Rosół się wygotowywał, ziemniaki w piekarniku paliły, Nela darła się w swoim kojcu, a Mateusz wołał z łazienki: „Mamo, zrobiłem”. Nie wiedziałam, w co ręce włożyć, a do tego mój telefon dzwonił jak wściekły. Ignorowałam go. Kiedy wreszcie wygrzebałam się spod stosu prania i obowiązków, zerknęłam na wyświetlacz i zobaczyłam jedenaście wiadomości od mamy plus kilkanaście nieodebranych połączeń od niej. Najpierw sprawdziłam wiadomości. Filmik z psem i dwoma śmiesznymi kotkami; bóbr jedzący przez trzy minuty sałatę; wpadka podczas jakiegoś konkursu tańca, nieśmieszna. I kilka memów, czyli obrazków z zabawnymi podpisami. A potem kolejne wiadomości od mamy, w stylu: „Dlaczego nie odbierasz?”.
– Mamo, co się dzieje? – rzuciłam do słuchawki, zmieniając Neli zabrudzoną kaszką bluzeczkę.
– No piszę do ciebie i nic! Dlaczego nie odpisujesz?
– Ale na co, mamo? – Nela wykręcała się i ciężko mi było przebierać ją jedną ręką. – Wysłałaś mi śmieszne filmiki i zdjęcia.
– A ty nawet ich nie skomentowałaś! – rzuciła z pretensją. – Chciałam cię rozbawić, wiem, że masz ciężko.
Stłumiłam westchnięcie. Jeszcze miesiąc temu mama nie miała pojęcia, czym jest Facebook, a o internecie wiedziała tyle, że „młodzi ciągle w nim siedzą”. Nudziła się po przejściu na emeryturę, ojciec wciąż pracował i wracał do domu wieczorami, a ona nie wiedziała, co zrobić z nagłym nadmiarem wolnego czasu. Dlatego pokazałam jej, jak obsługiwać komputer i internet w telefonie komórkowym. Założyłam jej konto na Facebooku, żeby mogła wyszukać dawnych znajomych, pokazałam strony, które warto odwiedzać, cieszyłam się razem z nią, kiedy dołączyła do kilku grup facebookowych.
Zaczęła wymieniać się informacjami o ekologicznych sposobach pielęgnacji trawnika i hodowli storczyków, poznała wirtualnie masę ludzi o podobnych zainteresowaniach. Wszystko to brzmiało wspaniale, dopóki nie zaczęła znajdować i dostawać dziesiątek zabawnych wiadomości dziennie.
– No przecież to jest prześmieszne! – broniła kompilacji filmików o nieporadnych szczeniętach. Albo: – Znalazłam piosenki z mojej młodości! Tu jest wszystko! Posłuchaj tego! Oraz: – Widziałaś to już? To materiał o kręgach w zbożu, naprawdę daje do myślenia!
Starałam się jej łagodnie powiedzieć, że mam co robić w ciągu dnia, a wieczorem, kiedy uda mi się położyć dzieci, po prostu chcę poleżeć z mężem przed telewizorem albo w łóżku, a nie nadrabiać zaległości w czytaniu wiadomości z całego dnia. Tyle że mama tego nie rozumiała i dalej spamowała mnie filmikami i memami.
– Co to znaczy „spamować”? – zapytała, kiedy jej to powiedziałam. – To znaczy wysyłać komuś wiadomości, których on nie chce. Firmy tak wciskają swoje produkty i usługi, ale spamować to też znaczy zarzucać kogoś mailami. Proszę cię, nie rób tego… Jak będę chciała popatrzeć na coś śmiesznego, to sama sama znajdę.
Mama obraziła się wtedy na cały tydzień
To było piękne siedem dni, bez brzęczącego co chwila telefonu i pretensji, że nie odpisuję. Ale potem mama odkryła strony informacyjne i zaczęła przesyłać mi „newsy dnia”, żebym wiedziała, co się dzieje w kraju i na świecie. Przy czym nie zrezygnowała z rozkosznych kotków, bobrów i żabek. Aż się zdziwiłam, kiedy któregoś razu dostałam wiadomość nie od mamy, tylko od Jolki, mojej starszej siostry, która od lat mieszkała w Belgii.
– Mama dzwoniła – oznajmiła i naszykowałam się na wymówki, że jestem złą córką.
– Mama odkryła internet – westchnęłam. – Też ci wysyła memy i filmiki?
To było głupie pytanie. Jolka była pielęgniarką asystującą podczas operacji. Wszyscy w rodzinie wiedzieli, że jeśli świat się nie pali i nikt nie umarł, to nie wolno jej zawracać głowy. Zazdrościłam jej tej asertywności. Ja wprawdzie nie podawałam chirurgowi skalpela, ale miałam dwójkę małych dzieci, cały dom na głowie i jeszcze próbowałam się uczyć do egzaminu na prawo jazdy. I nikt nie uważał, że należy szanować mój czas. Bywało, że samotne koleżanki dzwoniły do mnie, bo się nudziły w oczekiwaniu na masaż albo teściowa używała pretekstu, że właśnie kupuje dywan i prosi o doradzenie koloru, a potem trzymała mnie przy słuchawce przez półtorej godziny. Pożaliłam się więc Jolce, żeby wiedziała, jak mi ciężko.
– A może po prostu jesteś za mało asertywna? – zapytała bez krytyki w głosie. – Też masz bardzo odpowiedzialną pracę, jesteś mamą i masz prawo nie mieć czasu na pogaduszki. A w ogóle to wiesz, że możesz wyłączyć swój telefon? – teraz w jej głosie zabrzmiał lekki sarkazm.
– Jak mam wyłączyć, skoro Wojtek może zadzwonić z czymś ważnym z pracy?
I wtedy siostra podsunęła mi coś, co wcześniej nie przyszło mi do głowy.
– Załóż sobie telefon stacjonarny. Przecież większość czasu spędzasz w domu, prawda? I daj numer tylko wybranym osobom. Jeśli ktoś będzie miał naprawdę ważną sprawę, to zadzwoni na domowy.
To było dość staroświeckie rozwiązanie, ale uznałam, że czemu nie? Dzisiaj wszyscy są tak przyzwyczajeni do komórek, że mało kto ma telefon starego typu. Mnie się to udało w dwadzieścia cztery godziny. Potem wystarczyło tylko poinformować mamę oraz znajomych, że… idę na odwyk.
– Za dużo czasu spędzam z telefonem – tłumaczyłam. – Muszę sobie zrobić detoks. Będę go włączać tylko parę razy dziennie na kilka minut.
Oczywiście dałam mamie mój nowy, domowy numer, podobnie jak teściowej. Mąż zapisał go jako „dom” i dzwonił sporadycznie. Koleżanki, które bardzo lubiły pogadać, kiedy to one miały czas, nie zważając na moje ograniczenia, nie dostały tego numeru, ale za to obiecałam, że będę się z nimi spotykać na kawę. Wtedy, kiedy to ja mam czas i możliwości. Mój „detoks” trwa już trzeci miesiąc i jestem z niego bardzo zadowolona. Mama zaczęła wymieniać się śmiesznymi filmikami i zdjęciami z najwłaściwszą do tego osobą pod słońcem, czyli pasierbicą Jolki. Z tego co wiem, wnuczka prześciga się z nią w przesyłaniu nowinek internetowych i obie są zadowolone.
Mam jednak małą tajemnicę. Tak naprawdę po dwóch tygodniach odwyku od telefonu przestałam go wyłączać. Leży sobie na komodzie, żebym mogła sprawdzić pogodę albo posłuchać ulubionej muzyki. Ale nikomu tego nie zdradziłam. Bo telefon jest dla mnie, a nie ja dla telefonu. I mam nadzieję, że tego nauczą się moje dzieciaki!
Czytaj także:
Moi rodzice od wnuczki wolą butelkę. Nie kochają mojej Paulinki
Mama we wszystkim mnie wyręczała. Nawet nie umiałam nastawić prania
Wiedziałem, że gdzieś żyje owoc mojej zdrady, ale nie sądziłem że zapuka do mych drzwi