Moja siostra jest młodsza ode mnie równo o 10 lat. Rodzice mieli ją dość późno. Z jednej strony nic więc dziwnego, że stała się ich oczkiem w głowie, ale z drugiej strony dalej powinna być uczona samodzielności. Ja wyprowadziłam się z domu zaraz po studiach, a moja siostra… No właśnie… Moja siostra nigdy nie dorosła.
Muszę przyznać, że przez całe życie czułem się gorzej traktowana. Ja zarówno w szkole podstawowej, jak i w liceum miałam najlepsze oceny, a moja siostra to, co się jej akurat się trafiło. Ode mnie wymagano zawsze świadectwa z czerwonym paskiem, a od niej, żeby po prostu zdała do następnej klasy. Już jako dziecko odczuwałam więc tę ogromną niesprawiedliwość. Z czasem nie było lepiej.
Mama odeszła z tego świata dość wcześnie, bo moja siostra była jeszcze nastolatką, a ja dopiero kończyłam studia. Zostałyśmy więc w całości na utrzymaniu ojca, który dwoił się i troił, by niczego nam nie zabrakło. Dlatego też ja po skończeniu studiów poszłam do pracy i się wyprowadziłam. Chciałam bowiem odciążyć ojca. Moja siostra natomiast została dalej w domu rodzinnym. Z jednej strony nic dziwnego, bo była dużo młodsza. Z drugiej zaś nie zapowiadało się, by cokolwiek miało się zmienić na lepsze w jej podejściu do życia.
Długi hazardowe mojej siostry popsuły nasze relacje
Po skończeniu liceum siostra nie kontynuowała już nauki. Oczywiście stwarzała pozory, że składa papiery do różnych szkół, ale nie może się do nich dostać. Tata oferował, że opłaci szkoły, ale ona wtedy podnosiła, że chce sobie poradzić sama i nie w tym roku to w następnym.
Bardzo bolało mnie, że opowiadała niestworzone historie o przyczynach, dla których się nie dostała. Raz był to zawistny wykładowca, który próbował się do niej dobierać. Kolejnym razem był to spisek przeciwko niej, bo w komisji miał być rodzic jej byłego chłopaka. Innym razem natomiast miał to być czysty przypadek, że w wyniku wypadku komunikacyjnego nie zdążyła na egzamin, a komisja nie pozwoliła na przesunięcie terminu czy godziny egzaminu. Tata wierzył w te wszystkie historie.
Na jej dwudzieste urodziny ojciec zdecydował, że kupi Marlenie samochód. Żeby na niego zarobić, kilka lat z rzędu jeździł do pracy za granicę. Nie mogłam uwierzyć w to, że planuje jej podarować tak drogi prezent. Najdroższe, co ja dostałam od rodziców, to był telefon. Nie chodzi o to, że w tamtym czasie byłam zazdrosna, że to nie ja dostałam samochód, ale nie rozumiałam skąd ta potrzeba obdarowywania jej. I do dziś nie rozumiem.
Rok później Marlena przyjechała do taty i od progu zalewała się łzami. Tego dnia akurat ja też byłam w odwiedzinach, więc słyszałam, co opowiadała.
– Przyszłam na parking, a go tam nie było – opowiadała moja siostra. – Zawiadomiłam policję, ale nie ma tam monitoringu i nie było żadnych świadków. Nie wiem, co to teraz będzie!
Oboje bardzo jej współczuliśmy. Szkoda była duża, ale też ze względów sentymentalnych, bo tata przecież jeździł do pracy za granicę kilka lat z rzędu, by na ten prezent zarobić.
– Miejmy nadzieję, że go jednak znajdą – powiedziałam.
Kilka dni później spotkałam się z moją przyjaciółką na kawie. Rozmawiałyśmy jak zwykle o wszystkim i o niczym. W pewnym momencie tematy zeszły na nasze rodziny, a wtedy opowiedziałam jej o smutnej historii mojej siostry, którą okradziono. Koleżanka słuchała w milczeniu i tylko kiwała głową, a gdy skończyłam, powiedziała:
– Wiesz, że to nieprawda? – Spojrzałam na nią zdezorientowana i pokręciłam głową. Wtedy ona kontynuowała: – Marlena przerżnęła masę kasy na wyścigach.
Zimny dreszcz przebiegł mi po plecach.
– Skąd wiesz? – Zapytałam.
– Mój mąż pracuje w ochronie i akurat w ostatni weekend mieli zlecenie na torze wyścigów konnych. Spotkał tam Marlenę, która zdenerwowana paliła papierosa i opowiedziałam mu, że musi opchnąć samochód od ojca, bo nie ma kasy.
Nie mogłam w to uwierzyć, choć niestety pasowało to do charakteru mojej siostry. Postanowiłam jednak upewnić się, że rzeczywiście tak się stało. Po spotkaniu z przyjaciółką pojechałam do domu rodzinnego, żeby porozmawiać z Marleną. Taty akurat nie było w domu. Powiedziałam jej, co usłyszałam i zapytałam, czy to prawda.
– A co ciebie to obchodzi?! Nie wszyscy mają w życiu tyle szczęścia co ty – zaatakowała mnie.
– Szczęście? To nie ma nic wspólnego ze szczęściem! Po prostu od studiów pracuję!
– No właśnie, a ja nie mogę znaleźć pracy, to skąd mam wziąć pieniądze?
Nie mogłem uwierzyć w ten bzdurny argument. Nie skończyła szkoły, nie poszła do pracy, a dziwi się, że nie ma pieniędzy. Tak też skomentowałam jej wypowiedź i zapytałam:
– Czyli to prawda? Opchnęłaś to auto?
– A twoim zdaniem skąd miałem wziąć pieniądze?
– Czyli poszłaś dorabiać się na wyścigach, przerżnęłaś kasę i jeszcze sprzedałeś prezent od ojca? Cudownie! Czy ty nie myślisz? W życiu tak nie zarobisz pieniędzy!
Wstałam i wyszłam z jej pokoju, bo nie mogłam dłużej słuchać tych bredni. Poszłam do kuchni i postanowiłam zaczekać na ojca, by przekazać mu te wszystkie rewelacje. Tata wrócił kilka godzin później i wysłuchał, co miałam do powiedzenia, ale ku mojemu zaskoczeniu, nie uwierzył:
– Przestań szkalować siostrę! Jak możesz się tak zachowywać! Ma problemy finansowe, bo nie może znaleźć pracy! Ty masz, to nie rozumiesz, w czym jest problem! – usłyszałam na koniec. Po tych słowach wyszłam z domu rodzinnego. Nie mogłam uwierzyć w łatwowierność taty.
Kolejnym kłamstwem nie było końca!
Upłynęło kilka kolejnych tygodni, zanim ponownie zdecydowałam się odwiedzić ojca i siostrę. Czułam się urażona, że tata mi nie uwierzył, ale przede wszystkim byłam zła na siostrę, że tak kłamie. Zbliżał się jednak dzień ojca, więc chociażby z tego powodu zdecydowałam się pojechać.
Siedzieliśmy w pokoju przy kawie i cieście, gdy moja siostra powiedziała:
– W przyszłym tygodniu mam rozmowę o pracę w hotelu na stanowisko kierownika.
Popatrzyłam zdziwiona z szeroko otwartymi oczyma i zanim zdążyłam się zastanowić, co mówię, rzuciłam:
– Jakim cudem? Nie wymagają żadnego wykształcenia? Przecież ty nawet nie masz matury…
– Czy ty zawsze musisz mnie tak dołować? – Powiedziała Marlena i zalała się łzami. Tata przysunął się do niej, objął ją ramieniem i spojrzał na mnie karcąco:
– Czemu to robisz siostrze? – zapytał.
Nic na to nie odpowiedziałam, ale czułam, że to jeszcze nie koniec tej historii. Nie musiałam długo czekać, bo moja siostra po otarciu łez, powiedziała: – Tylko problem jest w tym, że nie mam w czym iść na tę rozmowę, bo nie posiadam ani żadnej garsonki, ani żakietu, ani żadnego innego takiego ubrania…
Parsknęłam śmiechem, aż oplułam ciastem kawałek stołu. Ojciec znowu spojrzał na mnie karcącym wzrokiem i powiedział:
– Mam 10 000 zł na lokacie, to jutro zamknę i ci dam. Nie płacz kochanie, będziesz miała za co się ubrać.
Nie mogłam na to patrzeć ani tego słuchać. Jawnie wykorzystała ojca, a ten dał się nabrać. Powiedziałam więc, co myślę na ten temat i znowu zaczęła się kłótnia i łzy. Wyszłam więc i poszłam do domu.
Kilka dni później zadzwonił do mnie zdenerwowany ojciec, czy nie mam może pożyczyć pieniędzy siostrze, bo ona ma strasznego pecha. Gdy szła z pieniędzmi z lokaty, napadnięto ją i zabrano całą gotówkę. Nie mogłam uwierzyć i powiedziałam tacie, że wątpię, by była to prawda i nie, nie mam żadnych pieniędzy do pożyczenia siostrze. Ojciec ponownie powiedział mi, że źle ją traktuję i w takim razie on zlikwiduje drugą lokatę na 5000 zł. Po tych słowach rzucił słuchawką.
Oczywiście pieniądze i tym razem zniknęły. Wg mojej siostry prawdopodobnie ukradziono jej je z portfelem w autobusie. Wiedziałam, że to nie może być prawda. No i niestety i tym razem się nie myliłam. Tydzień później moja siostra wrzuciła na Facebooka zdjęcia z wycieczek do Włoch i na Zanzibar. Oto, na co były jej potrzebne pieniądze. Pojechałam do taty i pokazałam mu zdjęcia, ale i wtedy nie uwierzył. Uznał, że pewnie siostra dostała upragnioną pracę i zarobiła pieniądze.
Niestety rodzinnym tragediom nie było końca.
Dwa tygodnie później tata zmarł we śnie. Nie było żadnej przyczyny, bo na nic nie chorował przewlekle. Któregoś dnia po prostu się nie obudził. Ja natomiast pomyślałam od razu, że muszę szybko jechać do domu rodzinnego, bo siostra sprzeda wszystko, co tylko dostanie w swoje ręce. Już i tak mieszkanie rodziców będziemy miały na spółkę.
Przyjechałam więc następnego dnia, by pomóc zająć się przygotowaniami do pogrzebu, ale też, aby zabrać to, co wiedziałam, że jest cenne. Rodzice mieli kolekcję bardzo starych sreber i po mamie została biżuteria, która przekazywana była z pokolenia na pokolenie. Był to komplet złotej biżuterii z kilkoma diamentami, która wykonana była ręcznie przez jubilera jeszcze przed I wojną światową. Nie wiem, czy nawet tata o tym wiedział, bo mama miała to ukryte w lampie przy łóżku. Kiedyś mi to pokazała i powiedziała, że jako pierworodna, mam to po niej mieć.
Przyjechałam więc i pomogłam siostrze, a te 2 rzeczy, zabrałam. Sztućce włożyłam po cichu do torebki, a lampę zabrałam, mówiąc, że chcę mieć pamiątkę po rodzicach. Siostra zgodziła się bez problemu – nie widziała żadnej atrakcji w starej lampie. Już kilka miesięcy po śmierci taty było wiadomo, że podjęłam dobrą decyzję, bo Marlena sprzedała wszystko, co dostała po rodzicach i przepuściła kasę na wyścigach.
Czytaj także:
„Uwiodłem dziewczynę mojego syna. Kiedy patrzyłem na jej jędrne, młode ciało, nie mogłem się opanować”
„Myślałam, że Szymek to mój szwagier. Dopiero po ślubie odkryłam, że to syn mojego męża”
„Moja klientka uciekła z salonu w środku zabiegu bez płacenia. Przez nią prawie straciłam pracę”