„Odkryłam sekret prababci i spadek warty kupę kasy. Nie była taka grzeczna, jak wszyscy myśleli”

pewna siebie dziewczyna fot. Getty Images, Tatiana Maksimova
„– O związku prababci z właścicielem kamienic nigdy nie wspominano w rodzinie – przekonywała mama. – Szczerze mówiąc, to nie ma się czym chwalić. Przecież nasza prababcia zdradziła pradziadka! – roześmiałam się”.
/ 14.04.2024 11:15
pewna siebie dziewczyna fot. Getty Images, Tatiana Maksimova

Pod koniec studiów, gdy pisałam pracę magisterską, panie z dziekanatu poinformowały mnie, że nie zaliczyłam stażu terenowego i nie mam za niego oceny.

Były to studia międzywydziałowe i niestety ten wymóg został przeoczony zarówno przeze mnie, jak i mojego promotora. W tym momencie nie było już możliwości, aby to naprawić. Jednak dziekan zasugerował, abym zrekompensowała ten brak poprzez wykonanie krótkiej pracy dotyczącej historii XX wieku.

"Muszę napisać dwadzieścia stron na aktualny temat, najlepiej coś związanego z historią rodziny, żeby nie musieć zbyt długo szukać" – pomyślałam.

Jako że moja babcia często opowiadała mi o swoim dzieciństwie i nawet spisała krótkie wspomnienia z czasów wojny, zdecydowałam, że moim tematem będzie kamienica na Pradze w Warszawie. Czas gonił, więc szybko zabrałam się do pracy.

Zaczęłam badania terenowe

Na początku pojechałam na drugą stronę Wisły, aby zweryfikować czy dom nadal stoi. Wciąż tam był, choć nieco zniszczony. Najlepiej prezentowała się staroświecka kapliczka, stająca na środku podwórza. Gdy tak błądziłam bez celu, zliczając okna w oficynach i robiąc notatki – kto wie, co może mi się przydać podczas pisania pracy – z jednej z oficyn wyszła starsza pani. Patrzyła na mnie nieufnie.

– Czego tu szuka, przyjechała odzyskiwać? –powiedziała ostro. – Po polsku gada?

– Dlaczego miałabym nie gadać? – odpowiedziałam zaskoczona.

– Może z Izraela pochodzi? Takie kołtuny...

– To są dredy, a nie kołtuny, proszę pani. I niczego nie zamierzam odzyskiwać, piszę pracę historyczną na temat tej kamienicy – odpowiedziałam, z godnością kierując się w stronę ulicy.

– Czekaj, paniusiu! Pozwól, że ci się przyjrzę! Będę cię pamiętać, wróć tu tylko, to zobaczysz! – wrzeszczała za mną starsza kobieta.

Szukałam zapisków babci

Następnie odwiedziłam rodziców, których namówiłam do odnalezienia starych notatek babci. Moja mama była zła, ponieważ musiała przekopać wszystkie skrytki w przedpokoju w celu znalezienia pudełka. Trochę jej pomagałam, ale mimo to narobiłyśmy bałaganu. Mówiąc w skrócie, kiedy wychodziłam z moim znaleziskiem, to mama stała pośród walizek i torebek zdjętych z półek.

– No, Iga, mam nadzieję, że to ci się przyda, bo teraz mam dwie godziny sprzątania – powiedziała, nie próbując nawet ukryć swojego niezadowolenia.

Pomyślałam, że ja też spędzę dwie godziny na przepisywaniu tego, co babcia zapisała o kamienicy, sąsiadach i ich dawnym życiu. Potem jeszcze dwie godziny w archiwum i praca skończona.

Poznałam jej wspomnienia

Podczas analizy notatek mojej babci, doszłam do wniosku, że kochana staruszka miała zdolności pisarskie – dawna Warszawa malowała się w mojej głowie jak na obrazie.

Babcia opowiadała o stajni, która znajdowała się na podwórku oraz o dwóch stylowych sklepach zlokalizowanych od frontu. Dom od strony ulicy skrywał przestronne, luksusowe apartamenty, podczas gdy skromniejsi mieszkańcy zajmowali oficyny, płacąc mniejsze opłaty za wynajem. Ten niewielki fragment mapy miasta, wraz z kapliczką, należał do jednego właściciela, który zamieszkiwał najbardziej okazały apartament z widokiem na ulicę.

Babcia była pełna podziwu dla bogatego wyposażenia tego mieszkania, które było wypełnione lśniącymi meblami, obrazami i brązami. Właściciele kamienicy, mąż i żona, uwielbiali dzieci, choć sami nie mieli swoich, dlatego gdy rodzice przychodzili do nich w jakiejś sprawie, zawsze zabierali ze sobą swoją córkę.

"Bardzo lubiłam tam chodzić – wspominała babcia. – Zawsze dostawałam smaczne przysmaki".

Historia była zagmatwana

Relacja mojej babci niespodziewanie się przerwała, więc nie miałam pojęcia, co działo się potem z mieszkańcami tego domu. Wiedziałam jednak, że po zakończeniu wojny moja rodzina przez krótki czas zamieszkiwała Pragę. Pradziadek znalazł zatrudnienie na Ziemiach Odzyskanych, na terenie Dolnego Śląska. Gdy powrócił do Warszawy, otrzymał mieszkanie służbowe na Mokotowie. Pradziadek pracował jako ślusarz, przed wojną był robotnikiem, a po jej zakończeniu dołączył do partii robotniczej i objął stanowisko dyrektora fabryki. Początkowo jednej, potem kolejnych.

Polityka kraju opierała się na rządach ludu. Nie jestem pewna, czy system komunistyczny "ruszył z posad bryłę świata", jak to mówiono w piosenkach, ale z pewnością mocno wpłynął na życiową karierę mojego pradziadka. Po wojnie jego życie przybrało zupełnie inny obrót niż przed nią, co spowodowało, że Praga została przez niego skreślona. Moim zadaniem było teraz odkryć powojenne perypetie kamienicy w Pradze. Miałam nadzieję, że dokumenty dostarczą mi wielu informacji. Udałam się zatem do archiwum.

Robiło się coraz ciekawiej

Początkowo budynek należał do ojca, później przejął go syn o zwykłym polskim nazwisku. Po zakończeniu wojny, własność przeszła w ręce państwa. Mieszkańcy, zamiast płacić czynsz właścicielowi, zaczęli opłacać go na rzecz miasta. Natknęłam się jednak na wzmiankę o pewnych dokumentach przechowywanych w jednym z notariatów w Warszawie. To, co tam odkryłam, zmieniło bieg mojego życia.

Jak się okazało, w dokumentach był testament ostatniego właściciela kamienicy – tego, który obdarowywał moją babcię słodyczami – zapisywał on budynek swojej córce, a więc mojej babci! Ta informacja wywołała we mnie silne emocje.

Mama mi nie wierzyła

Gdyby to była prawda, wraz z mamą odziedziczyłabym posiadłość wartą wiele milionów! Taki spadek to kupa kasy! Jeżeli natomiast zapis ten po latach okazałby się nieważny, to cóż. Mimo to, mielibyśmy romantyczną opowieść w rodzinie. Moja babcia nie była córką ślusarza, lecz właściciela kamienic! Utrwaliłam te e zapisy na zdjęciu za pomocą telefonu i popędziłam do mamy. Ona zmarszczyła czoło i tylko zapytała:

– Naprawdę w to wierzysz?

– Czemu nie?

– Gdyby to było prawdą, na pewno by o tym mówiono. Pamiętam tylko ciągle powtarzane wspomnienia, że właściciel domu był naszym dobroczyńcą. Załatwił pracę pradziadkowi, pomagał w edukacji jego dwóch sióstr. O związku prababci z właścicielem kamienic nigdy nie wspominano – przekonywała mama.

– Szczerze mówiąc, to nie ma się czym chwalić. Przecież nasza prababcia zdradziła pradziadka! – roześmiałam się. – Nie była taka grzeczna...

– Nie przesadzaj – upomniała mnie moja mama. – Byli to prawdziwie szlachetni ludzie, którzy zasługiwali na szacunek.

– Zgadza się – odparłam. –Takie sytuacje zdarzają się nawet w najbardziej szanowanych rodzinach.

– Masz rację. A co teraz zamierzasz zrobić?

– Dokończę swoją pracę, oczywiście pomijając te odkrycia. A potem, kto wie, może uda nam się odzyskać ten dom?

– Ja na Pragę nie zamierzam się przeprowadzać – oznajmiła mama.

– Zobaczymy, zobaczymy... – odpowiedziałam, kiwając głową.

Testament był ważny

Na razie odstawiłam na bok rodzinne tajemnice i z pewnym napięciem dotarłam do obrony pracy magisterskiej. Otrzymałam najwyższą ocenę.

– Pewnie teraz zanurzysz się w badaniu historii swojej rodziny – zasugerował mój chłopak, gdy tylko opuściliśmy budynek uniwersytetu.

– Dokładnie tak zamierzam.

– Mam kumpla, Tolka, który jest praktykantem w renomowanej kancelarii prawnej. Już z nim rozmawiałem i zapewnił, że ci pomoże.

Wkrótce okazało się, że poprzedni właściciel budynku sporządził testament zgodnie z prawem i jest on ważny. Dodatkowo, choć budynek został mu odebrany, spełnił wszelkie wymagania prawne, regularnie potwierdzając, że uważa się za właściciela kamienicy, co daje podstawę do ubiegania się o jej odzyskanie!

– To jak trafienie szóstki w lotto! – powtarzał mój ojciec, licząc na przeprowadzkę.– Praga? Dlaczego nie. Zawsze dobrze jest coś zmienić – dodawał.

To nie było takie proste

Jednak pewne komplikacje niespodziewanie stanęły na drodze. Zgodnie z ustaleniami miejskiego planu zagospodarowania, kamienica jest przeznaczona do rozbiórki. Termin? Nie jest znany. Jeśli do tego dojdzie, prawdopodobnie otrzymam grunt zastępczy.

Pewien urzędnik nieoficjalnie oznajmił, które grunty mogą być przekazane jako rekompensata dla dawnych właścicieli. Wraz z moim chłopakiem i Tolkiem, prawnikiem, udaliśmy się na rowerach, aby je zobaczyć. Rozległe pola porośnięte chwastami, nawet sarna przemknęła gdzieś na skraju lasu. Śmialiśmy się, hulając w zielonym gąszczu, po czym zorganizowaliśmy piknik.

– Co powiecie na to, żeby w drodze powrotnej, przejechać się przez Pragę? – wysunął propozycję Tolek.

– Super! – zawołałam.

– Oprowadzę was po moich terenach. W teorii, jak na razie.

W doskonałych nastrojach dotarliśmy na miejsce. Wjechaliśmy z rowerami na podwórze. Wskazałam chłopakom okna domu, gdzie przed wojną zamieszkiwał właściciel, oraz okna w oficynie, gdzie mieszkała moja rodzina. W dużym skrócie przybliżyłam im historię tej kamienicy, którą odkryłam w księdze hipotecznej. Wtedy to z bramy na podwórze, niczym na scenę teatralną, weszła starsza pani, z którą już wcześniej miałam do czynienia.

– I co tu znowu kombinuje?! – wrzasnęła, grożąc laską. – Przyszła po swoje?

– Ależ skąd, proszę pani!

Rozpoznaję twoją twarz, ladacznico! Skóra zdarta z krwiopijcy, co tu mieszkał!

– Mamo! Co ty znowu, mamo! – mężczyzna w średnim wieku wybiegł z drzwi oficyny i odciągnął starszą panią. – Przepraszam, ona żyje w kilku rzeczywistościach naraz. Ma demencję... Mama pozwoli wejść na górę – powiedział grzecznie i popchnął matkę w stronę schodów.

Po tym jak dwójka mieszkańców wyszła, spojrzeliśmy na siebie z porozumieniem i bezszelestnie opuściliśmy teren. Nie miałam już wątpliwości, skąd naprawdę pochodziłam.

Czytaj także: „Byłam w szoku, gdy zajrzałam do plecaka mojego męża. Upokorzył mnie po tylu latach małżeństwa”
„Szef całkowicie zmienił moje życie. Najpierw wylądowaliśmy w łóżku, a potem zatrudnił mnie jako żonę”
„Córka męża myśli, że jestem z nim dla kasy. Nie wierzy, że nie jestem pazerna jak jej matka”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA