Moja babcia niedawno zmarła. Ale to nie znaczy, że przestała nade mną czuwać. Przekonałam się o tym, gdy podejmowałam jedną z ważniejszych decyzji w swoim życiu. Historia lubi się powtarzać.
Babcia miała trudny charakter
Gdy odziedziczyłam po babci dom i zaczęłam go porządkować. Babcia Elżbieta zawsze była nieznośna. Pamiętam, jak mówiła mojej mamie:
– Do niczego się nie nadajesz, nawet dziecka wychować nie potrafisz – choć siedziałam grzeczna jak trusia.
– I tak nic z ciebie nie będzie – słyszałam od niej, gdy trochę podrosłam i poszłam do najlepszego liceum w mieście.
Jedyną osobą, której nie krytykowała, był jej ukochany syn, czyli mój tata. Dlatego zupełnie nie rozumiał, o co nam z mamą chodzi, gdy żaliłyśmy się na babcię. Ale i jemu w końcu się dostało:
– Niczego w życiu nie osiągnąłeś – stwierdziła w jego trzydzieste piąte urodziny.
Tata nie wytrzymał i wyszedł w połowie obiadu. Kilka miesięcy później wyjechał za granicę i o nas zapomniał. O swojej rodzicielce też. Odwiedzałyśmy ją z mamą rzadko, bardzo z obowiązku niż z żywej chęci. Potem ja wyjechałam na studia i trochę o babci zapomniałam. Moja mama opiekowała się nią, gdy poważnie zachorowała, ale nawet wtedy babcia nie przestała być przykra jak osa.
Podobno, dopiero gdy zrozumiała, że to koniec, podziękowała mamie z całego serca. A potem dowiedziałam się, że dom w testamencie przepisała mnie. A swojego syna wydziedziczyła.
Rano obudziłam się późno. Przez zakurzone szyby z trudem przebijało się słońce. Zrobiłam sobie kawę i przyjrzałam się z bliska swemu dziedzictwu. Dom był niemożliwie zagracony. Stare meble, stare gazety, stare ubrania. Wszystko było stare. A ja nie znosiłam starych rzeczy. Uwielbiałam wyrzucać i kochałam mieć wokół siebie przestrzeń. „To nie miejsce dla mnie” – pomyślałam.
Historia zatoczyła koło
– Jak tam, Kasieńko? – spytał jakby od niechcenia. – Nie, nie mogę dziś przyjechać. Pewnie za kilka dni. Tak, tak, złożę pozew, obiecuję.
Cały on: wiecznie zajęty, żyjący swoimi sprawami, ale... taki kochany. Dam sobie radę bez niego.
Robert był moją wielką miłością. Poznałam go w firmie, w której zatrudniłam się po studiach. Wiedziałam, że jest żonaty, nosił obrączkę i chętnie opowiadał o żonie. Ale równie chętnie kochał się ze mną w małym pokoju, który wynajmowałam. Prosiłam go, żeby wziął rozwód, a on ciągle obiecywał, że to zrobi... Ale nie mielibyśmy gdzie mieszkać? Liczyłam, że teraz, gdy odziedziczyłam dom, wszystko się zmieni.
Sprzątanie rozpoczęłam od sypialni babci. Otworzyłam dużą szafę i stanęłam jak wryta: na trzech półkach leżały równo poukładane jej sweterki i bluzeczki, a resztę półek zajmowały męskie ubrania. To były rzeczy po moim dziadku. Trzymała je tutaj od czterdziestu lat! Bo przecież dziadek odszedł, jak mój tata był mały. Nie znałam go, nigdy nas nie odwiedził i nikt o nim nie mówił.
Wiedziałam od mamy, że gdy dziadek poznał babcię, był żonaty. Obiecał jej rozwód, ale nigdy go nie przeprowadził. A gdy urodził im się syn, dziadek po kilku miesiącach zniknął. Podobno wrócił do żony. W sypialni babci było kilka albumów ze zdjęciami. Jeden z nich poświęcony był mnie i mojej mamie. Mama miała piękne zdjęcia – patrzyła z nich młoda, pełna uroku kobieta z dzieckiem na ręku. Nawet nie wiedziałam, że babcia robiła takie ładne zdjęcia. Obok albumów leżał jej stary aparat fotograficzny.
Cały dzień spędziłam na przeglądaniu rzeczy, ale nie odważyłam się nic wyrzucić. Chyba bałam się zemsty babci zza grobu. Wieczorem zmęczona zasnęłam na kanapie. Na babcię nie trzeba było długo czekać. Po godzinie mojego snu spadł obraz ze ściany. Poderwałam się wściekła i pobiegłam do salonu.
„Dobrze, że Robert mnie teraz nie widzi” – pomyślałam. I wtedy spadł mały obrazek, zdjęcie w ramce, na którym byłam ja z mamą. Wiedziałam już, że babcia naprawdę czegoś ode mnie chce. Ale czego? Stałam jeszcze długo na środku pokoju, ale nic więcej się nie wydarzyło.
To był znak od niej
Na porządkowanie domu wzięłam tydzień urlopu. Mama była akurat w sanatorium, Robert wciąż zwlekał z przyjazdem, a moi wszyscy znajomi byli zajęci. Musiałam sobie radzić sama. Po kilku dniach pobytu dom zaczął mi się podobać. Wyrzuciłam stare szpargały, ubrania zaniosłam do kościoła.
Kolejnego wieczoru siedziałam chwilę w fotelu, rozmyślając o Robercie. Prawie się nie odzywał, znów nie mógł przyjechać, a pozwu nadal nie złożył. „Czy powinnam sobie układać z nim przyszłość?” – pomyślałam. „Dlaczego kobiety z mojej rodziny nie są szczęśliwe? Bo i babcię, i mamę porzucili mężczyźni”.
I wtedy babcia znów przypomniała o sobie – okno się nagle otworzyło i do pokoju wdarł się wiatr. Zdjęcia ze stołu, w tym zdjęcie Roberta, które przed chwilą oglądałam, wylądowało na podłodze tuż u moich stóp. „Babci chodzi o niego, nie o mnie” – zrozumiałam nagle. I zaczęłam się zastanawiać: Robert nie dawał mi prezentów, nigdy nie zostawał na noc, nie przynosił nic do jedzenia, choć jadał u mnie kolacje. Mówił, że jestem piękna, ale słuchał mnie nieuważnie i moje sprawy go nie obchodziły. Seks – to o to mu chodziło. Chyba tylko o to. „Oj, babciu, czy ja źle wybrałam?!” – jęknęłam w duchu i wiedziałam już, że tak właśnie jest.
Wykręciłam numer Roberta. Odebrał po kilku dzwonkach i mówił szeptem. Zrozumiałam, że kryje się przed żoną.
– Czy złożyłeś pozew o rozwód? – spytałam bez ogródek.
– Kasieńko, jeszcze nie, ale złożę.
– Kiedy?
– Jutro nie mogę, najpóźniej w piątek – mówił to już tyle razy.
– Zadzwoń do mnie, jak dostaniesz już rozwód. Wcześniej nie chcę cię widzieć – powiedziałam i przerwałam połączenie.
Wyłączyłam telefon. Spojrzałam na ścianę. Wisiał tam portret młodej babci. Miałam wrażenie, że leciutko się do mnie uśmiecha.
Czytaj także:
„Po 8 latach związku dziewczyna zerwała ze mną liścikiem. Oznajmiła, że wyjeżdża, ślad po niej zaginął”
„Hobby mojej żony było uprzykrzanie mi życia. Myślała, że wydoi mnie z kasy, a tymczasem to ja zrobiłem ją w balona”
„Wyszłam za Roberta, bo nie chciałam być starą panną. Wierzyłam, że uderzył mnie pierwszy i ostatni raz”