„Mój ojciec jest wspaniałym dziadkiem tylko wtedy, gdy coś wypije. Na trzeźwo jest nie do zniesienia”

alkoholik który bez przerwy ma pretensje do wszystkich naokoło fot. Adobe Stock
Zawsze gdy czekałem, aż odbierze mnie ze szkoły, modliłem się żeby miał dobry humor. Mamie robił awantury o wszystko - że schowała kapcie do szafki, że ściszyła muzykę, że monotonnie gotuje, że za często wychodzi do koleżanek... Chodziliśmy wokół niego na palcach. Gdy wypił, robił się milutki.
/ 16.03.2021 16:32
alkoholik który bez przerwy ma pretensje do wszystkich naokoło fot. Adobe Stock

Żeby wyleczyć alkoholika, trzeba sporej odwagi. Zwłaszcza takiego, który wiedzie całkiem normalne życie – pracuje, zarabia, nie bije, chodzi na zakupy. Takim alkoholikiem jest mój ojciec. Od lat ma problem z piciem, ale wszyscy dookoła udają, że nic się nie dzieje. Dlaczego? Bo się go boją. Bo ma trudny charakter i zawsze stawia na swoim. Jest uparty, pamiętliwy, zawzięty i twardy.

Ojciec popijał od zawsze

Imieniny, urodziny, sylwester, święta – wykorzystywał te okazje, żeby się napić. Unikaliśmy go wtedy z siostrą, bo był ogłupiony, nieprzewidywalny i zmienny. Widzieliśmy też strach w twarzy mamy. Strach pomieszany z oburzeniem i odrazą. Wystarczyło, że sprowokowała ojca jakąś uwagą czy nawet spojrzeniem, a w sekundę zmieniał mu się nastrój. Od razu rwał się do awantury.

– Coś ci się nie podoba? – powarkiwał ni z tego ni z owego.
– Daj mi spokój – odpowiadała mama, która starała się ukryć złość.
– Znowu się nadąsałaś. Ciebie to trudno zadowolić! Rany, co za baba!
– Daj spokój, Mirek, nie chcę się kłócić.
– To co się gapisz, jakbym ci rodzinę wymordował!? Niczego ci nie brakuje, a wiecznie jesteś niezadowolona – krzyczał w stronę kuchni, polewając sobie sam przy stole.

I tak to wyglądało. Ona sprzątała, a on dopijał flaszkę. Kiedy tylko zauważała, że zaczyna się irytować, odpuszczała. W milczeniu robiła swoje, żeby nie drażnić, nie rozjuszyć. Żeby był spokój i dzieci nie musiały się bać. No, chyba że załatwił się w trupa – zataczał, wymiotował albo zasypiał na stole.

Wtedy dawała upust emocjom i pod nosem żaliła się na swój los. Gadała do siebie, że wyszła za chama, pijaka. Że powinna go dawno zostawić, a nie męczyć się z takim „ochlejmordą”. Myślała chyba, że nie słyszymy, bo bawimy się u siebie w pokoju, ale myśmy nadstawiali ucha, sami nie wiedząc dlaczego. Ale wtedy jeszcze te alkoholowe koszmarki zdarzały się dość rzadko.

W miarę upływu czasu robiło się jednak coraz gorzej. Problem nasilał się przez lata

A gdy wyprowadziliśmy się z siostrą z domu, ojciec pił już na co dzień. „Popiwkowałem sobie” – odpowiadał, gdy pytaliśmy na niedzielnym obiedzie, czy dobrze się czuje. Pocierał zbolałą głowę i otwierał następnego browara, żeby się wyleczyć. Mama spoglądała na niego ukradkiem i przewracała oczami. Robiła to jednak dyskretnie, żeby broń Boże, nie zauważył jej niezadowolenia.

Wtedy już oboje z siostrą dobrze wiedzieliśmy, co jest grane. Choćby dlatego, że mama co jakiś czas nam się zwierzała. Wzbierała w niej fala żalu i dawała upust emocjom. Opowiadała nam, jaką ojciec zrobił jej awanturę tylko za to, że ściszyła muzykę. Albo za to, że schowała mu kapcie do szafki i nie mógł ich znaleźć. Ciągle się jej o coś czepiał. Marudził, że monotonnie gotuje, że zatruwa mu życie serialami, zasmradza łazienkę lakierem do włosów, źle odkurza dom, na zakupach wydaje za dużo pieniędzy. Czepiał się, że nie domyka lodówki czy za często wychodzi do koleżanek. Dlaczego nie interweniowaliśmy, dlaczego żadne z nas nic nie powiedziało? Bo prosiła, żebyśmy się nie wtrącali.

– Nic mu nie mów, synku, lepiej nie. Sama sobie poradzę – powtarzała.
– Ale mamo, może jak któreś z nas mu wygarnie, trochę się opamięta. Nie jesteśmy już dziećmi! – złościłem się. Uparcie kręciła głową.
– Nie, nie , nie. Nie chcę. Wystarczy, że ja się z nim użeram. Jeszcze by się mnie czepiał, że dzieci nastawiam przeciwko niemu.
– Ale nie możesz tak żyć!
– Dam radę.

Serce pękało, ale nic nie dało się zrobić. Mama miała rację – nasza interwencja odbiłaby się na niej. Znaliśmy ojca doskonale i wiedzieliśmy, jaki potrafi być zawzięty, jak długo może się gniewać. Czasem nie odzywał się do mamy po kilka tygodni. Od lat nigdy jej pierwszy nie przeprosił – to ona zawsze proponowała zgodę.

No i tak oto na jej prośbę wszyscy udawaliśmy, że wszystko jest w porządku i nic się nie dzieje

Ojciec, jeśli akurat się jej nie czepiał, to siedział przed telewizorem i psioczył na cały świat. A że ten prezenter głupi, że w teleturnieju sami idioci, reklamy kłamią, politycy złodzieje, a aktorom się w dupach poprzewracało. Tak właśnie, z roku na rok, zamieniał się w coraz bardziej rozpitego frustrata. Zatruwał mamie życie w przekonaniu, że nikt się tym nie interesuje, że nikomu nic do tego. Bo przecież nikt nic nie mówił!

No i pewnie żyłby sobie w tej błogiej niewiedzy już do końca życia, gdyby nie wnuki. To właśnie moje dzieci spowodowały, że się odważyłem. Że mimo strachu przed własnym ojcem, jego gniewem i zemstą na mamie, w końcu powiedziałem głośno, co myślę na temat jego zachowania.

Kiedy bliźniaki przyszły na świat, ojciec był zachwycony. Na początku nie mógł się ich nachwalić. „Jakie piękne, jakie udane, jakie podobne do dziadka” – piał peany. Ale w miarę, jak chłopcy rośli, sprawa robiła się coraz bardzie skomplikowana. Bo zaczęli broić, sprzeciwiać się i dokuczać sobie nawzajem. Wtedy coraz częściej na nich narzekał. Doszło w końcu do tego, że tylko po pijaku zamieniał się w dobrego dziadka. Gdy trzeźwiał, moi synowie znów zaczynali mu przeszkadzać. Z tego powodu mama coraz rzadziej brała chłopców do siebie. Przyznawała skruszona, że gościłaby ich chętnie, ale „tacie chłopcy trochę przeszkadzają”. Twierdził, że ich rozpieszczamy. Że źle ich wychowujemy.

– Jeśli mamy ich brać do siebie, to musisz ich nauczyć moresu. Ja nie będę tego za ciebie robił – oświadczył kiedyś; oczywiście, był wtedy trzeźwy, czyli rozdrażniony.

Dwa miesiące temu zorganizowaliśmy imieniny mojej żony

Przyjechali jej rodzice, dwaj kuzyni z rodzinami, moja siostra, ciotka od strony mamy, dwie babcie i oczywiście mama z ojcem. Tata przyjechał nadąsany. Czasem zdarzało się, że chlapnął sobie jednego przed wyjściem „dla kurażu”, ale tym razem zjawił się na trzeźwo. Minę miał nietęgą. Jakby trochę obrażoną, jakby skwaszoną – bez kija nie podchodź, jak to się mówi.

Przywitał się z nami, złożył żonie chłodne życzenia i poszedł do stołu. Siedział jak struty koło teścia i rozglądał się wokół. W pewnym momencie przybiegli do niego chłopcy. Zaczęli wskakiwać mu na kolana, przytulać się i jakoś tak przypadkiem Jaś albo Karol potrącił szklankę z sokiem, który wylał się ojcu na spodnie.

Ależ było gadania, ile złości, pomrukiwania, zamieszania wokół tej plamy! Mama rzuciła się na ratunek, a on odtrącał jej rękę, jakby to była jej wina, jakby złościł się na nią. Wszyscy ratowali jego humor. Żona przepraszała, moja mama pocieszała, a chłopcy uciekli przed złością dziadka. W końcu ojciec poszedł do łazienki zaprać plamę wodą.

– Przysycha? – zapytał rozbawionym tonem teść, gdy stary wrócił do stołu.
– Daj spokój! – machnął ręką rozdrażniony ojciec. – Czasem się zastanawiam, czy oni te dzieciaki wychowują!
– Mirek, przecież nic takiego się nie stało…
– Chłopaki tak zawsze! Przydałoby im się trochę wychowania, a nie tylko głaskanie. U mnie nie było takiego bezmyślnego latania.
– Przecież to był wypadek. Po prostu się za tobą stęsknili – wtrąciłem.
– Mów, co chcesz. Ja wiem swoje. Dzisiaj latają po stołach, a jutro ćpają i kradną. Szkoda, że nikt mnie tu nie słucha. Mój syn ma moje zdanie w poważaniu. Oj, ja bym ich szybko poustawiał… – warknął akurat, gdy kładłem chleb na stole.

Jeszcze wtedy się powstrzymałem. Jeszcze zagryzłem zęby, jak zawsze, gdy nachodziła mnie potrzeba, żeby w końcu mu wygarnąć. Zaraz się napije i będzie przyjemniejszy – powiedziałem sobie w duchu. No i rzeczywiście, postawiłem butelkę na stole, bo już miałem dość tej jego zbolałej miny, i od razu poprawił mu się humor. Zaczął rozmawiać, normalnie się do wszystkich odzywać, a potem nawet coś żartować.

Aż w końcu, po jakiejś godzinie toastów, sam zawołał chłopaków, żeby się z nimi pobawić. Popychał ich, tarmosił, łaskotał i podrzucał. Słowem, zachęcał do wszystkiego, co jeszcze przed chwilą uznawał za przejaw braku wychowania i obrazę majestatu. Patrzyłem na niego i zastanawiałem się, czy on zupełnie nie zdaje sobie sprawy z tego, co robi. Patrzyłem i przypominałem wszystkie te chwile z dzieciństwa, w których najpierw mnie rozbawiał, a potem sztorcował, gdy w zabawie stało się coś niedobrego.

Gdy czekałem, aż odbierze mnie ze szkoły i modliłem się, żeby miał dobry humor. Kiedy kolejny raz wrzeszczał na mamę, a my z siostrą chowaliśmy się w swoich pokojach z nadzieją, że do nas nie wejdzie. Wyobraziłem sobie, że to on wychowuje moje bliźniaki, że funduje im taką huśtawkę emocji – „bierze ich w obroty”, jak to zwykł mówić. Że lekko wcięty zabiera ich na dwór, a gdy kończy mu się rausz, gdy robi się z tego powodu zły, prowadzi z powrotem do domu, gwałtownie popychając.

Pierwszy raz w życiu usłyszał szczerą prawdę

No i właśnie wtedy, gdy te myśli przelatywały mi przez głowę, on zaśmiał się i zaczął opowiadać, jak to ostatnio podpisywał umowę z dostawcą telewizji.

– No i on, ten facet z infolinii pyta mnie, czy ma być pakiet z bajkami. Oczywiście, że wziąłem. Dla moich wnusiów wszystko, co najlepsze! – śmiał się, a ja nie wytrzymałem.
– Dla wnusiów? – zapytałem zimnym tonem, a ojciec popatrzył na mnie zaskoczony.
– A co?

– Jak to co? – warknąłem. – Czy ty siebie w ogóle nie słyszysz? Przed chwilą stękałeś, że są źle wychowani, odgrażałeś się, że ty to byś ich poustawiał, a teraz zgrywasz najlepszego dziadka na świecie?

– Hamuj się trochę – burknął zaskoczony.
– Jestem u siebie w domu i będę mówił, co myślę! Nie zabronisz mi! A myślę, że ty jesteś dobry dziadek tylko na cyku. W ogóle, jak sobie popijesz, to jesteś do zniesienia. Bo jak wytrzeźwiejesz, to wszystko ci przeszkadza, wszyscy cię denerwują!
– Piotr… – jęknęła prosząco mama.

Przyznaję, że byłem w takich nerwach, że nawet na nią nie spojrzałem. Miałem już dość tej jego nietykalności. Zbierało się przez lata i w końcu wylało.

– Wóda z ciebie robi sympatycznego gościa. Dopóki nie przesadzisz, oczywiście. Dzisiaj też się nawalisz jak atom i będziesz się czepiał mamy? No powiedz przy wszystkich, kochany tatusiu, czy dziś też dasz jej popalić? A może ty nawet nie wiesz, jaki dla niej jesteś? Może nie pamiętasz na drugi dzień, co wyprawiałeś. Wcale bym się nie zdziwił…

Nie odpowiedział. Siedział na krześle przy stole i patrzył na mnie, chyba próbując zrozumieć, co się dzieje. Mina mu stężała, usta się ściągnęły, ale nie odzywał się. Wszyscy goście poukrywali wzrok w talerzach, tylko moja mama złapała ojca za rękę i zaczęła ją głaskać jakby chciała obłaskawić narastający w nim gniew. A ja stałem, drżący na całym ciele, i parzyłem na niego.

Wyrzuciłem z siebie pierwsze emocje i powoli zaczęło do mnie docierać znaczenie moich słów. Zacząłem się bać. Ojciec siedział bez ruchu przez kilka sekund, a potem chwycił za sztućce, jakby chciał zacząć jeść – udawać, że nic się ni stało, że nikt nic nie słyszał. Rzucił nimi jednak, wstał, wyszedł do przedpokoju, zdjął z wieszaka kurtkę i wyszedł. Mama pobiegła za nim. W przelocie rzuciła mi tylko krótkie „coś ty narobił”.

Impreza skończyła się bardzo szybko, nikt nie miał ochoty na długie biesiadowanie

Wszyscy pocieszali mnie przy wyjściu, że będzie dobrze, ale ja wiedziałem swoje. Byłem pewien, że to, co się stało, na zawsze już zmieni moje relacje z ojcem. No i miałem rację. Od imienin mojej żony minęło już pół roku, a ja i ojciec nie rozmawiamy. Co u niego słychać, wiem jedynie od mamy. A ona przekonuje, że ojciec znacznie mniej pije. Że nie sięga po piwo i wódkę na co dzień, tylko przy większych okazjach.

Mam nadzieję, że mama mówi prawdę i nie jest to tylko próba rehabilitowania go w naszych oczach. Zastanawia mnie tylko, czy ograniczył alkohol ze wstydu, czy z przekory… Nie zdziwiłbym się, gdyby chciał w ten sposób udowodnić mi, że nie miałem racji. Tak czy siak, uważam, że dobrze zrobiłem, wygarniając ojcu wszystko. Może dzięki temu mamie będzie żyło się lepiej. A co z naszymi relacjami? Nic. Nie gadamy ze sobą, nie widujemy się. Jeden udaje, że drugiego nie ma. W sumie to niewielka zmiana. Przed kłótnią też było podobnie. Spotykaliśmy się, ale i wtedy nie było w naszych relacjach ojcowsko-synowskiej serdeczności. Krótkie, chłodne rozmowy i udawanie, że wszystko jest w normie. Różnica więc jest teraz taka, że po prostu przestałem grać zadowolonego syna, a on normalnego ojca. Smutne to, ale teraz przynajmniej prawdziwe.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Daria jako 8-latka widziała śmierć swojego brata. Wmówiła sobie, że to ona go zabiła
Marek był 19 lat starszy. Od zawsze mi imponował, ale... gardził mną
Wyglądam bardzo młodo. Powinnam się cieszyć, a to moje przekleństwo

Redakcja poleca

REKLAMA