„Odebrano mi 3-letnią córkę. Byłam pijana do nieprzytomności, nawet nie wiem, ile czasu była w domu dziecka”

MAtka alkoholiczka fot. Adobe Stock, pavel_shishkin
Zamiast coś zrobić, wolałam tłumić ją piciem. Piłam, aby ukoić ból, aby zasnąć i się nie obudzić! Upadłam na samo dno. W końcu zaczęłam umierać z przepicia.
/ 14.06.2021 08:46
MAtka alkoholiczka fot. Adobe Stock, pavel_shishkin

Wreszcie któryś sąsiad doniósł gdzie trzeba, że źle się prowadzę, nie dbam o córkę. Nie wiem, czy zawiniły geny, czy moja niedojrzałość, szczeniacka potrzeba przeżycia czegoś ekscytującego.

Spadałam na dno. Moi rodzice pili. Wcześnie poznałam, co to głód, chłód i strach. Czasem, gdy mama i tato szli „w tango”, nie było ich w domu nawet przez kilka dni. Chodziłam wtedy po sąsiadach i błagałam o kromkę chleba. Gdy rodzice wracali, byli zdenerwowani, agresywni. Bili mnie… Dziś czasy są całkiem inne. Na takie dziecko jak ja szybko ktoś zwróciłby uwagę, nadeszłaby jakaś pomoc.

W latach mojego dzieciństwa nie było mediów nagłaśniających takie sprawy, ludzie woleli nie wsadzać nosa w czyjeś problemy. Tym bardziej że mieszkaliśmy w dzielnicy, w której pijaństwo było chlebem powszednim. Jak wiele dzieci z podobnych rodzin, ja też nauczyłam się jakoś sobie radzić. Jednak gdy moja mama urodziła Krystianka, sytuacja stała się tragiczna. Byłam wtedy w siódmej klasie. Mama piła w ciąży, więc Krystuś urodził się niepełnosprawny – fizycznie i umysłowo.

Przez pierwsze tygodnie mama nawet się nim zajmowała. Ale szybko wróciła do starych przyzwyczajeń, zaczęli z ojcem znikać po melinach, więc opieka nad niemowlakiem spadła na mnie! Przestałam chodzić do szkoły, bo co miałam zrobić z bratem? Nie wiem, czym to wszystko by się skończyło, gdyby w szkole wreszcie nie zauważono mojej nieobecności. Szkolna pedagog przyszła do nas do domu i gdy zobaczyła, co się dzieje, zaalarmowała sąd, a ten odebrał mnie i Krystusia rodzicom.

Braciszek trafił do rodziny zastępczej, ja do domu dziecka

Rodzice rzadko mnie odwiedzali. Straciłam też kontakt z bratem, bo Krystka ktoś adoptował. Tęskniłam za nim ogromnie, ale też cieszyłam się, że może będzie miał lepsze życie. Do dziś nie wiem, co się z nim dzieje. W domu dziecka nie było mi źle. Miałam co jeść, było mi ciepło, mogłam chodzić do szkoły. Koleżanki z bidula nieraz namawiały mnie do spróbowania alkoholu – większość z nich też pochodziła z patologicznych rodzin. Ja nie chciałam pić.

– Wódka to samo zło! Nigdy po nią nie sięgnę – kategorycznie odmawiałam.

Wieśka poznałam, gdy skończyłam 16 lat. Uczyłam się na kucharkę i miałam praktyki w jednej ze stołówek. On był tam zaopatrzeniowcem. Wydawał mi się taki dorosły, odpowiedzialny! Zupełnie inny od mojego taty. Byłam bardzo szczęśliwa, że zwrócił na mnie uwagę. Zaczęliśmy się spotykać i szybko zaszłam w ciążę.

– Zaopiekuję się tobą i dzieckiem – obiecywał Wiesiek i słowa dotrzymał. Wynajął maleńkie, obskurne mieszkanko i poprosił mnie o rękę. Opuściłam dom dziecka pewna, że złapałam Pana Boga za nogi! W marzeniach widziałam naszą normalną, szczęśliwą rodzinę… A gdy urodziłam Asię, to już w ogóle byłam najszczęśliwsza pod słońcem!

– Dam ci dom i miłość – obiecywałam, klęcząc przy łóżeczku córeczki.

Koleżanka przyniosła wino, spróbowałam…

Asia nie miała sześciu miesięcy, kiedy dowiedziałam się, że Wiesiek będzie miał kolejne dziecko. Nie ze mną! Byłam załamana. Jeszcze nie było ślubu, a on już mnie zdradził! Zabrałam Asię i uciekłam do domu dziecka. Pani dyrektor załatwiła mi pokój w ośrodku dla samotnych matek. Mieszkałyśmy tam z Asią przez rok, ja w tym czasie znalazłam sobie pracę. Zostałam kucharką w pobliskim sanatorium. Miałam pensję, Wiesiek płacił alimenty na córkę – mogłam się usamodzielnić.

Znalazłam malutkie mieszkanko niedaleko sanatorium, w pobliżu był żłobek, mogłam więc godzić obowiązki mamy z pracą. Byłam z siebie naprawdę dumna! Jak mogłam to wszystko tak zmarnować?!

Któregoś dnia odwiedziła mnie koleżanka, z którą dzieliłam pokój w domu dziecka. Nigdy wcześniej nie piłam alkoholu, ale Iza przyniosła wino. Spróbowałam i… poczułam się taka lekka, szczęśliwa! Od tamtego dnia, wieczorem, gdy uśpiłam już Asię, lubiłam wypić trochę alkoholu. Kupowałam sobie piwo, wino, wódkę. Po kilku miesiącach takiego popijania już nie wyobrażałam sobie wieczoru bez picia! Potem nocy, w końcu dnia… Ani się obejrzałam, a nie mogłam przestać pić!

Asia miała trzy latka, kiedy wyrzucono mnie za pijaństwo z pracy. Lawina ruszyła. Wpadłam w pijacki ciąg. Jedyne, o co dbałam, to żeby opłacać z alimentów wynajem mieszkania. Mimo ciągłej nietrzeźwości miałam w sobie lęk, żeby nie trafić z dzieckiem pod most. Niczego innego jednak nie płaciłam, więc szybko wyłączono nam prąd, wodę, gaz. Ja w zasadzie nie trzeźwiałam, Asia chodziła więc głodna, zaniedbana. Wiesiek nie interesował się córką. Słyszałam, że on też się rozpił.

Zgotowałam dziecku taki sam los, jak kiedyś rodzice mnie

Miałam tego świadomość, nienawidziłam siebie za to, ale nie umiałam przestać pić. Marzyłam o tym, żeby normalnie żyć: pracować, bawić się z dzieckiem. Ale rządził mną alkohol! Gdy brakowało mi pieniędzy na picie, sprowadzałam do domu mężczyzn, którzy płacili mi za seks. Wstyd przyznać, ale Asia na wszystko patrzyła… Wreszcie ktoś z sąsiadów doniósł gdzie trzeba, że źle się prowadzę, nie dbam o dziecko. Któregoś dnia zapukał do mnie sądowy kurator w asyście policji. Odebrali mi córkę! Tamten dzień, gdy Asia łapała mnie za nogi i łkała wniebogłosy, krzycząc „Mamusiu, ratuj!”, a policjanci wyrywali mi ją siłą, był dla mnie jak śmierć…

W stanie krytycznym trafiłam do szpitala

Nie wiem, ile czasu potem piłam. Miesiąc, trzy, sześć? Niewiele pamiętam. Tęsknota za Asią była tak dotkliwa, że rozrywała mi serce! Ale zamiast coś zrobić, wolałam tłumić ją piciem. Piłam, aby ukoić ból, aby zasnąć i się nie obudzić! Gdy właściciele wyrzucili mnie z mieszkania – bo i za nie przestałam w końcu płacić – przeniosłam się do jakiejś meliny.

Tam oddawałam się mężczyznom za butelkę wina, chodziłam po ulicach i żebrałam o pieniądze na nalewkę. Upadłam na samo dno. W końcu zaczęłam umierać z przepicia. Autentycznie! Któregoś dnia zemdlałam na ulicy i karetka zabrała mnie do szpitala w stanie krytycznym. Moja trzustka, wątroba i nerki przestały pracować, a serce było tak osłabione, że lekarze nie dawali mi szans na przeżycie. Walczyli jednak…

Gdy oprzytomniałam wreszcie, byłam strasznie osłabiona, ale nareszcie trzeźwa. W dodatku miałam dużo czasu na myślenie, bo w szpitalu musiałam spędzić przynajmniej kilka tygodni. To wtedy dotarło do mnie, co zrobiłam ze swoim życiem. I jaki los zgotowałam swojemu dziecku. Na szczęście przychodziła do mnie pani psycholog.

I jeszcze jedna terapeutka, która kiedyś piła tak jak ja. I jak ja wszystko przez to straciła: rodzinę, dach nad głową… Obie dużo ze mną rozmawiały, tłumaczyły, że jeśli nie zerwę z piciem, to umrę, i moje dziecko zostanie na świecie samo. To dzięki nim, po wyjściu ze szpitala, zamiast biec na melinę, zgłosiłam się na terapię! Spędziłam w ośrodku rok.

A potem zaczęłam mozolnie odbudowywać swoje zmarnowane życie. Los był dla mnie jednak łaskawy, bo okazało się, że nikt nie zdążył adoptować mojej córeczki i mogłam zacząć walczyć o jej odzyskanie. Strasznie trudna była ta walka. Nie miałam przecież nic: dachu nad głową, pracy, nawet łyżki i widelca nie miałam!

Ale dzięki pomocy dobrych ludzi, współpracujących z ośrodkiem uzależnień, zaczęłam pomalutku stawać na nogi. Ktoś dał mi naczynia, ktoś inny ubrania, dobrzy ludzie dali pokoik, pomogli znaleźć zajęcie. Zaufali mi, a ja nie chciałam tego zaufania zawieść. I udało mi się!

Półtora roku po zakończonej terapii nadszedł najszczęśliwszy dzień w moim życiu – sąd oddał mi córeczkę! Gdy tuliłam Asię po tak długiej rozłące, myślałam, że serce mi pęknie. – Wybacz mi dziecko! Wybacz, błagam! Obiecuję i przysięgam, że już nigdy nie spotka cię z mojej strony nic złego! – płakałyśmy obie, a ja klęczałam przed nią tak jak wtedy, gdy była niemowlęciem.

Obietnicy dotrzymałam! Czas zatarł to, co złe, i dorosła już dzisiaj Asia nie ma do mnie żalu za tamto piekło. Wyrosła na piękną, mądrą kobietę. Ma dobrego męża i sama jest już mamą ślicznej córeczki! Rodzina – córka, wnusia i zięć – to cały mój świat! Nie piję już od 22 lat, jednak nigdy nie zapomniałam o tym, co przeszłam. Dlatego teraz sama współpracuję z ośrodkiem odwykowym i ze wszystkich sił pomagam ludziom, którzy wychodzą z nałogu. Odpłacam się w ten sposób za pomoc, którą sama kiedyś otrzymałam.

Czytaj także:
„Mój poród był koszmarny. Dzieci wyciągano ze mnie kleszczami, odmówiono mi cesarki. Prawie tego nie przeżyliśmy”
„Od początku ukrywała, kto jest ojcem jej syna. Nie zdążyła zdradzić prawdy. Umarła tuż po porodzie”
„Przez 30 lat myślałam, że zostawił mnie, bo wylądowałam na wózku. Wszystko ukartowała moja wyrachowana matka”

Redakcja poleca

REKLAMA