„Ojciec i narzeczony się nie cierpieli. Marzyłam, żeby się dogadali. W końcu znaleźli wspólny temat: kpiny ze mnie"

Ojciec i narzeczony się nie lubią fot. Adobe Stock, koldunova_anna
Męczyło mnie, gdy tata i mój chłopak skakali sobie do oczu. Ale odkąd się dogadali, są wprost nie do wytrzymania. Od utyskiwania na mnie przeszli gładko do narzekania na wszystkie kobiety…
/ 16.08.2021 14:13
Ojciec i narzeczony się nie lubią fot. Adobe Stock, koldunova_anna

- Miłosz, no proszę cię! Zrób to dla mnie! – błagałam narzeczonego, ale odpowiadało mi tylko zacięte spojrzenie. – To tylko jeden wieczór. Tata naprawdę cię lubi, tylko… jemu słabo idzie okazywanie emocji…

– Twój tata mnie nie cierpi – zaprzeczył ukochany. – Ostatnio zapytał, czy z moimi włosami muszę chodzić do damskiego fryzjera. A poprzednio zapytał, czy skoro do pielęgniarki mówi się „siostro”, to do mnie lekarze mówią „bracie”.

Westchnęłam.

Mój ojciec faktycznie nie miał łatwego charakteru

Nie podobało mu się, że związałam się z pielęgniarzem, bo to taki „babski zawód”. W moim chłopaku drażniło go wszystko, od wykonywanej pracy, przez długie włosy, po jego wegetarianizm. Narzeczony miał rację: ojciec go nie lubił. Ale wiedziałam, że w chwili, gdy to przyznam, stracę szansę na unormowanie relacji pomiędzy tatą, a moim przyszłym mężem.

Tym razem chodziło o kolację imieninową taty. Od śmierci mamy, co roku to ja ją przygotowywałam dla rodziny i jego znajomych. Pełniłam honory pani domu i oczywiście zajmowałam się cateringiem. Było dla mnie naturalne, że w tym roku powinien towarzyszyć mi narzeczony.

– Słuchaj, twój ojciec uwielbia mi dogadywać przy ludziach, a to naprawdę żadna przyjemność! – Miłosz nie zamierzał dać się na to namówić. – Żebym nie wiem, jak był dla niego uprzejmy, on i tak powie coś upokarzającego…

Niestety, z ojcem zupełnie nie dało się na ten temat rozmawiać. Miał swoje lata, swoje poglądy i za nic nie można go było przekonać, że pielęgniarz to zawód godzien szacunku, a długie włosy u mężczyzny nie oznaczają, że jest on zniewieściały.

Pewnie kosmetyki też ci podkrada, co? – drwił z mojego narzeczonego, na szczęście tylko przy mnie. – A powiedz, w szpitalu to mają jakieś stroje dla męskich pielęgniarek tak w ogóle?

– Pielęgniarzy – poprawiłam go. – Tato, wiesz, że kocham Miłosza i wyjdę za niego, niezależnie od tego, co na ten temat sądzisz! Nie mógłbyś włożyć choć trochę wysiłku w to, żeby się z nim dogadać? Proszę. Zrób to dla mnie…

Jeden drugiemu dogadywał i żaden nie chciał odpuścić

Musiałam sporo naobiecywać Miłoszowi, żeby zgodził się jednak iść na to przyjęcie. W końcu łaskawie powiedział „tak”, ale do domu taty wszedł z taką miną, jakby miał rozsypane szkło w butach.

Przywitanie przeszło jeszcze gładko, ale kiedy przy lazanii z mięsem Miłosz został przy sałatce, ojciec nie wytrzymał. Najpierw zaczął wychwalać pyszne mięsko, potem zadawać mojemu narzeczonemu irytujące pytania. Miłosz starał się odpowiadać merytorycznie na zarzuty, że człowiek, który nie je mięsa, opada z sił i traci masę mięśniową, ale w końcu i on nie wytrzymał.

– A wie pan, że udowodniono, że mięsożercy częściej zapadają na choroby krążenia? Może warto o tym pomyśleć w pana wieku, bo inaczej trzeba będzie pomyśleć o bajpasach!

No i w tym momencie mogłam pożegnać się z wizją rodzinnych obiadków, podczas których dziadziuś będzie trzymał moje dzieci na kolanach, gawędząc z zięciem o piłce ręcznej. Do końca przyjęcia moi mężczyźni się wrogo ignorowali i nawet mój najszerszy uśmiech nie poprawił napiętej atmosfery.

W domu nie darowałam Miłoszowi

Argumentowałam, że jest mądrzejszy i bardziej opanowany od mojego taty i nie powinien się dać sprowokować. Potem z kolei zadzwoniłam do ojca i wypomniałam mu, że jest starszy i takie zachowanie jest niegodne seniora rodu. Podczas obu rozmów się rozpłakałam i skutek był taki, że obaj panowie postanowili spróbować jeszcze raz.

W końcu obaj mnie kochali i chcieli, żebym była szczęśliwa. Jako że pracowałam w firmie importującej luksusowe alkohole, dostawałam czasem darmowe butelki wina. Postanowiłam zaprosić tatę do nas na małą degustację. Doskonale wiedziałam, że żaden z moich mężczyzn nie oprze się takiej pokusie, no i miałam nadzieję, że szlachetny trunek pomoże im przezwyciężyć wzajemną niechęć.

Niestety, kiedy tata przyszedł, akurat byłam w środku kłótni z Miłoszem. Nie podobało mu się, że kupiłam kolejny środek na odchudzanie.

Po pierwsze, one nie działają! To marketing! Koncerny farmaceutyczne żerują na kobietach z niskim poczuciem wartości, żeby sprzedawać im mieloną pokrzywę za kilkadziesiąt złotych! A po drugie, czego ty od siebie chcesz, kobieto? Masz normalną, kobiecą figurę. Naprawdę musisz się sugerować okładkami bzdurnych magazynów i uważasz, że facetom podobają się takie wychudzone modelki? Przerabialiśmy ten temat dziesiątki razy.

Uważałam, że koniecznie powinnam zgubić pięć – siedem kilo i jest to wyłącznie moja sprawa, a Miłosz wściekał się, że daję sobą manipulować mediom, bo przecież ciało już mam idealne. Na to wszystko wszedł mój tato z bukiecikiem kwiatów dla mnie i starannie przyczepionym do twarzy uśmiechem adresowanym do przyszłego zięcia.

Miłosz podał herbatę i ojciec wstał, żeby dosypać cukru do cukiernicy

Niestety, obok torby z cukrem stał mój nowy suplement diety.

– Ola, a to co znowu?! – zagrzmiał, biorąc tabletki do ręki. – Dziewczyno, przestań ciągle się odchudzać, przecież ty świetnie wyglądasz! To niezdrowe!

– No właśnie! – nieoczekiwanie poparł go Miłosz. – To samo jej mówię! Przecież ona ma idealne proporcje, ale oczywiście nie chce mnie słuchać i wydaje pieniądze na takie właśnie preparaty.

Ale to wszystko oszustwo, ciągle to powtarzam – ojciec spojrzał na mnie karcąco. – Wiesz, co tam jest? Mielona koniczyna, ot co! Sto razy ci mówiłem, że to nie ma szans działać, bo jakby działało, na świecie nie byłoby tylu grubasów!

– Właśnie! – Miłosz roześmiał się, jakby ojciec powiedział dobry żart.

A ja zacisnęłam zęby. Znalezienie wspólnego wroga – to ich sposób na porozumienie? Jeszcze przez kilka minut panowie nie dawali mi spokoju, wyśmiewając moją wiarę w to, że jakaś tabletka magicznie mnie odchudzi oraz na zmianę wyrażając zdumienie, że zdrowe, pięknie zbudowane kobiety dają sobą manipulować i wszystkie koniecznie chcą wyglądać jak kościotrupy z wybiegów mody.

W końcu przerwałam im to zgodne utyskiwanie na kobiecą naturę i wysłałam Miłosza po wino. Przez jakieś dwadzieścia minut panował nawet dobry nastrój, kiedy nagle mój ojciec zauważył w przedpokoju moją nową parę butów – wysokich szpilek.

– Znowu sobie kupiłaś to narzędzie tortur? – sarknął. – Mówiłem ci, że nawet godzina dziennie chodzenia w czymś takim powoduje zwyrodnienia kręgosłupa. Oczywiście nie odczujesz tego od razu, ale poczekaj, aż będziesz w moim wieku. Nie dasz rady wstać z łóżka i wszystko przez jakąś idiotyczną modę.

– To samo jej powtarzam! – nagle wtrącił się Miłosz, nie dostrzegając mojego ostrzegawczego spojrzenia. – Wraca do domu, zdejmuje te buty i płacze, że stopy ją bolą, ale jak jej mówię, żeby w nich nie chodziła, to nie chce słuchać.

– Cała Ola! – prychnął ojciec. – Nigdy nikogo nie chce słuchać, a potem płacze.

– Właśnie!

Zgrzytnęłam zębami, ale nikt nie zwrócił na to uwagi

Ani na to, że przez resztę wieczoru siedziałam z naburmuszoną miną i się prawie nie odzywałam. Za to panowie spędzili wieczór we wspaniałej, kumpelskiej atmosferze. Od utyskiwania na mnie przeszli gładko do narzekania na wszystkie kobiety, wymieniając się przykładami ich nielogicznych zachowań, których po prostu „nie da się zrozumieć”.

Śmiali się przy tym jak najlepsi kumple, a ja tylko pogryzałam kruche ciasteczka z czekoladą.

– Jak chcesz schudnąć, to może zamiast kupować jakieś oszukańcze preparaty, po prostu nie objadaj się słodyczami? – zasugerował tata, lekko zaróżowiony od wina.

– Albo przynajmniej zdecyduj się na jedno: albo ciastka albo odchudzanie – zawtórował mu Miłosz i ojciec kiwnął mu z uznaniem głową.

– Wiecie co? – wypaliłam nagle. – Jak na faceta, który powinien chodzić do damskiego fryzjera i takiego, który za chwilę będzie musiał mieć wszczepione bajpasy, bo nie umie obejść się bez karkówki i żeberek, to jesteście strasznie wygadani! Mam was dosyć! Wolałam jak czepialiście się siebie nawzajem, a nie mnie!

Zamierzałam wyjść z godnością do drugiego pokoju i zostawić ich z poczuciem winy i wstydu, ale, niestety, to się nie udało. Kiedy ich opuszczałam, prowadzili ożywioną rozmowę o tym, że kobiety tak łatwo się obrażają i dobrze, że oni – mężczyźni – są jednak bardziej racjonalni i potrafią przyjmować konstruktywną krytykę.

Cóż, spełniło się moje marzenie, żeby tata i narzeczony się dogadywali, więc nie powinnam narzekać. Ale naprawdę czasami wolałabym, żeby się ignorowali jak dawniej. Fajnie, że grają w jednej drużynie, tylko dlaczego ja zawsze jestem w tej przeciwnej?

Czytaj także:
„Nasz syn ma firmę budowlaną. Wstyd nam we wsi, bo wyzyskuje ludzi, zatrudnia na czarno bez umowy i ubezpieczenia”
„Czułem się jak król życia. Piłem, ćpałem, zmarnowałem karierę i zniszczyłem małżeństwo. Zawiodłem też córki”
„Przyjaciółka dała się omamić narcyzowi i teraz płacze mi w ramię. Uwiódł ją, a potem szybko zajął się kolejną pięknością"

Redakcja poleca

REKLAMA