardzo mi zależało. Później, na imprezie u rodziców, mocno wstawiony opowiadał, jak to w młodości zaliczał panienki, niewiele licząc się z ich uczuciami.

– Nie myśl, że ten twój chłopak jest inny – wydyszał, kiedy dopadł mnie w łazience.

Przestraszona uciekłam do pokoju siostry. Powinnam postawić się Bartkowi, napluć mu w twarz, tyle że wychowywana na potulną córeczkę nie umiałam zadbać o siebie, powiedzieć „nie”. A on był czujny… Bardzo czujny i skupiony na celu. Wystarczyło jedno potknięcie, żeby mnie dopadł.

Nie chciałam z nim być

Tamtej nocy pierwszy raz w życiu złamałam zasady i uciekłam z domu po to, by spotkać się z chłopakiem. Biegłam do niego szczęśliwa i gotowa wtulić się w jego ramiona, ale wtedy on oznajmił mi chłodno, że rzuca mnie dla dziewczyny bardziej otwartej na „te sprawy”. Próbowałam go zatrzymać, przekonać, że jeśli tylko tego pragnie… Ale oderwał mnie siłą od siebie i zostawił samą w parku w środku nocy.

Załamana nawet nie wiedziałam, jak wrócić do domu. Gdzieś z głębi parku dochodziły odgłosy pijackich sprzeczek, sięgnęłam więc po telefon, żeby zadzwonić do taty. Bałam się go, lecz jeszcze bardziej przerażała mnie wizja podchmielonych mężczyzn zmierzających w moją stronę.

Na wyświetlaczu zobaczyłam SMS-a od Bartka. Zdziwiona, że ma mój numer, otworzyłam wiadomość. „Masz prawo myśleć o mnie źle, przepraszam za swoje zachowanie. To się nigdy więcej nie powtórzy. Pamiętaj jednak, że zawsze możesz na mnie liczyć” – napisał, a ja odruchowo nacisnęłam symbol słuchawki.

– Przepraszam, Bianko – powiedział, zanim zdążyłam się odezwać.

– Zabierz mnie stąd – rozpłakałam się.

Jakby tylko na to czekał. Kwadrans później narzucał mi już na zmarznięte ramiona swój płaszcz i prowadził do samochodu. Opowiedziałam mu o chłopcu, na którym tak bardzo mi zależało.

– Ja nigdy bym cię tak nie potraktował – zapewnił, całując moje dłonie.

Po tej nocy inaczej spojrzałam na Bartka. Nie, wcale się w nim nie zakochałam, ale stałam się bardziej wyrozumiała, choć zawsze dodawałam, że mogę mu zaofiarować tylko swoją przyjaźń. Ja, smarkula z mlekiem pod nosem, chciałam się przyjaźnić z drapieżnikiem!

Miał nade mną kontrolę

Sądziłam, że mnie rozumie, szanuje, że naprawdę mogę na nim polegać. Nie zauważałam, bądź nie chciałam widzieć, jak tka swoją nić. Opowiadałam Bartkowi o znajomych i kolejnym ważnym dla mnie chłopcu. Nie zauważając zazdrości, brałam sobie do serca jego „mądre” rady na temat relacji damsko-męskich.

Będąc marionetką w jego rękach, wyznaczałam kochającemu mnie człowiekowi granice i niemożliwe do spełnienia zadania, którym jednak on starał się sprostać. Nikt przedtem nie kochał mnie w ten sposób i chyba dlatego moje poranione serce w końcu uległo Grzesiowi, ku zaskoczeniu i wściekłości Bartka. Dopiero później dowiedziałam się, że ten szaleniec wkradł się na moją skrzynkę mailową i śledził korespondencję między mną a Grzegorzem. Wiedział, co nas łączy, gdzie się spotykamy i co planujemy. W ten sposób także jako pierwszy dowiedział się o mojej ciąży.

Chcieliśmy powiedzieć wszystko moim rodzicom, ale nagle coś między nami zaczęło się psuć. Grzegorz stracił od mnie zaufanie, wspominał o jakichś starszych mężczyznach, wątpił w moją cnotę, choć to on mnie jej pozbawił, odsuwał się ode mnie, a ja nic nie mogłam zrobić. Próbowałam przemówić mu do rozsądku i serca, lecz kiedy zwątpił czy to nienarodzone dzieciątko jest jego, odeszłam. I jak ta głupia pobiegałam wyżalić się Bartkowi…

On, nie zważając na nic, zachęcony moją słabością, upił mnie winem i cały wieczór powtarzał, jak bardzo mnie kocha… A potem, jak przystało na dżentelmena, odwiózł mnie do domu.

– Zawsze będę z tobą – powtórzył, przyciskając usta do mojego policzka.

Ojciec nie chciał stracić wspólnika

Nie chciałam z nim być i nie radziłam sobie z całą sytuacją, więc w domu połknęłam jakieś tabletki. Gdy ocknęłam się w szpitalu, czuwał już przy mnie Bartek. Ojciec nie pozwolił zbliżyć się do mnie siostrze ani mamie. Tylko on i jego faworyt krążyli nade mną niczym sępy.

– Wyjdziesz za niego – nakazał ojciec.

– Nigdy, jak możesz, tato! – błagałam.

– Nikt więcej się z tobą nie ożeni. Nikt nie weźmie panny z brzuchem – uznał.

– To nie średniowiecze! – broniłam się, ale nikt mnie nie słuchał.

Szukałam kontaktu z Grzegorzem. Chciałam jeszcze raz zawalczyć o nas, lecz on wyjechał na stypendium, zanim zdążyłam wyjść ze szpitala.
Miesiąc później odbył się mój ślub. Przepłakałam całą ceremonię i wesele, lecz moje łzy nie zniechęciły Bartka. Miał mnie w garści. Mnie i moje niechciane przez nikogo dziecko… Niespecjalnie zmartwił się, kiedy poroniłam.

– Będziemy mieli własne – obiecał, co zabrzmiało jak groźba.

– Ucieknij! – namawiała mnie siostra.– Po prostu wyjdź z domu i zniknij. Pomogę ci, tylko stamtąd ucieknij.

Byłam jednak zbyt stłamszona, żeby umieć zawalczyć o siebie. Nie wierzyłam, że poradzę sobie sama. Przetrwałam sześć okrutnych lat. Tysiące prób spłodzenia potomka i oskarżeń o mój chłód czy brak wdzięczności. Obarczona poczuciem winy byłam gotowa skapitulować, poddać się in vitro albo innym metodom. Próbowałam zaspokoić pragnienie Bartka, który chciał być ojcem. A teraz on mi powiedział, że już nim jest. I że przywiezie swoje dziecko, żebym się nim zajęła. A jeśli nie zechcę, to mogę się zabierać z tego domu.

Zniknęłam z jego dzieckiem

Okazało się, że Bartek miał drugą kobietę, a z nią dziecko, dziewczynkę. Regularnie je odwiedzał, wpisał nawet swoją kochankę na listę pracowników, żeby miała z czego żyć, kupował prezenty, troszczył się o nie, woził do lekarzy i odwiedzał, gdy mała chorowała.

– Jak mogłeś? – zapytałam.

– Nie marudź – burknął. – Muszę ją tu przywieźć. Jej matka…

– Co? Uciekła? – parsknęłam.

Twarz stężała mu tak, że nie musiał już odpowiadać. Trafiłam w sedno. Ona uciekła! Zrobiła to, o czym ja nie śmiałam marzyć. Wyrwała się z jego szponów. Nie pytałam już o nic, a on również bez słowa wyszedł z domu i dokądś pojechał. „Pewnie po małą” – pomyślałam.

– Pomożesz mi? – zapytałam siostrę, do której od razu zadzwoniłam.

– Pomogę ci wywalczyć najlepszy rozwód – zaśmiała się. – Puścimy drania z tor…

– Pomożesz mi zniknąć – przerwałam jej. – Nam obu – dodałam.

Dziewczynka miała około czterech lat i wyglądała na mocno przestraszoną. Widząc mnie, schowała się za nogę ojca.

To jest twoja nowa mamusia – oznajmił Bartek, wypychając małą przed siebie.

– Jestem Bianka – poprawiłam go, starając się uśmiechnąć do dziewczynki.

– Cieszę się, że ochłonęłaś i podeszłaś do sprawy racjonalnie – powiedział nocą, gdy udało się nam uśpić Olę.

– Uczę się od najlepszych – uśmiechnęłam się krzywo, po czym podałam mu tradycyjnego, wieczornego drinka.

Trochę się skrzywił, że kwaśny, ale wypił duszkiem, tak bardzo pragnął się zrelaksować po nerwowym dniu… Padł, zanim zdążyłam umyć kieliszek, w którym rozpuściłam dużą dawkę środków nasennych. Wiedziałam, że będzie spał przez wiele następnych godzin, więc zaczęłam przygotowywać się do ucieczki.

Wzięłam walizkę i śpiącą dziewczynkę, i wyszłam pod osłoną nocy niezauważona przez nikogo. Rodzice wciąż mnie szukają, ale nigdy mnie nie znajdą. Dałam słowo sobie i tej małej, że będziemy szczęśliwe.

Czytaj także:
„Znajomi o mnie zapomnieli, gdy wyprowadziłem się do leśnej głuszy. Tam poznałem smak szorstkiej, męskiej przyjaźni”
„Obiecywał mi rozwód i złote góry. Po latach wyszło, że jest tchórzem i traktuje mnie jak łóżkową zabawkę”
„Przez lata znosiłam poniżanie przez męża. Gdy kazałam mu pakować manatki, córka stanęła w jego obronie”

Redakcja poleca

REKLAMA