„Ojciec mnie porzucił. Przypomniał sobie o synu, kiedy potrzebował pieniędzy, a jego chciwość prawie rozbiła moje małżeństwo”

mężczyzna porzucony przez ojca fot. iStock, RollingCamera
„Kiedy dotarłem do domu, zapadał zmierzch. Magda siedziała przy kuchennym stole nad jakimiś papierami, a jej policzki mokre były od łez. Próbowałem podejść i ją objąć, ale się ode mnie odsunęła. — Jak mogłeś zrobić dziecko innej? — zapytała. To było wielkie nieporozumienie, którego sprawcą był mój biologiczny ojciec”.
/ 11.07.2023 21:30
mężczyzna porzucony przez ojca fot. iStock, RollingCamera

Moje dzieciństwo było szczęśliwe, choć nigdy nie poznałem swojego biologicznego ojca. Mama niechętnie o nim mówiła. Od ciotki wiedziałem, że był człowiekiem niedojrzałym, obibokiem, który myślał tylko o tym, jak tu napić się z kolegami. Rola rodzica go przerosła i zostawił nas, gdy miałem zaledwie kilka miesięcy. Podobno mama bardzo to przeżyła, ale ciotka podkreślała, że wyszło jej to na dobre.

— To najlepsze, co mogło ją w życiu spotkać — mawiała. — Powinna mu podziękować, zostawił was w spokoju, bo przy nim nie czekałoby was nic dobrego, tylko bieda i patologia. A tak przynajmniej ułożyła sobie życie.

I miała rację.

Skoro ojcu przez tyle lat nie zależało, żeby się ze mną spotkać, ja też nie zamierzałem go szukać. Ten człowiek mnie nie obchodził.

Kiedy miałem kilka lat, mama poznała Marka. Odpowiedzialny i pracowity, był dla mnie wzorem mężczyzny. Nauczył mnie jeździć na rowerze, cierpliwie pomagał przy odrabianiu lekcji, zabierał na mecze i wycieczki. To do niego mówię „tato” i choć nie łączą nas więzy krwi, tak naprawdę dla mnie to on jest prawdziwym ojcem. Dzięki jego wsparciu udało mi się skończyć studia i dostać pierwszą pracę w finansach.

Jeszcze na studiach związałem się z Magdą. Po ślubie, z pomocą rodziców, udało nam się kupić całkiem porządne mieszkanie. Marek bardzo kibicował mojej karierze, zresztą, zanim przeszedł na emeryturę, pracował w tej samej branży, wiec wiele mogłem się od niego nauczyć. Okazało się to bezcenne, a ciężka praca opłaciła się – w wieku 34 zostałem najmłodszym prezesem w świetnie prosperującej firmie. Żyliśmy szczęśliwie i wygodnie. Stać nas było na podróżowanie, spontaniczne wypady do kina czy restauracji.

Do szczęścia brakowało nam tylko jednego

Choć byliśmy już dziesięć lat po ślubie, wciąż nie doczekaliśmy się dziecka. Po długich seriach badań i kilku latach leczenia lekarze orzekli, że jedyną szansą jest dla nas in vitro. Niestety za pierwszym razem nie wyszło. Magda bardzo to przeżyła. Na szczęście finanse nie były przeszkodą, więc kiedy tylko odczekaliśmy wymagany czas, postanowiliśmy spróbować jeszcze raz.

Tego dnia, żona poprosiła, żebym wrócił do domu wcześniej niż zwykle. Zastanawiałem się, czy ma dla mnie dobre, czy złe wieści, ale z jej głosu nie dało się nic wyczytać.

— Przyjedź, to porozmawiamy — powiedziała tylko i się rozłączyła.

Kiedy dotarłem do domu, zapadał zmierzch. Magda siedziała przy kuchennym stole nad jakimiś papierami, a jej policzki mokre były od łez. Czyli znowu porażka…

Próbowałem podejść i ją objąć, ale się ode mnie odsunęła.

— Jak mogłeś? — zapytała.

— Co jak mogłem? — byłem zdezorientowany, nie miałem pojęcia, o czym mówi.

— Zrobić dziecko innej. Rozumiem, że ją nie mogłam ci go dać, więc postanowiłeś inaczej załatwić sprawę? Tylko dlaczego nie stać cię na szczerość? Udajesz kochającego męża. Dlaczego jeszcze ze mną jesteś? Z litości? — żona zaczęła coraz bardziej się nakręcać.

Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. Żona oskarżyła mnie o zdradę.

— Ale ja nie mam pojęcia, o czym mówisz — wykrztusiłem, bo naprawdę nic z tego nie rozumiałem. — Nie ma żadnego dziecka.

Magda podała mi jakieś pismo, które leżało przed nią na stole. Aż zaparło mi dech, kiedy je przeczytałem.

— To nie tak jak myślisz — wydusiłem tylko, choć wiedziałem, jak głupio to brzmi.

— Jasne, nie pogrążaj się już! — krzyknęła i wybiegła z płaczem z kuchni. Po chwili usłyszałem trzaśniecie drzwi wejściowych. Pewnie powinienem za nią pobiec, ale stałem jak wmurowany, nie mając siły się ruszyć. Nie mogłem uwierzyć w to, co przeczytałem. Nic dziwnego, że Magda wyciągnęła takie wnioski, każdy na jej miejscu pomyślałby to samo. Tylko że ja naprawdę nigdy jej nie zdradziłem. Ale prawdą jest, że ją oszukałem i stąd to całe nieporozumienie. Teraz nie dość, że znalazłem się w fatalnym położeniu, to jeszcze nie miałem pojęcia, jak to wszystko odkręcić.

Wydawało mi się, że sytuacja już nie może być bardziej skomplikowana. Myliłem się

Poszedłem do łazienki, żeby przemyć twarz zimną wodą. Na umywalce leżał niepozorny, różowy patyczek. Doskonale wiedziałem, co to jest. Test ciążowy, a na nim wyraźne dwie kreski. Normalnie bym się ucieszył, ale cała ta sytuacja sprawiła, że poczułem się jeszcze bardziej przytłoczony wszystkim, co na mnie spadło w przeciągu ostatniej godziny.

Najbardziej przerażała mnie myśl, że Magda, która powinna teraz o siebie zadbać, błąka się nie wiadomo gdzie, zestresowana i przekonana, że ją oszukałem. Musiałem ją odnaleźć i wyznać całą prawdę. To było teraz najważniejsze. Znacznie ważniejsze niż to, że jak wynikało z urzędowego pisma, które wywołało to całe zamieszanie, biologiczny ojciec właśnie przypomniał sobie o moim istnieniu.

Mojej żony nie było u teściów, nie udało mi się też znaleźć jej u żadnej z koleżanek. Wydawało mi się mało prawdopodobne, żeby w tej sytuacji szukała pocieszenia u moich rodziców, ale musiałem się upewnić. Bałem się, że mama od razu domyśli się, że coś się stało, a nie chciałem jej opowiadać o całej sytuacji. Wybrałem więc numer do Marka. Odebrał już po drugim sygnale. Niestety Magdy u nich nie było.

— Coś się stało? Pokłóciliście się? — zapytał.

Początkowo nie chciałem nikomu opowiadać, do czego posunął się mój biologiczny ojciec, ale tego już było dla mnie za dużo. Słowa same popłynęły.

— Przyszło wezwanie z sądu. Od Piotra W... — powiedziałem, bo słowo „ojciec” jakoś nie mogło mi przejść przez gardło. — Chce dostać ode mnie alimenty.

— Żartujesz? Mówiłeś mamie?

— Nie, i proszę cię, ty też jej nie mów. Nie chcę, żeby się denerwowała. Nie mogę uwierzyć, że nagle sobie o mnie przypomniał.

— Cóż, pewnie dowiedział się, że masz pieniądze. Z tego co wiem, on od lat ledwo ciągnie. Prawdopodobnie ktoś mu powiedział, że istnieje taka opcja i teraz liczy na łatwą kasę.

— Nic mnie to nie obchodzi. I to nie jest kwestia pieniędzy. Gdyby chociaż postarał się mnie osobiście poznać, porozmawiać. Gdyby wykazał jakąkolwiek dobrą wolę. Ale pozywać mnie do sądu? Jakim trzeba być człowiekiem, żeby zrobić coś takiego? A najgorsze jest to, że Magda przeczytała to pismo. I teraz myśli, że mam nieślubne dziecko.

— Ale dlaczego tak myśli, przecież mówiłeś, że w tym piśmie było nazwisko twojego biologicznego ojca?

— Bo nigdy jej nie powiedziałem prawdy. Wstydziłem się tego człowieka i wolałem, żeby myślała, że to ty jesteś moim prawdziwym ojcem. Bo dla mnie tak właśnie jest, a o nim chciałem zapomnieć. Magda musiała pomyśleć, że to imię i nazwisko dziecka. No bo przecież zazwyczaj alimenty dotyczą dziecka, więc właściwie trudno się dziwić.

Marek westchnął.

— No to niezły galimatias… Jednak będziesz musiał jej powiedzieć. Nie martw się na razie tym wezwaniem. Mam znajomego adwokata, zadzwonię do niego jutro i zapytam, czy rzeczywiście Piotr ma prawo coś od ciebie wyciągnąć.

Rozmowa z ojczymem podniosła mnie na duchu. Na niego zawsze mogłem liczyć

Magda wróciła do domu godzinę później. Zziębnięta i zapłakana, ale gotowa mnie wysłuchać. Kiedy opowiedziałem jej wszystko, widziałem, że jest rozczarowana, że miałem przed nią taką poważną tajemnicę. Ale, jak sama powiedziała, kamień spadł jej z serca, że nie mam nieślubnego dziecka.

Mój prawdziwy tata, czyli Marek, znowu stanął na wysokości zadania. Sąd uznał, że żądania mojego biologicznego ojca są bezpodstawne, ponieważ nie jest on niezdolny do pracy i samodzielnego utrzymania, gdyby tylko trochę się postarał. Sprawa nie była trudna, ale kosztowała mnie sporo emocji. Po raz pierwszy zobaczyłem na własne oczy człowieka, który mnie spłodził. Stary, zaniedbany i zmęczony życiem.

Czy było mi go żal? Trochę tak. Mam pieniądze i mógłbym go wesprzeć, ale nie chcę. Czy to czyni mnie złym człowiekiem? Nie sądzę. Sam jest sobie winny. W sądzie nie odezwał się do mnie ani słowem. Gdyby chociaż wyciągnął rękę i powiedział „przepraszam”, byłbym skłonny zastanowić się, czy mu nie pomóc.

Czytaj także:
„Dałam się oszukać na kilka tysięcy złotych. Byłam naiwniaczką, a teraz czeka mnie sprawa w sądzie”
„Synowa to cwaniara, która kocha kasę, a nie mojego syna. Już ja przypilnuję, by pozbyć się tej materialistki”
„Naoglądałam się brazylijskich telenowel i zachciało mi się płomiennego romansu. Prawie zrobiłam z siebie desperatkę”

Redakcja poleca

REKLAMA