Bardzo rzadko widywałam się z ojcem po śmierci mamy. Miałam do niego żal o to, że porzucił ją w taki paskudny sposób. Zrozumiałabym, gdyby odszedł, bo się nie dogadywali albo gdyby zrobiła mu jakieś świństwo. Ale on zwyczajnie uciekł do kochanki.
Związek z Julią nie był zresztą jego pierwszym skokiem w bok. Odkąd pamiętam, zdradzał mamę, tyle że na wiele jego wcześniejszych „przyjaciółek” przymykała oczy. Z czasem ojciec zrobił się do tego stopnia bezczelny, że nawet się z nimi specjalnie nie krył. Prowadził mnie na przykład w niedzielę na poranek dla dzieci i zostawiał w kinie, a sam szedł do swojej nowej flamy. Pamiętam, jak kiedyś się spóźnił, więc stałam w holu kina zapłakana, aż zwróciła na mnie uwagę obsługa.
Jeszcze chwila, a wezwałaby policję
Tata zdążył w ostatniej chwili, ale zamiast przeprosić zwyzywał mnie od idiotek i zapowiedział, że na drugi raz mam siedzieć cicho i nie zwracać na siebie uwagi, bo przecież on na pewno po mnie przyjdzie.
Nienawidziłam tych wszystkich „cioć”, które pojawiały się w różnych momentach mojego życia. Potrafiły nawet przyjechać na wakacje na ten sam kemping, na którym byłam z ojcem, i jakoś tak dziwnie się dematerializować, kiedy w weekendy dołączała do nas mama. Nie mówiłam jej o tym, nie chcąc jej ranić, ale po latach zrozumiałam, że ona i tak doskonale o wszystkim wiedziała.
– Mężczyzna musi się wyszumieć. Jeden bardziej, drugi mniej. Trzeba mu na to pozwolić, wtedy w domu będzie łagodny jak baranek – mawiała.
Nie podzielałam jej filozofii, ale musiałam przyznać, że udało jej się przez lata utrzymać małżeństwo, na którym, nie wiedzieć czemu, tak jej zależało. Musiała bardzo kochać tatę, skoro się na wszystko godziła.
Niestety, kiedy na scenie pojawiła się Julia, sytuacja uległa zmianie. Tata zwyczajnie oszalał na jej punkcie, a ona potrafiła to wykorzystać. Nagle to mój ojciec znalazł się w sytuacji tego, który kocha i cierpi, bo kochanka grała na nim jak na skrzypcach. A to się obrażała – i ojciec chodził przygnębiony, a to dawała się przeprosić – i był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Zwrotów akcji w ich związku było tyle, że wystarczyłoby na brazylijską telenowelę. W końcu Julia zażądała sobie taty na własność. On się wahał, bo przecież kochanka była od niego dwadzieścia lat młodsza i mogła w każdej chwili odejść, a wtedy po rozwodzie zostałby z przysłowiową ręką w nocniku. A przecież był bardzo wygodnicki i cenił sobie to, że mama dba o niego, pierze, sprząta i gotuje jego ulubione dania.
Namiętność była silniejsza od bamboszy
Tata wystąpił o rozwód i wyprowadził się z domu. Na szczęście zachował się na tyle miło, że przy podziale trzypokojowego mieszkania na dwa mniejsze dał mnie i mamie dwa pokoje, a sobie wziął kawalerkę.
Kiedy moi rodzice się rozwiedli miałam już siedemnaście lat i byłam pyskatą nastolatką, nie tak potulną jak moja mama. Powiedziałam tacie, że mogę się z nim widywać, ale postawiłam jeden warunek – bez Julii.
O dziwo, tata na to przystał i w sumie spotykaliśmy się dość regularnie. Dlaczego więc się to zmieniło? Dlatego, że bardzo mi się nie podobało to, jak się zachował, gdy dowiedział się o chorobie mamy…
Uważałam, i nadal uważam, że powinien był się nią zaopiekować, w imię tych dwudziestu lat, które razem ze sobą spędzili. Ale on zostawił wszystko na mojej głowie, chociaż wiedział, że mama jest naprawdę ciężko chora i wymaga stałej opieki, a ja muszę się uczyć do matury.
Sama nie wiem, jak mi się udało nie zawalić egzaminu dojrzałości. Zdałam go, i to wcale nie najgorzej, chyba tylko dlatego, żeby ucieszyć mamę. Tak bardzo martwiła się tym, że jest dla mnie ciężarem i jej choroba może zniszczyć moją przyszłość.
Zmarła w dwa miesiące po tym, jak się dostałam na upragnione studia. Zobaczyła mój indeks i odeszła. Ojciec przyszedł na jej pogrzeb, ale go zignorowałam. Nie chciałam robić mu awantury przy ludziach, nad grobem, wolałam zmilczeć i wyrzucić z siebie wszystkie żale potem.
Niczego mu nie oszczędziłam!
Wygarnęłam mu, co sądzę o jego zachowaniu i życzyłam, aby umarł w samotności. Potem bardzo żałowałam tych słów, bo kilka miesięcy później okazało się, że on także jest chory… Kiedy się o tym dowiedziałam, przełamałam swój opór i poszłam się z nim zobaczyć.
Mieszkał u swojej kochanki w pięknie urządzonym trzypokojowym mieszkaniu. Nadal jej nie lubiłam, ale musiałam przyznać, że opiekowała się nim naprawdę z poświęceniem. Gdyby nie moja mama, to może byśmy nawet zostały przyjaciółkami, ale w tej sytuacji nie było to możliwe. Pamiętałam, że to przez Julię tata zrobił jej taką krzywdę. I chyba także byłam o nią trochę zazdrosna, bo ojciec ją wprost uwielbiał.
Mój ojciec odszedł po dwóch latach choroby. W tym czasie zdążył mi powiedzieć, że zostawia mi swoją kawalerkę i samochód. Byłam tym mile zaskoczona, bo naprawdę sądziłam, że będę musiała walczyć o spadek z Julią. Pytałam, czy napisał testament, ale zaprzeczył.
– Po co? Jesteś przecież moim jedynym dzieckiem. Jedyną ustawową spadkobierczynią – powiedział.
Pochowałam tatę i w tym momencie skończyło się moje dzieciństwo. Nie miałam już żadnego z rodziców. Sprawa spadkowa w sądzie poszła szybko i gładko. Przyjęłam całą masę spadkową po tacie, składając jedno kluczowe oświadczenie. Trwało to piętnaście minut i kosztowało mnie trzysta pięćdziesiąt złotych.
Auto taty było dość stare i niewiele warte, a ja i tak nie miałam prawa jazdy. Sprzedałam je więc natychmiast, a za uzyskane pieniądze odświeżyłam trochę kawalerkę. Na początku roku akademickiego wynajęłam ją studentom i pomyślałam, że te pieniądze bardzo się przydadzą. „Może w końcu uda mi się cokolwiek odłożyć?” – dumałam.
To była dla mnie niewyobrażalna suma!
Moje konto świeciło bowiem pustkami od czasu choroby mamy. Renta po niej wystarczała mi zaledwie na opłacenie czynszu i świadczeń za mieszkanie, musiałam pójść więc do pracy, aby za coś kupować jedzenie i inne potrzebne rzeczy. Nie było mi łatwo, bo studiowałam w trybie dziennym, ale jakoś dawałam radę.
W pół roku po śmierci taty zaczęłam wychodzić z finansami na prostą. I wtedy, jak grom z jasnego nieba, spadła na mnie wiadomość, że… mój ojciec zostawił mi dług! I to nie byle jaki! 350 tysięcy złotych!
Kiedy przyszło do mnie pismo z banku, musiałam przeczytać je kilka razy, aby w ogóle zrozumieć, o co chodzi. Taki kredyt?! To była dla mnie niewyobrażalna suma! Został zaciągnięty na dwadzieścia pięć lat, a miesięczna rata do spłaty wynosiła aż dwa tysiące złotych!
– Skąd mam wziąć takie pieniądze? – złapałam się za głowę. – I dlaczego mam płacić, skoro nawet nie wiem, na co ojciec wydał taką sumę!
W banku najpierw nie chcieli mi udzielić takiej informacji, ale zrobiłam dziką awanturę, że jeśli nie poznam wszystkich warunków kredytu, to niech sobie gdzie indziej szukają jelenia, który będzie im spłacał te pieniądze. Wreszcie wyciągnęli wszystkie papiery i okazało się, że… mój tata kupił mieszkanie. „Skądś znam ten adres…” – pomyślałam, patrząc w dokumenty.
I nagle mnie olśniło. Tak, to przecież były te piękne trzy pokoje, w których mieszkał razem ze swoją kochanką!
– Mieszkanie jest moje! Jestem jedyną właścicielką! – usłyszałam od tej podłej zdziry, kiedy zapukałam do jej drzwi, żądając wyjaśnień.
Niestety, była to prawda…
Tata dokonał darowizny na rzecz Julii w momencie, kiedy dowiedział się o swojej ciężkiej chorobie. Niestety, nie przepisał na nią kredytu. I teraz ja go odziedziczyłam, skoro siedem miesięcy temu zgodziłam się przejąć całą masę spadkową po nim.
– Od śmierci pani ojca upłynęło ponad pół roku? – upewniła się prawniczka, do której poszłam po poradę. – To znaczy, że minął już ustawowy termin zrzeczenia się spadku. A skoro go pani przejęła sądownie, to musi pani teraz płacić raty za zaciągnięty kredyt.
Nie wierzyłam własnym uszom. Przecież to jakiś absurd! Mam fundować mieszkanie kochance swojego ojca, która rozbiła mi rodzinę?! W dodatku właśnie zdałam sobie sprawę z tego, jak perfidnie postąpiła Julia. Przez te kilka miesięcy po śmierci taty sama spłacała raty za mieszkanie po to, abym się za wcześnie nie dowiedziała o kredycie, i abym nie mogła zrzec się spadku.
Wszystko bowiem, co odziedziczyłam, czyli kawalerka i auto, było warte zaledwie niecałe dwie trzecie sumy zaciągniętego kredytu! Po jego spłacie będę więc „w plecy” jeszcze ze sto pięćdziesiąt tysięcy. Taki oto spadek dał mi mój ukochany tatuś…
Czytaj także:
„Dałam palec bezdomnemu, a on zabrał całą rękę. Dach nad głową i obiad to za mało, więc plądrował mi dom i ukradł kosiarkę”
„Marzyłam by porzucić nudne życie i uciec z pierwszą miłością. Nigdy nie kochałam męża, był tylko plastrem na złamane serce”
„Po rozwodzie chciałam odnowić uczucie z dawnym przyjacielem, lecz odbiłam się od ściany. Z okazji skorzystała... moja córka”