„Odkąd mój syn wziął ślub, mam poczucie jakbym go straciła. Szybko zjada niedzielny rosół i wraca do lepszego życia”

smutna kobieta fot. Adobe Stock, fizkes
„A jak chciałam go przytulić, to zamiast tego zwykłe poklepywanie po plecach. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio dostałam od niego buziaka na powitanie”.
/ 05.10.2024 07:15
smutna kobieta fot. Adobe Stock, fizkes

Kiedy mój syn stanął na ślubnym kobiercu, moje serce przepełniała radość. Nie spodziewałam się jednak, jak bolesne okażą się dla mnie skutki tego wydarzenia.

Marek, wiódł życie dokładnie takie, o jakim dla niego marzyłam. Nigdy nie wywierałam na niego presji, pozwalałam mu samodzielnie wybierać ścieżkę i być może właśnie dlatego podejmował rozsądne decyzje. Wybrał renomowaną uczelnię, zdobył dobrze płatny i poszukiwany zawód, a następnie dostał pracę w firmie, w której był ceniony.

Świetnie się dopełniali

Poza tym, co najistotniejsze, związał się z sympatyczną i urodziwą kobietą. Wraz z Justyną darzyli się silnym uczuciem, świetnie się dopełniali, szanowali i udało im się stworzyć cudowną rodzinę. W dwa lata po ceremonii zaślubin powitali na świecie pierwsze dziecko, a następnie po upływie trzech lat – drugie.

Trudno to ująć w słowa, aby nie sprawiać wrażenia egoistycznej mamuśki, ale... Cóż, nie sposób wyrazić tego odmiennie. Odnoszę wrażenie, że syn mnie ignoruje. Pragnę od razu zaznaczyć, że nie należę do grona zawistnych, wtrącających się teściowych, przekonanych, że synowa odebrała im syna.

Nie należę do grona tych mam, które wychwalają pod niebiosa swoich synów i oczekują od nich dokładnie tego samego. Uważam się za wyrozumiałą mamę, dobrą babcię i teściową, która nie wtrąca się w nie swoje sprawy. Chciałabym tylko, aby mój Marek od czasu do czasu poświęcił mi odrobinę uwagi. Mam wrażenie, że podobne odczucia ma wiele innych kobiet w mojej sytuacji.

Dawniej łączyła nas z synem wyjątkowa więź. Może zabrzmi to trochę dziwnie, ale pytał mnie o radę w każdej sprawie, zwierzał się ze wszystkiego. Opowiadał mi o zawodach miłosnych, dziewczynach, które poznał, a także o głupotach, jakie gadali na podwórku jego znajomi. Ja zaś cierpliwie go wysłuchiwałam, służyłam radą i przytulałam.

Choć był moim synem, zawsze reagował na moje czułości, odwzajemniając je przez naprawdę spory kawał czasu. Sytuacja zmieniła się, gdy rozpoczął dorosłe życie i wziął ślub. Wtedy zupełnie jakby wyleciało mu z głowy, że ja również potrzebuję od niego odrobiny serdeczności. Choćby króciutkiej, ale szczerej pogawędki. Nigdy jednak nie wspomniałam mu o tym ani słowem.

Było mi przykro

Nie powiedziałam mu, jak bardzo przykro mi się robi, gdy kontaktuje się ze mną wyłącznie w sytuacjach, kiedy jestem mu do czegoś potrzebna. Dzwonił, gdy pilnie potrzebował kogoś do wyprowadzenia ich psa na spacer, brakowało mu kasy do wypłaty, czy musiał z żona wyskoczyć gdzieś wieczorem, a ktoś przecież musiał zaopiekować się pociechami. No i oczywiście, gdy nachodziła go chętka na moje bretońskie fasolowe danie – wtedy to musiałam mu cały gar tego specjału przyrządzić.

– Hej, skończyłaś już? – wpadł do mieszkania, ledwo łapiąc oddech.

– Jasne, wszystko gotowe. Może wpadniesz na moment?

– Sorry, ale lecę do Justyny i dzieciaków.

– Daj spokój, wejdź chociaż na chwilkę, zjesz trochę fasolki.

– Dzięki, ale nie trzeba. Zjem, jak będę w domu. Pożyczysz garnek?

– No pewnie, nie ma sprawy. Daj mi sekundkę…

Kiedy tylko chciałam mu o czymś opowiedzieć, podzielić się fragmentem mojego życia, kiwał głową z roztargnieniem, a w jego spojrzeniu dostrzegałam zdenerwowanie. Podczas naszych telefonicznych pogawędek mamrotał jedynie w kółko: „oczywiście, mhm, w porządku, no tak, yhm”.

Nie znajdował dla mnie ani chwili. Starałam się nie przeciągać naszych konwersacji, mając świadomość, że młodzi ludzie żyją dziś w ciągłym biegu. Mimo to pragnęłam, aby poświęcił mi choć chwilę swojego czasu. Niestety, nawet gdy to on inicjował kontakt, ograniczał się do krótkiej wymiany zdań i szybko kończył rozmowę. Kilkukrotnie zdarzyło się, że na pożegnanie wyznałam mu miłość, lecz w odpowiedzi docierał do mnie jedynie dźwięk sygnalizujący rozłączenie.

Są dla mnie wszystkim

Zdaję sobie sprawę, że Marek mnie kocha i właśnie dlatego nie robiłam z tego afery. Nie czułam do niego gniewu, nie obrażałam się ani nie denerwowałam. Po prostu poczułam takie zwyczajne, ludzkie rozczarowanie, a może raczej „matczyne” – jeśli mogę tak to ująć.

A jak chciałam go przytulić, to zamiast tego zwykłe poklepywanie po plecach. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio dostałam od niego buziaka na powitanie. Na moje szczęście, moje ukochane wnuczęta wynagradzały mi te braki swoją miłością i przywiązaniem.

Są dla mnie wszystkim, całym światem. W ich obronie zrobiłabym dosłownie wszystko, nawet wydrapałabym komuś oczy, gdyby tylko spróbował im coś zrobić. Ale równie mocno kocham mojego synka. Bez względu na wszystko, zawsze pozostanie on moim maleństwem. Markowi zajęło sporo czasu, żeby to zrozumieć. Na szczęście w końcu to do niego dotarło.

No i jak się sprawy mają? A no właśnie w taki sposób, iż wyleciały mu z głowy moje urodziny. Dotychczas nigdy o nich nie zapominał, chociażby z tego względu, że jego małżonka świętuje swoje tylko trzy dni po mnie. Nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby o niej nie pamiętał, więc przy okazji i ja mu zwykle o sobie przypominałam odpowiednio wcześnie. Jednak w tym roku ani nie zadzwonił, ani nie przyszedł złożyć życzeń.

Coś we mnie pękło

Spędziłam cały dzień wyczekując na jakikolwiek sygnał z jego strony, ale on się w ogóle nie odezwał. Było mi strasznie smutno z tego powodu, więc gdy zadzwonił do mnie następnego dnia, byłam pewna, że tym razem zadzwonił z przeprosinami za to niedopatrzenie. Nawet bym się nie pogniewała za to spóźnienie. Niestety okazało się, że chodziło mu o coś zupełnie innego.

– Mamo, może wybralibyśmy się we dwoje na zakupy do centrum? – zapytał.

– A w jakim celu i dokąd konkretnie?

– Ojej, ale ze mnie gapa. Kompletnie zapomniałem, że Justyna ma jutro urodziny, a ja kompletnie nic dla niej nie mam. Dałabyś radę po tym, jak skończę zmianę, przejść się razem ze mną do jubilera i wybrać dla niej jakąś błyskotkę?

– No jasne – przytaknęłam, choć poczułam, jak smutek chwyta mnie za gardło.

Muszę przyznać, że nieraz towarzyszyłam mu podczas zakupu upominków dla jego małżonki. Myślę, że mam niezłe wyczucie stylu i po tylu wspólnych latach wiem doskonale, co przypada do gustu mojej synowej i co jej się spodobałoby. Dlatego zazwyczaj z ochotą wybierałam się z nim do centrum handlowego na zakupy, jednak akurat tego dnia jakoś nie miałam na to najmniejszej ochoty.

No ale zdecydowałam się tam iść i robić dobrą minę do złej gry. Z jakiego powodu? Ponieważ uważam, że jako mamy często jesteśmy niejako z góry na tego typu lekceważenie narażone. Zwykle ze względu na naszą wyrozumiałość po prostu to akceptujemy.

– A ten? – Marek wskazał na wystawę w sklepie z biżuterią, przedstawiając kolczyki.

– Zdecydowanie nie, to przesada.

– No to może tamte?

– Mareczku, gust to ty masz chyba po kimś innym. Ta biżuteria to jakaś porażka.

– No to które w takim razie?

– Te lub tamte, jedno z dwóch.

– Faktycznie, śliczne są. Matko jedyna, bardzo Ci dziękuję. Jesteś wielka!

– Daj spokój, nie masz za co dziękować…

– No jak to nie mam? Nigdy bym sobie nie wybaczył, jakbym wrócił do chałupy bez prezentu w dniu urodzin mojej kobiety.

Kiedy to z siebie wyrzucił, coś we mnie pękło. Wcześniej tłumiłam w sobie złość, ale teraz już nie potrafiłam. Na początku uroniłam jedną łezkę, za chwilę spadła kolejna. Zaciskałam szczęki najsilniej jak umiałam, robiłam co w mojej mocy, żeby się opanować, ale był to daremny trud i rozpłakałam się na dobre.

– Mamo, o co chodzi? Matko Boska, dlaczego płaczesz? – dopytywał, ale nie byłam w stanie nic powiedzieć, bo gdybym tylko się odezwała, to rozryczałabym się na ulicy jak ostatnia wariatka. – Mamo, no powiedz coś! Stało się coś w domu? Mów, bo zaczynam się martwić!

– Marek, ja miałam urodziny trzy dni temu, a ty po raz pierwszy o nich zapomniałeś – w końcu jakoś to wykrztusiłam.

Otworzyłam przed nim serce

On najpierw stał jak wryty i gapił się na mnie, ale po chwili mocno mnie objął ramionami. Wypłakałam mu się na ramieniu i czułam się fatalnie. Kompletnie straciłam kontrolę nad emocjami, ale on zareagował w najlepszy możliwy sposób. Zaprowadził mnie w jakieś spokojne miejsce i zaczął delikatnie dopytywać, co się stało. Otworzyłam przed nim serce. Bez pretensji czy złości, po prostu mówiłam co leży mi na duszy. Szczerze i prosto z mostu.

– Mamo, strasznie cię przepraszam! Po prostu sądziłem, że nie potrzebujesz już ode mnie takich czułości. Przecież masz teraz wnuczki do przytulania… – powiedział.

– Wiesz Mareczku, bardzo kocham te moje szkraby. Ale ty jesteś moim jedynym synem. Dopóki będę żyła, zawsze będę chciała cię przytulić.

Przecież ja cię kocham. Często o tobie myślę, martwię się o ciebie, tęsknię za tobą…

– Tak naprawdę, ja to wiem, ale… Ale chciałabym też to poczuć. Byłoby mi miło, gdybyś czasami mnie przytulił… – i znowu się rozpłakałam.

Od tamtej pamiętnej chwili nasze stosunki z Markiem uległy znacznej poprawie. Syn z własnej inicjatywy kontaktuje się ze mną telefonicznie, aby porozmawiać, spontanicznie mnie przytula i daje całusy. Czasem wpada na moment, żeby spędzić ze mną trochę czasu. No i na pewno nie odmówi sobie talerza fasoli, kiedy przyjeżdża zabrać cały gar.

I mimo że wciąż obecność syna w moim życiu jest niewystarczająca, ciągle pragnęłabym więcej jego uwagi, to jednak doceniam jego starania, bo dzięki temu mam świadomość, że mu na mnie zależy. Myślę, że sporo matek odczuwa deficyt takiego poczucia.

Mariola, 56 lat

Czytaj także:
„Zarabiałem kasę, zamiast wychowywać córkę. Gdy zachorowałem, poczułem, że jestem dla niej obcym facetem”
„Udawał przyjaciela z pracy, a byłam tylko pionkiem w jego grze. Wszystko wyszło na jaw, gdy dostałam tego maila”
„35–letni syn ciągle u nas mieszka. Mamuśka pierze jego rzeczy, gotuje, daje pieniądze, a on palcem nie kiwnie w domu”

Redakcja poleca

REKLAMA