„Mieszkamy z partnerem w 2 oddzielnych domach. Nie wchodzimy sobie w drogę, odpowiada nam to”

Mieszkamy z partnerem w oddzielnych domach fot. Adobe Stock, Studio Romantic
„Spotkaliśmy się w chwili, kiedy każde z nas miało ułożone życie i było z niego całkiem zadowolone, miłość spadła na nas nieoczekiwanie, więc skorzystaliśmy i jesteśmy szczęśliwi. Michał mnie nie ogranicza, jest dumny z tego, co osiągnęłam, podsuwa mi nowe pomysły, ja nie staram się go zmienić, nie zaprowadzam swoich porządków na jego terytorium”.
/ 13.06.2022 09:30
Mieszkamy z partnerem w oddzielnych domach fot. Adobe Stock, Studio Romantic

Jechałam powoli, wypatrując wystających z ziemi korzeni drzew i nierówności terenu, które w każdej chwili mogły spowodować katastrofę. Rower Damiana był niewygodny, nie słuchał się mnie, siodełko uwierało, pedały kręciły się w kółko, nie stawiając oporu, lub stawiając, przy czym nigdy nie wiedziałam, jak się zachowają. Syn twierdził, że powinnam wrzucić przerzutkę, ale postanowiłam nie tykać tego diabelstwa, żeby czegoś nie zepsuć.

Kiedy ja ostatnio jeździłam?

Damian pożyczył mi rower, żebym odnowiła dawne umiejętności, zanim kupię sobie własny. Taki miałam plan, chciałam zacząć jeździć, rozruszać się, może zgubić kilka kilogramów, znowu poczuć we włosach wiatr, rozkoszować się wolnością na łonie natury.

– Szlag by to trafił! – zaklęłam, bo koła zabuksowały w piachu na leśnej ścieżce.

Ledwo udało mi się odzyskać równowagę, ale spociłam się z wrażenia jak mysz. Byłam wściekła na siebie, Damiana, rower i cały świat, ale przede wszystkim na własną nieudolność. Podobno jazdy na rowerze nigdy się nie zapomina, więc co było ze mną nie tak? Potrafiłam wychować syna, zarobić na dom, nigdy nie oglądałam się na cudzą pomoc, brałam życie jak leci i całkiem dobrze mi to wychodziło, głupi rower nie będzie stawiał mi oporu. Z furią nacisnęłam pedały, wypasiona bestia Damiana wyrwała do przodu, wprawiając mnie w lekką konsternację.

Wstrzymałam oddech, ale zaraz okazało się, że szybciej znaczy płynniej, rower podporządkował się, ujęłam mocniej kierownicę i poczułam się pewniej. Wtedy nie wiadomo skąd pojawił się na ścieżce pies. Był nieduży, ale zajadły i najwidoczniej nie lubił rowerzystów. Szczekał i podskakiwał, próbując sięgnąć zębami do mojej nogawki, już niedużo brakowało, bardzo się starał. Przyspieszyłam, chcąc zabrać mu sprzed nosa łydki, rower posłusznie nabrał tempa, a potem podskoczył jak żywy na jakimś korzeniu i wyrzucił mnie z siodła.

Nie do końca, bo jednak wciąż tkwiłam na nim okrakiem, tyle że teraz leżałam na szyszkach i czułam pulsujący ból w przygniecionej, jak mi się zdawało toną żelastwa, nodze. Wygrzebałam się z pułapki i sięgnęłam po komórkę, bo, jak wiadomo, w takiej sytuacji trzeba zadzwonić po pomoc.

Zamarłam, uświadamiając sobie, że nie mam do kogo

Damian by się nadał, 18-letni chłopak potrafiłby zorganizować ewakuację niezdarnej matki, ale nie chciałam zawracać mu głowy. Może Aneta i Bogdan? E tam, poradzę sobie, jak zwykle. Ta myśl dodała mi wigoru, wstałam i otrzepałam nogę z piasku. Była potłuczona i lekko krwawiła, ale wyglądała na mniej więcej całą, tylko cholernie bolała.

– Tak się kończą przejażdżki po cudzym terenie – zza drzewa wyszedł facet, a zza niego wyskoczył kundelek, teraz wybitnie pokojowo nastawiony. – To prywatna posesja, nie wolno tu jeździć.

– Trzeba było ogrodzić i postawić tablicę z trupią główka i piszczelami – odcięłam się, odsuwając namolnego psa, który nagle zapałał do mnie wielką sympatią.

– On nie gryzie – poinformował facet.

– Nie byłabym taka pewna, przewróciłam się przez niego – podniosłam rower i obejrzałam go z niepokojem.

Damian uważał to cudo za swój skarb, pożyczył mi je, bo kochał matkę, ale nie chciałabym być we własnej skórze, gdybym cokolwiek zepsuła.

– Widzę jednak, że cieszy się pani dobrym zdrowiem, więc nie będę zapraszał do domu i opatrywał ran.

– Słucham? Niech pan się nie niepokoi, w życiu bym nie skorzystała – rzuciłam głową i spojrzałam na faceta.

Zwyczajny był, żadne cudo, chyba nie myślał, że pojawiłam się specjalnie, żeby go poznać.

– Różnie bywa – uśmiechnął się, dając mi do zrozumienia, że kobiety uganiają się za nim stadami. Jeśli tak było, to zupełnie ich nie rozumiałam, według mnie nie każdy mężczyzna nadawał się na życiowego partnera, egoiści i zarozumialcy odpadali w przedbiegach. Ci bez poczucia humoru również, a także tacy, którzy uważali, że kobieta powinna się nimi opiekować jak matka. Lista była długa, pewnie dlatego powtórnie nie wyszłam za mąż, nie interesował mnie związek za wszelką cenę. Znajomi nie mogli uwierzyć, że nikogo nie szukam, a tymczasem ja byłam całkiem szczęśliwa.

Lubiłam swoje życie

Miałam udanego syna, moja firma dobrze dawała sobie radę na rynku, potrafiłam zadbać o rodzinę. Miłość? Nie pogardziłabym, gdyby się trafiła, ale nigdy nie byłam przesadnie kochliwa i potrafiłam się bez niej obejść. Tak zwana samotność, czyli brak przynależności do mężczyzny, nie spędzała mi snu z powiek, miałam mnóstwo zajęć, kilku sprawdzonych przyjaciół i uważałam, że los obszedł się ze mną bardzo łaskawie.

– Pani tu poczeka, przyprowadzę samochód. Odwiozę panią – zarządził niemiłym głosem facet. Bezczelny.

Tak mnie zirytował, że noga przestała mi dokuczać.

– Za nic nie chciałabym pana fatygować – powiedziałam słodkim głosem, wpatrując się z oddaniem w jego oczy i modląc się, by rower Damiana zechciał ze mną współpracować.

Usiadłam na siodełku i zajęłam pozycję startową. Raz, dwa, już. Kurczę, pojechał, udało się!

– Radzę panu ogrodzić teren albo uwiązać psa, bo ktoś może pana oskarżyć o napaść i uszkodzenie ciała – dodałam twardszym głosem, oglądając się przez ramię i uśmiechając uroczo.

Miał głupią minę i chyba zabrakło mu słów, bo się nie odezwał. W domu opowiedziałam Damianowi o wypadku, syn tylko rzucił na mnie okiem i poszedł oglądać rower.

– Nic się nie stało – powiedział z ulgą, po czym spojrzał na moją nogę i oboje zaczęliśmy się śmiać. – Sorki, mamuś, to dlatego, że uważam cię za osobę nie do zdarcia, jeden mały upadek nie mógł zaszkodzić takiej twardzielce – zreflektował się syn – idę po plastry, a ty nigdzie nie odchodź.

Siedząc, miałam chwilę, by się zastanowić

Kim był niemiły facet spotkany w lasku? Nasza miejscowość płynnie łączy się obwodnicą w dużym miastem, ale ciągle żyjemy tu jak na wsi a niektóre rodziny znają się od pokoleń, tymczasem tego typka widziałam pierwszy raz w życiu. Sięgnęłam po telefon.

Spotkałaś go! Ty to masz szczęście – podekscytowana Aneta pisnęła jak nastolatka, wprawiając mnie w lekkie zdziwienie.

Wcześniej mozolnie wytłumaczyłam jej, dokąd mnie rower Damiana wywiózł, a ona bezbłędnie odgadła lokalizację.

– Wnuka tej sąsiadki? – upewniłam się. – Coś ci się pomyliło, on mieszka w Australii.

– Nie wygłupiaj się, widziałaś go na własne oczy. Wrócił, objął schedę i ma co do niej wielkie plany. Cieszyłam się, że będzie znakomitym nabytkiem dla naszej społeczności, ale on się zabunkrował i nie zamierza się udzielać. Szkoda, Michał jest zamożny, niegłupi, samotny…

– I wszystko jasne – przerwałam jej. – On myślał, że zaaranżowałam wypadek na jego terenie, żeby go poznać. Chyba oszalał, kto by wpadł na taki pomysł.

– Zdziwiłabyś się – powiedziała tajemniczo Aneta. – On jest idealną partią, znam kilka kobiet, które oddałyby wiele, by go zdobyć. Słyszałam o wypiekanych na jego cześć ciastach, więc nie dam głowy, czy nie przeżył najazdu troskliwych sąsiadek.

– Wielkie mi co – zbagatelizowałam przeżycia wnuka sąsiadki. – To nie upoważniało go do poszczucia mnie psem i nieuprzejmości. No dobra, może nie było dokładnie tak, ale blisko. Facet jest nieużyty, ja bym nie łapała go na męża.

– Bo ty jesteś dziwna – westchnęła ze współczuciem Aneta.

Wkrótce później spotkałam go znowu

Na parkingu pod megasamem, podszedł, kiedy pakowałam do bagażnika zakupy. Akurat podnosiłam zgrzewkę wody.

– Fifi? To naprawdę ty? – spytał ciepło, próbując odebrać mi ciężar.

Odruchowo nie puściłam zgrzewki, przez moment oboje mocowaliśmy się, zanim ustąpiłam.

– Pomoc mile widziana – puściłam opakowanie wody. – Już od dawna nikt nie mówi do mnie Fifi, mam na imię Monika.

– Tego nie zapamiętałem, dla mnie zawsze będziesz Fifi – nutka znanej mi bezczelności zadźwięczała w jego głosie. – Nie skojarzyłem cię wtedy w lesie, musiałem popytać tu i ówdzie. Miałaś chyba z 5 lat, gdy wyjechałem z rodzicami do Australii.

– Sporo urosłam od tej pory... Wybacz, ale muszę jechać, miło było cię spotkać.

– Zaczekaj! – powiedział pośpiesznie – Próbuję się tu zadomowić, odnawiam dawne znajomości, może moglibyśmy się spotkać, pogadać o dawnych czasach.

Miał 10 lat, gdy wyjechał, ja 5, więc na pewno nie mieliśmy żadnych wspólnych wspomnień, ale pierwszy raz w życiu nie powiedziałam głośno, co myślę. Nagle nabrałam ochoty na rozmowę z tym człowiekiem, może kierowała mną ciekawość, a może coś więcej…

– Dobrze, wpadaj – zgodziłam się.

– Dzisiaj wieczorem? – ożywił się, kompletnie mnie zaskakując.

– Nie za szybko? Nie zdążę nic przygotować na kolację.

– Miałem zamiar czekać, aż znowu będziesz przejeżdżała koło mojej posesji, ale doszedłem do wniosku, że to za długo by trwało – odparł z powagą. – Nie zależy mi na wyżerce, tylko na twoim towarzystwie. To znaczy pogadać chciałem – zaczął się plątać. – Kupmy coś na kolację, przyjadę wcześniej i razem ją upichcimy. Co lubisz ty, a co Damian?

Spodobała mi się jego bezpośredniość, troska o nasze gusta i w ogóle.

Chyba też chciałam pogadać, nic więcej

Wieczór udał się nadspodziewanie, spędziliśmy go w kuchni wyrywając sobie patelnię z rąk i dyskutując o sposobie przyrządzania kurczaka słodko–kwaśnego. Mieliśmy w tej kwestii zupełnie inne zdania, ale nie pozabijaliśmy się, bo dziecko patrzyło. Damian na zmianę zaśmiewał się z naszych rozmówek lub dolewał oliwy do ognia, dorzucając swoje trzy grosze. W nagrodę pozwoliliśmy mu pozmywać.

– Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że przyszło ci do głowy wywrócić się w moim lesie – powiedział nietaktownie Michał, dolewając nam wina. – Będę teraz stałym gościem, nie opędzisz się ode mnie.

– Jak dla mnie, może być – skwapliwie udzielił mu zezwolenia Damian. – Wpadaj, kiedy zechcesz.

Mnie o zdanie nie zapytali. Patrzyłam na Michała i zastanawiałam się, co właściwie zaszło. Był interesujący, dobrze się czułam w jego towarzystwie, rozkwitałam pod jego wzrokiem. Mam spróbować? Wcale nie miałam ochoty na zmiany, ale nie byłam też gotowa odmówić, Michał coraz bardziej mi się podobał.

– Szlag by to trafił – mruknęłam zdezorientowana natłokiem myśli.

Michał i Damian spojrzeli na mnie jednocześnie.

– Czy to było przyzwolenie? – spytał z błyskiem w oku, czym ostatecznie mnie ujął, miał poczucie humoru i dystans do siebie, cechy rzadkie i bardzo przeze mnie pożądane.

Przytaknęłam. Michał zaczął u nas bywać, przychodził prawie codziennie, nasza miejscowość zatrzęsła się od plotek. Aneta sumiennie donosiła mi, jak bardzo zadziwiłam lokalną społeczność, w końcu nie byłam już taka młoda a i w urodzie można było dopatrzeć się niejednego mankamentu.

– A jednak wybrał ciebie, zdobyłaś najbardziej pożądaną partię w okolicy! Kiedy ślub?

– Na świętego nigdy – krzyknęłam wyprowadzona z równowagi. – Powiedz plotkarom, że nikogo nie zdobywałam, niech się odczepią.

– Dobrze, pod warunkiem, że zaprosisz mnie na świadka – zachichotała Aneta.

Moja przyjaciółka czeka do tej pory

My z Michałem nie przejmujemy się ludzkim gadaniem, jesteśmy razem i dobrze nam ze sobą. Spotkaliśmy się w chwili, kiedy każde z nas miało ułożone życie i było z niego całkiem zadowolone, miłość spadła na nas nieoczekiwanie, więc skorzystaliśmy i jesteśmy szczęśliwi. Michał mnie nie ogranicza, jest dumny z tego, co osiągnęłam, i podsuwa mi nowe pomysły, ja nie staram się go zmienić, nie zaprowadzam swoich porządków na jego terytorium.

Mamy dwa domy, ludzie tego nie rozumieją, ale nam bardzo to odpowiada, jesteśmy niezależni i jednocześnie mocno ze sobą związani. Na takiego mężczyznę czekałam całe życie, chociaż o tym nie wiedziałam.

– Dlaczego właśnie ja? – spytałam pewnego razu, bo wątpliwości zasiane przez Anetę nie dawały mi spokoju.

Michał przytulił mnie jeszcze mocniej i pocałował w szyję.

Bo inne przynosiły wypieki, a ja nie lubię ciasta – mruknął niepoważnie.

Złapałam go za włosy i pociągnęłam.

– Powiedz prawdę – zażądałam, zaglądając mu w oczy.

– Masz masę wdzięku, jak wywinęłaś orła na rowerze, wiedziałem, że spotkałem uroczą kobietę, potem okazało się, że masz także osobowość i byłem ugotowany – odparł poważnie. – Nie chciałaś, żebym urządzał ci życie, zrobiłaś to sama. Jesteś wyjątkowa, wiesz? Robisz na mnie duże wrażenie.

Pocałował mnie i oparł brodę na moim ramieniu.

– Tylko mi nie ucieknij, Fifi, oswoiłaś mnie i jesteś za mnie odpowiedzialna.

Nie wiem, czy ktokolwiek wyznawał miłość w tak dziwny sposób, ale Michał był inny. I dobrze, pasował do mnie, a ja do niego.

Ostatnio w nasz związek wdarł się zgrzyt. Michał i Damian kupili mi rower, zgrabną damkę z wygodnym siodełkiem i oczekują, że będę na niej jeździć. Otóż nic z tego, zraziłam się do dwóch kółek i nie zamierzam fikołkować po lesie. Michał mnie przekonuje, ja się opieram i oboje dobrze się bawimy. Kto wie, może ulegnę, ale jeżeli, to na swoich własnych warunkach.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA