„Pozornie byłam jak Królowa Śniegu. Ale odrzucałam wszystkich mężczyzn z troski. Stalker groził, że ich pozabija”

kobieta, która jest prześladowana przez stalkera fot. Adobe Stock, Viacheslav Lakobchuk
„Marcin naprawdę mi się podobał. Ale byłam wredna dla jego dobra. Dawny przyjaciel niszczył mi życie, a policja nic nie mogła zrobić. Mój poprzedni facet został mocno pobity. Stalker śledził każdy mój krok i co chwilę wysyłał SMS-y”.
/ 09.01.2022 06:48
kobieta, która jest prześladowana przez stalkera fot. Adobe Stock, Viacheslav Lakobchuk

Tego dnia wszystko leciało mi z rąk. Zalałam spódnicę kawą w biurowej kuchence, niemal zwichnęłam nogę w korytarzu, a potem za Chiny nie mogłam włożyć nowego tonera do kserokopiarki. W końcu, niemal płacząc, w złości kopnęłam oporne urządzenie i uraziłam sobie palucha.

– Wiesz, że maszyny wyczuwają nasze nastroje i się do nich dostosowują?

Marcin wyjął mi z rąk toner, otworzył bok kserokopiarki i wymienił kasety.

– Skąd te nerwy?

Gapiłam się, jak maszyna wypluwa kolejne strony prezentacji, i z całych sił starałam się nie spoglądać na Marcina.

– Wstałam lewą nogą – odparłam. – Zdarza się.
– Jest na to lekarstwo. Dobra komedia w kinie. W „Krokusie” jest przegląd filmów Mela Brooksa. Mam bilety.

Uniosłam wzrok i napotkałam ciepłe spojrzenie Marcina.

Był wytrwały, trzeba mu to przyznać

Od roku proponuje mi randki, a ja każdą odrzucam. A mimo to on się nie zniechęca. Monika, moja kumpela z działu, twierdzi, że to miłość. E tam.

– Mam już plany – skłamałam. – Przykro mi. Ale na pewno bilet się nie zmarnuje, masz wielu przyjaciół.

Wzięłam prezentację i odeszłam. Kiedy przy biurku wkładałam kartki do teczek, przyszedł esemes. Plum. Zastygłam na moment, serce zrobiło fikołka, na skórze wystąpiły krople potu. Spojrzałam na telefon: księgarnia. Zamówiony towar czeka na odbiór. Ręce mi drżały. Monika podniosła wzrok znad klawiatury.

– Co ci jest? Ducha zobaczyłaś?
– Mam okres i nie czuję się najlepiej…

Gdy dwie godziny później wychodziłam z biura, nie mogłam się opanować i spojrzałam w prawo, gdzie Marcin stał z kolegami. Śmiał się z odrzuconą do tyłu głową, a jego jasne włosy lśniły w świetle jarzeniówek. Jakby wyczuł, że na niego patrzę, bo odwrócił głowę i nasz wzrok się spotkał.

– Emilia!

Spojrzałam przed siebie i w ostatniej chwili ominęłam naszą personalną. Kręciła głową. Ruszyła ze mną do wyjścia.

– Idź z nim na randkę, dziewczyno – powiedziała. – Jesteście dla siebie stworzeni, znam się na tym. Połowa kobiet w mojej rodzinie zajmowała się niegdyś swataniem. Mam to we krwi.
– Spasuję, pani Lidio – odparłam, czując, że się czerwienię. – Nie szukam męża.
– A kto mówi zaraz o ślubie? Najpierw randka, potem wiesz co, potem z rok wspólnego mieszkania…
– Jest pani bardzo nowoczesną swatką, pani Lidio – uśmiechnęłam się.
– Cóż, kto nie idzie z duchem czasu, ten żyje w zapomnieniu. Do jutra, Emilio.

Pożegnałam się z personalną i wsiadłam do auta. Ruszyłam do księgarni. Pół godziny później siedziałam przy ulubionym stoliku, z kawą, ciasteczkiem i nowym kryminałem Tess Gerritsen w dłoni.

– Ja po prostu tego nie rozumiem – niespodziewanie usłyszałam znajomy głos.

Poczułam uderzenie gorąca, książka zadrżała mi w dłoni. Marcin usadowił się w fotelu naprzeciwko.

– Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że mnie lubisz. Monika twierdzi, że ci się podobam jako facet. Dlaczego tak bardzo opierasz się przed jedną randką? Kino. Kawa. Spacer. Żebym mógł pogadać z tobą o książkach i marzeniach – pochylił się nad stolikiem, jego głos obniżył się o ton.

Przeszedł mnie dreszcz.

– Emilia. Zapewniam, że nie uzależnisz się ode mnie po jednej randce, nie jestem działką heroiny. Był inteligentny, miły i zabawny.

Czułam, jak na mojej twarzy wbrew woli rodzi się uśmiech. Świat nagle pojaśniał, jakby w ten styczniowy ponury dzień wyszło słońce. Może nie był heroiną, ale działał jak prozak. Tak bardzo bym chciała… Plum. Słońce zgasło, niebo zasnuły chmury. Powiało zimnem.

Wstałam i popatrzyłam poważnie na Marcina

Zauważył moją zmianę nastroju, z jego twarzy też zniknął uśmiech. Wstał jak dżentelmen.

– Nie wierz, kiedy ci mówią, że kobietę można zdobyć cierpliwością i uporem. To się nazywa stalking. I jest karalny. A ty właśnie dotarłeś do granicy. Przestań, jeśli mnie lubisz. Nie życzę sobie tego.

Odwróciłam się i poszłam w stronę drzwi księgarni. Po drodze wkładałam płaszcz. Zatrzymałam się na chwilę, by zapiąć guziki. W lustrze na ścianie ujrzałam Marcina. Siedział przy stoliku z ponurą, zamyśloną miną. Wyszłam. Wsiadłam do auta. Już nie mogłam dłużej zwlekać. Wyjęłam komórkę.

„A kim jest ten twój nowy znajomy, wiewiórko? O, tak, kolega z pracy, jak widzę na Facebooku. Mała randka w księgarni? Oj, poczytałbym ja sobie ciebie, od pierwszej do ostatniej strony…”. Wyłączyłam komórkę. Kiedyś zrobiłabym zrzut ekranu, zdjęcie albo niemal na sygnale pojechałabym na policję, by pokazać dowód, że jestem śledzona i nękana. Ale po tych pięciu latach walki już wiem, że zanim komuś to pokażę, po wiadomości nie będzie śladu.

A nawet jeśli by była, to żadni spece z policji nie wyśledzą komórki czy komputera, z którego wiadomość była nadana.

Nie miałam dowodów, że mnie nęka

On był komputerowym geniuszem. Elektronicznym duchem. I jak duch nawiedzał mnie, męczył, prześladował. Zniszczył dwa moje związki. Sprawił, że człowiek, za którego chciałam pięć lat temu wyjść za mąż, myśli o mnie, że jestem dziwką polującą na bogatych facetów. Ostatni mężczyzna, Radek, z którym się spotykałam w poprzednim mieście półtora roku temu, został mocno pobity. Policja twierdziła, że to zwykły napad, ale ja wiedziałam, że stoi za nim On.

Wcześniej dostałam esemesa: „Przecież wiesz, że nie lubię dobiegaczy”. A potem, gdy Radek był w szpitalu, przyszedł kolejny: „Następny nie będzie miał tyle szczęścia”. Oczywiście wiedziałam, kto mi to robi – mój dawny sąsiad, któremu się wydaje, że mnie kocha. I że powinnam być jego kobietą. A skoro nie chcę być jego, to nikt mnie nie będzie miał. Pamiętam, co powiedział, gdy się wyprowadzałam z bloku: „Kiedy będziesz miała dość ucieczki, wróć do domu. Wiesz, gdzie na ciebie czekam”.

Pamiętam, że o mało nie zwymiotowałam ze strachu i nienawiści. Zmieniłam pracę, wyprowadziłam się do innego miasta. Zmieniłam nazwisko, numery telefonów, maili. Pozbyłabym się komórki, niestety, była mi potrzebna w pracy. Wypisałam się z wszystkich mediów społecznościowych.

Ale on zawsze umiał mnie znaleźć. Jak teraz

Po ostatniej zmianie operatora, numerów i maila, zajęło mu to miesiąc. Już nie miałam dokąd uciekać. Ogarnęła mnie straszna niemoc i poczucie przegranej. Plum. Otworzyłam okno samochodu i wrzuciłam komórkę do stojącego na chodniku kosza na śmieci. Ale po prostu nie mogłam odjechać. Zacisnęłam zęby, wysiadłam, wyciągnęłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz. „Ostrzegałem cię, że następny nie będzie miał tyle szczęścia, prawda? Chyba mi nie wierzysz, wiewiórko. Szkoda”.

Uniosłam głowę. W drzwiach księgarni stał Marcin i patrzył na mnie ze smutkiem. Wiedziałam, że już nigdy więcej nie zaproponuje mi randki. Dość – pomyślałam. – Nigdy więcej mnie nie przestraszysz! Pojechałam do domu. Do torby włożyłam płaszcz, buty i perukę. Przebrałam się w toalecie hotelu blisko dworca kolejowego. Peruka, makijaż i ciemne okulary zmieniły mnie nie do poznania. Kupiłam na dworcu bilet. Pociąg odchodził za godzinę.

Cztery godziny później byłam już w mieście, w którym to wszystko się zaczęło. Pojechałam tramwajem pod blok, gdzie kiedyś mieszkałam, i gdzie zaprzyjaźniłam się z miłym sąsiadem. Pomagał mi w komputerowych sprawach, a ja czasem zapraszałam go na obiad. A potem, kiedy poznał mojego narzeczonego, coś mu odbiło. A może zawsze taki był, tylko tego nie widziałam. Ale jak zauważyć wariata w człowieku, który przez dwa lata zachowuje się jak zwykły przyjaciel?

Stanęłam pod drzwiami jego mieszkania i wyjęłam z torby paralizator. Kiedy otworzył drzwi, przytknęłam mu urządzenie do piersi. Nie był przygotowany na mój przyjazd. Nie miałam przy sobie żadnego urządzenia, dzięki któremu mógł mnie śledzić. I wyglądałam inaczej, więc jego program śledzenia twarzy, którym przeczesywał miejskie monitoringi, nie zaalarmował go. Padł na ziemię w drgawkach. Nie czułam współczucia.

Wiedziałam, że napuściłby zbirów na Marcina, i tym razem stałaby się tragedia. A do tego nie mogłam dopuścić. Monika miała rację. Kochałam go. Pani Lidia też miała rację – byliśmy dla siebie stworzeni. Taka miłość nie zdarza się często, więc nikt, kto chce ją zniszczyć, nie zasługuje na miłe traktowanie. Zwłaszcza ktoś taki jak mój dawny sąsiad. Leżał nieprzytomny na podłodze. Wiedziałam, gdzie trzyma narkotyki. Pokazywał mi kiedyś, proponował wspólną „podróż”. Więc mu ją teraz zafundowałam.

Podróż w jedną stronę. Od tamtego dnia minęło już kilka lat. I muszę się wam przyznać – nie mam wyrzutów sumienia. To, co zrobiłam, nie budzi mnie w nocy. Śpię spokojnie w ramionach męża, który wciąż wierzy, że to jego cierpliwość i upór rozgrzały moje serce. 

Czytaj także:
Radzimir kazał zmienić żonie nawet imię, żeby nikt się nie dowiedział, że to sklepowa ze wsi
Poszedłem na pogrzeb kolegi tylko po to, żeby spotkać swoją dawną ukochaną
Po śmierci siostry adoptowałam córkę. Nie kochałam jej, ani nawet nie lubiłam

Redakcja poleca

REKLAMA