„Odkąd moja żona zmarła, nie mogę się zbliżyć do żadnej kobiety. Barbara dotrzymała tego, co mówiła na łożu śmierci”

mężczyzna, którego prześladuje zmarła żona fot. Adobe Stock, Wordley Calvo Stock
„– Pewnie się cieszysz, że umieram. Będziesz mógł do woli gzić się z panienkami. – Kochanie, o czym ty mówisz… Jesteś jedyną kobietą w moim życiu. – Ja tam swoje wiem. I uważaj!”.
/ 22.09.2021 12:34
mężczyzna, którego prześladuje zmarła żona fot. Adobe Stock, Wordley Calvo Stock

Jak każdy zdrowy mężczyzna mam ochotę na seks. Ale od wielu miesięcy żyję w celibacie. Powód? Moja żona zza grobu pilnuje, bym nie zbliżył się do żadnej kobiety. Wiem, że to brzmi nieprawdopodobnie, ale innego wytłumaczenia nie ma. Kiedy oświadczałem się Barbarze, od razu uprzedziłem ją, że w naszej rodzinie podział ról będzie prosty: ja zarabiam pieniądze, ona dba o dom i ewentualne dzieci. Zgodziła się chętnie i świetnie wywiązywała się ze swoich obowiązków. Bez słowa sprzeciwu sprzątała, gotowała, zajmowała się psem (bo dzieci nie mieliśmy)… I nie zawracała mi głowy domowymi duperelami.

– Ty to masz dobrze – wzdychali z zazdrością koledzy.

Ich żony non stop wymyślały im w domach jakieś zajęcia. A ja mogłem spokojnie zasiąść przed telewizorem jak król. Nie oznacza to, że Barbara była ideałem. Miała swoje wady. Największą była zazdrość.

Od razu po ślubie ubzdurała sobie, że tylko szukam okazji, by ją zdradzić, i bez przerwy mi to wypominała. Wystarczyło, że rzuciłem okiem na przechodzącą obok dziewczynę, uśmiechnąłem się do sprzedawczyni w sklepie, wróciłem później z pracy, a już robiła mi awantury.

Inny facet na moim miejscu pewnie by tego nie wytrzymał. Spakowałby walizki i uciekł w siną dal

Ale nie ja. Znosiłem te wrzaski ze względnym spokojem. Raz, że z czasem nauczyłem się ich nie słyszeć, dwa – żal mi było wygodnego życia, które mi zapewniała. Poza tym, co tu ukrywać, jej pretensje nie były do końca bezpodstawne. Nie to, żebym od razu rzucał się na każdą kobietę, która wpadła mi w oko. Ale zdarzały mi się skoki w bok. Jestem przecież mężczyzną! Barbara więc wrzeszczała, oskarżając mnie o zdradę, ja gorąco zaprzeczałem i pilnowałem się, by nie przyłapała mnie na gorącym uczynku. Udawało mi się to znakomicie. Choć węszyła jak pies gończy, sprawdzała mi kieszenie, oglądała każdą koszulę, szukając śladów szminki…

I tak przeżyliśmy wspólnie piętnaście lat. Półtora roku temu Barbara zachorowała

Wizyty u specjalistów, badania… Wkrótce stało się jasne, że niewiele dni jej zostało. Ale nawet wtedy nie potrafiła zapomnieć o zazdrości.

Pewnie się cieszysz, że umieram. Będziesz mógł do woli gzić się z panienkami – słyszałem, gdy odwiedzałem ją w szpitalu.
– Kochanie, o czym ty mówisz… Przecież nieraz ci powtarzałem, że jesteś jedyną kobietą w moim życiu – zapewniałem.
– Ja tam swoje wiem. I uważaj! Dotąd udawało ci się wodzić mnie za nos. Ale „stamtąd” widzi się więcej. Nie dotkniesz już żadnej obcej kobiety! Dopilnuję tego! To będzie moja zemsta za wszystkie zdrady, za moje łzy – groziła.

Prawdę mówiąc, chciało mi się śmiać. Zemsta zza grobu?

W takie bzdury wierzą tylko wariaci. Gdybym wtedy wiedział, co mnie spotka, nie byłoby mi tak wesoło. Żona odeszła rok temu. Uszanowałem jej pamięć i choć nie było to łatwe, przez pewien czas trzymałem się z dala od kobiet. Nie chciałem, żeby ludzie gadali, że Barbara jeszcze dobrze w grobie nie ostygła, a ja już szukam zastępstwa. Ale krew nie woda, a życie toczy się dalej. Miałem przecież tylko czterdzieści lat… Po pół roku doszedłem do wniosku, że już wystarczy tego celibatu i czas najwyższy rozejrzeć się za jakąś partnerką. Do naszego bloku akurat wprowadziła się bardzo ponętna, a do tego samotna trzydziestoparolatka. Zaczaiłem się na nią na ulicy, przedstawiłem się, zaczęliśmy rozmawiać…

– Może wpadłbyś do mnie jutro na kolację? Tak miło się z tobą gada – zagadnęła mnie z uśmiechem gdzieś czwartego dnia.
– Tylko na kolację? – rzuciłem.
– No wiesz! Przecież dopiero się poznaliśmy! – obruszyła się, ale w jej spojrzeniu wyczytałem, że chyba pozwoli mi zostać także na śniadaniu.

Nie pomyliłem się. Iwona, bo tak ma na imię, przywitała mnie w bardzo obcisłej, kusej sukieneczce. Nawet nie wiem, co podała do jedzenia, bo myślami byłem nie przy stole, tylko w sypialni. Wyobrażałem sobie, jak zrywam z niej tę sukieneczkę, jak kochamy się do białego rana. Byłem niesamowicie wygłodniały… Iwona jakby czytała w moich myślach.

– Kawę wypijemy chyba później, prawda? – uśmiechnęła się zalotnie.
– Zdecydowanie tak – odparłem i pociągnąłem ją w stronę łóżka.

Kilka chwil później byliśmy już nadzy. Właśnie miałem zabrać się do roboty, gdy stało się coś dziwnego. Nagle poczułem w okolicach podbrzusza przejmujący chłód. Jakby ktoś mnie chwycił lodowatą dłonią za penisa i mocno ścisnął.

– Auć! – odskoczyłem od Iwony, bo było to bardzo nieprzyjemne uczucie. Uścisk jakby nieco zelżał.
– Co się stało?– spytała zdziwiona.
– No… właśnie nie wiem – wykrztusiłem i odruchowo złapałem się za krocze.

Z przerażeniem zorientowałem się, że mój wacuś, jeszcze przed chwilą sterczący dumnie jak lanca kawalerzysty, skurczył się i opadł żałośnie. Iwona oczywiście to zauważyła.

– Nie przejmuj się, Boguś, to się przecież zdarza i młodszym od ciebie. Chodź tu do mnie, spróbujemy jeszcze raz – zamruczała, przeciągając się w pościeli.

Niestety, gdy tylko ją objąłem, lodowaty uścisk przybrał na sile. Z bólu normalnie nie mogłem wytrzymać.

– Przepraszam cię, nic chyba z tego dzisiaj nie będzie – wymamrotałem.

Lekarz mnie zbadał i zasugerował odpoczynek

Zwlokłem się z łóżka i pośpiesznie włożyłem spodnie. Było mi tak głupio, że nie miałem odwagi spojrzeć Iwonie w oczy. Czułem jednak, że jest zawiedziona. Po powrocie do domu długo nie mogłem zasnąć. Zastanawiałem się nad tym, co mi się przytrafiło. Nigdy do tej pory nie miałem kłopotów ze wzwodem. Zawsze stawałem na wysokości zadania. Skąd więc ta nagła niemoc? I ten chłód i ból?

I wtedy przypomniała mi się groźba mojej świętej pamięci żony. Czyżby Barbara mściła się zza grobu? Ja do panienki, a jej duch myk mnie za wacka zimną ręką! I po marzeniach o szczęściu w objęciach innej kobiety. Ta myśl wydała mi się jednak tak absurdalna, że szybko ją odrzuciłem. W końcu doszedłem do wniosku, że to była jednorazowa wpadka spowodowana wielomiesięcznym celibatem.

Tydzień później znowu umówiłem się z Iwoną. Chciałem zatrzeć złe wrażenie, pokazać, że jednak jestem prawdziwym, pełnosprawnym mężczyzną. Gdy wchodziłem do jej mieszkania, znów byłem podniecony i gotowy. Wystarczyło jednak, że wypuściłem swoją męskość na wolność, a niewidzialna, lodowata dłoń znowu wzięła go w żelazny uścisk. Biedak poddał się od razu. Iwona była zła jak osa!

– Zanim mnie znowu odwiedzisz, idź do lekarza albo weź jakieś wspomagacze, bo to przestaje być śmieszne – mruknęła, wskazując mi drzwi; ze wstydu omal nie zapadłem się pod ziemię.

Więcej już nie poszedłem do Iwony. Po pewnym czasie zauważyłem, że odwiedza ją inny mężczyzna. I zostaje do rana. Było mi oczywiście trochę przykro, ale jakoś się z tym pogodziłem. Na szczęście na świecie nie brakuje kobiet… Bardziej martwiła mnie moja niemoc. Ciągle nie dopuszczałem do siebie myśli, że to Barbara mści się zza grobu, więc poszedłem prywatnie do lekarza. Myślałem, że może dopadła mnie jakaś dziwna choroba. Wydałem fortunę na badania. Okazało się, że z moją męskością wszystko jest w jak najlepszym porządku.

– No to dlaczego, jak zabieram się do roboty, czuję to cholerne zimno i penis odmawia współpracy? – zdenerwowałem się.
– Trudno powiedzieć. Może to stres, przeciążenie pracą… Niech pan gdzieś wyjedzie, odpocznie. Może wszystko wróci do normy – odparł lekarz.

Jak mi poradził, tak zrobiłem. Wziąłem zaległy urlop i wyjechałem w góry. Piękna pogoda, czyste powietrze, słońce, śnieg i mnóstwo kobiet szukających przygód. Po tygodniu wylądowałem w łóżku z ponętną Elżbietką. Byłem wypoczęty, rozluźniony, więc myślałem, że pójdzie jak z płatka. Niestety, sytuacja się powtórzyła. Zimna ręka, i po zawodach. Potem były jeszcze Anka, Kaśka, Edyta. Z tym samym efektem.

Po dwóch tygodniach uciekałem do domu jak pies z podkulonym ogonem, bo miałem wrażenie, że wszystkie kobiety w górach już wiedzą, że jestem impotentem. Minął miesiąc i nawet nie próbuję umawiać się z panienkami. Nie chcę się zbłaźnić. Powoli godzę się z myślą, że moja niemoc to sprawka Barbary. I jestem przerażony. Wiem, że nie odpuści. Może więc wybiorę się do jakiegoś medium? Jak mi się uda z nią skontaktować, to może jakoś ją przebłagam…

Czytaj także:
Pogodziłam się z tym, że trafię do domu seniora. Ale nie mogłam przeboleć, że muszę oddać kota
Nie przyjęli mnie do seminarium, więc udawałem księdza, by nie robić mamie przykrości
Matka złamała mi serce. Najpierw oddała mnie do domu dziecka, a potem okradła w dniu ślubu

Redakcja poleca

REKLAMA