Kocham Julię i nie pozwolę jej skrzywdzić. Nikomu! A zwłaszcza temu draniowi – jej ojcu.
Stałem przed domem mojej dziewczyny i patrzyłem, jak idzie w stronę furtki. Nie widzieliśmy się przez trzy miesiące, bo starzy wysłali ją na warsztaty językowe do Berlina, gdzie w zamian za udzielanie lekcji polskiego, sama mogła doskonalić swój niemiecki.
Rozmowy przez Skype’a to nie to samo, co widzieć kogoś na żywo. Teraz więc patrzyłem i rejestrowałem zmiany, które zaszły w mojej ukochanej.
Cała jakby się wydłużyła
Miała dłuższe włosy, które luźno opadały na ramiona. Dłuższe nogi, ale stąpała na nich tak jak zawsze, leciutko, jakby nie dotykała ziemi. Dłuższe ramiona. Oplotła je wokół mojej szyi i poczułem dobrze znane zapachy mandarynki i rumianku.
Przytuliłem ją mocno, uniosłem w ramionach. Wtedy wyjaśniło się zjawisko „długości”.
– Schudłaś – stwierdziłem, stawiając Julię na ziemi.
– Może trochę – uśmiechnęła się lekko. – Nie byłam na wakacjach, tylko w pracy.
– Ale trochę chyba odpoczęłaś?
– Zmieńmy temat, proszę.
To znaczy, że nie odpoczęła. Przez trzy miesiące wakacji harowała jak wół, a za kilka dni zaczynał się rok akademicki.
Studiowała dziennie, pracowała w weekendy
Uczyła się w nocy, w autobusach czytała literaturę fachową, nawet czas dla mnie skrupulatnie jej wyliczano. Miałem podstawy przypuszczać, że nie dosypia i jest przemęczona.
Nigdy się do tego nie przyznała, ale kiedyś zasnęła przytulona do mnie na ławce w parku. Nie, nie to, że siedzieliśmy i milczeliśmy przez godzinę, więc się nudziła. Po prostu objąłem ją i patrzyliśmy na wiewiórki ganiające po trawnikach. Śmiała się z ich rudych kitek, mówiła, że kiedyś przefarbuje sobie włosy na taki kolor, a chwilę później… już spała.
Kilka razy szykowałem się, żeby powiedzieć jej rodzicom, co myślę o ich podejściu do wychowania i edukacji, ale jakoś brakowało mi odwagi. Nie lubili mnie. Nigdy nie powiedzieli tego wprost, na to byli zbyt dobrze wychowani.
Ale wyczuwałem rezerwę w uprzejmym uśmiechu przyklejonym do ust eleganckiej, wycofanej matki oraz nieufność i niechęć w zachowaniu pozornie jowialnego ojca.
Odnosiłem wrażenie, że ledwie mnie toleruje
Byłem takim złem koniecznym, buforem przed innymi zalotnikami, nim Julka znajdzie sobie kogoś lepszego. Gdybym urządził awanturę, nadopiekuńczy tatuś zrobiłby wszystko, żeby odsunąć mnie od swojej córki. Postanowiłem więc, że wytrzymam jeszcze chwilę.
A kiedy zamieszkamy razem, Julka w końcu odpocznie, zacznie jeść regularnie i porządnie się wysypiać. Ten czas miał nadejść już wkrótce.
– Pizza czy lody? – zapytałem.
– Wszystko jedno – potarła nosem o mój policzek. – Chodźmy gdzieś, gdzie będziemy sami. Stęskniłam się.
– Ja też. Więc plan jest taki. Kupimy lody w rożku, później zaprowadzę cię gdzieś, gdzie będziemy sami, a potem zamówimy pizzę.
– Brzmi ciekawie.
– I będzie ciekawie.
Miałem dla Julki niespodziankę, którą przygotowywałem przez trzy miesiące jej nieobecności. Pora odkryć karty.
– Co to za mieszkanie? – zapytała moja ukochana, kiedy wprowadziłem ją do jeszcze nieumeblowanego przedpokoju.
– Po mojej babci – wyjaśniłem, odbierając od niej płaszcz. – Przez jakiś czas je wynajmowałem, ale teraz jedynymi lokatorami będziemy my.
– My?
– Tak. Chciałbym, żebyś ze mną zamieszkała.
– A… Ale… to niemożliwe.
Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem
W końcu byliśmy parą już od dwóch lat, więc chyba mogła się spodziewać, że kiedyś zechcę zamienić „chodzenie” w „życie razem”. Myślałem, że Julka się ucieszy.
– Dlaczego niemożliwe? – zapytałem, siląc się na spokój.
– Rodzice mi nie pozwolą.
– Proszę cię! Jesteś dorosła, zarabiasz. Nie musisz pytać starych o pozwolenie.
– Nie rozumiesz…
– Więc mi wytłumacz!
– Nie mogę.
– A może nie chcesz? No, powiedz! – uniosłem się. – Poznałaś w tym Berlinie jakiegoś nadzianego faceta? On ci zafunduje willę z basenem, a nie stare mieszkanko w bloku, tak? Takiego zięcia twoi rodzice zaakceptują z pocałowaniem ręki!
Julka zrobiła krok w tył, jakby poraził ją prąd. Czyżbym trafił? W końcu z jakiegoś powodu nie mogłem odwiedzić Julki w Berlinie. Wymawiała się brakiem czasu, ale przecież musiała mieć jakieś dni wolne. Nie chciała ich spędzać ze mną.
– To scenariusz mojego ojca – usłyszałem cichą odpowiedź. – Ale nigdy bym nie przypuszczała, że ty też tak o mnie myślisz. Jak o kimś… na sprzedaż.
Wyszarpnęła mi z ręki płaszcz i wybiegła, a ja stałem jak wmurowany. Czułem się tak, jakbym oglądał tanie romansidło, a nie uczestniczył we własnym życiu, które miało od dzisiaj nabrać nowego sensu. Kiedy oprzytomniałem, wybiegłem na ulicę, ale Julki nigdzie nie było.
Telefonu też nie odbierała. W domu jej nie zastałem albo jej matka mnie okłamała. Co miałem robić? Wróciłem do siebie i sam wypiłem czekające w lodówce wino. Nie zalałem się w trupa tylko dlatego, że nie chciało mi się iść do sklepu.
Zasnąłem w ubraniu na płatkach róż, które miały pachnieć podczas pierwszej nocy w naszym domu, podczas naszego pierwszego razu… Może to staroświeckie, ale nie kochaliśmy się jeszcze.
Nie chciałem nalegać
Zamierzałem spędzić z Julią całe życie, więc mogłem poczekać, aż będzie gotowa. Teraz pewnie już tego się nie dowiem, jak cudownie byłoby nam razem. W nocy i w świetle dnia, bo dotąd pozwalała mi się dotykać tylko po ciemku. Miała cudowne ciało.
Czemu się go wstydziła? Pewnie starzy coś jej nagadali. Ulegała im za bardzo. Choć to dla mnie było bolesne, pojąłem, że póki będzie pod ich wpływem, nigdy nam się nie uda. Nad ranem obudził mnie dzwonek. W pierwszej chwili nie wiedziałem, co się dzieje. Przecież wziąłem tydzień urlopu, więc dlaczego budzik urządzał dzikie harce?
Świadomość szybko jednak wróciła. Ktoś dobijał się do drzwi, teraz już nawet walił pięścią. Poczłapałem do przedpokoju. Może któryś z sąsiadów tak zabalował, że pomylił mieszkania? Otworzyłem. Na progu stała Julia. Miała na sobie dres i wyglądała jakoś dziwnie.
– Przepraszam – powiedziała, zarzucając mi ręce na szyję.
Poczułem, jak wsysa się ustami w moje wargi, i odpowiedziałem na ten pocałunek z dziką tęsknotą. Czy to była rzeczywistość czy kontynuacja snu? Nieważne. Działo się i nie zamierzałem tego przerywać. Wieczór nie należał do udanych.
Nic jednak nie stało na przeszkodzie, żeby cudownie przywitać dzień. Pozwoliłem dłoniom sunąć po ciele ukochanej, zacisnąłem je na jej pośladkach…
– Auć – usłyszałem.
Właśnie tak: auć, a nie ach. Zdziwiłem się. Przecież nie ścisnąłem mocno, nie mogło zaboleć! Tymczasem Julka miała łzy na policzkach.
– Co się stało?
– Zbił mnie – szepnęła.
– Ktoś cię napadł i skrzywdził?
To pierwsze, co przyszło mi do głowy. Ostatecznie była noc, nie wiadomo, gdzie Julka łaziła, może jakaś menda obrała ją sobie za cel?
– Wróciłam późno i powiedziałam, że chcę zamieszkać z tobą i nigdy nie wyjdę za Oliwiera.
– Kim jest Oliwier?
– Ojciec chce, żeby był jego zięciem. Jest synem prokuratora. Też pracował w Berlinie… Ale ja kocham ciebie i mu to wykrzyczałam. Dlatego mnie zbił. Uciekłam przez okno.
– Co ty mówisz? Jak to uciekłaś? Ktoś cię więził? Przecież masz 23 lata, jesteś dorosła! I co to znaczy, że cię zbił?
– Nie pytaj, proszę.
Nie chciała nic mówić. Może powinienem to uszanować, ale musiałem się dowiedzieć, co konkretnie znaczą jej słowa. Wierzyłem jej, bo czemu miałaby kłamać, ale zarazem prawda nie chciała do mnie dotrzeć.
Nie mogła się przebić do mojej świadomości, bo zwyczajnie w głowie mi się nie mieściło, że ojciec mógłby ją bić. Zsunąłem spodnie z bioder Julii. Bielizny zdejmować nie musiałem.
Sine ślady po pasku były nawet na górnej partii ud
Zagotowało się we mnie, ale musiałem opanować furię. Musiałem, bo nie dałbym rady trzeźwo myśleć. Wziąłem Julkę na ręce i zaniosłem do łóżka.
– Często cię bije? – zapytałem, zrzucając z poduszki przywiędłe płatki róż.
– Różnie. Nie zawsze tak mocno.
Krótka odpowiedź niosła w sobie dużo informacji. Przypomniałem sobie wszystkie te chwile, kiedy Julia nagle się orientowała, że gdzieś się zasiedzieliśmy i jest późno. Miała w oczach przerażenie, czego nie rozumiałem. Czasem sobie z niej żartowałem, czasem się złościłem. Mówiłem, że jest już duża i może wracać do domu po dwudziestej.
Pewnie za spóźnienie zawsze obrywała. Nagle pojąłem, czemu pozwalała mi się pieścić tylko po ciemku. Nie z powodu skromności – bała się, że mógłbym zobaczyć siniaki.
Chryste! Aż mi się niedobrze zrobiło. Ile razy dzwoniła, mówiąc, że źle się czuje i nie przyjdzie na umówione spotkanie. Nawet podejrzewałem, że ma anemię. Albo wykręcała się od wypadu na plażę czy na basen z powodu kobiecych dolegliwości. W lipcu miała okres dwa razy w miesiącu…
Cholera jasna! Jak mogłem być taki ślepy? Jakiś tyran katował moją Julkę, a ja nic nie zauważyłem! Wierzyłem w jakieś dziwne tłumaczenia, nie wnikając w szczegóły.
– A matka? Pozwala na to?
– Gdyby nie ona, byłoby pewnie jeszcze gorzej… – chlipnęła. – Starała się mnie chronić, ale wolałabym, żeby mnie zabrała, uratowała, żebyśmy obie się uwolniły. Od niego, od ciągłego strachu. Wiele razy chciałam uciec i powstrzymywałam się tylko ze względu na mamę. Ale już dłużej nie mogę! Nie chcę żyć jak ona…
– Nie wrócisz do domu – powiedziałem stanowczo. – Odtąd będziesz bezpieczna. Obiecuję. Ten gnój już cię nie skrzywdzi. Tylko… Skarbie, wiem, że to przykre, ale lekarz powinien dokonać obdukcji, na wszelki wypadek, gdybyś chciała iść do sądu… albo chociaż zdjęcia zrobię, nim ślady znikną, co?
– Już zrobiłam – wyznała. – Wcześniej też. Mam cały album na pendrivie, wzięłam go ze sobą, raz nawet filmik się nagrał, kiepsko widać, ale słychać, że to on. Chciałam mieć dowody, gdyby mama się zdecydowała odejść od ojca. Ale ona… – Julka zaszlochała i już nic więcej nie powiedziała.
Długo nie mogła się uspokoić, jakby opłakiwała całe swoje popaprane dzieciństwo. Siedziałem przy niej, głaszcząc ją po włosach i zastanawiając się, co powinienem zrobić.
Zasnęła, gdy na dworze zrobiło się widno
A ja już wiedziałem. Ryzykowałem wejście w konflikt z prawem, ale to nie miało znaczenia. Wsiadłem do samochodu i wyruszyłem na spotkanie skurwiela, która śmiał się nazywać ojcem. Pod bramą zaczekałem, aż będzie wychodził do pracy.
– Dzień dobry – przywitałem się grzecznie.
– Dobry, dobry – odparł. – Ale za wcześnie na odwiedziny. Julia jeszcze śpi.
– Wiem, że śpi.
Zagrodziłem mu drogę, bo chciał już wsiąść do swojego wypasionego auta.
– W moim łóżku śpi i tam zostanie.
– Słucham?
– Słuchaj uważnie.
Zaciągnąłem go za krzaki i bez ostrzeżenia przywaliłem mu pięścią w nos. Z ulicy nie było nas widać, ale dostrzegłem ruch firanki w oknie. Matka Julii? No to niech patrzy.
– To za to, co zrobiłeś Julce wczoraj – wycedziłem i poprawiłem draniowi w szczękę, nie bacząc, że mogę mu wybić kilka zębów. – A to za to, co robiłeś jej wcześniej.
Uderzyłem w brzuch, a kiedy zgiął się wpół, kopnąłem kolanem w podbródek.
– A to przestroga, żebyś nigdy więcej nie ważył się tknąć Julki choćby małym palcem. Uderz ją jeszcze raz, a połamię ci ręce.
Byłem gotów to zrobić i chyba mi uwierzył, bo się posikał. Damski bokser...
– Spróbuj pójść na policję, to Julia też się tam zgłosi, z obdukcją lekarską. Spróbuj się do niej zbliżyć, zagadać, a fotki jej siniaków wyślę twoim klientom, znajomym, sąsiadom, niech wszyscy wiedzą, jaki z ciebie czuły tatuś.
Burczał coś niewyraźnie, ale nie słuchałem
Patrzyłem w okno. Kobieta stojąca za uchyloną firanką kiwnęła mi głową. Uznałem to za błogosławieństwo. Teraz zostanie tu sama z tym… Nie współczułem jej, a przynajmniej nie tak jak Julce. Ona była dzieckiem, oni jej rodzicami, powinni ją chronić. Odwróciłem się na pięcie. Musiałem zrobić zakupy i przygotować śniadanie dla Julii.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”