Siedziałam przy kuchennym stole i usiłowałam opanować mętlik w głowie. Właściwie to próbowałam sobie wmówić, że to, co widziałam, nie ma znaczenia, choć dobrze wiedziałam, że jest zupełnie inaczej.
Niby nic takiego, wgnieciony zderzak i zbity reflektor w samochodzie mojego chłopaka. Zdarza się. Każdy przecież może mieć stłuczkę… Dlaczego więc Radek to przede mną ukrył? I dlaczego twierdził, że jego samochód ma jakąś poważniejszą awarię i od tygodnia jest w warsztacie, podczas gdy ja natknęłam się na auto przypadkiem na działce rodziców Radka?
Ukryłam twarz w dłoniach, bo doskonale wiedziałam, dlaczego. W głębi duszy czułam, co muszę zrobić, ale jak mogłam donieść na człowieka, którego kocham? Może z nim porozmawiam, może ma jakieś wytłumaczenie?
Tydzień temu naszym miasteczkiem wstrząsnęła wieść o wypadku. Ktoś potrącił młodego rowerzystę, mojego sąsiada. Karol odniósł bardzo poważne obrażenia i nadal walczy o życie w szpitalu.
Najgorsze jest jednak to, że sprawca nawet się nie zatrzymał, nie udzielił pomocy, nie zainteresował się, co się stało temu chłopakowi… Gdyby nie kobieta, która znalazła go przypadkiem, idąc do pracy, pewnie zmarłby tam na poboczu.
Gdy o ty usłyszałam, byłam wstrząśnięta. Jak można zrobić coś takiego?! Potrącić to jedno, ale zostawić? – nie mieściło mi się w głowie. Podobnie jak wszystkim w naszej małej społeczności.
Zrobił się apatyczny, opryskliwy i zaczął popijać
Karol jest bardzo lubiany. To pogodny chłopak, nauczyciel z miejscowej szkoły. Dzieciaki go uwielbiają, a ich rodzice bardzo szanują. Nikt nie potrafił zarazić uczniów miłością do sportu tak jak on. Cała nasza społeczność była zdruzgotana. Wystarczyło wejść do miejscowego sklepu, by to usłyszeć.
– Jakim trzeba być człowiekiem? – biadoliła sklepowa.
– Jak ja bym takiego dorwał! – odgrażał się jej mąż i wszyscy klienci im przytakiwali.
Ten wypadek zupełnie wytrącił mnie z równowagi. I tak nie byłam ostatnio w najlepszej formie. Ostatnie miesiące były bardzo trudne przez tę całą pandemię. To, że szef obniżył mi pensję, zresztą jak wszystkim w naszej firmie, było do zniesienia, ale bałam się, co będzie dalej. W dodatku mój Radek stracił pracę w salonie optycznym. Po tym, jak zamknięto galerie handlowe, z dnia na dzień zwolniono niemal połowę personelu.
Nasze oszczędności topniały w zastraszającym tempie i jasne było, że musieliśmy zacisnąć pasa. Na początku Radek był pełen wiary, że szybko znajdzie nową pracę, w końcu wydawać by się mogło, że optyk to dobry zawód.
Niestety, telefon milczał, a mój chłopak coraz gorzej to znosił. Zrobił się apatyczny, opryskliwy, a najgorsze było to, że znów zaczął popijać. Wiedziałam, w jakim kierunku to zmierza… Kiedyś już nawet rozstaliśmy się ze względu na jego słabość do alkoholu.
Dobrze pamiętam te pijackie awantury, ciche dni, potem kwiaty, przeprosiny i za jakiś czas powtórkę. W końcu uznałam, że nie chcę tak żyć i z nim zerwałam. Serce mi krwawiło, bo byłam w nim nieprzytomnie zakochana, ale wiedziałam, że to jedyne, co mogę zrobić dla nas obojga. To rozstanie nie było łatwe dla żadnego z nas, byliśmy tacy młodzi.
Ja rzuciłam się w wir nauki, on imprezowania…
Ale po jakimś czasie się ogarnął. Byłam pewna podziwu, gdy usłyszałam, że poszedł na odwyk a później na terapię. Odważył się do mnie odezwać dopiero, gdy stanął na nogi. Nie od razu mu zaufałam, ale w końcu zobaczyłam, że naprawdę się zmienił.
Wróciliśmy do siebie jako nieco dojrzalsi i na pewno mądrzejsi ludzie. Od roku mieszkaliśmy razem i wszystko naprawdę układało się nieźle. Do czasu tej pandemii. Nie chciałam wierzyć, że Radek znów ma problem z alkoholem, że topi w nim smutki, słowem – nie radzi sobie z utratą pracy i naszą trudną sytuacją. Coraz częściej też mijał się z prawdą, a ja patrzyłam na tę sytuację przez palce.
Przez myśl mi nie przeszło, że to może doprowadzić do tragedii. Wtedy Radek nie wrócił do domu na noc. Zjawił się dopiero rano, wyraźnie podpity.
– Chyba nie wróciłeś w tym stanie samochodem?! – zapytałam przerażona.
– Grat popsuł się wczoraj wieczorem, kolega odstawił go ze mną do warsztatu, a później przenocowałem u niego – powiedział na odczepnego.
– I piliście – odpowiedziałam z pretensją.
– Daj mi spokój, dorosły jestem! – odpowiedział gniewnie.
A potem przyszły wieści o wypadku Karola. Gdzieś głęboko we mnie pojawił się paraliżujący lęk, że Radek miał z tym coś wspólnego, ale chwyciłam się jego słów, że samochód oddał wcześniej do warsztatu.
Niewiele rozmawialiśmy o tym wypadku. W ogóle niewiele rozmawialiśmy. Radek był jeszcze bardziej rozdrażniony i zły niż wcześniej. Gdy to sobie uświadomiłam, schowałam twarz w dłoniach, bo zdałam sobie sprawę, że to kolejna część układanki, która pasuje do całości.
Wszystko się we mnie trzęsło.
Co robić? Kryć go? Przecież nie będę mogła spojrzeć sobie w twarz. Wydać? Przecież go kocham, nie chcę, żeby poszedł do więzienia! Moje rozmyślania przerwał zgrzyt zamka. W drzwiach pojawił się Radek. Spojrzał na mnie i w sekundę zrozumiał, że ja wiem. Zbladł i milczał. Czekał, aż coś powiem.
– Byłam u twoich rodziców na działce. Już dawno obiecałam twojej mamie pomoc w porządkach. Zgadnij, co tam znalazłam – powiedziałam powoli.
– Tłukłaś się aż sto kilometrów? – zapytał bez sensu.
– Dobrze wiedziałeś, że jeśli oddasz samochód do jakiegokolwiek warsztatu w okolicy, zorientują się, że to ty jesteś sprawcą potrącenia Karola, prawda? – wyrzuciłam jednym tchem i poczułam, jak wszystko się we mnie trzęsie.
W oczach Radka zobaczyłam przerażenie. Kilka razy nabrał powietrza, ale nic nie powiedział. Jakby ciągle się zastanawiał, zmieniał zdanie, co Właściwie chce powiedzieć. W końcu bezradnie usiadł w fotelu i zaczął płakać jak dziecko.
– Spanikowałem. Potrąciłem go i uciekłem. Byłem pijany. Nawet nie pamiętam, jak zawiozłem samochód do rodziców. Wcisnąłem im jakiś kit, że nie mam teraz pieniędzy na naprawę, że przyjadę po niego później. Chciałem mieć czas, żeby pomyśleć, co zrobić. Nie masz pojęcia, ile razy chciałem ci powiedzieć, ale nie miałem odwagi. Jak miałem się przyznać do czegoś takiego?
– spojrzał na mnie oczami pełnymi łez.
Wiedziałam, że nie ma już odwrotu, że nic już nie będzie takie samo.
– Wiesz, co musisz zrobić… – szepnęłam.
– Kalina, nie mogę – odpowiedział cicho.
– Musisz. Lepiej, żebyś ty się przyznał, niż żebym ja na ciebie doniosła. Poza tym, zawsze może się wydać, w każdej chwili. Chcesz z tym żyć? – spojrzałam mu w oczy. Nic nie odpowiedział.
Siedzieliśmy w milczeniu. Płakaliśmy.
– Masz rację. I tak nie mogę na siebie patrzeć – powiedział w końcu. – Pójdziesz tam ze mną? – zapytał.
– Tak – szepnęłam, a potem zebraliśmy się do wyjścia.
Radek czeka na wyrok. Nie wiem, jak długo to potrwa. Nie aresztowano go, bo sam się przyznał, nie ma obaw, że będzie mataczył w śledztwie. Wyprowadził się do rodziców, bo tu praktycznie nie ma życia. Ja zostałam, ale na mój widok ludzie milkną albo odwracają wzrok.
Na szczęście rodzina Karola rozumie, że to, co się stało, nie jest moją winą. Ja nie mam takiej pewności. Być może gdybym nie udawała, że nie widzę problemów mojego chłopaka, do tej tragedii by nie doszło. Zastanawiam się nad tym niemal co noc.
Karol wybudził się ze śpiączki, ale będzie sparaliżowany do końca życia. Bardzo trudno mi o tym myśleć. Nie wiem, jak zdołam mijać go na ulicy. Może też powinnam się wyprowadzić?
Ostatnio Radek zapytał mnie, czy mu wybaczę i czy jest dla nas jakaś szansa. Odpowiedziałam, że nie wiem…
Czytaj także:
„Córka wyjechała za granicę, żeby zarobić. Trafiła do niemieckiego domu publicznego, gdzie miesiącami była więziona”
„Poświęciłam życie jednej firmie. Byłam dyrektorem, teraz zamiatam ulice. A własna rodzina traktuje mnie jak obcą”
„Szwagier dosadnie uświadomił mi, że popełniłem błąd. Owszem, zdradziłem żonę, ale to nie powód, żeby łamać mi nos”