„Ojciec faworyzował mojego brata. Mnie wydziedziczył tylko dlatego, że urodziłam się dziewczynką”

Wydziedziczona córka fot. Adobe Stock, leszekglasner
Nie miałam prawa nawet do świstka starej gazety, żadnych pamiątek, sprzętów, obrazów, nawet jednej filiżanki z serwisu mamy. Na otarcie łez, żebym nie była stratna, dostałam kawałek pustego pola. Tyle byłam warta dla ojca.
/ 14.05.2021 12:21
Wydziedziczona córka fot. Adobe Stock, leszekglasner

Mateusz poprosił, bym odwiedziła rodzinny dom, który on odziedziczył na mocy testamentu ojca. Czego teraz ode mnie chce?

Wolałam przyjechać tu sama, mimo że brat chciał mnie przywieźć autem. Zapomniałam, że nie mam kluczy. Wysiadłam z busa na rynku witana ciekawskimi spojrzeniami nielicznych o tej porze przechodniów. Naciągnęłam głębiej bejsbolówkę, a na nią dodatkowo kaptur bluzy, nie chciałam, żeby mnie rozpoznali, na powitania przyjdzie jeszcze czas. W miasteczku wszyscy mnie znali, spędziłam w nim pół życia, nie byłam anonimowa, ale teraz życzyłam sobie odrobiny prywatności.

Najpierw musiałam uporać się z napływającymi wspomnieniami, dopiero potem będę mogła odpowiadać na pytania, co się ze mną działo przez te wszystkie lata i dlaczego nie przyjeżdżałam. Paradując po rynku zamaskowana jak przedstawicielka młodzieżowej subkultury, wzbudziłam niezdrową ciekawość kilku kobiet. Znałam je, a jakże. Jeszcze dziś sporo osób się dowie, że do miasteczka przyjechała dziwna baba. Nie turystka, bo sezon się skończył, ale kto ją tam wie. Ciekawe, czego tu szuka. Przyspieszyłam kroku, chcąc jak najszybciej opuścić rynek. 

Jaśkowiakowie nadal prowadzili spożywczak, kilka innych sklepów miało te same szyldy. Pod arkadami zabytkowej kamienicy jak zawsze o zmierzchu zaczynała się gromadzić młodzież. Dwie–trzy osoby, bez szału. Kiedyś było nas więcej.

– Masz szluga? – drogę zastąpił mi rosły chłopak, na oko szesnastoletni.

– Matka wie, że palisz? – rzuciłam dowcipem, zdejmując kaptur wraz z bejsbolówką, żeby zrobić większe wrażenie. Od dawna nie miałam już szesnastu lat i nie zamierzałam tego ukrywać. W cieniu arkad, z małolatami, mogłam sobie na to pozwolić, nie doniosą innym o moim przybyciu. Nie znali mnie, za młodzi. Nie rozgłoszą, że przyjechała marnotrawna córka dyrektora centrali nasiennej i siostra Mateusza, chłopaka, który zrobił karierę w stolicy.

– Ups, sorki – odstąpił młody. Obrzucił mnie ciekawym spojrzeniem, ale nie spytał, kim jestem i co robię w jego mieście. Dyskretny. Nowa generacja, nowe standardy zachowania, mnie pasowały.

Przydomowy ogród bardzo zarósł po śmierci mamy

Rozweselona spotkaniem poszłam dalej, do domu, który już niedługo przestanę nazywać swoim. Małolat pod arkadami przypomniał mi minioną bujną młodość spędzoną w miasteczku. Zacienione miejsce na rynku było punktem spotkań, to tam kompletowaliśmy kasę na flaszkę taniego wina, którą potem osuszało się w krzakach nad rzeką. Paliliśmy ognisko, wygłupialiśmy się, zakochiwaliśmy w sobie.

Niektóre uczucia były toksyczne z punktu widzenia rodziny, ze swoim musiałam kryć się przed ojcem, ale brat wiedział, z kim chodzę. Oczywiście nie pochwalał tego. Czekałam, kiedy powie staremu, ale albo tego nie zrobił, albo ojciec nie raczył zainteresować się, z kim spędza czas jego córka. To było do niego podobne, odkąd urodził się Mateusz, nie zwracał na mnie uwagi, zostawiając moje wychowanie mamie.

Byłam jego pierworodnym dzieckiem, ale nie następcą tronu, płeć się nie zgadzała. Brat odebrał mi należne prawa, miłość ojca i nawet tego nie zauważył. Pewnie uważał, że należy mu się z urzędu. Był idealnym synem, spadkobiercą szanowanego w miasteczku nazwiska i dumą starego.

Ile razy musiałam wysłuchiwać, jak się nim chwalił! Mati zdał maturę najlepiej ze wszystkich w powiecie, a może i w kraju, Mati zdobył certyfikat z angielskiego i wreszcie: „mój syn studiuje za granicą i doskonale sobie radzi”.

– Kujon, synalek tatusia – ze złością pchnęłam furtkę, stawiła opór, ale znałam sposób na pokonanie zamka; nieraz przemykałam się do domu w środku nocy, kiedy wszyscy spali. Furtka poznała rękę pani i wpuściła mnie do ogrodu. Zarósł po śmierci mamy, ojciec go nie pielęgnował, władanie nad ścieżkami przejęły krzewy, niegdyś ozdobne, tworząc ciemnozielone, tajemnicze labirynty, najwidoczniej wyrąbane zapobiegliwą ręką idealnego Mateusza. Jeden z nich prowadził do drzwi. Porzuciłam bagaż na werandzie i obeszłam dom, szukając słabo domkniętego okna.

Nie miałam kluczy, a nie chciałam przyjechać tu z bratem, chociaż proponował. On klucze oczywiście miał, odwiedzał przecież starego, no i zgodnie z jego wolą, mógł dysponować domem wraz z zawartością po jego śmierci. A ja nie, mnie ten przywilej odebrano.

Notariusz miał dziwną minę, odczytując zapis testamentu, rzadko się zdarza, by jedno z dzieci zostało w tak spektakularny sposób wydziedziczone. Wszystko, co wiązało się z domem, przechodziło na własność Mateusza, również zawartość nieruchomości, jakakolwiek była.

Nie miałam prawa nawet do świstka starej gazety, których mnóstwo walało się pod schodami w sieni, ani do moich starych lalek schowanych w piwnicy. Nie miałam prawa do żadnych pamiątek, sprzętów, obrazów, nawet jednej filiżanki z serwisu mamy. Do niczego. Na otarcie łez, żebym nie była stratna, dostałam małą działkę pod lasem, czyli kawałek pustego pola. Tyle byłam warta dla ojca.

Zrobiło się ciemno, ale w drewutni stała na półce stara lampa naftowa, znalazłam ją, zapaliłam i wróciłam na werandę. Zanosiło się, że spędzę tu noc, czekając na nowego właściciela mojego domu rodzinnego.

A więc Robert ożenił się z Marleną i ma dzieci…

Usiadłam na schodach i wtedy usłyszałam cichy szczęk zwalnianego zamka. Ktoś otworzył furtkę. Mógł to być Mateusz albo Robert, moja nastoletnia miłość i źródło rodzinnych problemów, tylko oni znali trik z zatrzaskiem.

– Miłka? Nie spodziewałem się ciebie – Robi stanął w kręgu światła. No cóż, nie tak wyobrażałam sobie powitanie po latach. A gdzie wzruszenie i entuzjazm? – Zobaczyłem światło i pomyślałem, że to twój brat, przecież tylko on ma klucze. Odziedziczył tę ruderę.

– Wieści po dawnemu szybko się tu rozchodzą – zeszłam ze schodków i stanęłam obok Robiego. Nachylił się niezręcznie i pocałował mnie w policzek.

– Stary nie dał ci domu, ale nie żałuj. Twoja działka będzie wiele warta, kiedy miasteczko się rozrośnie. Ludzie się budują, to perspektywiczna inwestycja. Może nawet ja będę zainteresowany kupnem.

– Mówisz jak biznesmen, zmieniłeś się – zauważyłam.

– Zmądrzałem, skończyłem z szaleństwami, wyrok w zawiasach dał mi do myślenia, nie chciałem siedzieć w kiciu. Teraz prowadzę sklep na rynku i mam się całkiem dobrze. Ożeniłem się z Marleną, mamy dziecko. Spoważniałem, Miłka.

– To gratuluję. Dla mnie przeszłość się skończyła, jak widzisz, nie mogę nawet wejść do własnego domu.

– Nie spodziewałem się, że ojciec ci to zrobi, ale z drugiej strony, nie wydawałaś się zainteresowana rodziną. Nie widziałem cię tu od lat.

– Przestałam przyjeżdżać, kiedy umarła mama – poprawiłam. – Ojciec nie gustował w moich wizytach, dla niego liczył się tylko Mateusz.

Może byłoby inaczej, gdybym miała dzieci?

Czekał na wnuki, ale nawet w tej kwestii go zawiodłam. Rozwiodłam się z mężem, nie znalazłam drugiego, obijam się sama po świecie. Jak można być dumnym z takiej córki?

– Jesteś rozgoryczona – szepnął Robi.

– Mam do tego prawo, właśnie zostałam wydziedziczona ze wszystkich pamiątek, odcięta od korzeni. No nic, pora kończyć z sentymentami. Jutro przyjedzie Mateusz, łaskawie wpuści mnie do domu i to będzie moja ostatnia wizyta. Nie prosiłam o nią, to bratu zależało, namówił mnie. Podejrzewam, że oczekuje rozgrzeszenia za postępek starego. Nie wiem, czy jestem aż tak wielkoduszna.

– Mateusz jest całkiem w porządku, nie wiesz o nim wszystkiego – Robi mówił niewyraźnie, wyraźnie bojąc się mojej reakcji.

– Szkoda, że nie słyszałeś, jak przed laty namawiał mnie, żebym z tobą zerwała, nazywał cię łobuzem, który wcześniej czy później wyląduje za kratkami – odparłam ze złością.

– Tak by się stało, gdyby nie dał mi alibi – powiedział spokojnie Robert – Zrobiliśmy mały włam do kiosku, ja uciekłem, kumpla przyłapali. Sypnął mnie. Przyszli po mnie w nocy, zabrali na komisariat. Wieści u nas szybko się rozchodzą, więc rano pojawił się tam Mateusz i poświadczył, że spędziłem z nim cały wieczór nad rzeką, kłócąc się o ciebie. Twierdził, że o mało się nie pobiliśmy. Dał mi niepodważalne alibi, jego słowo przeważyło, miał nieposzlakowaną opinię, komendant mu ufał. Wiedział, że Mateusz to całkiem inna liga i nie przyjaźni się ze mną. Nie podejrzewał, że kłamie. Tę noc przespałam na twardej ławce na werandzie.

– Mój brat uratował cię przed więzieniem? Jakoś trudno mi w to uwierzyć, on cię nie znosił, chętnie by cię zobaczył za kratami.

– O ciebie się troszczył, Miłka, nie o mnie. Miał gdzieś, czy pójdę siedzieć, ale bał się, że jesteś uwikłana w sprzedaż fantów z włamań. Dlatego mnie krył.

– Taa. Chcesz powiedzieć, że dramatycznie się pomyliłam. Mam dobrego, kochającego brata i niepotrzebnie go oczerniam?

– Nie do końca. Mateusz jest takim samym sztywniakiem jak wasz ojciec, trudno się z nim dogadać, a co dopiero zaprzyjaźnić. Uratował mi tyłek, ale zakablował staremu, że chodzę z tobą. Wasz ojciec przyszedł do mnie i powiedział, że skręci mi kark, jeśli będę się kręcił koło jego córki. Nie żartował, znałaś go, zawsze osiągał to, czego chciał. Jak się zawziął, można było się przestraszyć.

– Dlatego zerwałeś ze mną? – nie mogłam uwierzyć w podłość ojca i brata.

Stare dzieje, nie wracajmy do tego – poprosił Robi. – Oboje mieliśmy sporo za uszami, z tym, że ja więcej. Ty się tylko buntowałaś przeciw dyktaturze starego.

– Raczej próbowałam zwrócić na siebie jego uwagę. Bez skutku – powiedziałam gorzko.

– Ale masz rację, nie wracajmy do tego. Pora zamknąć ten rozdział. Jutro ostatni raz wejdę do domu, rozejrzę się, posiedzę w swoim starym pokoju i wyjadę z miasteczka. Będę próbowała zapomnieć i wybaczyć, ale nie mogę obiecać, że zaprzyjaźnię się z bratem. Wolałabym go więcej nie widzieć, nie po drodze nam razem.

– Gdzie będziesz dziś spała? – zatroszczył się nagle Robi – Zaprosiłbym cię do nas, ale boję się, jak Marlena zareaguje na twój widok. Zawsze była o ciebie zazdrosna.

– Zostanę tutaj, na werandzie. Nie martw się o mnie, jestem w domu, zadowolona i bezpieczna – mówiłam szybko, starając się bardzo, by nie zauważył piekących łez, które nabiegły mi do oczu. Obiecał, że zakradnie się do mnie rano z gorącą kawą, i wrócił do Marleny, gdzie jego miejsce. 

Wszystko zaczynało się układać i porządkować, niekoniecznie po mojej myśli. Tej nocy mało spałam, padłam dopiero o brzasku, Mateusz nie mógł mnie rano dobudzić.

– Miłka, kawa – kusił nieumiejętnie, przesuwając mi pod nosem kubek z parującym płynem. – Znalazłem termos i rogaliki, ktoś je tu zostawił.

Przyjaciel? Masz szczęście, dziewczyno

Zmarzłaś? Zaraz otworzę dom i napalę w kominku.

– Nie trzeba, nie zabawię długo – wyprostowałam się z trudem, ławka, na której spałam, była bardzo twarda.

– Zostaniesz tyle, ile trzeba, by bez pośpiechu przejrzeć zawartość domu – powiedział stanowczo Mateusz. 

– Nie zgadzam się z decyzją ojca, uważam że jest niesprawiedliwa. Możesz zabrać wszystko, na czym ci zależy.

– Wszystko? – spytałam z naciskiem.

– Słyszałaś. Chyba nie sądzisz, że będę się z tobą wykłócał o meble czy starą książkę? Bierz, co chcesz.

– Nie potrzebuję, w przeciwieństwie do ciebie mam zamiar uszanować wolę ojca. Niech się udławi swoją własnością. Przejrzę tylko swój pokój, zobaczę, czy nie ma tam rzeczy osobistych. Zależy mi też na kilku fotografiach z albumów.

– Zapraszam, to również twój dom – Mateusz otworzył szeroko drzwi.

– Chyba nie będziesz robić fochów jak kiedyś? Mam nadzieję, że wyrosłaś z bzdurnego przekonania, jakobyś była mniej kochaną córką.

– Ojcu zależało tylko na tobie, ja byłam jednym wielkim rozczarowaniem. Nie dosyć, że dziewczyna, to jeszcze nie spełniłam oczekiwań. Miałam ustatkować się w małżeństwie, urodzić wnuki, tak widział moją przyszłość. Nie wysłał mnie na zagraniczne studia jak ciebie, nie zadbał o mnie. Dlatego się buntowałam, ale teraz jest mi to obojętne. Dziś zamierzam rozliczyć się z przeszłością i więcej do niej nie wracać.

Mateusza zatkało, nie spodziewał się takiej szczerości. Wyciągnęłam albumy pełne zdjęć z całego życia. Usiadłam na dywanie i zaczęłam je przeglądać. Brat dołączył do mnie w milczeniu.

– Chciałabym jeszcze coś – uśmiechnęłam się do swoich myśli. – Ojciec zgromadził w piwnicy kilkadziesiąt butelek kolekcjonerskiego wina, podzieliłbyś się ze mną tym skarbem?

– Czemu nie – Mateusz podniósł się. – Nie jestem wielbicielem wina. Butelki leżakowały na przysuniętym do ściany stojaku, wyciągnęłam kilka i wtedy zobaczyłam, że zasłaniały drzwi sejfu. Nie wiedziałam, że taki mamy, ale Mateusz nie był zdziwiony.

– Ojciec trzymał w nim ważne dokumenty – powiedział, jak mi się wydawało, z ociąganiem. Wstąpił we mnie duch przekory.

– Zajrzymy do środka? Proszę – rzuciłam się przestawiać stojak z winem, butelki niebezpiecznie zachlupotały. Brat zareagował zgodnie z moimi przewidywaniami. Nie mógł patrzeć, jak narażam kolekcję win. Niechętnie mi pomógł, ale sejfu nie otworzył, argumentując, że nie ma w nim nic ciekawego.

– Nie chcesz, żebym zobaczyła zawartość – rozszyfrowałam nieudolne wykręty. – Nie nalegam, wszystko, co w domu, należy do ciebie, ale kto teraz robi fochy? Dalej uważasz, że ojciec dbał o nas jednakowo? Ty wiesz, co leży w sejfie, ja nie. Niech tak zostanie, ojciec przewróciłby się w grobie, gdybym rzuciła okiem na depozyt, lub nie daj Boże, zażądała połowy. Chociaż nie, tę możliwość mi odebrał, zapobiegliwie umieszczając w testamencie klauzulę, że nie mam prawa do niczego, co znajduje się pod tym dachem. Chodziło mu o to, co jest w sejfie, prawda?

– Rzeczywiście, przedtem tak tego nie widziałem – niespodziewanie przyznał Mateusz. – Ale nie myśl o nim źle, do ostatniej chwili troszczył się o ciebie, prosił, bym się tobą zaopiekował.

– Zbytek łaski, nie jestem dzieckiem, nie potrzebuję opiekuna – uniosłam się honorem.

– Nie traktował nas jednakowo, ale to nie powód, żebyśmy skakali sobie do oczu. Otworzę skrytkę.

Odsunął do końca stojak z winem i przekręcił kilka razy zamek. Sejf stanął otworem, leżały w nim jakieś papiery i irchowy woreczek. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu.

– To złote monety, ojciec ulokował w nich wszystkie oszczędności – powiedział Mateusz.

Może jest podobny do mnie bardziej, niż myślałam?

Był wprowadzony w interesy taty, wiedział o wszystkim. Coś mnie podkusiło.

– Przed chwilą powiedziałeś, że mogę wziąć sobie, cokolwiek zechcę – rzuciłam na wabia. – Nadal to podtrzymujesz? Zrobił się czerwony na twarzy, ale nie wycofał się. Wyjęłam woreczek i zajrzałam do środka. Monet było kilkanaście.

– Miłka, ojciec robił między nami różnicę, mnie dał więcej niż tobie, ale teraz zostaliśmy tylko we dwoje. Będziemy się kłócić o pieniądze? No cóż, kasa by mi się przydała, ale nie za każdą cenę. Oddałam Mateuszowi złote monety, z woli ojca należały do syna, ja byłam tylko córką, ale za to miałam godność.

– Dobra dziewczynka – rozjaśnił się brat. – To co? Dzielimy po połowie, czy przeznaczamy skarb ojca na remont domu? Jeśli ty bierzesz parter, to ja piętro, a ogród będzie wspólny. Zresztą możemy negocjować, tylko bez napinki, dość już mam rodzinnych nieporozumień.

– Oddałbyś… zlekceważył testament… ja nie wiem – plątałam się, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.

– Miłka, jesteśmy sami na świecie, nie mamy rodziny, musimy dojść do porozumienia. Dom czy działka nie są dla mnie warte utraty siostry. Wiem, że zamierzałaś rozliczyć się z przeszłością, a ja jestem teraźniejszością i przyszłością, nie dam się odsunąć i nie obchodzi mnie wola ojca.

– Bardzo jesteś szlachetny – zakpiłam; bałam się, że w jego propozycji tkwi haczyk, którego nie dostrzegłam.

– Ale okej, biorę, co dajesz. Obym tego nie żałowała.

– Nie będziesz – obiecał żarliwie braciszek. – Mam tylko jedną prośbę, nie zbliżaj się zanadto do Roberta, bo napytasz sobie biedy. Wiem, co was łączyło, ale on nie jest dla ciebie.

– A kto tak powiedział? – krzyknęłam, nagle rozsierdzona. – Ja będę decydować, co jest dla mnie dobre.

– Robert ma żonę i nieciekawą przeszłość, znowu się w coś wpakujesz – odkrzyknął z pasją Mateusz.

– Nie ty będziesz go oceniał – odpowiedziałam z ogniem i nagle zaczęłam się śmiać. Robert był przeszłością, nie miałam zamiaru do niej wracać, a moja teraźniejszość i przyszłość wykłócała się ze mną jak najprawdziwszy brat. Mateusz wcale nie był sztywniakiem, może był bardziej podobny do mnie, niż myślałam? Będę musiała to sprawdzić. 

Czytaj także:
Moja córka zakochała się w... narzeczonym własnej ciotki
Mój syn zerwał z dziewczyną, bo zakochał się w nauczycielce
Moja mama i teściowa zajmowały się wnukiem. I ciągle przy nim kłóciły

Redakcja poleca

REKLAMA