„Tato mojej dziewczyny, choć jeździł na wózku, nie akceptował mojej niepełnosprawności. Nie chciał, by czuła to, co jego żona”

Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Africa Studio
„Monika kolejny raz się do mnie uśmiechnęła, ale tym razem troszkę inaczej niż zwykle. Przysiągłbym, że skrywała zakłopotanie. Znów się zdenerwowałem. Coś było nie tak, tylko nie miałem pojęcia, o co chodzi. Zaczynałem jednak podejrzewać, że tata Moniki ma ze mną jakiś problem”.
/ 15.06.2022 13:30
Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Africa Studio

Kiedyś, gdy byłem jeszcze dzieckiem, w mojej niepełnosprawności najbardziej dokuczało mi to, że nie mogłem robić tego co koledzy. Biegać za piłką, włazić na drzewa, a nawet iść z nimi na działki, żeby kraść niedojrzałe jabłka… Chłopak z porażeniem mózgowym, który ledwo człapie noga za nogą, nie nadaje się do wszystkich zabaw.

Dziś, kiedy mam dwadzieścia trzy lata, nie dbam już o ograniczenia fizyczne. Wystarczy pojechać z domu na uczelnię tramwajem, czasem pokuśtykać kilkaset metrów z jednego budynku do drugiego. Łatwizna.

Co innego odbiera chęć do życia. To, że ludzie ciągle widzą we mnie kogoś gorszego. Pokazują palcami. Nie tylko dla śmiechu i zgrywy – często z tym cholernie upokarzającym politowaniem…

Pewnie myślicie sobie teraz, że przesadzam. Jeśli tak, to zastanówcie się, co byście zrobili, gdyby wasze dziecko przyprowadziło do domu inwalidę i oznajmiło, że to będzie jego życiowy partner… Czy nie uznalibyście, że stać je na coś lepszego? Każdy by tak pomyślał! Skąd wiem? Posłuchajcie mojej historii.

– Michał, jesteś świetnym kolegą, przyjacielem i super się z tobą gada, ale… – tak zazwyczaj odmawiały mi koleżanki, na których mi zależało.

Taki tekst serwowały, gdy próbowałem się do nich zbliżyć. Różniły się tylko powody, które nigdy jednak nie były szczere. Żadna z nich nie powiedziała wprost, że chodzi o moje nogi.

Wypatrzyła mnie i już nie odpuściła

No i pewnie już zawsze byłbym sam, gdyby nie Monika. Zupełnie mnie zaskoczyła. Poznaliśmy się na juwenaliach. Siedziałem wtedy na trawie, popijałem piwo, a ona przysiadła się do mnie i przedstawiła.

– Cześć. Co tak siedzisz? – zapytała z uśmiechem.

– Nie lubię chodzić – odpowiedziałem przekonany, że ją speszę.

– Eee tam! Widziałam cię, jak idziesz po piwo, i wcale nie wyglądałeś na niezadowolonego – odparła.

– Po piwo i na pierogi chodzę chętnie.

– A na randkę byś poszedł? – popatrzyła na mnie z tym swoim zawadiackim uśmiechem, a ze mnie zeszła cała odwaga.

Coś tam wybełkotałem, bo odebrało mi mowę, a ona przysiadła się bez pytania i zaczęła gadać. Spędziliśmy razem całą imprezę. Udawałem, że jestem chłodny jak skała, że cała ta sytuacja nie robi na mnie wrażenia, a tak naprawdę kręciło mi się w głowie od emocji.  Rozglądałem się dookoła i zastanawiałam, czy to nie jest jakiś dowcip. Czy znajomi nie stroją sobie ze mnie żartów, czy ona nie jest podstawiona. Ale nie. Wszystko było prawdziwe.

Tak zaczęła się nasza znajomość

Poszliśmy na kawę, a Monika traktowała mnie jak normalnego człowieka – nie użalała się, nie omijała tematu moich problemów, nie udawała, że jestem taki sam jak inni. Dzięki temu poczułem się przy niej swobodnie. Podczas pierwszej randki przegadaliśmy cały wieczór i od razu umówiliśmy się na kolejne spotkanie.

Bardzo szybko wyjaśniło się też, skąd Monika wie, jak traktować kogoś takiego jak ja i dlaczego czuje się przy mnie tak swobodnie. Jej ojciec też był niepełnosprawny. W dzieciństwie chorował i od tej pory jeździł na wózku.

– To dlatego do mnie zagadałaś – powiedziałem, gdy skończyła opowiadać jego historię.

– Nie rozumiem – zrobiła dziwną minę.

– No jak to? Skojarzyłem ci się z tatą. Wiesz, co mam na myśli… – próbowałem wybrnąć z tej idiotycznej sytuacji.

– No właśnie, że nie wiem. Możesz wyjaśnić?

– Chodzi mi o to, że gdyby twój tata był zdrowy, pewnie nie zwróciłabyś na mnie uwagi… – plątałem się.

– Zwróciłabym. Niepełnosprawność nie jest twoją jedyną zaletą – uśmiechnęła się dość złośliwie.

– Przepraszam. Nie wiem, dlaczego to powiedziałem… Chyba ciągle nie mogę uwierzyć, że najzwyczajniej w świecie ci się podobam.

– Najwyższa pora, bo przed nami czwarta randka. Czas, żebyś mnie pocałował – uśmiechnęła się, a mnie znów zatkało.

Monika była wspaniała

Za każdym razem, gdy wpadałem w te swoje dziwne nastroje, potrafiła mnie z nich wyciągnąć w mgnieniu oka. Zresztą, im dłużej z nią byłem, tym rzadziej zdarzały mi się emocjonalne zachwiania. Przy niej czułem się znacznie pewniej. Nabierałem odwagi, chęci do życia, dystansu do samego siebie. Narastało we mnie też przekonanie, że wcale nie jestem inny – że nie mogę być gorszy od reszty świata, skoro jest ze mną taka dziewczyna.

Wszystko toczyło się idealnie do pierwszego obiadu u jej rodziców. Od dawna czułem, że coś jest nie tak, bo Monika zwlekała z zaproszeniem. Zawsze, kiedy temat przypadkiem schodził na kwestię spotkania z jej rodzicami, zaczynała zachowywać się dość dziwnie. Dlatego gdy już doczekałem się zaproszenia, dopadła mnie silna trema.

– Dzień dobry, Michał – przedstawiłem się, gdy przywitała mnie mama Moniki.

– Oczywiście, wiem – podała mi rękę. – Wiem o tobie bardzo dużo. To zasługa Moniki – uśmiechnęła się.

– To miło. Mam nadzieję, że państwa nie rozczaruję, bo jestem trochę stremowany… – zdobyłem się na dojrzałą uczciwość.

– Niepotrzebnie. Zresztą nie przejmuj się. Nasza gaduła będzie mówić za ciebie.

– Mamo… – jęknęła Monika.

– Już dobrze, dobrze. Wchodźcie. Mąż jest w salonie – pokazała nam drogę.

Mama Moniki była miła, a ojciec…

Rozebrałem się z największą uwagą, by ani na chwilę nie stracić równowagi. Skupiłem się tak bardzo, że język uciekł mi na chwilę z buzi i Monika zaczęła się ze mnie śmiać. To mnie trochę rozluźniło.

Napięcie jednak znów sięgnęło zenitu, gdy wszedłem do pokoju. Przy stole, pisząc na tablecie, siedział jej ojciec. Gdy mnie zobaczył, odłożył urządzenie, odepchnął rękami koła wózka i wyjechał mi naprzeciw. Nie była to długa droga, bo i salon nie należał do największych, jakie w życiu widziałem.

– Dzień dobry panu. Michał – znów się przedstawiłem.

– Dzień dobry, dzień dobry – odpowiedział.

Był zupełnie inny niż jego żona. Dużo bardziej powściągliwy. Spojrzał tylko na mnie przelotnie i dodał: – Siadaj, rozgość się – i pojechał do kuchni.

Monika kolejny raz się do mnie uśmiechnęła, ale tym razem troszkę inaczej niż zwykle. Przysiągłbym, że skrywała zakłopotanie. Znów się zdenerwowałem. Coś było nie tak, tylko nie miałem pojęcia, o co chodzi. Zaczynałem jednak podejrzewać, że tata Moniki ma ze mną jakiś problem.

Obiad potwierdził moje podejrzenia

Mama Moni mówiła bardzo dużo. Ciągle coś opowiadała, cały czas pytała mnie o różne rzeczy. Za każdym razem, gdy udało mi się czymś pochwalić, gdy którąś z moich odpowiedzi uznała za szczególnie wartą uwagi, spoglądała na męża: „Andrzej, słyszałeś?”, „Nieźle co?”, „Tego nam Monika nie mówiła, prawda?”.

Wyraźnie wciągała go w rozmowę, bo on tylko siedział i jadł. Nie był zainteresowany moimi opowieściami. Takie przynajmniej odniosłem wrażenie.

– Studiuję ekonomię. Ale to już państwo wiedzą… – odpowiedziałem na kolejne pytanie mamy Moniki. – Szczególnie jednak zajmują mnie przedsiębiorstwa ekonomii społecznej. To takie firmy z nastawieniem na ludzi. Takie, które skupiają się nie tylko na zyskach finansowych, ale i społecznych…

– Fascynujące.

– Na razie jednak mało opłacalne…

– Pieniądze nie są najważniejsze. Mam rację? Andrzej, no powiedz…

– Tak, tak – odparł tata Moniki oderwany od talerza. – Przepraszam was bardzo, muszę coś ważnego załatwić. Muszę do komputera – przeprosił nas i pojechał do innego pokoju.

No i właśnie wtedy wyłapałem spojrzenie mamy Moniki. Ona też była jego reakcją zakłopotana.
Spotkanie toczyło się jednak dalej. Ojciec Moniki wrócił do nas po półgodzinie, ale wciąż się nie za bardzo odzywał.

Pozostał już w takim nastroju do końca. Na odchodne powiedział mi tylko: „Cześć, do zobaczenia”. Kiedy żegnaliśmy się w bramie, zapytałem Monikę, czy dobrze myślę, że jej tata mnie nie polubił, ale ostro zaprzeczyła.

Widać było, że męczy się z tą tajemnicą

– No co ty! Dlaczego?

– Bo był taki ponury…

– On ma swoje nastroje. Nie przejmuj się – pożegnała mnie i poszedłem na autobus.

W tamtej chwili chciałem usłyszeć taką odpowiedź. Po tak stresującym popołudniu nie miałem już zamiaru wnikać głębiej, dopytywać. Ale potem, kolejnego dnia, gdy ochłonąłem, uzmysłowiłem sobie, że Monika mnie oszukała.

No i pytanie o nastrój jej ojca wróciło. Zaczęło mnie dręczyć, więc nie dawałem jej spokoju i w końcu pękła – wyznała mi prawdę. A kiedy ją usłyszałem, nie mogłem w nią uwierzyć.

– Masz rację. Mój ojciec ma problem z naszą znajomością. A właściwie to ma problem ze sobą…

– Co masz na myśli? Że ja mu nie odpowiadam?

– Trudno powiedzieć, żeby chodziło o ciebie. Raczej o twoją niepełnosprawność… – ciężko westchnęła. Widać było, że od dawna męczy się z tą tajemnicą.

– Ale Monika… Przecież on sam jest niepełnosprawny…

– No i dlatego chciał, żebym ja była z kimś zdrowym. To są jego słowa. Mówi, że wie, jak wiele wyrzeczeń czeka dziewczynę, która zwiąże się z kimś takim jak ty… Jak on… Przepraszam cię, Michał, ja też tego nie rozumiem. Ale muszę przyznać, że mój tata zawsze taki był. Zamknięty w sobie, niepogodzony. Bywa, że ma lepsze stany, ale problem zawsze wraca… Zresztą, co ja ci będę tłumaczyła. Też się przecież zmagasz z takimi nastrojami…

W końcu dopiąłem swego...

– Nigdy bym nie przypuszczał, że facet z takimi dziewczynami w domu może mieć jeszcze wątpliwości co do samego siebie…

– Ty też masz fantastyczną dziewczynę, a zdarza się, że wątpisz, że czujesz się niepewnie – uśmiechnęła się.

– No tak, ale on ma was od tylu lat…

– U niektórych to nigdy nie mija.

Jak się wtedy poczułem? Niejednoznacznie. O dziwo, nie popadłem w przygnębienie, nie zamknąłem się w sobie, jak zazwyczaj, gdy ktoś widział we mnie gorszy gatunek. Zdałem sobie sprawę, że jeśli ulegnę tym emocjom w tej chwili, to nigdy się od nich nie uwolnię.

A to będzie najgorsze, co mogę zrobić sobie i Monice. Uznałem, że nie będę walczył o jego akceptację. Jedyną szansą, by nie pogarszać tej sytuacji, było pozostać sobą i się nie przejmować. Tak też zrobiłem.

Mijały kolejne tygodnie, a ja odwiedzałem Monikę coraz częściej. Przychodziłem do niej z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Nie dawałem się wybić z równowagi, parłem w mojej miłości do Moni jak taran.

No i muszę przyznać, że ta postawa zaowocowała. Ojciec Moniki w końcu mnie zaakceptował. Chyba nareszcie zobaczył we mnie wartościowego chłopaka, a nie ofiarę. W ten sposób przekonałem go do siebie.

Wyznał mi to w czasie którejś wizyty u nich. Gdy już wychodziłem do domu, zaproponował, że tym razem on zjedzie ze mną windą, odprowadzi na przystanek.

– Nie zabraniajcie mi. Zięcia eskortuję – zatrzymał w progu żonę i córkę, które trochę się wystraszyły i zaprotestowały.

Chyba wszyscy już o tym zapomnieli

Puściły nas jednak razem i wtedy po raz pierwszy pogadał ze mną szczerze.

– Michał, jestem ci winien przeprosiny – powiedział, gdy już byliśmy sami.

– Chyba nie trzeba… – odparłem zakłopotany.

– Trzeba, trzeba. Ty jesteś inteligentny chłopak, więc na pewno się domyśliłeś, że miałem z tobą problem. Miałem, choć nie powinienem. Ale jeśli pozwoliłbyś mi się trochę usprawiedliwić, to musisz wiedzieć, że ja tak z troski o Monikę… To okrutne, ale kiedy powiedziała mi, że masz podobne problemy jak ja, to stanęła mi przed oczami cała nasza trudna przeszłość. Wszystkie przykrości i niewygody, które Monia i jej mama musiały przez mnie znieść. To dlatego… Chciałem po prostu, żeby Monika miała wygodniej z mężem, niż miała z ojcem…

– Ale ja obiecuję, że będzie miała.

– Wiem, wiem. Nie tłumacz się. To ja się muszę wyspowiadać. Poprosić o zrozumienie dla mojej głupoty. Teraz to wiem. Mam to już za sobą. Chciałem, żebyś to wiedział.

– Wiem.

– To fajnie. To bardzo dobrze…

To było prawie dwa lata temu – tak dawno, że chyba wszyscy już o tym zapomnieli. Wyniosłem z tego jednak pewne postanowienie. Reakcja ojca Moniki udowodniła bowiem, że nawet niepełnosprawny może widzieć w drugim niepełnosprawnym kogoś gorszego.

Niekiedy sami powielamy te krzywdzące opinie. Dlatego uznałem, że już zawsze będę trzymał emocje na wodzy i nie poddam się negatywnym myślom na swój temat. No i tego się trzymam. Dla siebie, dla Moniki i dla tego, co przed nami.

Czytaj także:
„Mój pacjent odrzucał kobietę, którą kochał. Panicznie się bał, że nie spełni jej oczekiwań w łóżku. Wszystko przez matkę”
„Mieszkamy z partnerem w 2 oddzielnych domach. Nie wchodzimy sobie w drogę, odpowiada nam to”
„Byłam wniebowzięta, gdy mój facet zdecydował się wreszcie odejść od żony. Wkrótce moja radość pękła jak bańka mydlana”

Redakcja poleca

REKLAMA