„Marzyłam by porzucić nudne życie i uciec z pierwszą miłością. Nigdy nie kochałam męża, był tylko plastrem na złamane serce”

Nieszczęśliwa kobieta fot. Adobe Stock, yavdat
„Byłam szczęśliwa i podekscytowana, kiedy tego słuchałam. Czułam się tak, jak wtedy, gdy mieliśmy po 18 lat. Miałam ochotę iść za głosem serca. Rzucić mu się na szyję, powiedzieć, że się zgadzam. Ale wtedy wracał rozsądek. Rafał, dzieci, nasz dom, klinika…”.
/ 11.08.2022 07:15
Nieszczęśliwa kobieta fot. Adobe Stock, yavdat

Przyjaciółki mówią, że jestem szczęściarą. Że takiego życia można mi tylko pozazdrościć. Pewnie mają rację… Od dwudziestu lat mam przy boku kochającego męża, udane dzieci, dobrą pracę. Niedawno przeprowadziliśmy się do własnego domu za miastem. Wydawało mi się, że w moim życiu wszystko jest poukładane, i że nie czekają mnie już żadne niespodzianki.

Myliłam się...

Ostatnio wydarzyło się coś, co całkiem zburzyło ten mój uporządkowany świat. I nie wiem, co teraz robić… To było kilka tygodni temu. Siedziałam wtedy sama w domu. Mąż wyjechał do pilnego wezwania, a dzieciaki poszły na imprezę do znajomych. Miałam nadzieję na spokojny miły  wieczór z książką w ręku. I wtedy nagle zadzwonił telefon. W słuchawce usłyszałam niski męski głos.

– Ewa? Tu Andrzej… Dzięki Bogu, wreszcie cię znalazłem… Jak żyjesz?

W pierwszej chwili nie mogłam skojarzyć z kim rozmawiam. Dopiero po kilku sekundach go poznałam.

„To niemożliwe... Minęło przecież tyle czasu. Czyżby to naprawdę on? Moja pierwsza miłość?” – pomyślałam.

Poznaliśmy się w liceum. Andrzej był w równoległej klasie. Wpadliśmy na siebie na szkolnej dyskotece i zostaliśmy parą. Świata poza sobą nie widzieliśmy, wszędzie chodziliśmy razem. Siedząc przytuleni w parku, snuliśmy plany na przyszłość. Wyobrażaliśmy sobie, że oboje pójdziemy na weterynarię, a potem zamieszkamy gdzieś na wsi. Z dala od zgiełku wielkiego miasta, w ciszy i spokoju. Tam zbudujemy dom, wychowamy nasze dzieci. Będziemy hodować konie…

Kiedy skończyliśmy szkołę, wszystko się zmieniło

Ja dostałam się na studia, Andrzej nie. Nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić. Postanowił wyjechać do Chicago, do ciotki.

– Zarobię raz dwa na ten nasz wymarzony domek – mówił. – I wrócę…

Nie chciałam słyszeć o rozstaniu, ale on się uparł. Chciał dobrze.

– Zobaczysz, nawet nie zauważysz, że mnie nie ma – przekonywał mnie.

W głębi duszy miałam jeszcze nadzieję, że nie dostanie wizy do Stanów, ale jak na złość mu ją przyznali.

– Będę pisał. Błagam cię, czekaj na mnie – mówił, gdy żegnaliśmy się na lotnisku. Obiecałam, że będę czekać.

Na początku okropnie za nim tęskniłam. Z niecierpliwością czekałam na jakąkolwiek wiadomość od niego. Zgodnie z obietnicą, Andrzej dość często pisał. Jego listy były ciepłe, pełne miłosnych wyznań, wspomnień ze spędzonych wspólnie chwil. „A ty pewnie już o mnie zapominasz?”– pytał w nich. „Jak możesz tak myśleć, przecież wiesz, że zawsze będę kochała tylko ciebie” – oburzałam się.

A jednak bałam się, że jeśli szybko nie wróci, czas i odległość nas rozdzielą. Na dodatek moja mama utwierdzała mnie w tych wątpliwościach.

– Zejdź na ziemię. Przecież to zdrowy, dorosły mężczyzna. Chyba nie wierzysz, że nikogo tam nie ma – powtarzała co chwilę. – Przecież wyjechał ponad dwa lata temu. I pewnie już nie wróci. Zobaczysz, wkrótce ułoży sobie życie i przestanie pisać.

Rzeczywiście, listy przychodziły coraz rzadziej, a ja złapałam się na tym, że nie czekam już na nie z taką niecierpliwością, jak na początku. Wreszcie przestały w ogóle przychodzić. „No cóż, mama miała rację, czas zapomnieć o Andrzeju” – pomyślałam.

Wiodłam normalne, studenckie życie

Zakuwałam do egzaminów, a w wolnych chwilach bawiłam się na imprezach. Na jednej z nich poznałam Rafała. Był rok wyżej ode mnie. Widziałam, że kompletnie oszalał na moim punkcie. A ja? Ja go po prostu bardzo polubiłam. Zaczęliśmy się spotykać coraz częściej. Kilka razy zaprosiłam go do domu na obiad. Rodzice byli nim zachwyceni.

– To miły i kulturalny młody człowiek. I taki rozsądny. Świetny materiał na męża – ekscytowała się mama.

– Córeczko, zobaczysz, będziesz z nim szczęśliwa – wtórował jej tata.

Kiedy więc po dwóch latach Rafał mi się oświadczył, powiedziałam: „tak”. Nie kochałam go, ale wiedziałam, że będę miała w nim oparcie, że będzie dla mnie dobry, opiekuńczy. I zapewni mnie i naszym dzieciom dostatnie życie. W końcu to lekarz.

Nie zawiodłam się. Rafał jest moim najlepszym przyjacielem. Przez dwadzieścia lat tworzyliśmy udany związek. Może bez większych uniesień i namiętności, ale i bez kłótni. Dzięki pracowitości Rafała mamy własną, świetnie prosperującą klinikę weterynaryjną. Nasze nastoletnie dzieci: Ewa i Kacper chodzą do prywatnych szkół. Nigdy nie żałowałam, że za niego wyszłam, nigdy nie miałam cienia wątpliwości. Aż do teraz…

Od razu go poznałam

W czasie tamtej rozmowy telefonicznej umówiłam się z Andrzejem na kawę. Pamiętam, jak weszłam do kawiarni. Od razu go poznałam. Posiwiał, postarzał się, ale to wciąż był on. Ten sam chłopak, z którym na ławce w parku snułam plany na przyszłość. Zerwał się od stolika i podbiegł do mnie. W ręku trzymał bukiet róż.

– O Boże, nic się nie zmieniłaś. Jak to dobrze, że wreszcie jesteś! – powiedział cicho, a w jego oczach zobaczyłam zachwyt i… miłość.

Poczułam, jak zalewa mnie fala gorąca. Po raz pierwszy od wielu lat. Przegadaliśmy kilka godzin. Wyjaśnił, że przestał pisać, bo miał wypadek. Pracował na budowie, spadł z rusztowania. Wiele miesięcy leżał w szpitalu. Potem nie wiodło mu się najlepiej.

Trochę tułał się po Stanach, w końcu osiadł w Dallas. Wtedy znowu zaczął pisać, ale nigdy nie dostał odpowiedzi. Zrozumiałam, dlaczego. Gdy skończyłam czwarty rok studiów rodzice sprzedali nasze duże mieszkanie i kupili dwa mniejsze. Przeprowadziłam się do własnej kawalerki…

Spotkałam się z Andrzejem jeszcze kilka razy. Wiele opowiadał mi o swoim życiu. Po latach niepowodzeń wreszcie zaczęło mu się układać. Remontował zrujnowane domy i odsprzedawał je z zyskiem. Dziś ma własną firmę budowlaną i pokaźną sumę na koncie. Nigdy się nie ożenił. Teraz przyjechał do kraju po swoją pierwszą i jedyną miłość. Po mnie!

– Wyjedź ze mną. Możemy jeszcze nadrobić stracony czas – przekonywał mnie za każdym razem.

Byłam szczęśliwa i podekscytowana, kiedy tego słuchałam. Czułam się tak, jak wtedy, gdy mieliśmy po osiemnaście lat. Miałam ochotę iść za głosem serca. Rzucić mu się na szyję, powiedzieć, że się zgadzam. Ale wtedy wracał rozsądek. Stawało mi przed oczami moje dotychczasowe życie. Rafał, dzieci, nasz dom, klinika…

Nie potrafię znaleźć sobie miejsca

– Daj mi czas, muszę wszystko spokojnie przemyśleć – powiedziałam mu, bo nie chciałam podjąć od razu decyzji, po prostu nie potrafiłam.

Andrzej wrócił już do Stanów. Zostawił mi swój adres, telefon. Odprowadziłam go na lotnisko, tak jak kiedyś.

– Będę czekał na ciebie do końca życia. Pamiętaj o tym – powiedział mi.

Od czasu jego wyjazdu nie potrafię znaleźć sobie miejsca. W domu udaję, że wszystko jest w porządku. Jak zawsze uśmiecham się, żartuję. Rafał niczego się nie domyśla, dzieci też. Tylko moja przyjaciółka coś zauważyła.

– Jesteś jakaś inna, raz wesoła, raz smutna… Co się dzieje? – zapytała.

Gdy opowiedziałam jej o wszystkim, popatrzyła na mnie ze szczerym współczuciem. Rozumiała mnie.

– Wiesz, zawsze uważałam cię za szczęściarę. Zazdrościłam ci udanego życia. Ale teraz nie chciałabym być na twoim miejscu – westchnęła.

Jestem w kropce. Naprawdę nie wiem, co mam zrobić. Chwilami wydaje mi się, że minione lata nigdy nie istniały, że kocham tylko Andrzeja. I po raz drugi już nie przeżyję jego utraty. A z drugiej strony… Nie potrafię znieść myśli, że mogłabym skrzywdzić Rafała. Przecież on ciągle świata poza mną nie widzi.

Miałabym go opuścić, po tylu latach szczęśliwego życia? Nie zasługuje na to. No i co z dziećmi? Pewnie nie chciałyby ze mną wyjechać, zostawić ojca. Może nawet by mnie wtedy znienawidziły. A ja nie potrafię bez nich żyć…

Czytaj także:
„I ja, i siostra mamy swoje życie i nie mamy czasu zajmować się rodzicami. Ale żeby od razu pozbawiać nas rodzinnego domu?”
„Randka z Andżeliką była kompletną porażką. Gdy myślałem, że już wszystko stracone, kumpel przysłał mi na pomoc... drona”
„Myślałam, że córka chce mnie wykorzystać i postanowiłam popsuć jej szyki. Najadłam się wstydu i wyrzuciłam kasę w błoto”

Redakcja poleca

REKLAMA