„Odmówiłem facetowi, który za kasę chciał popilnować mi auta. To, co zrobił w zemście, nie mieści mi się w głowie”

mężczyzna, który miała wypadek fot. Adobe Stock, Maridav
„Droga wiodła stromo w dół, jechaliśmy serpentyną. Nie rozwijałem dużej prędkości, bo choć jezdnia była sucha, to kręta i wymagająca uwagi. W pewnym momencie stało się coś dziwnego. W samochodzie rozległ się głuchy łomot, a gdy po chwili spojrzałem na drogę, wydało mi się, że coś mnie wyprzedziło. Jakby... moje własne koło od samochodu!”.
/ 16.07.2022 09:15
mężczyzna, który miała wypadek fot. Adobe Stock, Maridav

Ten krótki wypad w góry miał być zaprawą przed naszym wakacyjnym wyjazdem do Gruzji. Szykowaliśmy się do niego z wielką starannością, od kilku miesięcy pracowaliśmy nad kondycją. Na co dzień wszyscy siedzimy przy biurkach – taki tryb życia powoduje, że można skapcanieć w ciągu kilku miesięcy...

Zatrzymaj się na parkingu pod tamtym pensjonatem – powiedział Kuba, gdy byliśmy już prawie na miejscu.

– No coś ty? Tam? To ty nie wiesz, że kilka tygodni temu okradziono tam wspinaczy? – zaprotestował Grzesiek. – Widziałem zdjęcia ich samochodu! Subaru stało na jakichś kamieniach, bo mu pozdejmowali koła! I do tego zabrali dwa plecaki ze sprzętem!

– Ale z tego, co wiem, to od tamtej pory zamontowali tutaj kamery – uspokoiłem chłopaków. – Jest bezpiecznie, zobaczycie.

– To się jeszcze okaże… Ja w każdym razie zabieram cały sprzęt ze sobą w góry – mruknął Grzesiek, ale już nie protestował.

Strome wejście na szczyt nadawało się idealnie do tego, by poćwiczyć trudniejszą wspinaczkę. Mieliśmy zrobić przegląd sprzętu i zobaczyć, czego nam jeszcze brakuje na wyprawę do Gruzji. Teraz w góry jechaliśmy samochodem, ale przecież do Gruzji trzeba będzie się spakować tak, żeby potem nosić to wszystko na swoich plecach. A wtedy liczy się każdy kilogram.

– No, może być – oceniłem, zastanawiając się, czy jednak o czymś nie zapomniałem.

Po co ma pilnować, skoro są kamery?

Kiedy wszyscy wyjęliśmy z bagażnika swoje plecaki, okazało się, że mój jest największy.

– Stary! Co ty tam napakowałeś? – uśmiechnął się Kuba.

– Tylko to, co będzie mi potrzebne – zapewniłem go z przekonaniem.

Przekomarzając się nieco i szykując do wymarszu w góry, nie zauważyliśmy faceta, który podszedł do nas niepostrzeżenie.

– Jeśli panowie chcą, to mogę popilnować samochodu – zaoferował się.

– Dziękuję, ale nie trzeba – odparłem stanowczo, chociaż Kuba dawał mi za plecami znaki, że można by coś gościowi odpalić.

Ale ja nie byłem taki głupi. Przecież przed chwilą wszedłem do schroniska, żeby skorzystać z toalety, i przy okazji dowiedziałem się od właścicieli, że istotnie zamontowali kamery obejmujące cały parking.

– Pan wie, co tutaj się działo, kiedy okradli tych wspinaczy? Tak nagłośnili tę sprawę w gazetach, że policja nie dawała nam spokoju. Musieliśmy zamontować kamery, bo by nam inaczej kompletnie wystraszyli turystów.

– Chłopaki, idziemy! – zarządziłem, odwracając się do samozwańczego stróża plecami.

Ten pomruczał przez chwilę, wyraźnie niezadowolony, i ruszył przed siebie. My poszliśmy w drugą stronę, w góry.

– Myślisz, że on by warował przy naszym aucie, gdybyś mu dał kasę? Coś ty! Gdybyśmy zniknęli mu z oczu, poszedłby na piwo.

– Pewnie masz rację – ocenił Grzesiek.

Po chwili skupiliśmy się już na wspinaczce i całkiem zapomnieliśmy o facecie z parkingu. Wyprawa okazała się naprawdę wymagająca i satysfakcjonująca. Zmęczeni, ale szczęśliwi wróciliśmy po kilku godzinach do samochodu. Już lekko zmierzchało, gdy znaleźliśmy się na parkingu. Nie powiem, czułem pewien niepokój, zastanawiając się, co zastaniemy. Nawet przez ułamek sekundy lekko pożałowałem, że nie dałem jakichś pieniędzy temu gościowi, ale po chwili już śmiałem się ze swoich obaw, bo auto stało nienaruszone na miejscu.

– Widzicie? – spojrzałem na kumpli. – To co? Po herbacie i talerzu grochówki przed powrotem do domu? – zapytałem.

Zgodnie weszliśmy do schroniska, zmęczeni, ale szczęśliwi. Niecałą godzinę później wyruszyliśmy do domu. Droga wiodła stromo w dół, jechaliśmy serpentyną. Nie rozwijałem dużej prędkości, bo choć jezdnia była sucha, to kręta i wymagająca uwagi. Pewnie uratowało nas właśnie to, że prowadziłem tak ostrożnie. W pewnym momencie stało się coś dziwnego. W samochodzie rozległ się głuchy łomot, a gdy po chwili spojrzałem na drogę, wydało mi się, że… coś mnie wyprzedziło. Jakby... moje własne koło od samochodu!

Zanim zdążyłem pomyśleć, że to niemożliwe, auto przechyliło się na prawy bok i zaczęło szorować metalem po asfalcie. Wszystko trwało sekundy, a widziałem zdarzenia jak na zwolnionym filmie! Ten przeraźliwy zgrzyt będę chyba miał w uszach do końca życia.

Policjanci sprawdzili monitoring...

Samochód stał się niesterowny, straciłem nad nim panowanie, zaczęło mnie znosić w prawo, czyli prosto w przepaść! Dałem po hamulcach, wpadłem w lekki poślizg, autem zakręciło, ale w końcu walnęło w coś bokiem z całej siły i gwałtownie się zatrzymało. W chwili uderzenia szarpnęło mną do przodu, ale zadziałały pasy, którymi byłem przypięty. Przez moment nie mogłem przez nie nabrać tchu. Spojrzałem na kumpli. Milczeli, ale ich otwarte szeroko oczy mówiły mi wszystko.

– O matko! Co to było? – pierwszy odezwał się Grzesiek.

– Wygląda na to, że zgubiliśmy koło – wydukałem ze ściśniętym gardłem.

– Ale jak to możliwe? – wykrzyknął Kuba. – Przecież ono jest solidnie przykręcone, na kilka śrub! To niemożliwe, aby wszystkie puściły w tym samym momencie.

– Nie mam pojęcia, jak to się stało… Nigdy dotąd mi się to nie zdarzyło – odparłem.

Ponieważ oderwane koło potoczyło się w siną dal i pewnie gdzieś w ciemnościach spadło z góry w przepaść, nie pozostało nam nic innego, jak wezwać lawetę.

– Ja bym na twoim miejscu jednak wezwał policję – poradził mi Grzesiek.  – Dla mnie to dziwne, że kiedy jechaliśmy do schroniska, to w aucie nic nie klekotało. A jak zjeżdżaliśmy w dół, wyraźnie słyszałem jakiś stukot. Myślałem, głupi, że to kamienie tak walą o podwozie auta, a to pewnie już się odkręcały do końca te śruby.

– Do końca? – zdziwiłem się.

– Stary, będę szczery, moim zdaniem ktoś je obluzował. I tyle! – dopowiedział kumpel.

– Ale po co miałby to zrobić? – zdumiałem się kompletnie. – No i kto?

– A ten menel, który żebrał o kasę na parkingu?! Nie dałeś mu nic za „pilnowanie auta”. Myślisz, że nie mógł odkręcić nam koła?

Przecież mógł nas zabić! Uważasz, że ktoś byłby zdolny zrobić coś takiego za butelkę piwa? Zabić trzy osoby?

– Za mniejsze rzeczy kiedyś zabijano – burknął Grzesiek. – A głupota ludzka jak jest ocean, niezmierzona.

Nie byłem przekonany do koncepcji moich kumpli, ale mimo to zawiadomiłem policję. Zakładałem, że funkcjonariusze mnie wyśmieją, tymczasem oni potraktowali zgłoszenie bardzo poważnie.

– W schronisku jest monitoring. Może na taśmie sprzed kilku godzin będzie widać, czy ktoś faktycznie majstrował przy pana samochodzie – powiedział policjant. – Powinien pan obejrzeć nagrania razem z nami.

Nie miałem nic przeciwko temu, aby wrócić do schroniska, żeby się przespać w nim jedną noc. Przecież i tak nie miałem auta. Musieliśmy zadzwonić po żonę Grześka, aby po nas przyjechała, ale ona stwierdziła, że będzie dopiero rano, bo boi się jechać w góry w nocy. Mieliśmy więc czas na przejrzenie taśmy, chociaż byłem pewien, że nic na niej nie znajdziemy. Okazało się jednak, że jestem zbyt naiwny, jeśli chodzi o wiarę w człowieka.

Na filmie zostało wyraźnie utrwalone, jak w godzinę po naszym wyjściu w góry facet, któremu nie dałem kasy za pilnowanie auta, wrócił z kluczem i pracowicie poodkręcał mi wszystkie śruby w kole.

– Jasny gwint! Niech ja go tylko dorwę! – aż się we mnie zagotowało.

– Dorwanie go to nasze zadanie – stwierdził sucho policjant.

Zatrzymanie tego cwaniaczka nie zajęło im dużo czasu. Okazało się, że był mieszkańcem sąsiedniej wioski. Tłumaczył się, że oni tutaj nie potrzebują obcych, którzy rozdeptują góry. Twierdził, że chciał nas tylko nieco postraszyć i wykurzyć. Prokuratura była jednak innego zdania i postawiła mu poważne zarzuty: zamiar umyślnego pozbawienia nas zdrowia, a nawet życia. Facet siedzi teraz w areszcie, proces nadal trwa i nie wiadomo jeszcze, jaki wyrok zapadnie. A mnie i kumplom na dłuższy czas odechciało się wypraw w góry.

Czytaj także:
„Bałem się, że opcja >>dwie rodziny w jednym domu<< się nie sprawdzi. Ale mieszkanie z rodzicami wcale nie było takie złe”
„Z typowego pijaka, mąż sąsiadki nagle zamienił się w porządnego chłopa. We wsi gadają, że jego żona rzuciła na niego urok”
„Mama plotkowała przez telefon, zamiast pilnować dziecka. Rozprawiała o kochankach, gdy maluch prawie trafił do szpitala”

Redakcja poleca

REKLAMA