Co to było? Majak, urojenie? Nie mam pojęcia i nawet nie chcę tego wiedzieć. Jednego tylko jestem pewien – za nic nie chciałbym mieć z tym czymś więcej do czynienia!
Krzyk Kasi wyrwał mnie ze snu w samym środku nocy. Córeczka od jakiegoś czasu sypiała niespokojnie, męczyły ją koszmary. Poszliśmy z nią nawet do lekarza, ale pediatra stwierdził, że w wieku czterech lat to się zdarza dzieciom dość powszechnie i ma związek z dojrzewaniem układu nerwowego. Tyle że Kasia opowiadała o jakimś panu, który się nad nią pochylał, i to wcale nie we śnie, ale kiedy się budziła. W dodatku ten koszmar zdarzał się dokładnie dwa razy w tygodniu – w środy i w soboty, mniej więcej o drugiej trzydzieści nad ranem.
– Musimy chyba brać ją do siebie na noc – powiedziała Marcysia. – Dziecko nie może się tak męczyć i wiesz, w jej pokoju… – urwała, ale ja przecież wiedziałem.
Sam tego doświadczyłem
Po tych nagłych przebudzeniach, kiedy siedziałem przy łóżeczku dziecka, miałem wrażenie, jakby w pokoju przebywał ktoś jeszcze. Jakby wpatrywał się w moje plecy.
– To nie jest takie uczucie, jakie masz, schodząc do ciemnej piwnicy albo wchodząc na zapuszczony strych – powiedziała Marcysia po jednej z koszmarnych nocy. – Tam się czuje obawę, że możesz się natknąć na jakieś tajemnicze zjawisko, ale zdajesz sobie sprawę, że to jest tylko w twojej głowie, bo naprawdę nic nie ma, żadnych zjaw ani duchów. Ale w pokoju Kasi jest inaczej.
Kiwałem głową. Dokładnie to samo czułem i ja. No i w poprzednim wynajętym mieszkaniu nic podobnego się nie zdarzało, dziecko spało spokojnie. Tutaj po przeprowadzce też miesiąc mieliśmy spokój, ale potem się zaczęły te nocne krzyki córeczki...
Najchętniej bym się wyprowadził, ale zapłaciliśmy za pół roku! Postanowiłem więc na razie zadzwonić do właściciela i spróbować się czegoś dowiedzieć. W sumie powinienem się tego spodziewać, że potraktuje mnie jak wariata. Nie było mowy o zwrocie pieniędzy.
– To, że się panu mieszkanie przestało podobać, rozumiem. Ale nie zamierzam rezygnować z umowy, bo wymyśla pan sobie jakieś niestworzone rzeczy.
– Proszę mi tylko powiedzieć, kto umarł w tym domu? A konkretnie w małym pokoju?
Przez chwilę milczał, a ja żałowałem, że nie widzę twarzy rozmówcy.
– Nikt nie umarł – odparł opryskliwie. – A poza tym, co mi pan chce powiedzieć? Że po mieszkaniu łażą duchy? Bądźmy dorośli. Lepiej niech pan się zatroszczy o dziecko. Może jakaś wizyta u psychiatry…
Nie słuchałem go dłużej, rozłączyłem się. Córeczka zaczęła spać w naszym pokoju i nocne koszmary się skończyły… Na jakieś dwa tygodnie. Bo po tym czasie, dokładnie w środową noc, około wpół do trzeciej, znów obudził nas jej krzyk.
Zerwałem się, spojrzałem na łóżeczko małej
Ucichła już, siedziała tylko z rączkami przyciśniętymi do twarzy, wpatrując się w jeden punkt. Spojrzałem na żonę, która również patrzyła w tę samą stronę.
– Chyba… chyba to… widziałam – wyszeptała. – Jakąś ciemną postać… Tam. – wskazała palcem ścianę, za którą znajdował się mały pokój.
Następnego dnia pobiegłem do najbliższego kościoła. Nie jestem człowiekiem przesadnie religijnym, ale w końcu mieliśmy do czynienia z czymś, co zdawało się leżeć w kompetencjach księdza. W kancelarii trafiłem na samego proboszcza. Wysłuchał mnie, nie wydawał się jakoś specjalnie poruszony, ale też i nie wyglądał na kogoś, kto bardzo chce się angażować w takie sprawy.
– Nie wywoływaliście przypadkiem duchów? – spytał. – Wiecie, że Kościół potępia takie praktyki.
– Ależ skąd! – zaprotestowałem. – Do głowy by mi nie przyszło zajmować się podobnymi bzdurami!
Myślał przez chwilę, a potem westchnął.
– Mogę wyświęcić mieszkanie – powiedział. – Nie wiem, czy to pomoże, ale na pewno nie zaszkodzi. Proszę podać adres.
Zjawił się tego samego popołudnia. Miał ze sobą wodę święconą i jakąś fiolkę. Okazało się, że to krzyżmo święte. Widziałem, że ma zatroskaną minę. Wydawało mi się, że coś wie. Czekałem cierpliwie, aż odmówi modlitwy, pokropi wszystkie pomieszczenia. Całą nasza trójkę namaścił krzyżmem. Czułem się jak bohater drugorzędnego horroru albo któregoś z tych programów o nawiedzeniach. Tylko że to wszystko działo się naprawdę i poczucie nierealności całej sytuacji nie stanowiło najmniejszego pocieszenia.
– Proszę księdza – odezwałem się, kiedy skończył. – Tutaj ktoś zmarł, prawda? Ksiądz wie, kto to był?
Duchowny spojrzał na mnie, a potem na Kasię i Marcysię.
– Możemy porozmawiać w cztery oczy? – spytał.
Poszliśmy do małego pokoju.
– Tak – powiedział. – Tutaj umarł pewien człowiek… Trzy lata temu.
– Domyślam się, że to nie był wzorowy chrześcijanin – mruknąłem.
– Słusznie się pan domyśla. Zmarł w samotności, pozostawiony samemu sobie przez bliskich, być może przeklinając cały świat… Widzi pan, ja nie do końca wierzę w duchy. To znaczy w takie, jakie się pokazuje w filmach, albo opisuje w książkach. Ale widziałem w życiu już zbyt wiele, by lekceważyć tę energię, którą człowiek potrafi z siebie wykrzesać… Wiem też, że czasem można sobie poradzić z takimi zjawiskami, a czasem nie.
– Myśli ksiądz, że to święcenie pomoże? – spytałem z nadzieją.
– Nie wiem – odparł. – Mam nadzieję. W końcu zmarły nie był bestią, zbrodniarzem ani żadnym zboczeńcem. Był po prostu zgorzkniałym człowiekiem, który nawet pod koniec życia nie chciał się pogodzić z ludźmi, ani pojednać z Bogiem… Oczywiście, lepiej by było, gdyby obrzędów dokonał prawdziwy egzorcysta, a nie taki amator, jak ja. Jeśli okaże się, że nie zdołałem pomóc, dam państwu telefon do księdza, który się tym zajmuje.
Po wizycie księdza Kasia przesypiała całe noce, choć wciąż nie chciała wracać do swojego pokoju.
Mimo to cieszyliśmy się spokojem. Do czasu…
Miesiąc później zbudził mnie krzyk córeczki. Znów siedziała w łóżeczku i patrzyła na tę samą ścianę. Przełamałem strach i wbrew instynktowi poszedłem do małego pokoju.
– Czego chcesz? – spytałem. – Dlaczego nas prześladujesz?
Oczywiście nie uzyskałem odpowiedzi. Ale cały czas czułem na sobie ten okropny wzrok. Miałem wrażenie, że gdybym odwrócił się dostatecznie szybko, zobaczyłbym tę postać, o której opowiadała Kasia. Nie miałem na to ochoty... Wróciłem do sypialni.
– Co robimy? – spytała bezradnie żona, trzymając na kolanach przerażoną Kasię.
– Wyprowadzamy się – warknąłem.
Od rana oboje zabraliśmy się za szukanie nowego mieszkania, a nasz gospodarz niech się udławi forsą. Jestem pewien, że skurczybyk dobrze wie, co tu się dzieje! Ja, co prawda nie wiem, z czym mieliśmy do czynienia, ale nie chcę wiedzieć. Duch czy jakaś tam energia, wszystko mi jedno. Wiem za to, że gdyby coś podobnego miało nas spotkać jeszcze raz, decyzję o przeprowadzce podejmę natychmiast, nie licząc na żadną pomoc i nie czekając na nic. Zdrowie jest ważniejsze od pieniędzy, a szczególnie zdrowie psychiczne.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”