Wyszliśmy z biura po czwartej. Filip zbiegł do podziemnego garażu. Miał mnie zabrać spod spożywczego za rogiem, gdzie kupowałam ostatnie drobiazgi na weekend. Nasz pierwszy wspólny weekend w wynajętym mieszkaniu… Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Co prawda to nie żaden wielki apartament, zaledwie dwa pokoje, kuchenka połączona z niedużym salonem. Ale będziemy tam wreszcie razem…
Gdy wyszłam ze sklepu, Filip już czekał na parkingu.
– Podjedziemy jeszcze pod mój dom. Wstąpię nakarmić Bazylego, żeby wytrzymał do powrotu Marysi – zdecydował i pocałował mnie czule. – W poniedziałek po pracy rozmówię się z Marysią. Chyba się domyśla – głos Filipa zmienił się nieznacznie; zdawało mi się, że zabrzmiała w nim nuta żalu, niepewności. – Kiedy mówiłem, że znów mi wypadła delegacja, spytała, dlaczego w weekend. Kłamałem więcej niż zwykle. Wiesz, Dominik chciał ze mną iść do Centrum Kopernika. Ale nic, pójdę z nim za tydzień – jego głos znów był mocny, radosny.
Podjechaliśmy pod luksusowy blok, w którym Filip mieszkał z żoną i chłopcami, Dominikiem i Karolem. Wiedziałam, że rozstanie będzie trudne dla całej trójki. Nieraz mówiliśmy o tym. Filip zdawał sobie sprawę, że skrzywdzi chłopców, ale kiedy w końcu wynajął dla nas mieszkanie, sam stwierdził, że jego synowie są już duzi i na pewno zrozumieją ojca.
Czekałam i czekałam...
Zaparkował. Nigdy tak blisko jego domu nie byłam. „Chyba nikt nie zwraca uwagi na samochody zaparkowane pod blokiem ani na to, że ktoś siedzi w środku” – pocieszałam się. Zerknęłam w górę, w okna na drugim piętrze i szybko opuściłam głowę. Filip zapalił w kuchni światło. Poczułam się nieswojo. W każdej chwili ktoś z sąsiadów mógł rozpoznać samochód. Pewnie zdziwiłby się, że w środku siedzi obca kobieta. A właściwie nieobca… Jeszcze przed rokiem byłam sekretarką Filipa. Teraz kieruję sporym działem, a wkrótce dostanę nominację na dyrektora nowego pionu…
„Czego ja się boję? Przecież Marysia z chłopcami jest nad morzem. Wracają dopiero jutro. Filip poszedł tylko nakarmić kota. Pewnie sprząta mu kuwetę. Zaraz przyjdzie…”.
Czekałam już około dwudziestu minut, ale tłumaczyłam sobie, że te wszystkie drobne czynności na pewno zabierają sporo czasu. Poza tym Filip wspominał coś o bieganiu po lesie. Może chce zabrać z domu buty sportowe, dres. No tak. Na pewno, przecież dobrze pamiętam, że niczego takiego jeszcze nie ma w naszej wspólnej szafie.
Kilka samochodów podjechało na parking. Czarny volkswagen zjechał do garażu pod domem Filipa. Czy takim właśnie jeździ jego żona? Rozglądałam się coraz bardziej niepewnie. „A jeśli jednak ktoś mnie tu zauważy? Przecież są sąsiedzi, może dozorca. Zdziwią się, że pan prezes wozi jakąś babę”.
Znów nerwowo spojrzałam na zegarek i dotarło do mnie, że minęło już 40 minut, odkąd zostałam sama w aucie. Na pierwszym piętrze otworzyło się okno, jakaś kobieta wychyliła się z niego. Wyraźnie patrzyła w moją stronę. Zsunęłam się na fotelu, głowę ukryłam w ramionach. Wiedziałam jednak, że i tak mnie widzi. „Kto to u licha jest? Zna Filipa, jego żonę, dzieci… – myślałam gorączkowo. – No, jakżeby mogła nie znać. Przecież tu jest najwyżej sześć mieszkań, więc znają się wszyscy… Cholera, dlaczego Filip podjechał tak blisko? Faceci naprawdę nie myślą”.
W końcu przysłał mi SMS-a
Byłam zła. Mijała godzina, odkąd ukochany zostawił mnie samą. Czułam narastający strach, że mnie ktoś zauważy, rozpozna, odkryje, co tu robię, rozszyfruje wiarołomnego męża sąsiadki. Z torebki wyjęłam komórkę. „Że też wcześniej na to nie wpadłam, żeby zadzwonić. Swoją drogą on też mógłby dać mi znać, że to wszystko tak się przedłuży! Nie odbiera…”.
Wyprostowałam się na siedzeniu. W schowku znalazłam gościnne papierosy Filipa. Rzuciłam palenie kilka lat temu, ale w tamtej chwili nie mogłam się opanować. Zaciągnęłam się, potem drugi raz. Zrobiło mi się niedobrze, poczułam nieprzyjemny ucisk w głowie. Zgasiłam.
Na szczęście kobieta z pierwszego piętra odeszła od okna. Chyba nikt inny mnie nie obserwował. W mieszkaniu Filipa też zgasło światło… Czy to znaczy, że przyjdzie? Nie przyszedł.
Zabrałam więc z samochodu zakupy ze spożywczego, trzasnęłam drzwiczkami. Doszłam do głównej ulicy. Zatrzymałam taksówkę. Z naszego nowego mieszkania wzięłam kilka drobiazgów i wróciłam do siebie. Sąsiadka zauważyła mój powrót. Słyszałam, jak odchodzi od wizjera, szurając kapciami.
O 18 dostałam SMS-a: „Wróciła Marysia, skróciła pobyt, źle się czuje, jest w ciąży. Znów będę tatą… Wybacz, Skarbie”.
Czytaj także:
„Przeżyłam namiętną przygodę z sanatoryjnym donżuanem i niczego nie żałuję. Sprawił, że znów czułam się jak małolata”
„Przyjaciółka wbiła mi nóż w plecy. Gdy ja pocieszałam ją po śmierci ukochanego, ona zabawiała się z moim mężem”
„Kradnę drobne przedmioty. Nie dla zysku, ale by poczuć dreszczyk emocji. Wstydzę się tego, ale nie umiem się powstrzymać”