„Odszukałam przyrodnią siostrę, która zamiast kontaktu ze mną, żąda połowy spadku i mi grozi”

Przestraszona kobieta fot. Adobe Stock, nimito
Mira znowu upomniała się o stówkę, bo, jak mówiła „wszędzie jest kryzys, u niej także”. Jej syn tuż przed wyjściem zdjął z komody starą, kryształową paterę na owoce oprawioną w srebro. Była pamiątką po mojej babci ze strony mamy…
/ 30.06.2021 08:36
Przestraszona kobieta fot. Adobe Stock, nimito

Już w połowie wizyty strasznie rozbolała mnie głowa. Za późno do mnie dotarło, że jesteśmy sobie obce. Boże, jak ja dzisiaj żałuję, że w ogóle brałam do rąk te papierzyska. Trzeba było wszystko spalić i rozrzucić popiół na cztery wiatry!

Podczas porządkowania papierów po zmarłym ojcu, znalazłam w szufladzie jego biurka stary kalendarz. Był ozdobiony reprodukcjami znanych obrazów. Szczególnie jeden mi się spodobał, więc postanowiłam go oprawić i powiesić nad fotelem, gdzie ojciec lubił siedzieć, czytając gazety. Odcinając kawałek strony zadrukowanej dniami i tygodniami lipca 1960 roku zauważyłam prawie zatarte ołówkowe kółko obrysowujące jedenastkę. „Ciekawe, co tata tutaj zaznaczył” – pomyślałam i łzy napłynęły mi do oczu.

Mój tata przez ostatnie lata swego życia ciężko chorował na raka krtani. Prawie nie mówił, w gardle miał metalową rurkę, przez którą wydobywały się świsty i zgrzyty, ilekroć chciał wydusić z siebie kilka słów. Ja go rozumiałam, ale innym było przykro patrzeć, jak się męczy i denerwuje. Może dlatego nie powiedział mi, że mam przyrodnią siostrę? A może dlatego, że ją znał, i wolał nas trzymać z daleka od siebie. Jakby czuł, że nasze spotkanie będzie dla mnie początkiem kłopotów…

Miała zachrypnięty głos, całkiem jak tata

Pod tym starym kalendarzem znalazłam małą fotografię przedstawiającą niemowlę w czapeczce z koronkową kryzą. Na odwrocie było napisane charakterem ojca: Mira, moja córka ur. 11.07.1960 roku. Nie mogłam w to uwierzyć! Dopiero po pierwszym szoku zaczęłam sobie przypominać rozmaite fakty i wydarzenia, których do tej pory nie rozumiałam. Wróciły do mnie różne obrazy, na przykład płacząca mama zamykająca szczelnie drzwi kuchni, w której rozmawiali z tatą. Słyszałam ich podniesione głosy, mama wołała: „Nie chcę nic wiedzieć, załatw to sam…”. I jeszcze: „Z kim ty się zadałeś? Zobaczysz, ściągniesz na nas nieszczęście!”. Miałam wtedy tylko osiem lat, nic z tego nie rozumiałam.

Pamiętam również ostatni wieczór przed operacją taty. Nie wiedzieli, że weszłam do mieszkania. Rozmawiali.

– Ona cię wykończy – mówiła mama. – To zła, zdemoralizowana dziewczyna. Odetnij się dla własnego dobra.

– Wiem, jaka jest – odpowiadał ojciec. – Ale to moja krew. Może zmądrzeje?

Zaczęłam przeszukiwać szuflady, skrytki, portfele. Znalazłam dowody na to, że mój tata płacił alimenty na nieślubną córkę do 1985 roku. Jedna teczka była pełna dowodów wpłat i przekazów na różne kwoty, niektóre były datowane na ubiegły rok, a więc ojciec pomagał finansowo swojej córce albo jej rodzinie prawie do samej śmierci. Ja nie miałam o niczym pojęcia!

Znalezienie adresu Miry nie było żadnym problemem

Okazało się, że jej numer jest także w komórce taty, wpisał ją jako Mirę C. Przez prawie miesiąc zastanawiałam się, czy do niej zadzwonić. Byłam samotna, w żałobie, nie mogłam sobie miejsca znaleźć, myśl o nieznanej siostrze, z którą mogłabym się zaprzyjaźnić dawała mi nadzieję, że nie czeka mnie smutna starość kołka w płocie. „Jest młodsza ode mnie, ale w naszym wieku to już nie ma znaczenia. Dogadamy się, polubimy, będziemy się odwiedzać, spędzać wspólnie święta, może gdzieś razem wyjedziemy?” – marzyłam sobie.

Wreszcie się zdecydowałam i to był największy błąd mojego życia! Miała niski, przepalony głos, bardzo podobny do głosu taty. To mnie wzruszyło i rozczuliło. Powiedziałam, kim jestem, i że proponuję spotkanie. Zgodziła się od razu. Nie była specjalnie zdziwiona, powiedziała, że wie o moim istnieniu, ale nie chciała się narzucać. Wiadomość o śmierci ojca przyjęła spokojnie. Zaproszenie na wizytę także.

– Gdzie to ma być? – zapytała, a ja, że może u nas, tak będzie najwygodniej. – Ho, ho! – usłyszałam – Zapraszasz mnie na salony? Taki zaszczyt!

– Żadne salony. Mieszkam skromnie, zresztą sama zobaczysz. Cieszę się, że cię poznam – powiedziałam szczerze.

Na pożegnanie Mira poprosiła o pożyczkę

Bez słowa odłożyła słuchawkę. Dwa dni później, kiedy już siedziała w saloniku, wytłumaczyła się:

– Wiesz, nie mogłam dłużej gadać! Byłam nawalona jak stodoła, prawie nie kontaktowałam. Rozumiesz? – zaśmiała się. Wyglądała staro; mijając ją na ulicy, pomyślałabym, że chyba ma kłopoty z alkoholem, bo rozpoznaję pijaków po opuchniętych, rozmytych rysach, jakimś ogólnym zaniedbaniu i wyniszczeniu. Ona tak wyglądała, zresztą nie miała zamiaru się maskować, bo prawie od progu dopominała się „lufy na dobre poznanie”.

Postawiłam butelkę wina, a ona opróżniła ją szybko i prawie sama. W połowie tej wizyty tak mnie z nerwów rozbolała głowa, że zaczęły mi latać przed oczami czarne iskry, jak zwykle przed atakiem migreny. Chciałam, żeby sobie jak najszybciej poszła, już nie byłam jej ciekawa, zaczynałam pojmować, że to był głupi pomysł, tym bardziej że rozmowa się nie kleiła, ona kompletnie nie była zainteresowana ani mną, ani moimi sprawami.

Zapytała tylko, ile mam pokoi, a potem, czy pożyczę jej parę groszy, bo tak się składa, że jest „potrzebowska”. Dałam jej wtedy dwieście złotych. Wychodząc, zaśmiała się.

– Ty jesteś ta lepsza siostra. Miałaś wszystko, czego mnie brakowało.

– Ale ojciec ci przecież pomagał?

– Oj tam, rzucał jakieś ochłapy, sumienie uspokajał. A jak mu się wnuczek urodził, to obiecywał, że dzieciak biedy nie zazna. Takie gadanie!

– Masz syna? To go może poznam?

– Na pewno – zaśmiała się, ale tak jakoś nieprzyjemnie. – Okropnie się ucieszy, jak mu powiem, jaką ma fajną ciotkę!

Kiedy wreszcie wyszła, nie mogłam wywietrzyć mieszkania, tyle było dymu od jej tanich, paskudnych papierochów. Zasnęłam dopiero nad ranem i miałam idiotyczne, ponure sny o jakichś gonitwach, ucieczkach i chowaniu się w ruinach i gruzowiskach. Byłam kompletnie rozbita!

Takie sny prześladowały mnie wiele lat temu, po strasznym wypadku, w którym straciłam męża i dorastające dzieci. Wracali z wakacji, ja wtedy zostałam w domu.

Musiałam kończyć ważny projekt i nie dostałam urlopu. Była mgła jak mleko, jak to czasami się zdarza w sierpniowe poranki. Na niestrzeżonym przejeździe nie zdążyli uciec przed pociągiem, pewnie go nie zauważyli… Tamtego roku, w ciągu dwóch miesięcy, straciłam rodzinę i mamę, która już do siebie nie doszła po zawale na wieść o śmierci ukochanych wnucząt. Zostałam z tatą.

Jakiś czas później zaczął chorować

Sprzedaliśmy nasze mieszkania i kupiliśmy jedno większe, w którym zamieszkaliśmy oboje. Opiekowałam się nim przez wiele lat, i to mnie uratowało. Miałam po co żyć. Po śmierci taty chyba znowu się przestraszyłam samotności i dlatego postanowiłam nawiązać kontakt z nieznaną siostrą. Na co liczyłam? Czemu nie sprawdziłam wcześniej, kim ona jest, co robi, jak żyje? Liczyłam na rodzinną sielankę, a wpakowałam się w straszne tarapaty.

Już trzy dni po pierwszym spotkaniu Mira czekała na mnie przed domem. Wracałam z kościoła, z daleka ją zobaczyłam i w pierwszym odruchu chciałam uciekać, ale pomyślałam, że to jednak będzie podłe. Nie była sama. Towarzyszył jej na oko trzydziestoletni facet, wysoki, potężnie zbudowany, z metalowym ćwiekiem spinającym skórę nad brwią.

– Ciocia? – zapytał. – Przyjemnie mi bardzo, że się poznajemy. Patryk jestem.

Mira znowu prawie się nie odzywała. Nawet, kiedy ich zaprosiłam na górę, siedziała milcząca i tylko zapytała, czy mogę jej włączyć telewizor, bo leci jej ulubiony serial. Za to Patryk nadawał bez przerwy. Zajrzał w każdą dziurę. Wszystko go interesowało; czyje to jest mieszkanie, ile osób ma tu meldunek, kto ma prawo własności, co zostało po dziadku. Od razu wiedziałam, do czego się przymierza. Wreszcie, kiedy mnie już przygwoździł tymi pytaniami, nie wytrzymałam.

– Nie chcę być niegrzeczna, ale co cię to obchodzi? To moje sprawy.

– Niekoniecznie, ciociu – uśmiechnął się. – Mam kumpla papugę i on wszystko mi wyjaśnił. Moja mamusia też ma prawo do spadku. A dostała coś od cioci po zmarłym tatusiu? Nic nie dostała! Więc niech ciocia grzeczne ze mną rozmawia, kiedy ja grzecznie pytam… Już wtedy zaczęłam się bać. Znowu podałam herbatę i ciasto, usiłując zachować zimną krew.

– Chcecie się procesować o spadek? – zapytałam niby spokojnie.

– To się rozumie – odpowiedział. – Ojcostwo było bez dyskusji, a więc się należy. Chyba że się dogadamy bez sądu. Bo po co im kabzę nabijać? Mira nadal milczała, tylko jej syn tłumaczył, o co im chodzi. Chcieli dostać poważną sumę jako rekompensatę za mieszkanie i majątek po ojcu. Twierdzili, że i tak nie powiem, ile naprawdę zostawił, więc zgodzą się na kwotę, jaka im się wydaje sprawiedliwa.

– Taka chata w centrum miasta już jest warta z pół bańki, co najmniej – mówił Patryk. – A reszta?

– Jaka reszta?

– Nie wnikamy. Chcemy tylko tego, co nam się prawnie należy. – Gdyby ojciec chciał coś wam dać, zostawiłby testament.

– Skąd mamy wiedzieć, że nie zostawił?

– Bo ja tak mówię!

– Będzie słowo przeciw słowu!

– No to wojna? – zapytałam.

– Może być. Damy cioci popalić. My twarde ludzie jesteśmy, bić się umiemy i nie odpuszczamy. Niech się ciotunia zastanowi, co jej się bardziej opłaca, bo życia z nami spokojnego nie będzie. Pożałuje ciocia, że się upierała!

– Muszę się zastanowić – postanowiłam zwlekać z decyzją, żeby poradzić się prawników, jakie mam szanse w tym sporze.

– Jasna sprawa. Tydzień wystarczy? Zgodziłam się.

Wyszli bez ociągania, tylko Mira znowu upomniała się o stówkę, bo, jak mówiła „wszędzie jest kryzys, u niej także”. Jej syn tuż przed wyjściem zdjął z komody starą, kryształową paterę na owoce oprawioną w srebro. Była pamiątką po mojej babci ze strony mamy…

– Takie rzeczy dobrze idą na pchlim targu – powiedział. – Cioci niepotrzebne, a nam się przyda każdy grosz. Bałam się odezwać. Nie jestem młoda, sił mam tyle, co kot napłakał, gdzie mi do starcia z takim byczkiem?! Zaczęłam sobie przypominać, kto może coś wiedzieć o dawnych sprawach mojej rodziny…

„Tylko pani Antosia – pomyślałam. – Była od zawsze przyjaciółką mamy, musiały się sobie zwierzać”. Pani Antonina zachowała dobry umysł, chociaż fizycznie przypomina zasuszonego świerszcza. Ma ponad dziewięćdziesiąt lat, mieszka w Domu Spokojnej Starości, bo wszyscy jej krewni dawno poumierali. Odwiedzałam ją tam czasami przez pamięć o mamie, więc nie zdziwiła się, kiedy mnie znowu zobaczyła.

Prędzej czy później i tak by mnie dopadli

– Niedobrze zrobiłaś, Teresko, bardzo niedobrze – powiedziała po wysłuchaniu mojej opowieści. – Trzeba było najpierw do mnie przyjechać i dowiedzieć się, co to za ziółko ta twoja siostra! Okazało się, że mój ojciec w młodości często wyjeżdżał w delegacje i podczas jednej z nich wplątał się w romans z młodziutką dziewczyną, znaną z tego, że raczej nie odmawiała, kiedy facet prosił. Zaszła z nim w ciążę. W jego zakładzie pracy dostała adres i pewnego dnia stanęła na progu mieszkania moich rodziców.

Miała już duży brzuch, podobno paliła papierosa i była agresywna. Mama o mało nie zemdlała z wrażenia i rozpaczy.

– Chciała go zostawić – opowiadała pani Antosia. – Ale ty byłaś, dopiero co poszłaś do liceum, kochałaś ojca, zresztą on był dobrym mężem, więc twoja matka jakoś przebolała zdradę, choć ból w niej został do końca życia.

– Nigdy nic nie mówiła – szepnęłam.

– Po co? Najpierw byłaś za młoda, a później spotkało cię takie nieszczęście, że zbrodnią byłoby dokładać ci jeszcze więcej, tym bardziej że ta Mira strasznie rozrabiała i kosztowała ojca nie tylko pieniądze, ale i zdrowie. Długo płacił alimenty, bo niby się uczyła, ale chyba nie skończyła nic konkretnego. Miała dwa wyroki za kradzieże i rozboje. Niezły z niej aparat!

– Co ja mam teraz zrobić? – zapytałam – Żal mi jej. To jednak siostra. Nie jej wina, że ja miałam dobry dom i oboje rodziców, a ona wychowywała się w melinie.

– Jakbym słyszała twojego ojca! Co z tego, że siostra? Czasami lepiej z obcymi, niż z rodziną! Radzę ci, idź szybko do dobrego adwokata!

Byłam u dwóch. Sprawa jest jasna

Mira ma prawo do spadku po biologicznym ojcu, który dał jej nazwisko i płacił alimenty… Nie mam takich pieniędzy, jakich żądają. Musiałabym sprzedać mieszkanie, biżuterię mamy i inne wartościowe przedmioty. To dla mnie prawdziwa rewolucja. Jestem sama, perspektywa przeprowadzki, spraw sądowych, kłótni rodzinnych mnie przeraża. Ale co mam robić? Mogłam nie szperać w rzeczach ojca.

Czytaj także:
„Mój brat był rozpuszczony jak dziadowski bicz. Wyrósł na nieodpowiedzialnego pasożyta-moczymordę i nas zrujnował”
„Nie szukałam miłości, panicznie bałam się dzieci. Wtedy w moim życiu pojawił się on i… jego córka”
„Matka wychowała mnie na swoją prywatną opiekunkę. Ja się nigdy nie liczyłam, zawsze musiało być po jej myśli”

Redakcja poleca

REKLAMA