„Nowy facet mamy był okropnym snobem. Uważał naszą rodzinę za prostaków i kręcił nosem na wszystko, co robimy”

Nowy chłopak mamy był snobem fot. Adobe Stock, hbrh
„– Macie mole? To ja napiję się swojej yerba mate – na twarzy Dariusza odbiło się obrzydzenie. Spojrzał też z politowaniem na jajko sadzone, które mu podałam, kiedy dowiedziałam się, że nie je mięsa. Mama siedziała przy nim cicha i zestresowana, żeby tylko się nie zbłaźnić jakąś prowincjonalną propozycją”.
/ 14.06.2022 10:15
Nowy chłopak mamy był snobem fot. Adobe Stock, hbrh

Najpierw rozwód rodziców. Cóż, nic przyjemnego, ale widocznie po latach mieli siebie dość, a my byłyśmy już dorosłe i mogłyśmy przyjąć tę nowinę spokojnie. Nagle jednak pojawił się adorator mamy. Cudowny i szarmancki...

Szybko okazało się, że coś z nim jest nie tak

– Mama przyjeżdża na pierwszy weekend marca – oznajmiłam Irkowi, sypiąc psom karmę do misek. – Podobno ze swoim nowym facetem – dodałam po chwili, a mąż spojrzał na mnie zdumiony.

Rzeczywiście, to było trochę nieoczekiwane. Nigdy nie sądziłam, że mama zacznie chodzić na randki po rozwodzie z tatą. Po podziale majątku i sprzedaży domu, w którym się wychowałam, mama wyjechała do swojej siostry do dużego miasta. Byłam niechętna temu pomysłowi, bo zawsze zakładałam, że będę mieć ją koło siebie. Pobudowaliśmy się z Irkiem w tej samej wsi, w której mieszkali moi rodzice. Pamiętam, jak jeszcze podczas naszego wesela obiecywali nam, że zawsze będą nas wspierać, a jak się pojawią dzieci, to będą u dziadków miały własne pokoje.

Niedługo później powiadomili rodzinę, że się rozwodzą, po czym oboje wyprowadzili się z naszej miejscowości.

– Wiesz coś o tym facecie mamy? – zapytała moja siostra, kiedy podzieliłam się z nią tą sensacyjną wiadomością.

Obiecałam, że wszystko jej opowiem, jak tylko go poznam.

Dariusz okazał się być młodszy od mamy

Na weekend na wieś przyjechał pod krawatem i w eleganckich półbutach. Kiedy usiedliśmy do stołu, zapytałam go, czym się zajmuje i chwilę potem słuchaliśmy wykładu, kim jest i czym się zajmuje.

– Chodzi o kupowanie i sprzedawanie instrumentów finansowych – wtrąciła się mama, najwyraźniej dumna, że dowiedziała się tego przed nami.

Dariusz, nie Darek, co podkreślił na samym początku, grywał też w squasha, lubił koreańską kuchnię i chodził na pilates. Jednym słowem: był facetem z miasta do szpiku kości. Przywiózł mi kwiaty oraz drogą bombonierkę, a Irkowi wręczył butelkę wina. Wobec mamy zachowywał się szarmancko, dosuwał krzesełko przy stole, pomagał zdjąć płaszcz. Po posiłkach proponował, że pomoże mi pozbierać talerze ze stołu i skomplementował to, jak urządziłam dom.

Widziałam, że się starał i bardzo chciałam dać mu szansę jako ewentualnemu przyszłemu ojczymowi, ale ciężko mi szły próby polubienia go. Drugiego dnia pobytu u nas zaproponowaliśmy gościom spacer nad jezioro, bo wyszło śliczne słońce i grzechem byłoby nie skorzystać z takiej pogody.

– On nie ma nic bardziej odpowiedniego? – szepnęłam dyskretnie do mamy, kiedy Dariusz zszedł ze schodów w swoich wypastowanych półbutach i eleganckich spodniach.

Oczywiście w marcu wiejskie drogi nie przypominają wygodnych promenad, trzeba było omijać kałuże pośniegowe, a gdzieniegdzie przechodzić przez błoto. Szłam za rękę z Irkiem i słyszałam, jak Dariusz utyskuje na te okoliczności.

– Może ja jednak zawrócę – zdecydował w końcu cierpkim głosem, kiedy szliśmy wąską ścieżką i krzaki zaczepiały się o jego eleganckie palto, które musiało kosztować fortunę. – Jak rozumiem, tutaj w okolicy nie ma jakiegoś lokalu, gdzie mógłbym na was zaczekać i wypić kawę?

Wiele mnie kosztowało, by nie parsknąć śmiechem

Lokal? Kawa? Tu, na środku Warmii? Wśród lasów i pól? W końcu mama zdecydowała, że wróci z nim, bo może się zgubić po drodze. A skoro nasi goście nie chcieli iść dalej, to i my, choć niechętnie, zrezygnowaliśmy z wizyty nad jeziorem. Podczas obiadu okazało się, że Dariusz jest wegetarianinem. Umknęło mi to poprzedniego dnia, bo w piątki u nas z zasady nie je się mięsa.

Ale kiedy dowiedziałam się tego, wyciągając kurczaka z piekarnika, wpadłam w popłoch.

– To co zjesz zamiast mięsa, Dariuszu? – zwróciłam się do niego tak, jak mama. – Może usmażę ci jajko?

Przez jego twarz przebiegł wyraz ni to rozbawienia, ni to zniecierpliwienia, i zrobiło mi się jeszcze bardziej niezręcznie. Trzy kotlety oraz sadzone jajko później mama zaproponowała, żebyśmy napili się herbaty. Irek zerwał się, żeby nastawić wodę, a ja otworzyłam szafkę nad blatem.

Co to? Mole?! – zawołał Dariusz kiedy malutki owad wyfrunął z szafki.

– Tak… – czułam się strasznie zażenowana. – Nie sposób się ich pozbyć, można wszystko wyrzucić, a potem przyniesie się ze sklepu kaszę albo mąkę i wszystko zaczyna się od nowa…

Tym razem na twarzy partnera mamy odbiło się obrzydzenie, które zamaskował uprzejmym uśmiechem.

– Na szczęście mam ze sobą naszą yerba mate, kochanie – zwrócił się do mamy. – Zaczekajcie, zaraz przyniosę.

Facet mamy był zwyczajnym snobem...

10 minut później wiedziałam już z całą pewnością, że nigdy więcej nie wezmę tego specyfiku więcej do ust. Smakowało to jak wywar ze skoszonej tydzień temu, zawilgotniałej trawy i podobnie pachniało! Musiałam jednak robić dobrą minę do złej gry i słuchać o cudownych właściwościach tego naparu.

– Tobie to smakuje? – zapytałam mamy, kiedy Dariusz poszedł do łazienki. – W ogóle, mamo, jak ty się odnajdujesz w tym związku? Przecież wy jesteście kompletnymi przeciwieństwami!

Zrobiła minę, jakby nie wiedziała, co mi odpowiedzieć, a potem szepnęła tylko:

– No wiesz… on jest bardzo miły, dba o mnie… A że jest trochę dziwaczny… Wiemy przecież, że nie ma ideałów. Przyzwyczaję się do tej mate i kotletów sojowych. To zdrowe, tak samo jak pilates i nordic walking.

Aż się bałam zapytać, co to jest ten nordic walking, ale sama mi powiedziała – normalny spacer, tyle że w rękach trzyma się kijki jak te od nart. Kiedy goście wyjechali, wiedziałam jedno: cały ten Dariusz był jak jeden wielki nordic walking. Wszystko, co robił, jadł i pił musiało mieć wymyślne nazwy, żeby nie wyglądało na banalne i pospolite.

– Ale mama go lubi? – upewniła się siostra i nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć.

– Wydaje mi się, że uznała, że nie pozna nikogo lepszego – stwierdziłam w końcu. – Chyba cieszy się, że w ogóle jakiś facet się nią zainteresował. Ale jest przy nim spięta, jakby ciągle się bała, że coś mu się nie spodoba, coś go nie zadowoli…

Na szczęście, na następną wizytę mama zapowiedziała się sama. Dariusz podobno miał na głowie jakieś ważne inwestycje i nie mógł się wyrwać. Starałam się nie okazywać za bardzo, jak cieszy mnie ta wiadomość.

Cieszyło mnie coś jeszcze...

Miała też do nas wpaść Karina z synkiem. Sporo o tym rozmawiałyśmy i jej przyjazd zawierał w sobie pewien element chytrego planu.

– Cześć, mamo! Cześć Lidka! – zawołała siostra, wyskakując z samochodu. – To jest pan Radek, kolega mojego teścia. Ma tu rodzinę i zgodził się nas podwieźć!

Oczywiście natychmiast zaprosiłam pana Radosława na kolację. Kojarzyłam go sprzed paru lat z kościoła, był wysoki, barczysty i miał brodę, która nadawała mu wygląd mocarnego drwala. Przy stole okazało się, że mamy wielu wspólnych znajomych w okolicy.

– Wyjechałem do miasta 4 lata temu, ale chcę tu wrócić – opowiadał pan Radosław. – W ten weekend oglądam dom parę kilometrów stąd. W sumie to nie bardzo znam się na domach, ale wiem, że chcę mieć widok na wodę.

Poczułam pod stołem kopnięcie i natychmiast zwróciłam się do mamy:

– Mamuś, ty nadzorowałaś całą waszą budowę, to może pojedziesz z panem Radkiem jutro? Coś byś mu doradziła może?

Oczywiście mama nie miała wyjścia, przecież nie mogła odmówić człowiekowi, który dopiero co podwiózł jej córkę i wnuka. Zgodziła się więc i rankiem patrzyłyśmy z Kariną zza firanki, jak wsiada do auta pana Radka.

– Myślisz, że coś z tego będzie? – zapytała siostra. – Chyba coś między nimi zaiskrzyło wczoraj, nie? Nie pamiętam, żeby mama tak chichotała przy tacie.

– Przy Dariuszu też nie chichocze – przytaknęłam. – Zobaczymy, jak wrócą.

Okazało się, że mama spędziła cudowny dzień z nowym znajomym. Ustalili nawet, że kiedyś chodzili do tej samej podstawówki, tylko do różnych klas. Pan Radosław kazał nam się nazywać „po prostu Radkiem” i zjadł z nami obiad, po którym uparł się zabrać nas wszystkich nad jezioro.

To była fantastyczna rodzinna wycieczka!

Dawno nie widziałam, żeby mamie tak śmiały się oczy, jak kiedy Radek z nią żartował i się droczył. Wieczorem zapytałam ją, jak jej się układa z Dariuszem.

– Wiesz… – uciekła spojrzeniem. – Nie powiedziałam ci prawdy. Nie chodzi o to, że ma pracę, tylko nie chciał tu przyjechać. Powiedział, że nie interesuje go łażenie po błocie. I się pokłóciliśmy, chyba na dobre.

Wtedy nie zapytałam jej o Radka. Nie chciałam, by wyczuła, że razem z Kariną ją swatamy. To miała być jej decyzja, a my chciałyśmy, żeby była szczęśliwa. Miesiąc później mama zadzwoniła z wieścią, że wraca na stare śmieci.

– Ten dom, co Radek go kupuje, wymaga renowacji i umeblowania – wyjaśniła. – Zaoferowałam się, że mu z tym pomogę. Mogę pomieszkać trochę u was?

Oczywiście się zgodziłam, ale długo to nie trwało. Dzisiaj mama i jej narzeczony mieszkają razem parę kilometrów od nas. Raz jej w żartach powiedziałam, że jej córki to niezłe swatki i cała się obruszyła.

– Chyba żartujesz! To była moja własna decyzja, żeby zerwać z Dariuszem i związać się z Radkiem!

Dobra, niech jej będzie. W końcu liczy się efekt, prawda?

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA