„Oddałam bratu duszę i serce, a on podle mnie oszukał. 8 lat prowadził podwójne życie i nie pisnął słowa, że mam bratanka”

Kobieta, która odkryła tajemnicę brata fot. Adobe Stock, Valerii Honcharuk
„Długie delegacje częściej niż na negocjacjach handlowych spędzał u boku kobiety, która mieszkała na drugim końcu Polski. Nigdy nie odważył mi się o niej powiedzieć, ponieważ kiedy ją poznał, była… przydrożną prostytutką".
/ 24.05.2022 08:15
Kobieta, która odkryła tajemnicę brata fot. Adobe Stock, Valerii Honcharuk

Po śmierci brata zostałam na świecie sama jak palec. Nigdy nie miałam dużej rodziny; oboje rodzice tuż po wojnie repatriowali się na Ziemie Odzyskane z Kresów Wschodnich. Ojciec w wojennej zawierusze stracił z oczu całą familię i szukał ich potem przez rozmaite organizacje, ale udało mu się skontaktować jedynie z ledwo pamiętanym kuzynem, który osiadł w dalekiej Kanadzie.

Ze strony mamy ocaleli wszyscy i kiedy przyszedł czas na decyzję: „zostajemy czy wyjeżdżamy”, wysłali najstarszą i najbardziej obrotną córkę, żeby najpierw się rozejrzała. Pech chciał, że pociąg, do którego wsiadła mama, był jednym z ostatnich i niedługo potem wyjechać już się nie dało.

To ja zastąpię mu mamę i tatę

Moja obrotna mama poruszyła niebo i ziemię, ale niestety nie udało jej się uzyskać pozwolenia na przyjazd bliskich.

Kiedy po kilku latach ze smutkiem stwierdziła, że jakąkolwiek rodzinę może mieć tylko wtedy, gdy założy ją sama, znalazła równie samotną duszę, mojego tatę, a dziewięć miesięcy po ślubie urodziłam się ja.

Moje dzieciństwo było szczęśliwe, ale jakże inne od dzieciństwa koleżanek: w naszym domu nie było proszonych obiadów dla ciotek, urodzin, na których ganiało się kuzynostwo, świąt przy mogącym pomieścić kilkanaście osób stole ani letnich wyjazdów do babci na wieś.

Rodzice, którzy starych rodzin już nie mieli, bardzo dbali, żeby w tej nowej niczego nie brakowało i obsypywali mnie prezentami. Jednak największy dostałam, kiedy kończyłam podstawówkę: dokładnie w dniu moich 10 urodzin przyszedł na świat mój brat.

Dla naszej rodziny był jak dar z nieba, bo mama była już w wieku, w którym kobieta raczej zostaje babcią. Niestety rodzicom nie dane było długo cieszyć się tym szczęściem.

Zmarli w odstępie zaledwie kilku miesięcy, w roku, w którym Andrzejek poszedł do szkoły. Ja byłam już wtedy dorosłą, pracującą panną, naturalne więc było, że to ja zastąpię mu mamę i tatę.

Teraz już tylko on był całą moją rodziną

Wykierowałam Andrzejka na porządnego człowieka. Był grzeczny, uczynny i chętnie pomagał innym. Wobec kobiet był kulturalny i szarmancki. Całował każdą w dłoń przy powitaniu i pożegnaniu, otwierał przed nimi drzwi, nie szczędził im czarujących spojrzeń i uśmiechów.

Tak, kochało się w nim wiele pięknych dziewczyn. On był jednak zbyt odpowiedzialny, by którejkolwiek mieszać w głowie.

– Ożenię się dopiero wtedy, kiedy będę mógł zapewnić mojej żonie wszystko – powtarzał, gdy nieśmiało dopytywałam się, kiedy założy rodzinę.

Z chęcią zaopiekowałabym się jego dziećmi, a tymczasem nadal zajmowałam się nim: prałam, prasowałam, pakowałam kanapki i pilnowałam, żeby zimą wkładał czapkę. Nie było sensu, żeby się wyprowadzał i płacił za wynajęte mieszkanie, skoro odkładał pieniądze na przyszłość.

Trzeba przyznać, że mój brat podchodził do tego bardzo poważnie: co prawda to ja zadbałam, żeby skończył studia i zdobył dobre wykształcenie, ale on potrafił to wykorzystać. Założył własną firmę handlującą elektroniką i w pocie czoła pracował od rana do nocy, a często nawet w weekendy, bo jego zajęcie wiązało się z częstymi i długimi wyjazdami po Polsce.

Czasem wypominałam mu nawet, że pracuje za dużo, ale tak naprawdę nie chodziło o niego, tylko o to, że mnie zostawia w tym czasie samą. W głębi serca byłam jednak z niego dumna.

Moje poukładane i skoncentrowane na sprawach brata życie rozsypało się w dniu, w którym odebrałam telefon z policji z informacją, że miał wypadek. Wracając z jakiegoś spotkania biznesowego, uderzył w drzewo.

Zmarł, zanim dojechałam do szpitala

Nie pamiętam, jak minęły następne dni, bo przeżyłam je tylko dzięki środkom uspokajającym i poczuciu obowiązku: trzeba było kupić Andrzejkowi garnitur do trumny, zorganizować mu pogrzeb, zawiadomić o nim jego współpracowników i kontrahentów…

Kiedy trzy tygodnie po uroczystościach żałobnych, wciąż otępiała z żalu, wyjęłam ze skrzynki rachunek za telefon komórkowy Andrzeja, dotarło do mnie, że zapomniałam o różnych formalnościach.

Przecież miał firmę, jakieś umowy, które trzeba rozliczyć, lokaty bankowe, na których odkładał na swoją przyszłość, a ponieważ był nowoczesny – może nawet konto na Facebooku?

Kompletnie nie miałam pojęcia, jak się za to wszystko zabrać; podejrzewałam, że wiele danych i kontaktów mogłabym odnaleźć w jego komputerze, ale ja od tej maszyny zawsze trzymałam się z daleka. Nie dla mnie, prostej kobiety, jakieś maile, konta i serwisy!

Z pomocą przyszła mi młodsza sąsiadka, Ewa. Poszperała w komputerze Andrzeja i faktycznie znalazła w nim wiele przydatnych informacji na temat firmy, rachunków, konta, ubezpieczenia i wielu innych spraw związanych z moim bratem, które teraz trzeba było pozałatwiać.

Jest jeszcze coś, o czym powinnaś wiedzieć

Trwało to dość długo, więc zaproponowałam, że gdy ona będzie przeglądała skrzynkę mailową Andrzeja, ja przygotuję dla nas coś do zjedzenia. Poszłam do kuchni, a po kilkunastu minutach zjawiła się w niej również Ewa. Dostrzegłam rumieniec na jej twarzy, unikała mojego spojrzenia, była wyraźnie zakłopotana.

– Jest jeszcze coś, o czym chyba powinnaś wiedzieć – wydukała. – W skrzynce pocztowej twojego brata znalazłam dużo maili z tego samego adresu. Ponieważ wysyłano je nawet kilka razy dziennie, pomyślałam, że to może być coś ważnego i pozwoliłam sobie je przeczytać. Andrzej ma synka i… – zacięła się, nie wiedząc, jak to powiedzieć – …kontaktował się z jego matką  – skończyła szybko.

Osłupiałam. Ewa pokazała mi, jak otwierać maile i taktownie zostawiła mnie samą. Nie miałam głowy nawet odprowadzić jej do drzwi. Usiadłam przed komputerem i zaczęłam czytać.

Po chwili stwierdziłam jednak, że bez szklaneczki czegoś mocniejszego nie dam rady. Nalałam sobie brandy. A potem słowo po słowie i zdanie po zdaniu przeczytałam tę korespondencję po raz pierwszy, drugi i trzeci, po czym musiałam odsiedzieć jeszcze z godzinę, nim dotarło do mnie to, co było w niej napisane.

Mój ukochany brat prowadził podwójne życie

Długie delegacje częściej niż na negocjacjach handlowych spędzał u boku kobiety, która mieszkała na drugim końcu Polski. Nigdy nie odważył mi się o niej powiedzieć, ponieważ kiedy ją poznał, była… przydrożną prostytutką.

Stracił dla niej głowę, ale postanowił o nią walczyć i nakłonił ją do zerwania z niechlubną profesją. Niedługo potem urodził się Adaś; z dat korespondencji wynika, że dzisiaj ma już pięć lat, a jeśli dodać do tego czas spędzony z tą kobietą wcześniej, mój brat prowadził podwójne życie od ośmiu lat.

Tyle czasu! Jak on mógł mi to zrobić?! Mnie, która oddała mu całe serce, dbała o niego, i robiła wszystko, żeby było mu w życiu dobrze? Dlaczego o niczym mi nie powiedział?

W ostatnim mailu tamta kobieta pisała, że ma już dość tajemnic i chce, aby jego siostra, czyli ja, poznała bratanka. Andrzej nic nie odpowiedział. Czy zamierzał kiedyś wyznać mi prawdę?

Dzisiaj już się tego nie dowiem. Jedyne, co mogę teraz zrobić, to odnaleźć kobietę, którą pokochał mój brat, i małego chłopca. To teraz moja jedyna rodzina.

Czytaj także:
„Dzieci ze zdrady ojca były zmorą mojego życia. Kiedyś uzurpatorzy, a dziś bohaterowie, którzy uratowali moje życie”
„Zaprosiłem Justynę na randkę, a ona spytała, czy to z litości. Nie mogła uwierzyć, że zakochałem się w niej jak wariat”
„Dzieci ze zdrady ojca były zmorą mojego życia. Kiedyś uzurpatorzy, a dziś bohaterowie, którzy uratowali moje życie”

Redakcja poleca

REKLAMA