„Filip ze słodkiego misia zmienił się w despotę. Sprawdzał mój telefon, śledził mnie, a gdy się postawiłam - chciał pobić”

Kobieta, która żyje z despotą fot. Adobe Stock, panitan
„Dostawałam kilkadziesiąt smsów dziennie. Przenosił przez kałuże, bym nie zamoczyła butów. Coraz mniej mnie to zachwycało, a coraz bardziej krępowało. Nie był moim kochankiem, a władcą. Zazdrosnym despotą, który chciał mnie kontrolować”.
/ 06.03.2022 04:41
Kobieta, która żyje z despotą fot. Adobe Stock, panitan

Filipa poznałam w nocnym autobusie. Akurat ruszył, kiedy dobiegłam na przystanek. Zaczęłam go gonić, mając świadomość, że to raczej daremny trud. Ale nie uśmiechało mi się iść do domu piechotą ani tym bardziej czekać godzinę na kolejny autobus, biegłam więc co sił w nogach. I nagle zdarzył się cud. Autobus się zatrzymał! Zdyszana dopadłam drzwi.

– Dziękuję, że pan zaczekał! – wysapałam do kierowcy.

– Twój chłopak powiedział, żebym poczekał. A jak nie, to żebym go wypuścił, bo nie może cię zostawić samej. Ech, dzieciaki – westchnął.

Oddaliłam się w głąb pojazdu, żeby zejść z oczu wyraźnie poirytowanemu kierowcy. Z tej złości coś mu się pomieszało. Niby jaki mój chłopak? I wtedy go zobaczyłam. Stał i patrzył na mnie z łobuzerskim uśmiechem. Podeszłam do niego i zapytałam:

– To ty zatrzymałeś autobus?

Pokiwał głową.

– Dzięki.

– Czego się nie robi dla swojej dziewczyny – odparł i puścił do mnie oko.

Musiałam się roześmiać. Usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać. Filip zapytał, czy zawsze tak późno wracam do domu w poniedziałki.

– Nie, zwykle w poniedziałki wracam jak grzeczna dziewczynka przed dwudziestą trzecią. To znaczy ostatnim dziennym. Tym razem zasiedziałam się z wiarą z roku. A jutro mam zajęcia od rana – westchnęłam.

– Co studiujesz?

– Politologię.

– No, no! Brzmi imponująco.

– E, tam – wzruszyłam ramionami, rumieniąc się lekko. – A ty czym się zajmujesz? – zapytałam.

– Pracuję, nic ciekawego. Lepiej pomówmy o twoich studiach. Lubisz je?

Gawędziliśmy o różnych rzeczach. To znaczy on pytał i słuchał, a ja mówiłam. Był bardzo miły i widziałam, że jest mną zainteresowany, choć ja nie byłam pewna, czy on mi się podoba. Albo raczej byłam pewna, że przynajmniej fizycznie nie jest w moim typie. Zakochuję się oczami, no tak mam, co poradzę. Dlatego specjalnie mu nie powiedziałam, że zbliżamy się do mojego przystanku, tylko zerwałam się w ostatniej chwili.

– Tutaj wysiadam! Dzięki i cześć!

Nie doceniłam go. W następny poniedziałek spotkałam go w tramwaju. Dosiadł się do mnie i znowu całą drogę gadaliśmy. Dwa tygodnie później tak samo. Widząc go w moim tramwaju po raz trzeci, poczułam się nieswojo.

Dlaczego? Bo to nie mógł być przypadek. Nigdy wcześniej nie widziałam go jadącego tą linią, a jeździłam nią regularnie. Tramwaje na tym odcinku były na tyle puste, że mniej więcej kojarzyłam innych pasażerów. Zapytałam go o to.

– Dziwne, że nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy. Wysiadasz zawsze po mnie, a mój przystanek jest przedostatni na trasie…

– Nie mieszkam tu. Jeździłem tą trasą, żeby cię spotykać – wyznał.

– A za pierwszym razem?

– Wtedy jechałem do kumpla.

– Aha.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Zapadło niezręcznie milczenie.

– Nie jestem czubkiem – zastrzegł. – Zauroczyłaś mnie. Jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką widziałem.

Komplement banalny, ale i tak zrobiło mi się miło. Pomyślałam też, że gdyby faktycznie był czubkiem, to raczej by się nie przyznał, że za mną łazi. Wmawiałby mi, że to zbieg okoliczności. Dlatego dałam mu numer telefonu, żeby już nie musiał mnie szukać po tramwajach.

Zaczęliśmy się umawiać. Filip potrafił sprawić, że czułam się jak gwiazda. Zasypywał mnie komplementami, przynosił kwiaty i prezenty. Ciągle powtarzał, że jestem spełnieniem jego marzeń i że zrobi wszystko, bym była szczęśliwa. Nikt nigdy się tak o mnie nie starał.

Uległam i zostaliśmy parą

Dopiero wtedy zaczął mnie rozpieszczać! Raz przygotował mi kąpiel przy świecach z płatkami róż… Słodkie, urocze, ale z czasem zaczęłam się czuć przytłoczona. Dostawałam kilkadziesiąt esemesów dziennie. Witał mnie pocałunkiem w rękę. Przenosił przez kałuże, bym nie zamoczyła butów. Coraz mniej mnie to zachwycało, a coraz bardziej krępowało. Ale gdy mówiłam, że przesadza, robił minę zbitego psa i robiło mi się go żal.

Upierał się, że mnie kocha i wie lepiej, czego mi potrzeba. Kazał mi wkładać czapkę, kiedy było zimno, choć akurat miałam ochotę poczuć wiatr we włosach. Kiedy kupiłam sobie chipsy, stwierdził, że są rakotwórcze i wyrzucił je do śmieci.

W zamian kupił mi suszone owoce. Był moim opiekunem, rycerzem… ale też trochę władcą, takim kochającym despotą. No i był zazdrosny. Kiedy szliśmy razem ulicą, zawsze trzymał mnie za rękę. A kiedy dostrzegał, że zawiesiłam oko na jakimś przystojniaku, mocno ściskał moją dłoń. Bardzo mocno. Na granicy bólu. Kiedyś przyłapałam go na przeglądaniu mojego telefonu.

– Co ty robisz? Tym się zajmujesz za każdym razem, gdy idę do kibla?

– W związku nie powinno się mieć tajemnic – odparł pokrętnie. – Ukrywasz coś przede mną?

– Nie. Ale związek nie oznacza zgody na szpiegowanie. Mam prawo do prywatności i nie życzę sobie...

– To dobrze – przerwał mi – Nie wiem, co bym zrobił, gdybyś mnie okłamała… – zabrzmiało to jak groźba.

Raz zabrałam go na imprezę mojej paczki ze studiów. Wszystko było okej, dopóki Wiktor nie zażartował:

– Olka wreszcie znalazła sobie faceta, świat się kończy! Kto teraz będzie robił dobrze profesorom za łatwe pytania na egzaminach?

– Może ty, skoro z laskami ci nie idzie – odparowałam, pokazując język.

To były takie nasze żarciki, nieszkodliwe, chociaż nieprzyzwoite i mało wybredne. Dogryzanie sobie nawzajem stanowiło część naszych relacji. Ale Filip tego nie załapał. Wstał, zacisnął dłonie w pięści i wycedził:

– Odwołaj to, gnoju.

– Wyluzuj, chłopie… – Wiktor patrzył na niego zmieszany.

– Nikomu nie pozwolę odzywać się w ten sposób do mojej dziewczyny. Przeproś ją. Natychmiast.

– Kochanie, przestań – wtrąciłam się, kładąc Filipowi rękę na ramieniu.

– Nie – warknął.

Było w nim, w jego tonie, postawie, zaciśniętych szczękach coś takiego, że się przestraszyłam. I chyba nie tylko ja. Wiktor mnie przeprosił, a po chwili powiedział, że musi już iść. Zrobiło się drętwo. Wyciągnęłam Gośkę do łazienki i zapytałam:

– Co się dzieje? Wiktor jest o głowę wyższy od Filipa, czemu stchórzył?

– Bo wiesz… – Gosia unikała mojego wzroku. – Z tym twoim Filipem jest coś nie tak. Jakby był opętany, a wariatów lepiej nie drażnić. To jak na ciebie patrzy i jak patrzy na tych, którzy patrzą na ciebie. Jakby tylko on miał do tego prawo. Wygląda, jakby miał obsesję na twoim punkcie czy coś.

Roześmiałam się i powiedziałam, że przesadza, ale sama usłyszałam w swoim śmiechu fałszywe nuty… Tydzień później ktoś porysował auto Wiktora zaparkowane pod wydziałem. Przemknęło mi przez myśl, że to mógł zrobić Filip. Ale nie zapytałam go o to. Nie wiedziałabym, jak zareagować: ani na wychwycone kłamstwo, ani na otwarte przyznanie się do winy…

Do katastrofy między nami doszło w moje urodziny

– Mam dla ciebie niespodziankę – powiedział Filip. Rozpiął bluzę i wyciągnął spod niej maleńkiego kotka! Aż podskoczyłam z radości.

– Wszystkiego najlepszego, skarbie. Możesz go nazwać Benek Drugi.

W jednej chwili moja radość zmieniła się w szok i złość. Benek to był mój kot z dzieciństwa. Filip nie mógł o nim wiedzieć, no chyba że…

– Skąd wiesz o Benku? – zapytałam.

– Kochanie, przestań. To nie ma znaczenia.

– Czytałeś mój pamiętnik?

– A nie po to zostawiłaś go na wierzchu i kąpałaś się przez godzinę?

– Oszalałeś?

– Tak, oszalałem na twoim punkcie. Robię wszystko, żeby ci nieba przychylić, by spełniać twoje marzenia – mówiąc to, przez cały czas trzymał kociątko. Z przerażeniem zauważyłam, że zaciska dłonie na puchatym ciałku. Kociak zamiauczał przestraszony.

– Daj mi go! – Wyciągnęłam ręce.

– Przecież go nie chcesz! – Ścisnął kota jeszcze mocniej, a maluch rozpaczliwie zapiszczał.

– Przestań, robisz mu krzywdę!

– Nie chcesz go? To skręcę mu kark!

W jednej sekundzie zrozumiałam, że jest do tego zdolny. Bałam się tak bardzo jak jeszcze nigdy w życiu. I paradoksalnie to właśnie zmobilizowało mnie do działania. Podeszłam do Filipa i uderzyłam go w twarz. Mocno. Zdumiony wypuścił kota z rąk, który czym prędzej smyrgnął za kanapę.

Filip popatrzył mi prosto w oczy. W jego wzroku płonęła furia. Uniósł rękę do ciosu. Odruchowo zamknęłam oczy. Nie poczułam uderzenia. Gdy trzasnęły drzwi wyjściowe, odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej na razie.

Po tym incydencie długo bałam się, że będzie mnie prześladował. Kupiłam sobie nawet gaz pieprzowy do obrony. Ale on zniknął z mojego życia. 

Czytaj także:
„Żałuję, że pomogłam Marcie. Dałam jej dach nad głową, a ona żyła na mój koszt i jeszcze wpędziła mnie w długi”
„Wszyscy dręczyli Ulę, bo była biedniejsza i odstawała. Mogłem ją bronić, ale byłem tchórzem. A ona i tak mnie chciała”
„Zniszczyłam związek mojej mamy, bo za szybko zapomniała o tacie po śmierci. Powinna dłużej nosić żałobę”

Redakcja poleca

REKLAMA