„Ojciec mnie porzucił, bo przygruchał sobie kochankę. Flądra oskubała go do cna, więc cwaniaczek pozwał mnie o alimenty”

wściekły mężczyzna fot. Adobe Stock, fizkes
„Najpierw w domu były krzyki, potem trzasnęły drzwi i zostaliśmy sami. Dla małego dziecka to był z jednej strony szok, bo zniknął z jego życia ktoś, kto do tej pory był ważny, nawet jeśli nie spędzał z potomkiem zbyt wiele czasu”.
/ 16.04.2023 15:15
wściekły mężczyzna fot. Adobe Stock, fizkes

Siedziałem na sali sądowej i patrzyłem na twarz człowieka, którego kiedyś znałem, ale tak naprawdę wydawał mi się zupełnie obcy.

– Spokojnie, panie Radku – powiedział mój pełnomocnik przed rozprawą. – Nie widzę możliwości, żeby sąd ogłosił wyrok inny, niż przewiduję.

Ale teraz wcale nie byłem pewien, czy wyrok mi się spodoba. Mój ojciec okazał się bardzo przekonujący. To znaczy nie miał zbyt wielu argumentów, ale umiał mówić, to mu trzeba przyznać. W pewnej chwili sam zacząłem wątpić w swoją rację. Nie miał adwokata i zauważyłem, że sędzia zaczęła mu wręcz udzielać porad. Zacząłem rozumieć, dlaczego matka nazywała go „księciem czarusiem”. Wyszliśmy przed salę, bo sąd udał się na naradę. Usiedliśmy na ławce, mój ojciec zajął miejsce naprzeciwko.

– Proszę pana, w takiej sytuacji dziewięćdziesiąt dziewięć procent wyroków oddala pozew – mówił pełnomocnik. – Przecież ojciec nie ma tak naprawdę żadnych moralnych praw do roszczeń. Nie interesował się panem przez całe życie. To była prawda.

Przyzwyczaiłem się, że go nie ma

Pamiętam, jak mama płakała po odejściu ojca. I to jest chyba jedyne wyraźne wspomnienie z tamtego czasu. Najpierw w domu były krzyki, potem trzasnęły drzwi i zostaliśmy sami. Dla małego dziecka to był z jednej strony szok, bo zniknął z jego życia ktoś, kto do tej pory był ważny, nawet jeśli nie spędzał z potomkiem zbyt wiele czasu. Z drugiej strony jednak dzieci szybko przyzwyczajają się do nowych warunków.

Z początku ojciec odwiedzał mnie, bawił się ze mną, gdzieś zabierał, ale potem zupełnie zniknął. Nie płacił też ani grosza na moje utrzymanie, a mama była zbyt dumna, żeby dochodzić swoich praw.

– Poradzimy sobie – mówiła. – Dobrym ludziom Bóg pomaga.

No i jakoś sobie radziliśmy. Może w domu się nie przelewało, ale głodny też nie chodziłem. Tyle że nie miałem tego wszystkiego, co koledzy z lepiej sytuowanych rodzin – nie chodziłem w najmodniejszych ciuchach, telefon komórkowy dostałem najpóźniej w klasie. Pewnego dnia usłyszałem od jednego z kolegów, że zawsze będę biednym ćwokiem, bo nie ma mnie kto ustawić. To było na początku ogólniaka. I właśnie wtedy przysiągłem sobie, że nie będę żadnym biedakiem. Że zrobię wszystko, aby mieć pieniądze. Nie po to, żeby je po prostu mieć, ale żebyśmy o nich nie musieli myśleć – ani ja, ani mama.

Dlatego nie poszedłem na wymarzoną Akademię Sztuk Pięknych, tylko na architekturę. Talent do rysunków tutaj bardzo się przydawał, a w przyszłości zarobek zapowiadał się pewny i spory. Z czasem zapomniałem o ojcu. Owszem, czasem coś mi się w nocy przyśniło, czasem przypominałem sobie, że on żyje gdzieś tam na świecie. A może nie żyje? Tego przecież nie wiedziałem. Ożeniłem się, miałem dwójkę dzieci… I wtedy on o sobie przypomniał. W najgorszy możliwy sposób.

– Jak to możliwe, panie mecenasie, żeby ktoś taki miał w ogóle prawo żądać ode mnie pomocy? – spojrzałem z odrazą na zniszczonego życiem mężczyznę po drugiej stronie korytarza.

Adwokat wzruszył ramionami. Już mi to tłumaczył. Tak działa system. Dzieci są zobowiązane pomagać rodzicom, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji materialnej. To w normalnych warunkach jest wręcz zrozumiałe, oczywiście. Ale w mojej sytuacji?

– Żeby dał chociaż złotówkę na moje utrzymanie – powiedziałem głośniej, żeby ojciec usłyszał. – Ale przez całe życie mnie olewał! Nie zainteresował się moją osiemnastką, maturą, studiami. Gdzieś miał, co się ze mną dzieje! A teraz czegoś chce?!

– Ciszej, panie Radku – uspokoił mnie pełnomocnik. – Przecież obaj to wiemy, a pana ojciec chyba najlepiej. Ale nic nie poradzimy. Skoro wniósł pozew o alimenty, sprawa musiała się odbyć.

Wiedziałem, że ojciec zwracał się już o pomoc do mamy, ale odmówiła. Nie chciała mieć z nim do czynienia. Zawiadomiła mnie też od razu, że stary się pojawił i ma żądania.

– Mówi, że jest ciężko chory – powiedziała. – Stracił wszystko, został oszukany przez drugą żonę, nie ma środków do życia ani na leczenie. Milczałem przez chwilę po swojej stronie słuchawki.

– A co nas to może obchodzić? – spytałem. – Przecież dla mnie to obcy facet.

Westchnęła ciężko.

– Odgrażał się, że pójdzie do sądu. Ode mnie i tak nic nie wyciągnie, bo mam tylko rentę. Gdybyś mi nie pomagał, byłoby mi trudno przeżyć…

– Daj spokój! – fuknąłem na nią. – To żadne obciążenie przy moich zarobkach.

– Ale on zażąda świadczeń od ciebie.

Wściekłem się

Jeszcze zanim przyszedł pozew, skontaktowałem się z adwokatem. Na salę sądową wezwano nas po kwadransie. Adwokat twierdził, że to dobry znak, bo nie było sporów między ławnikami a prowadzącą sprawę. Ale ja nie byłem taki pewien. Szczerze mówiąc, była chwila, że sam się wzruszyłem opowieścią o tragicznych losach ojca. A sędzia wyglądała na naprawdę poruszoną.
Zasiedliśmy na swoich miejscach, ale zaraz wstaliśmy, bo wszedł trybunał.

– Sąd po naradzie podjął decyzję – oznajmiła przewodnicząca składu.

Spojrzała na mnie i wiedziałem już, że wyrok będzie niekorzystny. Ale wtedy nagle odezwał się ojciec.

– Przepraszam, wysoki sądzie – powiedział. – Czy mogę coś dodać?

– W zasadzie nie jest to praktykowane w tym momencie – odparła sędzia. – Ale skoro pan chce… Cóż, to nie sprawa karna o zabójstwo, tylko kwestia rodzinna. Proszę.

Ojciec odchrząknął. Głos mu drżał, kiedy mówił:

– Wysoki sądzie, chciałbym wycofać pozew. Zrozumiałem, że nie mam najmniejszego prawa żądać czegokolwiek od syna…

Wszyscy wlepili w niego zdumione spojrzenia. Adwokat obok mnie aż stęknął z zaskoczenia.

– Nie mam prawa – powtórzył ojciec. – Kiedy teraz siedzieliśmy na korytarzu, zrozumiałem, że jestem dla niego kimś obcym. Że to tak, jakby byle menel z ulicy zażądał od niego środków na utrzymanie. Dlatego bardzo proszę o oddalenie sprawy.

– Jest pan pewien? – spytała sędzia. – Bo właściwie wyrok został wydany, pozostało go tylko odczytać.

– Jestem pewien! – powiedział ojciec. – Nie chcę od niego żadnych pieniędzy. Naprawdę nie zasłużyłem.

Patrzyłem na niego zdumiony

A sędzia opowiadała o tym, że powinien się wcześniej zdecydować, bo w tej chwili przysporzył wymiarowi sprawiedliwości sporo problemów formalnych.
Wyszedłem z sali nieco ogłuszony tym, co się stało. Chciałem od razu zadzwonić do mamy, ale w końcu zostawiłem to na później. Bo zobaczyłem kilka metrów przed sobą ojca. Szedł z opuszczonymi ramionami, raz i drugi ktoś go potrącił w ruchliwym korytarzu, ale nie zwracał na to uwagi.

– Przepraszam – rzuciłem do adwokata, który coś mi opowiadał. – Niech pan przyśle rachunek na mój firmowy adres.

A potem dogoniłem ojca i rzuciłem:

– Zaskoczyłeś mnie. Myślałem już, że z ciebie jest kompletne bydlę.

Drgnął, zatrzymał się i spojrzał na mnie.

– Wybacz – wymamrotał. – Chyba mi odbiło, żeby od was czegoś chcieć. Dzisiaj, kiedy na mnie patrzyłeś, naprawdę zrozumiałem, jak jestem potwornie podły…

Milczeliśmy przez chwilę. Wreszcie zdecydowałem.

– Zapraszam cię na obiad. Niedaleko jest przyzwoita restauracja.

– Daj spokój – mruknął. – Stać mnie co najwyżej na toaletę.

– Dlatego to ja cię zapraszam – machnąłem niecierpliwie ręką.

Robię to dla siebie, nie dla niego

Był wychudzony, miał ziemistą cerę i niemrawo dłubał widelcem w talerzu.

– Co się stało, nie smakuje ci? – spytałem ze zdziwieniem.

– Skąd, to świetne – odpowiedział. – Ale mam problemy z żołądkiem, z wątrobą… Wybacz, ale nie jadam zbyt dużo.

Pokiwałem głową. Tak, widziałem doskonale, że jest w kiepskiej formie.

– Będę ci pomagał – powiedziałem bez zbędnych wstępów. Chciał zaprotestować, ale powstrzymałem go ruchem ręki. – To moja decyzja. Gdybyś nawet wygrał sprawę, założyłbym apelację. Ciągałbym cię po sądach do upadłego. Ale ponieważ sam zrezygnowałeś, postanowiłem, że ci pomogę. Tak w ogóle to nie mogłeś się do mnie zwrócić bezpośrednio?

– Matka uprzedziła, żebym nawet nie próbował, bo poślesz mnie do diabła. Bardzo cię przepraszam, naprawdę…

W sumie mama pewnie miała rację. Gdyby do mnie przyszedł, pogoniłbym mu kota i tyle. Wizyta w sądzie zmusiła mnie do zastanowienia się nad sprawą.

– Nieważne – uciąłem. – I żeby nie było wątpliwości – dodałem surowo. – Nie robię tego dla siebie. Robię to dla uspokojenia mojego sumienia i dla spokoju mamy, żeby jej też nic nie gryzło.

– Jasne, synu – szepnął i odłożył widelec. – Ale i tak dziękuję. Nie masz pojęcia, ile to dla mnie znaczy. Nie chodzi wcale o pieniądze. Dobrze cię matka wychowała…

W oczach ojca widziałem żal, ból, wdzięczność, ale też zdawałem sobie
sprawę, że on wie, iż ugiąłem się także dla niego. Dla chorego, nieszczęśliwego człowieka, nad którym należy się zlitować mimo wszystko.

Czytaj także:
„Mój ojciec jest wspaniałym dziadkiem tylko wtedy, gdy coś wypije. Na trzeźwo jest nie do zniesienia”
„Matka chciała mnie tylko dla siebie. Skłamała, że mój ojciec nie żyje. Nie zasłużyła na życie po tym, co zrobiła”
„Byłem takim samym mężem, jak mój ojciec. Przynosiłem pieniądze i tyle. Rodzina mnie nie interesowała, tylko imprezy i kochanki”

Redakcja poleca

REKLAMA