„Odkąd kumpel zaczepił się w korporacji, zamienił się w snoba. Szasta kasą na prawo i lewo, a ja się czuję jak biedak”

mężczyzna, który nie ma pieniędzy fot. iStock by Getty Images, DjelicS
„Zapraszał mnie do bardzo drogich restauracji, po czym rozdzielał rachunek na pół. Oczywiście, było mi głupio powiedzieć, że spodziewałem się, że pokryje rachunek, skoro sam mnie tu zaprosił, więc wyciągałem kasę z konta oszczędnościowego i przełykałem dumę”.
/ 24.08.2023 22:00
mężczyzna, który nie ma pieniędzy fot. iStock by Getty Images, DjelicS

Karol był moim przyjacielem przez wiele lat. Poznaliśmy się na imprezie u wspólnego kolegi. Zaimponował mi swoją wiedzą i inteligencją, a jednocześnie był świetnym kompanem do zabawy. Szybko nawiązaliśmy mocną więź i zaczęliśmy spędzać ze sobą większość czasu. Jasne, Karol miał swoje wady: bywał przemądrzały, a czasem nawet narcystyczny, ale wiedziałem, że w głębi duszy to wrażliwy, dobry chłopak, więc w pełni akceptowałem wszelkie przywary. 

Po skończeniu studiów nie musiał szukać długo pracy. A już po dwóch latach od rozpoczęcia kariery, jego pensja wynosiła ponad dwa razy tyle, co moja. Nie byłem zazdrosny. Cieszyłem się, że przyjacielowi tak dobrze się wiedzie, bo zasługiwał i na pieniądze, i na pięcie się po drabinie korporacyjnej. Był naprawdę niezwykle zdolny i pracowity. 

Problemy szaraków go nie interesowały

Po kolejnych dwóch latach zaczął zarabiać kwoty, które mnie nie mieściły się w głowie. Nie należałem do zawistników, ale czasami czułem ukłucie zazdrości, gdy widziałem, ile ja muszę się namęczyć, żeby mieć na wszystkie rachunki i wakacje raz w roku. Karol regularnie wyjeżdżał na egzotyczne wycieczki za równowartość trzech średnich krajowych, a potem wracał i jeszcze narzekał, że było za gorąco, za dużo robactwa, a „ten hotel to luksusowy był tylko na papierze”, bo kto to słyszał, żeby w takim standardzie oferować klientom jedynie selekcję sześciu win w barze.

Przeważnie ignorowałem te jego wywody, chociaż czasem miałem ochotę mu powiedzieć, że niektórzy tu mają poważne problemy takie jak to, że znowu nie wystarczy im na zagraniczne wakacje, bo wszystko pójdzie na powiększoną ratę kredytu. Karol, nie dość, że świetnie zarabiał, to jeszcze nawet nie musiał sobie zaprzątać głowy kredytem i mieszkaniem, które w każdej chwili może pójść pod młotek, jeśli tylko wpadnie w kłopoty finansowe. Od rodziców dostał stumetrowy apartament w centrum miasta, którego właściwie nawet nie musiał meblować. 

To w takich momentach najciężej mi się słuchało wiecznych narzekań przyjaciela: kiedy mnie samemu wiodło się gorzej. Nie miałem w zwyczaju obarczać swoich znajomych problemami, ale zauważyłem, że Karol coraz częściej zmieniał temat, kiedy zaczynałem mówić o sobie. Co więcej, najczęściej kończyło się to tak, że zaczynaliśmy znowu mówić o nim i jego „problemach bogatych ludzi”. Powszechne problemy szaraków zupełnie go nie interesowały.

Pamiętam, że był wyraźnie rozbawiony, gdy wspomniałem, że planuję kupić jakiś używany samochód.

– Stary, to jest kompletnie bez sensu... Na co ci taki staroć? Tylko włożysz fortunę w naprawy. Kup coś nowego, to i na mechaniku zaoszczędzisz, i jakiejś lasce zaimponujesz.

– No wiesz, na nowy na pewno mnie teraz nie stać... – bąknąłem.

– Och, to weź w kredyt – rzucił zniecierpliwiony. – Ja na przykład znalazłem ostatnio w sieci nowego mercedesa, którego zamówiłem w salonie... – ożywił się dopiero, gdy zaczął pokazywać mi w telefonie zdjęcia swojego nowego nabytku. 

Wtedy zacząłem rozumieć, że Karol staje się materialistą, a w dodatku kiepskim przyjacielem. 

– Przestań od niego odbierać telefon, to może się opamięta – radziła mi partnerka, która była już coraz bardziej poirytowana zachowaniem mojego kolegi.

– No, nie wiem... Mówi, że się, że prawdziwa przyjaźń to taka, która trwa w zdrowiu i w chorobie, w biedzie i w dostatku... Jak małżeństwo – zauważyłem. – Takie miałem do tego podejście od zawsze. Skoro przyjaźniliśmy się, kiedy obydwaj niewiele mieliśmy, to i w bogactwie powinienem go zaakceptować – zaśmiałem się.

– Nie wiem, Piotrek, dla mnie on po prostu jest bufonem, któremu pieniądze poprzewracały w głowie – odpowiedziała mi ukochana. 

Czy miała rację?

Czułem się przy nim jak ostatni biedak

Chociaż dotychczas Karol irytował mnie jedynie narzekaniem na rzeczy, które dla mnie były nadal w sferze marzeń, wkrótce zaczął coraz częściej wpędzać mnie w niekomfortowe sytuacje. Zapraszał mnie do bardzo drogich restauracji, po czym rozdzielał rachunek na pół. Oczywiście, było mi głupio powiedzieć, że spodziewałem się, że pokryje rachunek, skoro sam mnie tu zaprosił, więc wyciągałem kasę z konta oszczędnościowego i przełykałem dumę. Potem wściekałem się przez całą drogę do domu, ale Karolowi nadal nic nie mówiłem. Zdarzało się, że zapraszałem go do domu, aby zaoszczędzić na wyjściach na miasto, a on z pogardą odrzucał moje propozycje:

– Stary, nie jesteśmy jakimiś biedakami, żeby siedzieć na chacie i jeść jakiś szajs z własnego gara – śmiał się ze mnie przyjaciel.

Nie widziałem, co jest złego w zaproszeniu kogoś do domu i własnoręcznym przygotowaniem obiadu. Zawsze wydawało mi się to być bardzo miłym gestem.

– Wiesz co, ale Natalia chciała zrobić sama spaghetti z owocami morza... – liczyłem, że może chociaż wykwintne danie skusi Karola do przyjścia.

– Z owocami morza? Sory, Piotrek, bez urazy, ale to, co tam w domu sami robicie to pewnie nawet koło spaghetti frutti di mare nie leżało... To pewnie taka polska, biedacka wersja – był wyraźnie rozbawiony. 

Mnie z kolei coraz mniej było do śmiechu. Czy Natalia miała rację? Być może moja znajomość z Karolem nie miała już prawa bytu i nie był człowiekiem, w którym kilka lat temu odnalazłem swojego przyjaciela?

Po tej rozmowie faktycznie przez jakiś czas unikałem spotkań z Karolem. Szybko odczułem różnicę w budżecie: już nie musiałem udawać, że stać mnie na wypad do baru, w którym jeden drink kosztował czterdzieści złotych, bo ostatnio przyjaciel wybierał tylko takie miejsca na nasze spotkania. Było mi dobrze ze świadomością, że nie muszę pocić się i instynktownie oszczędzać przed najbliższym wypadem na miasto z kumplem. 

Miałem jednak w pamięci, że wielkimi krokami zbliżają się trzydzieste urodziny Karola. Nie mógłbym ich zignorować: może i przyjaciel zachowywał się teraz jak snob, ale nadal miał wszystkie zalety, które w nim ceniłem. Byłem nawet gotów ponieść koszta, które prawdopodobnie wiązały się z taką fetą. Postanowiłem przerwać ciszę i przedzwonić do Karola.

– Hej, wybacz, że ostatnio się nie odzywałem, miałem naprawdę dużo roboty i potrzebowałem wolnej głowy – zacząłem rozmowę.

– Co? A, Piotrek, to ty... Jasne, nie ma sprawy – odpowiedział mi przyjaciel, wyraźnie zdezorientowany.

„Czyżby w ogóle nie zauważył, że nie rozmawialiśmy ze sobą od miesiąca? Nie, przecież to niedorzeczne”, pomyślałem przez chwilę.

Miałem dosyć tego wszystkiego

– Pomyślałem, że zbliżają się twoje urodziny... Co robimy w tym roku? Może wybierzemy się do jakiegoś fajnego klubu albo do knajpy? – zaproponowałem.

– A, no tak... Wiesz co, właściwie to już mam plany, robię imprezę na jachcie – bąknął.

„Dlaczego jest taki zawstydzony?”, przeszło mi przez myśl. Przecież normalnie chwaliłby się takim przedsięwzięciem i opowiadał, że imprezy na suchym lądzie już dawno wyszły z mody...

– O, brzmi super, ekskluzywnie – zareagowałem z entuzjazmem. – Mam coś przynieść? Jakiś alkohol? Może jest jakaś składka?

– Składka? Rany, Piotrek, nie jesteśmy na studiach... – parsknął Karol. – Wiesz co, trochę głupio wyszło, ale właściwie w tym roku chciałem zrobić imprezę tylko dla kumpli z branży. Taki networking. Paru prezesów, managerów i kolegów z mojego działu. Bardziej biznesowa impreza niż urodziny. Nie wiem, czy odnajdziesz się w takim towarzystwie. Wiesz, różnicie się trochę od siebie...

Tego już było za wiele!  Byłem jego jedynym najlepszym przyjacielem, a on nie zamierzał mnie nawet zaprosić na swoje urodziny?

– Wiesz co, mam tego dosyć. Nie będę ci się narzucał, jeśli wstydzisz się swojego najlepszego kumpla przed bufonami z korporacji – skwitowałem poirytowany.

Karol milczał.

– Co, nie będziesz się nawet wypierał? No i dobra, przestańmy więc udawać, że mamy ze sobą jeszcze coś wspólnego. Ten zarozumiały snob, którym się stałeś, na pewno nie jest moim najlepszym przyjacielem! Na razie – sapnąłem ze złością i rzuciłem słuchawką.

Jest mi przykro, ale na pewno nie odezwę się do Karola, o ile mnie nie przeprosi. Trudno. Poradzę sobie bez niego. Nie wiem, czy to samo mogę powiedzieć o nim. Ciekawe, ilu tych „kolegów z branży” zostanie przy nim, gdy naprawdę będzie potrzebował pomocy...

Czytaj także:
„Nowy facet mamy był okropnym snobem. Uważał naszą rodzinę za prostaków i kręcił nosem na wszystko, co robimy”
„Myślałam, że Seweryn to książę z bajki. Po ślubie okazało się, że to napuszony snob, który traktuje ludzi z góry”
„Z mężem rozwiodłam się, bo szastał kasą. Mówili, że jestem sknerą, a ja po latach z własnej woli oddałam mu oszczędności”

Redakcja poleca

REKLAMA