Seks jest taką sferą życia człowieka, która nas uwzniośla. Czy Petrarka byłby znany z sonetów, gdyby nie pragnął Laury? Jakże często jednak jesteśmy unieszczęśliwiani przez niewiedzę lub czyjeś dobre chęci, którymi w piekle brukują smoliste uliczki… Tak było w wypadku Michała, który pewnego dnia zapukał do drzwi mojego gabinetu lekarskiego. Towarzyszyła mu ładna brunetka.
– Proszę wytłumaczyć Ani, że nie nadaję się na jej partnera. A już na pewno nie na męża.
Mężczyzna był młody, wysoki i przystojny. Co ciekawsze, chociaż jego usta mówiły: „nie”, to oczy, których nie mógł oderwać od stojącej obok dziewczyny, z całych sił krzyczały: „tak!”.
– Może powie pan mojemu chłopakowi, że się myli – odpowiedziała Ania ze wzburzeniem.
– Nie mylę się.
– Mylisz!
Przebiegło mi przez głowę, że chłopak chce się pozbyć niewygodnej damy i jest mu do tego potrzebne naukowe uzasadnienie. Jednak z całej postawy chłopaka przebijała autentyczna rozpacz i rezygnacja. Kochał, lecz oddawał miłość walkowerem.
– Doktorze, impotent nie może się wiązać z kobietą, nawet jeśli mu na niej zależy, prawda?
– Nie jesteś żadnym impotentem, Michał. To głupie! – ona upierała się przy swoim.
– Skąd możesz wiedzieć, skoro ze mną nie spałaś?!
W moim gabinecie robiło się coraz bardziej gorąco.
– Bo stawałeś na głowie, żeby się wykręcić, ale ja swoje wiem!
– To może zastąpisz pana doktora, jak jesteś taka mądra?!
Przejął interes i wszystkie obowiązki
To nie była sprzeczka, z której mogło wyniknąć coś konstruktywnego. Poczułem się jak belfer.
– Cisza! – powiedziałem ostro. – Albo zaczniecie mówić spokojnie i po kolei, albo… – wzrokiem wskazałem drzwi.
Umilkli i zajęli miejsca na kanapie. Ja wziąłem do ręki notatnik, żeby zapisać sobie ewentualne uwagi i pytania.
– Zaczynaj! – zwróciłem się do chłopaka. – Bo jak dobrze zrozumiałem, to właśnie o ciebie w waszym związku chodzi.
Michał poprawił się na fotelu.
– To się zaczęło po śmierci mojego ojca – spojrzał na mnie smutno. – Pamiętam, że byłem na uczelni, gdy matka wezwała mnie do domu. Zdążyłem się tylko z nim pożegnać… Myślałem, że po pogrzebie wrócę na studia, ale kiedy zacząłem się pakować, usłyszałem, że uciekam z tonącego okrętu. Że zachowuję się jak wystraszony szczur… – zawahał się. – Wie pan, moja matka nigdy nie przebierała w słowach. Zrobiło mi się słabo, gdy zrozumiałem, czego się po mnie spodziewa. Miałem rzucić studia i przejąć po ojcu firmę spedycyjną, na której znałem się jak kura na pieprzu albo jeszcze mniej. Chociaż, jak dłużej zastanowiłem się nad jej słowami, „że nie można oddawać złotonośnej kury”, to uznałem, że jej argumenty nie były wcale pozbawione sensu. Zacisnąłem więc zęby, wziąłem urlop dziekański i zabrałem się do roboty. No i jakoś poszło! – wyczułem w jego glosie cień satysfakcji.
– Co było dalej? – spytałem.
– Po paru miesiącach moi pracownicy nie mieli już wątpliwości, że nowy szef zna się na rzeczy. Szeptali nawet, że mam rękę równie twardą jak kiedyś ojciec. Po roku konkurenci zrozumieli, że tak łatwo nie pozbędą się rywala. Nawet matka przestała mnie już traktować jak szczeniaka. Wreszcie w jej oczach stałem się mężczyzną…
Tu przerwał, napił się wody, której mu nalałem, i mówił dalej:
Ze zmęczenia po prostu zasypiał
– Nie rzuciłem studiów. Po prostu przeniosłem się na zaoczne. Z czegoś jednak zrezygnować musiałem. Praca, nauka, to pochłaniało cały mój czas, ledwie starczało na sen. Tak zwane życie osobiste ograniczyłem do marzeń, że może kiedyś, jak firma okrzepnie, to spotkam tę właściwą, że… Ech! Dziewczyny się za mną oglądały, nie byłem z kamienia, ale najpierw obowiązek (jak mawiał tata), a potem przyjemność. Obowiązków była cała masa, więc swoje życie erotyczne ograniczyłem… – zamilkł, głośno westchnął i wreszcie wypalił: – Ograniczyłem je do „robótek ręcznych”, jeśli pan doktor rozumie, co mam na myśli. Zdecydowałem się na to świadomie. Miałem swoje powody. Żeby od razu było jasne – nie jestem prawiczkiem. Na uczelni miałem kilka dziewczyn. Ale kiedy zająłem się biznesem… Przestałem się sprawdzać w łóżku. Chciałem, jednak nic z tego nie wychodziło. Swoje randki często odkładałem z powodu pilnych zajęć.
Dalej Michał opowiadał, że kiedy raz w końcu udało mu się zaciągnąć jakąś piękność do łóżka, to zasnął słodko w jej ramionach. Tyle że nie „po”, tylko „przed”. A właściwie – zamiast. Nic dziwnego, że owa dama nie podniosła słuchawki, gdy zadzwonił do niej kilka dni później. Czuł się przegrany w tych sprawach. Wreszcie postanowił skorzystać z profesjonalnej pomocy.
Krótko mówiąc, Michał udał się do agencji towarzyskiej. Jednak tam, po paru godzinach starań, kobieta rozłożyła ręce i oświadczyła: „Z próżnego i Salomon nie naleje”.
– Wtedy ostatecznie się przekonałem, że jestem impotentem – ciągnął Michał. – Dałem więc sobie z tym spokój. Zwłaszcza że pracowałem po kilkanaście godzin na dobę i zmęczenie stępiało żądze. A gdy zaczynałem odczuwać ten specyficzny niepokój, radziłem sobie sam. I wcale mi to nie doskwierało, dopóki w mojej firmie nie zaczęła pracować nowa programistka, Ania… Ale i wtedy nawet nie przyszło mi do głowy, że ja i ona…. Że my oboje… No, wie pan doktor!
Spojrzałem na dziewczynę. Od razu wypaliła:
– Zachowywał się jak wariat. Nagle z uroczego, subtelnego faceta zrobił się cham! Jak tylko zauważył, że mi się podoba, po prostu zaczął mnie obrażać. To było głupie, bo widziałam, że oczu ode mnie oderwać nie może. Powiedziałam, że jestem w nim zakochana, a wtedy wyskoczył z tą impotencją. Nawet nie chciał spróbować! I zawlókł mnie do pana, żebym uwierzyła, że jest „seksualnie niepełnosprawny”. Też określenie znalazł!
Miałem już obraz sytuacji, choć brakowało mi pewnego elementu układanki. Jak rozumiałem, chłopak był nieustannie przemęczony, w stresie. Jedni w takim stanie wręcz szukają rozładowania w seksie, inni… nie mogą nic. Ale w tym mężczyźnie tkwiło coś więcej. Jakieś wewnętrzne przekonanie, że to jest nieodwracalne. Doświadczenie podpowiadało mi, że korzenie jego problemów tkwią w przeszłości. Może nawet głębokiej. Dzieciństwo bywa bagnem pełnym krokodyli… Poprosiłem więc Annę, aby na chwilę zostawiła nas samych.
Lepiej nie straszyć swoich dzieci
Gdy za dziewczyną zamknęły się drzwi, popatrzyłem na Michała poważnie.
– Myślę, że jest pan zdrowy. Ta impotencja, jak pan to nazywa, wynika z przemęczenia. Najlepszym lekarstwem będzie minimum trzytygodniowy urlop z narzeczoną, gdzieś daleko od domu i firmy. W ładnej okolicy.
– Pan doktor chce mnie przekonać, że nie jestem kaleką?! – warknął oskarżycielskim tonem, jakby chciał rzucić mi w twarz, że jestem hochsztaplerem z dyplomem kupionym na jakimś bazarze.
– Kaleką? – powtórzyłem cicho, w myślach zacierając ręce.
Czułem, że dochodzimy do sedna. Choć określenia „kaleka” akurat się nie spodziewałem.
– A skąd to przekonanie? – zapytałem swojego pacjenta.
– Przecież systematyczny onanizm sprawia, że człowiek staje się niezdolny do współżycia z kobietą – odparł Michał z przekonaniem w głosie. – A ja masturbowałem się już jako chłopiec. Że nie wspomnę o ostatnim roku!
Z trudem zachowując powagę, zapytałem, skąd zaczerpnął tę wiedzę. Poruszył się niespokojnie, jakbym przyłapał go na wstydliwej czynności.
– Eee, kiedyś, jak byłem w podstawówce, mama mi o tym powiedziała. Jak przyłapała mnie w łazience na… No wie pan.
Byliśmy w domu! Michał dokładnie wszystko pokręcił… Kiedy dopadła go „impotencja” wywołana zwykłym przemęczeniem i długotrwałym życiem w stresie, przypomniał sobie diagnozę mamusi… Uciekał przed Anią, bo po prostu się zakochał i nie chciał jej skrzywdzić ani rozczarować. Dlatego nie uwierzył, kiedy powiedziałem mu, że o skrzywdzeniu dziewczyny nie będzie mowy. Zwłaszcza jeśli zaczną się do siebie zbliżać stopniowo i bez pośpiechu.
Chciałbym, żeby wszystkie prowadzone przeze mnie terapie kończyły się tak pomyślnie. Finałem tej historii był czerwcowy ślub i weselisko, na które, oczywiście, zostałem zaproszony. Jeszcze przed uroczystością zagadnęła mnie nobliwa pani.
– Jestem matką Michała – przedstawiła się bez wstępów. – Jego narzeczona zarzuciła mi, że omal nie złamałam mu życia. Proszę mi powiedzieć, czy ta moja uwaga o onanizmie mogła mieć taki skutek? Chciałam tylko chłopaka postraszyć. Po co miał się przedwcześnie rozbudzać…
Niestety, nie mogłem jej uspokoić. To „postraszenie” mogło wpędzić Michała w prawdziwą impotencję. I pewnie tak by się stało, gdyby nie miłość Ani i nasze spotkanie. Drodzy rodzice, dzieci lepiej straszyć Babą Jagą. A najlepiej… nie straszyć.
Czytaj także:
„Naprawiałem jej rury, a ona gotowała mi obiady. Dopełnialiśmy się w każdym calu. A mówią, że na starość nie ma miłości”
„Teść przez 23 lata tępił mnie jak karalucha, a dziś ten sam człowiek uratował mi życie. Wydał na mnie ostatni grosz”
„Córka ma 31 lat i ciągle pyta mnie o zdanie. Wychowałam lebiodę, która nawet w piekarni nie potrafi podjąć decyzji”