„Rodzice chcieli, żebym szybko wyszła za mąż, ale ja nie umiałam zapomnieć o wakacyjnym romansie sprzed lat"

Latami czekałam aż moja wakacyjna miłość powróci fot. Adobe Stock, Antonioguillem
„– Jesteś wspaniała i jest mi z tobą cudownie, ale zrozum, proszę… Truskawki się skończą, a ja będę musiał wyjechać… – powiedział szeptem. Dopiero teraz dotarła do mnie sytuacja. Oddałam swoje ciało chłopakowi, o którym nic nie wiedziałam i który nie wiązał ze mną żadnych planów. Byłam dla niego przygodą, dodatkową premią do truskawkowego zarobku”.
/ 12.06.2022 13:30
Latami czekałam aż moja wakacyjna miłość powróci fot. Adobe Stock, Antonioguillem

Akacje pachniały upojnie. Ich intensywny aromat docierał przez otwarte okno i budził wspomnienie tamtego czerwca… Co roku w gospodarstwie rodziców był to czas wzmożonej pracy. Truskawki na krzewach dojrzewały i trzeba było ostro się uwijać, aby zdążyć zebrać owoce, zanim zmarnieją.

– Wszystkie ręce na pokład! – grzmiał ojciec, z troską spoglądając w niebo. – Bo chyba będzie padać, a wtedy…

Tu znacząco zawieszał głos, dając do zrozumienia, że w razie niepogody owoce zgniją i zarobek przepadnie.

Każdego lata pomagałam rodzicom w pracy

Ponieważ naszych „rodzinnych” rąk było za mało na ciągnące się w nieskończoność redliny, rodzice w sezonie zatrudniali, kogo się dało. Ściągała do nas okoliczna młodzież, by podreperować swój zawsze za skromny budżet. Praca wprawdzie była męcząca, ale ojciec płacił uczciwie „od łubianki”, więc chętnych nie brakowało.

Jako wychuchana jedynaczka byłam zwolniona od zginania karku i posuwania się na klęczkach wzdłuż obsadzonych zielonymi krzewinkami zagonów. Co jednak nie oznaczało, że nie miałam żadnych obowiązków. Do mnie należało odbieranie zapełnionych koszyczków, zapisywanie ile, kto uzbierał, a także pomaganie matce w przygotowywaniu posiłków dla naszych robotników. Tamtego lata oprócz miejscowych dziewczyn i chłopaków zgłosił się też do pracy Michał. Był obcy, więc ojciec spoglądał na niego nieufnie i przepytał dokładnie, zanim zgodził się go zatrudnić „na próbę”.

– Sam nie wiem, co z tym nowym – przy kolacji zwierzał się matce po pierwszym dniu pracy Michała. – Niby się nie obija, pracuje jak trzeba, do dziewuch nie zagaduje, ale…

To „ale” oznaczało, że nowy nie za bardzo ojcu pasuje.

– Ale co? – dopytywałam się, bo wydając wieczorny posiłek, zauważyłam, że „nowy” ma piękne oczy i zniewalający uśmiech.

– On miastowy, długo nie wytrzyma – sprecyzował swoje wątpliwości tata. – Przejazdem tylko jest, wyszarpnie trochę grosza i zniknie. A mnie potrzeba kogoś do końca zbiorów.

– A masz kogoś na jego miejsce? – matka nie podzielała dalekosiężnych strategii kadrowych ojca. – Jak odejdzie, będziemy się martwić. Na razie nie możemy sobie pozwolić na wybrzydzanie.

– Też racja – zgodził się ojciec. – Więc niech na razie pracuje, a potem się zobaczy.

W duchu odetchnęłam z ulgą.

Nowy naprawdę mi podobał

Może dlatego, że bardzo się różnił od miejscowych chłopaków. Następnego dnia, siedząc na swoim stanowisku „księgowej”, przypatrywałam się pracującym. Mimowolnie mój wzrok wędrował ku mięśniom Michała, prężącym się na nieosłoniętych koszulką plecach. Śledziłam, jak wierzchem szczupłej dłoni o długich palcach ociera pot z czoła. Czekałam na moment, gdy przyniesienie kolejną łubiankę. Wtedy, spod rzęs, udając, że interesują mnie tylko truskawki, przyglądałam mu się z bliska. Podobał mi się coraz bardziej. Kiedy nadeszło południe i nastąpiła zwyczajowa przerwa w pracy, zaryzykowałam pytanie:

– Nie poszedłbyś się wykąpać nad rzekę? Taki upał…

– Dobry pomysł – zgodził się bez wahania. – Jak ci na imię?

– Hanka.

– A ja jestem Michał. Gdzie ta rzeka? Dopiero co przyjechałem i nie znam okolicy.

– Tam. – Wskazałam ręką odległe krzaki. – Nie jest zbyt duża, ale ochłodzić się w niej da.

– To lecimy? Bo to dość daleko, a przerwa nie trwa wiecznie…

– Idź w tamtym kierunku, ja jeszcze muszę się przebrać w kostium. Dogonię cię.

Poszedł, a ja pobiegłam do domu

Szybko wskoczyłam w strój kąpielowy, złapałam jakiś ręcznik, do koszyka włożyłam butelkę z sokiem i pobiegłam nad rzekę. Nie udało mi się go dogonić. Kiedy dotarłam nad porośnięty rzadką trawą brzeg, on już pluskał się w wodzie.

– Chodź! – Wyciągnął do mnie rękę. – Woda jest wspaniała.

Zrzuciłam sukienkę i z przyjemnością zanurzyłam się w rzece. Przez chwilę pływaliśmy z dala od siebie, ale w pewnym momencie nurt wody zbliżył nas do siebie. Nasze ciała zetknęły się, a mnie przeszedł nieznany mi dotąd dreszcz. Na chwilę przylgnęłam do chłopaka, a potem zawstydzona, młócąc ramionami wodę, odpłynęłam ku brzegowi. Wyciągnęłam się na trawie i zamknąwszy oczy, analizowałam tę niespodziewaną reakcję mojego ciała. Czyżby tak objawiało się pożądanie?

Nigdy dotąd nie przeżyłam czegoś takiego, znałam to tylko z książek, czytanych z wypiekami na twarzy.

– Co tak nagle uciekłaś? – moje rozmyślania przerwał głos Michała, który zabrzmiał tuż nad moim uchem.

Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Pochylał się nade mną, jego mokre włosy lśniły w blasku słonecznych promieni, kapała z nich woda na moje rozgrzane już ciało. To wzbudziło kolejne bolesno-słodkie napięcie. I dreszcze.

– Muszę wyschnąć, zanim znowu włożę sukienkę – podałam pierwszy lepszy powód mojej rejterady. – Nie mogę wracać do pracy w mokra.

– Szkoda – westchnął. – Było tak fajnie…

Wieczorem znów możemy tu przyjść. Jeśli nie będziesz zbyt zmęczony…

– Nawet gdybym był zmęczony, za nic nie odpuszczę kąpieli… z tobą – dodał tak cicho, że nie byłam pewna, czy te słowa rzeczywiście usłyszałam, czy tylko je sobie wyobraziłam.

Ale jego błyszczący wzrok, błądzący po wypukłościach i wklęsłościach mojego ciała, dawał nadzieję, że naprawdę je wypowiedział.

– Chcesz soku? – aby pokryć zmieszanie wywołane tą wnikliwą lustracją, wyciągnęłam w jego kierunku butelkę. – Truskawkowy.

Mrugnęłam porozumiewawczo.

– Tutaj wszystko jest truskawkowe.

Roześmiał się.

– Nawet twoje usta... – zawiesił wzrok na moich wargach. – Muszę się przekonać, czy tak samo smakują.

Nieoczekiwanie objął mnie i pocałował

Zetknięcie naszych warg podziało jak uderzenie pioruna. A potem rozszalała się istna nawałnica. Pocałunek, początkowo delikatny, zaczął przybierać na sile. Oszołomiona bogactwem doznań, powoli uczyłam się, jak odwzajemniać pieszczoty. Jego usta zsunęły się na moją szyję, ręce zawędrowały na plecy, palce gorączkowo manewrowały przy zapięciu kostiumu. Odruchowo przylgnęłam do niego. W tym momencie rozległ się gong zwiastujący koniec przerwy.

– Musimy iść, szkoda – mruknął niechętnie. – Ale wieczór aktualny? W tym samym miejscu? – zapytał rzeczowo, rozglądając się po okolicy. – Niekoniecznie tutaj.

Ciągle jeszcze rozgrzana niedawnymi pieszczotami, z trudem podnosiłam się z miejsca.

– Wieczorem będą tu tłumy – wyjaśniłam, widząc jego zdziwione spojrzenie. – Wszyscy po pracy przychodzą się tu kąpać. Pokażę ci inny zakątek – obiecałam. – Czekaj na mnie na końcu sadu.

– Dobra, zatem do wieczora.

Ruszył przed siebie, nie oglądając się na mnie. Poczułam się tym nieco urażona, ale zaraz wytłumaczyłam sobie, że pewnie nie chce plotek, jakie by powstały, gdybyśmy wrócili znad rzeki razem. Pozbierałam rozrzucone drobiazgi i poszłam drogą „na skróty”. Do domu dotarłam przed nim, ale i tak nie uniknęłam podejrzliwego spojrzenia matki.

– Gdzie ty się włóczysz? Myślałam, że w przerwie kartofle obierzesz.

– Oj, byłam się wykąpać. Taki upał, a ja od rana w pełnym słońcu truskawki liczę. Głowa mnie rozbolała – poskarżyłam się.

– Rzeczywiście, czerwona jesteś i zgrzana.

Popatrzyła na mnie badawczo, na szczęście nie domyślając się powodów mojego rozgorączkowania.

Powiem ojcu, żeby w polu parasol ci rozpiął. Do czego to podobne, żebyś tak smażyła się przez cały dzień. No idź, nasmaruj się, a jak pójdziesz na pole, załóż kapelusz, choć głowę osłoń. O wszystkim ja muszę myśleć – gderała po swojemu, ale wreszcie straciła zainteresowanie moją osobą.

Dzień dłużył mi się niemiłosiernie

Co chwilę spoglądałam w niebo, wypatrując zachodu słońca, który wyznaczał kres dniówki. Wreszcie nadszedł. Odniosłam ojcu zeszyt z buchalterią i chwilę patrzyłam, jak robotnicy ustawiają się po wypłatę. W szeregu czekających dostrzegłam Michała. Nieznacznie pokiwał głową i popatrzył w kierunku sadu. Zrozumiałam, że też się niecierpliwił.

Moja pierwsza prawdziwa randka, myślałam, szykując się do wyjścia. Chciałam wyglądać pięknie, jednak nie mogłam, nie wzbudzając podejrzeń rodziców, stroić się za bardzo. Włożyłam więc tylko moją ulubioną, białą sukienkę i porządnie wyszczotkowałam włosy. Drżałam na wspomnienie pocałunków Michała i w oczekiwaniu na kolejne, nieznane mi dotąd rozkosze. Zabrawszy do koszyka niezbędne drobiazgi, wymknęłam się niezauważona do sadu. Michał już tam czekał.

Wzięłam go za rękę i pociągnęłam za sobą. Poszliśmy aż za wieś, gdzie brzeg tworzył rodzaj półwyspu wcinającego się w rzekę. Miejsce było odludne, porośnięte drzewami i krzakami, dopiero nad samą wodą przechodząc w piaszczystą łachę. Ze wsi rzadko kto tam zaglądał, bo było daleko. Krzewy miały nas chronić od wścibskich ludzkich spojrzeń, gdyby przypadkiem jednak ktoś zawieruszył się w tej okolicy.

– Ładnie tu – Michał z uznaniem ocenił wybrane przeze mnie miejsce. – Czujesz, jak pachną akacje?

Czułam... Przysiedliśmy na zwalonym pniu drzewa. Objął mnie i przytulił.

Cały dzień czekałem na ten moment – wyznał i zaczął mnie całować, a ja rozpłynęłam się w jego objęciach.

Pieszczoty stawały się coraz odważniejsze, męskie dłonie pieściły moje ciało, które pod wpływem tego dotyku otwierało się na nowe doznania. Czułam, że pragnę coraz więcej. Na chwilę znieruchomiał, jego usta przerwały swoją wędrówkę.

– Jesteś pewna, że możemy? – zapytał ochrypłym, nieswoim głosem. – Nie chciałbym, żebyś miała kłopoty…

Ogarnięta pożądaniem, nie zastanawiałam się nad ewentualnymi konsekwencjami. Chciałam tylko, aby zaspokoił to rosnące we mnie słodkie napięcie, momentami przechodzące w ból. Nie przerywając rozpinania guzików, pokiwałam głową na znak, że wiem, co robię.

Nawet jeśli nie wiedziałam, bo już nie myślałam rozsądnie

On też przestał się hamować. Był równocześnie czuły i brutalny, umiejętnie dozując rozkosz. Na przemian swymi ustami miażdżył mnie i muskał. Nie podejrzewałam siebie o taką namiętność. W końcu spoceni i zaspokojeni położyliśmy się mocno objęci na kocu.

Dlaczego mi nie powiedziałaś, że będę twoim pierwszym?

– A co by to zmieniło? – zapytałam, leniwie podnosząc się i opierając się o jego pierś.

Popatrzyłam mu w oczy.

– Żałujesz?

– Ja? – roześmiał się chrapliwie. – Boję się tylko, że ty możesz… Gdybym wiedział…

– To co? – dopytywałam się. – To co byś zrobił?

– Nie wiem – przyznał. – Bardzo mi się podobasz, ale…

– Ale co? – znieruchomiałam, oczekując dalszych wyjaśnień, które jak przeczuwałam, raczej mi się nie spodobają.

– To nie ma przyszłości – powiedział. – Studiuję, jestem dopiero na 2 roku. Nic ci nie mogę obiecać, zapewnić… Nie spodziewałem się, że nie masz żadnych doświadczeń, byłaś taka zdecydowana i odważna. Zorientowałem się, kiedy już było za późno...

Zauważył, że posmutniałam, i szybko dodał:

– Jesteś wspaniała i jest mi z tobą cudownie, ale zrozum, proszę… Truskawki się skończą, a ja będę musiał wyjechać… – to ostatnie zdanie powiedział szeptem.

Dopiero teraz dotarła do mnie złożoność całej sytuacji. Oddałam swoje ciało chłopakowi, o którym niewiele wiedziałam i który nie wiązał ze mną żadnych planów. Byłam dla niego wakacyjną przygodą, dodatkową premią do truskawkowego zarobku. Aby ukryć napływające łzy, zerwałam się z miejsca.

– Nie odchodź – powstrzymał mnie, też wstając. – Nie chciałem cię zranić ani oszukać, i nadal nie chcę, po prostu mówię, jak jest.

Gładził łagodnie moje ramiona, a ja poczułam, że moje ciało, wbrew mojej woli, znowu ulega jego pieszczotom.

Było za późno, już się w nim zakochałam

Do końca truskawkowego sezonu spotykałam się z Michałem co wieczór. Nie miałam już złudzeń co do kontynuacji naszego związku po wakacjach, ale nie potrafiłam się wyrzec doznań, jakie mi hojnie ofiarowywał. Dużo też rozmawialiśmy. Opowiedział mi o swoim trudnym dzieciństwie z ojcem, który go nie rozumiał, i macochą, która go nie kochała. Mówił o swoich marzeniach i planach. Był ambitny i konsekwentny, ale nie wolny od wahań i rozterek.

Poznawałam go coraz lepiej i kochałam coraz bardziej, już nie tylko spragniona jego dotyku ciała, ale też rozmowy. Rozumiałam jego dążenia i nie chciałam stawać im na przeszkodzie. Gdy przyszła pora, spakował swój skromny dobytek i wyjechał. Nie potrafiłam o nim zapomnieć przez kolejne 3 sezony truskawkowe, bezwiednie wyczekując, że może się pojawi. Wypatrywałam jego barczystej postaci wśród przyjezdnych, szukałam wzrokiem wśród chętnych do pracy.

Nie pojawił się. Wokół mnie kręciło się sporo chłopaków, a rodzice coraz częściej napomykali, że pora mi iść za mąż. Wymieniali potencjalnych kandydatów, wyliczając ich zalety i podkreślając, że z tym czy z tamtym źle bym nie miała. Rozsądek podpowiadał, że mają rację, że nie mogę czekać w nieskończoność na kogoś, kto nigdy niczego mi nie obiecywał. Ale wspomnienie o Michale za każdym razem kazało mi odmawiać i podawać jakąś prawdziwą lub urojoną wymówkę, dla której poślubienie starającego się o mnie chłopaka było niemożliwe.

Nastał kolejny czerwiec i kolejne zbiory truskawek

Musiałam się na kogoś zdecydować. Rodzice dawali do zrozumienia, że najwyższa pora, abym na poważnie przejęła truskawkowy interes. Obiecali, że przepiszą na mnie ziemię, gdy wyjdę za mąż. O tym wszystkim myślałam, wdychając upojny aromat akacji. Pogrążona we wspomnieniach i rozterkach nawet nie zauważyłam, jak zaczął zapadać zmrok. Podeszłam do okna, aby je przymknąć i uniknąć w pokoju komarów.

Wtedy zauważyłam, że przed domem parkuje jakiś samochód. Wysiadł z niego wysoki, barczysty, jasnowłosy mężczyzna. Zaciekawiona niespodziewaną wizytą, matka podeszła do płotu i chwilę rozmawiała z nieznajomym, który boleśnie mi kogoś przypominał. Odwróciła się i, spojrzawszy w moje okno, zawołała:

– Hanka, ktoś do ciebie! 

A moje serce omal nie pękło z radości.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA