„Byłem takim samym mężem, jak mój ojciec. Przynosiłem pieniądze i tyle. Rodzina mnie nie interesowała, tylko imprezy i kochanki”

Kłótnia małżeńska fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„– Małżeństwo ma swoje zalety. Ciepły obiad na stole. I nie musisz płacić za sprzątanie – tata zaczął chichotać. W weekendy chodził na kręgle albo na brydża. Mamę zdradzał regularnie, a ona o tym wiedziała. Przez pół roku sypiał z sąsiadką z piętra wyżej. Połowa bloku widziała, jak po pracy zamiast do domu idzie do niej”.
/ 04.12.2022 17:15
Kłótnia małżeńska fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Po prawie dwudziestu latach małżeństwa dopiero zaczynam rozumieć, na czym powinno ono polegać. I co to jest rodzina. Wychowałem się w tzw. tradycyjnej rodzinie. Mama prowadziła dom. Zajmowała się praniem, prasowaniem, gotowaniem. Tata w weekendy chodził na kręgle albo na brydża. Wracał pijany w środku nocy. Mamę zdradzał regularnie. I jestem pewien, że ona o tym wiedziała. Przez pół roku sypiał z sąsiadką z piętra wyżej. Połowa bloku widziała, jak po pracy zamiast do domu idzie do niej. A mama jak gdyby nigdy nic kłaniała się jej w windzie i rozmawiała o pogodzie.

Ja też lubiłem kobiety

A one mnie. Aż do 36. roku życia dziewczyny zmieniałem jak rękawiczki. W końcu tata uznał, że potrzebna mi żona.

– Małżeństwo ma swoje zalety. Ciepły obiad na stole. I nie musisz płacić za sprzątanie – tata zaczął chichotać, zachwycony własnym żartem.

Znalazł mi nawet kandydatkę na żonę.

– Adam, zaprosiłem w sobotę na kolację kolegę z pracy. Z córką. To bardzo miła dziewczyna, spodoba ci się. Pewnie inna niż te, z którymi się spotykasz, ale moim zdaniem na żonę nada się idealnie.

Miał rację. Sam nigdy nie zwróciłbym na nią uwagi. Zero makijażu, jasne włosy splecione w długi warkocz. Skromna sukienka, balerinki na płaskim obcasie. Ale od razu zobaczyłem w niej świetny materiał na żonę. Basia miała 25 lat i pracowała jako przedszkolanka. Umówiliśmy się do kina. Potem na kolację, na rowery. Gdy ją po raz pierwszy pocałowałem – zarumieniła się słodko. Oświadczyłem się pół roku później. Po ślubie nie spieszyło mi się ze spełnianiem małżeńskiego obowiązku. Ostatni raz z tak niedoświadczoną dziewczyną miałem do czynienia chyba w liceum…

Początki były trudne, ale kiedy już Basia przełamała nieśmiałość, to nasz seks był całkiem przyjemny. Przynajmniej dla mnie. Ale co o tym myśli moja żona, nie miałem pojęcia. Kiedy inicjowałem zbliżenie, nie odmawiała. I wydawało mi się, że jest zadowolona. Ale nigdy nie wykonała pierwszego ruchu.

Zawsze żyliśmy obok siebie

Rano Basia szykowała śniadanie. Gdy wracałem z pracy, obiad stał na stole. Wieczorem przed telewizorem prasowała moje koszule. A potem w kuchni, żeby mi nie przeszkadzać, szykowała materiały dla swoich przedszkolaków. Zdradzałem ją, kiedy tylko miałem okazję. Na służbowych wyjazdach, po imprezach, na które chodziłem sam, tłumacząc żonie, że na pewno by się na nich nudziła. Półtora roku po ślubie Basia powiedziała mi, że jest w ciąży. Kiedy jej brzuch zrobił się już duży, przeprowadziłem się z sypialni na kanapę.

– To dla twojej wygody – tłumaczyłem.

Zdarzało mi się, że kiedy Basia już spała, ja wymykałem się na szybki numerek z którąś z kochanek. Heniem, naszym synkiem, zajmowała się oczywiście Basia. Sam nie umiałem nawet zmienić pieluchy. Za to chwaliłem się kolegom jego fotkami. Czasem było mi trochę przykro, że Henio, choć ma już dwa lata, ciągle nie umie powiedzieć „tata”. Ale nie byłem idiotą – wiedziałem, że to moja wina. Za pół roku Henio miał iść do przedszkola, a Basia wrócić do pracy. Kilka razy żona coś sugerowała, że może spróbujemy postarać się o rodzeństwo dla Henia. Ja uważałem, że jedno dziecko wystarczy – że już spełniłem mój obowiązek wobec ludzkości. I wtedy Basia zrobiła coś, o co nigdy bym jej nie podejrzewał. Którejś nocy przyszła do salonu (ciągle sypiałem na kanapie) zupełnie naga. Zrzuciła ze mnie kołdrę i położyła się koło mnie. Nie umiałem jej się oprzeć.

Ten jeden raz wystarczył. Dziewięć miesięcy później urodziła się Hania. Basia nie wróciła do pracy, miała dość zajęcia przy dwójce dzieci. I wyglądała na zadowoloną ze swojego życia. Moja rola w wychowaniu dzieci była mocno ograniczona. Może to i dobrze, bo wyrośli na fajnych i wrażliwych nastolatków, w niczym nie przypominali mnie w ich wieku.

Przeprowadziliśmy się do segmentu

Każde z nas miało teraz osobny pokój. Wieczorami po kolacji wszyscy rozchodziliśmy się do siebie. Nie miałem pojęcia, co robi Baśka. Ja oglądałem zdjęcia nagich dziewczyn i grałem w pokera online. Kilka lat temu dopadła mnie zajawka sportowa. Siłownia, rower. Zacząłem się szykować do zawodów triatlonowych – bo tak robili inni. Na żonę w ogóle przestałem zwracać uwagę. Zazwyczaj po pracy jechałem prosto na trening. Do domu wracałem późno. Mieszkanie zawsze było wysprzątane, a obiad czekał w kuchni. Moje ubrania, rzucone na podłogę w łazience, po dwóch dniach świeże i pachnące leżały w mojej szafie.

To był lipiec. Dzieciaki pojechały na wakacje. Heniek na obóz żeglarski, Hania z dziadkami do Grecji. W piątek miałem trening rowerowy. Jechaliśmy koło parku. W oddali kilkuosobowa grupa ćwiczyła jogę. Może i skupiłem się ostatnio na sporcie, ale jednak natury nie oszukasz. Zauważyłem, że instruktorka jest zgrabna i bardzo wygimnastykowana. Tak się nie nią zagapiłem, że straciłem równowagę i przeleciałem przez kierownicę. Kobieta przerwała zajęcia i przybiegła z pomocą.

– Halo, nic panu nie jest, proszę… Adam? – usłyszałem znajomy głos.

Z trudem otworzyłem oczy. Myślałem, że może mam halucynacje. Ale pochylająca się nade mną blondynka to była moja żona.

– Baśka, co ty tu robisz? – wybełkotałem. – Jak to…

– Cicho, nie teraz. Nie ruszaj się. Możesz mieć uszkodzony kręgosłup. Nieźle wyrżnąłeś w krawężnik.

Przez dziesięć minut Basia sprawdzała, czy wszystko ze mną w porządku. W końcu pozwoliła mi usiąść na chodniku.

– Ile palców widzisz? Dwa? Dobrze. Panowie, jedźcie dalej. Ja już się zajmę mężem. Dziękuję.

Moi koledzy stali dookoła i tylko patrzyli raz na mnie, raz na Basię. Najwyraźniej nie bardzo wiedzieli, o co chodzi. Nieraz im mówiłem, że moja żona to kura domowa, która nie ma żadnych zainteresowań. Teraz patrzyli na tę zgrabną, wysportowaną blondynkę, która mówiła o mnie „mąż”. Może miałem dwie żony?

Marek, Andrzej, pomożecie mi? Trzeba pozbierać mojego męża i odwieźć go do domu. Któremuś rower zmieści się do bagażnika.

Baśka poprosiła o pomoc swoich uczniów

Mężczyźni, którzy podeszli, byli dużo młodsi od nas.

Jasne, Basia, zaraz ogarniemy. Ja mam kombi, jak złożę siedzenia, to i rower wejdzie. A pana położymy u Marka na tylnym siedzeniu. Proszę się o mnie oprzeć…

Ten facet traktował mnie jak zniedołężniałego staruszka, ale nie miałem siły protestować. W samochodzie nie odzywaliśmy się do siebie. Baśka przyniosła wodę utlenioną, plastry, okłady z lodu. Kiedy skończyła, oświadczyła:

No będziesz żył. Ale wiesz, w twoim wieku to już nie wystarczy siłka i te sprawy. Jak nie chcesz zostać połamańcem, to musisz pracować też nad rozciąganiem i regeneracją. Jesteś taki pospinany, to się może źle skończyć. Jak będziesz chciał, mogę ci pokazać parę ćwiczeń.

Ja, zawsze taki wygadany, nie miałem pojęcia, co powiedzieć. Wodziłem tylko za Baśką oczami, zastanawiając się, czy ta atrakcyjna i pewna siebie kobieta to na pewno moja żona. Basia poszła pod prysznic. Przebrała się w swoje zwykłe, domowe, bezkształtne ubranie. I zabrała się do gotowania. Obiad był gotowy za godzinę. Kiedy Baśka zaczęła zbierać naczynia ze stołu, przytrzymałem ją za rękę.

– Co ty tam robiłaś w tym parku? Joga? Instruktorka? Jak, kiedy, dlaczego ja nic o tym nie wiem?

Adam, lepiej zmień ton, bo tak nie będziemy rozmawiać. To oczywiście miłe, że po dwudziestu latach po raz pierwszy zainteresowałeś się moim życiem, i chętnie ci o nim opowiem, ale nie w ten sposób. Nie mieszkamy w kraju, gdzie żony są własnością mężów, może pora, żebyś to zrozumiał. A teraz idę na basen.

Baśka zerwała się z krzesła

Wyszła z pokoju, a naczynia zostały na stole. Po chwili usłyszałem trzask drzwi. Poszedłem do pokoju Basi. Nie byłem tam na pewno kilka lat. Na półkach stało mnóstwo książek o jodze. W szafie, oprócz szaroburych domowych dresów, pełno kolorowych ubrań treningowych. Na toaletce kosmetyki – choć ja nie mogłem sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widziałem Baśkę umalowaną. Byłem poobijany, bolała mnie głowa. Poszedłem się położyć. Rano okazało się, że Baśki nie ma. Naczynia po obiedzie dalej stały na stole. Nie było kawy ani śniadania.

„Jezu, ona odeszła” – pomyślałem.

I co teraz? Spróbowałem włączyć ekspres do kawy, ale parsknął na mnie parą, zamrugał kilkoma światełkami i ani drgnął. W szafce stał słoik z kawą rozpuszczalną, więc taką sobie zrobiłem. Znalazłem jakiś jogurt i płatki. Większość dnia przeleżałem na kanapie. Napisałem do Baśki z dziesięć esemesów. Nie doczekałem się odpowiedzi. Wróciła wieczorem. Przystawiła krzesło do kanapy i usiadła. Chciałem się odezwać, ale uciszyła mnie ruchem ręki.

– Adam, teraz będę mówić ja. Spędziłam noc u mojej przyjaciółki i nauczycielki Gai. Znam ją siedem lat. To dzięki niej zrobiłam papiery instruktorskie. Po raz kolejny namawiała mnie, żebym cię zostawiła. Tym razem już byłam bliska, żeby jej posłuchać. Ale nie mogę zrobić tego dzieciom. Choć w ogóle się nimi nie interesujesz, one cię kochają. Jak jedziesz na zawody, to Heniek sprawdza w internecie twoje wyniki. Na szczęście wychowałam ich inaczej niż ciebie rodzice. Wiesz, co mówi twój syn? Że nie wyobraża sobie, żeby kiedyś w swoim domu był tylko mebelkiem. Tobie się pewnie wydaje, że jesteś panem domu i samcem alfa, bo żona wszystko za ciebie robi. Pewnie się tym przechwalasz przed kolegami. Tymczasem nie masz pojęcia, że Heniek świetnie gotuje. Ta zapiekanka, która tak ci zawsze smakuje, to jego danie popisowe. Piecze też pyszny sernik. A Hanka to majsterkowiczka. Pamiętasz, jak popsuła się brama? Kazałeś wezwać specjalistę. Hanka wszystko naprawiła sama, przestroiła pilota. Także wiesz, Heniek ma rację. W naszym życiu jesteś tylko nieszkodliwym elementem scenografii. Chciałam mieć męża i rodzinę, to prawda. Ale kiedy pojawiły się dzieci, a ty dalej miałeś wszystko gdzieś, uznałam, że jak tylko nie będziesz przeszkadzał, to możemy z dzieciakami mieć fajne życie. Postanowiłam traktować cię jak niemowlaka. Takiemu bobasowi niewiele trzeba. Jest szczęśliwy, jak jest najedzony i ma sucho.

Słuchałem oniemiały

– Sprawdziło się. Ale pora na zmiany. Zdecydowałam, że jeszcze nie odejdę. Ale są warunki. Najważniejsze – musisz wreszcie poznać swoje dzieci. Po ich powrocie jedziecie razem na Mazury pod namiot. Beze mnie. Na dwa tygodnie. W domu koniec z gotowymi śniadankami. Wiesz, gdzie jest lodówka. Obiady będziemy robić z dziećmi, nie chcemy jeść byle czego. Więc i dla ciebie starczy. Ale co drugą sobotę to ty sprzątasz mieszkanie. Nie wiem, może są jakieś kursy online, a może mama cię nauczy. Zamierzam wziąć więcej zajęć, także tych porannych. I zapisać się na kolejne szkolenie. Pewnie we wrześniu pojadę na miesiąc do Indii. To tyle.

Najbardziej mnie zdziwiło, że żadna odpowiedź nie przyszła mi do głowy. Mebelek? Element scenografii? Oczywiście mi się wydawało, że to ja tu rządzę. Ale czy na pewno? Do powrotu dzieci niewiele się zmieniło. Tylko rano rzeczywiście musiałem sobie zrobić śniadanie. Z Baśką się mijaliśmy. W sobotę znalazłem w kuchni mopa i kartkę. „Dzieci wracają o 18. Pojadę po nie. Będzie miło, jak wrócą do czystego domu”. Kopnąłem to wiadro i poszedłem na rower. Wróciłem po dwóch godzinach. Wściekły na siebie, że jestem mięczakiem, wyciągnąłem odkurzacz. Trochę mi zajęło, zanim zrozumiałem, że tę metalową rurkę to można wydłużyć i nie trzeba się tak schylać. Po moim operowaniu mopem w kuchni stały kałuże, ale uznałem, że wyschną.

Niestety, nie zdążyłem ze wszystkim

Kiedy dzieciaki wbiegły do domu, wycierałem kurze w salonie. Heniek stanął jak wryty.

– Tata? – wydusił z siebie tylko.

– Nic się nie stało, tatuś wprawdzie uderzył się ostatnio w głowę, ale nic mu nie będzie – zakpiła Baśka. – Chodźcie do kuchni, coś sobie ugotujemy, a tata tutaj dokończy.

W sierpniu pojechałem z dziećmi na te Mazury. Było naprawdę fajnie. Kajaki, rowery, ryby. Dowiedziałem się, że mój syn ma dziewczynę, a córka zamierza zostać programistką. I świetnie pływa. Zabrałem ich na moje zawody triatlonowe. Może to dzięki ich dopingowi poszło mi naprawdę nieźle? We wrześniu zapytałem Baśki, czy mogę przyjść do niej na zajęcia dla początkujących. Niechętnie, ale się zgodziła. Było świetnie. A kiedy zobaczyłem, jak na moją żonę patrzą inni kursanci płci męskiej, poczułem ukłucie zazdrości. Po zajęciach uznałem, że warto zakomunikować innym samcom, że to moja kobieta. Podszedłem do Baśki i ją objąłem.

– Widzimy się w domu?

Wyrwała się i coś mruknęła.

Nigdy więcej tego nie rób. Na zajęciach nie jesteś moim mężem, tylko kursantem. Jasne? – oberwało mi się w domu.

W oczach Baśki zobaczyłem groźne błyski. Podobała mi się w takim wydaniu!

Zauważyłem, że dużo o Basi myślę

Śniła mi się. Zacząłem wracać wcześniej do domu. Chciałem z nią spędzać więcej czasu, ale to ona teraz ciągle znikała. I znowu zaczęła mówić o tych Indiach. A ja bardzo nie chciałem, żeby jechała. Tylko byłem zbyt dumny, żeby jej o tym powiedzieć.

Basia, wysłuchaj mnie – zebrałem się w końcu na odwagę. – Miałaś rację. Byłem dupkiem i statystą w życiu naszej rodziny. Zaczęło to do mnie docierać. Ale może nie jest za późno? Może jeszcze możemy zostać prawdziwym małżeństwem i prawdziwą rodziną? Nie wiem, czy ty do mnie kiedykolwiek coś czułaś. I czy jeszcze czujesz. Ale może spróbujemy się poznać, zacząć od nowa? Proszę, nie wyjeżdżaj. Miesiąc to bardzo długo. Jeżeli uważasz, że mamy szansę, to zostań. Proszę.

Wyciągnąłem rękę. Baśka ani drgnęła przez kilkadziesiąt sekund. Kiedy już byłem pewny, że odwróci się i odejdzie, spojrzała na mnie. I się uśmiechnęła. Wzięła mnie za rękę.

– OK, Adam, spróbujmy. Przełożę Indie na wiosnę. Ale bardzo dużo będzie musiało się zmienić. Bardzo. I jeszcze jedno. Ja się w tobie zakochałam już w czasie pierwszego spotkania. I choć inaczej wyobrażałam sobie nasze życie, choć chciałam się odkochać, to mi się nie udało. Wiem, że mnie zdradzałeś na prawo i lewo. Ja spróbowałam raz. Uciekłam, kiedy facet poszedł do łazienki. Taka ze mnie głupia koza.

– Ale moja koza – wyrwało mi się.

Baśka pogroziła mi palcem.

– Nie zapędzaj się. Swoja własna. To pierwsza rzecz, której musisz się nauczyć.

Grzecznie pokiwałem głową. Wiem, że przede mną i przed nami długa droga, ale wierzę, że nam się uda.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Zostawiłam syna z babcią, żeby zarobić w Stanach na jego przyszłość. Gdy wróciłam, zastałam zepsutego, rozpuszczonego egoistę”
„Mściłam się na byłym mężu dojąc go z kasy. Jego dzieci z drugą żoną nosiły ciuchy po kuzynach, a moje miały najnowsze smartfony”

Redakcja poleca

REKLAMA