„Syn porzucił wielką miłość dla piękności z żurnala. Patrzyłam, jak przy nadętej laluni zmienia się w potulnego pieska”

kobieta zmartwiona o syna fot. Adobe Stock, Halfpoint
„Oho, czyżby tu był pies pogrzebany? Zosia chciała zmienić ich relację w coś więcej i Piotruś się spłoszył? Czyżbym usłyszała żal w jego głosie? Niby wszystko pięknie, miał nową dziewczynę tylko… stracił dawną iskrę w oku, wygasł jak spalona zapałka”.
/ 19.05.2022 10:15
kobieta zmartwiona o syna fot. Adobe Stock, Halfpoint

Moi synowie to bliźniacy, a zachowują się, jakby urodzili się w różnych epokach i zostali wychowani przez innych rodziców. Starszy o osiem minut Tomek, od dziecka spokojny, najlepszy uczeń w klasie, nie sprawiał żadnych problemów wychowawczych. Młodszy Piotrek był jego przeciwieństwem.

Wagarował, szalał, co rusz nabawiał się jakichś kontuzji albo wpadał w jakieś kłopoty. Na wywiadówkach na zmianę pękałam z dumy i płonęłam ze wstydu. W szkole średniej Tomek dorabiał na korepetycjach, Piotrek korzystał z życia.

Gdy dwa lata temu poszli na studia, Tomek spakował walizki i wyjechał, a niedawno znalazł pracę w restauracji. Piotrek tymczasem oznajmił:

– Ja zostaję. To tylko trzydzieści kilometrów. Do liceum dojeżdżałem, więc i na studia mogę. A przecież nie ma jak u mamy.

Uśmiechnął się rozbrajająco i pocałował mnie w czoło. Oj tak, Piotruś zawsze wiedział, jak mnie urobić. Został w domu, a wraz z nim jego najgorsze obyczaje bałaganiarza i flejtucha.

Piotrek był postrzelony, ale też uroczy

Pokój Tomka przypominał laboratorium, natomiast w jamie jego brata trzeba było robić sobie ścieżki pośród stert porozrzucanych ubrań. Skarpetki? Prawie wszystkie dziurawe. A jak chcę mu kupić nowe, nie pozwala.

– Mamuś, te są jeszcze dobre.

Ustępuję. No co poradzę, że ugniata mnie jak wosk. Kocham ich obydwu na zabój, ale Tomek świetnie radzi sobie sam, jest niezależny, odpowiedzialny, pewny siebie. Jeśli prosi o pomoc, to w wyjątkowych sytuacjach.

Na szczęście nie ma z tym problemu, bo nie cierpi na jakiś przerost dumy. Natomiast Piotrek to żywy ogień, którego trzeba wciąż pilnować. Uroczy, rozbrykany, roześmiany dzieciak zmienił się w sympatycznego, równie niesfornego młodziana.

Ciągle gdzieś się spieszy, nie ma czasu, żeby pomóc w domu, ale jak już znajdzie chwilę, to zawsze jest wesoło. Nikt nie opowiada dowcipów lepiej niż Piotruś.

No i niebrzydki jest, w końcu podobny do brata, a Tomek to istny model, i nie mówię tego wyłącznie jako zakochana we własnych synach matka. Gdyby Piotruś o siebie zadbał, przestał ogryzać paznokcie, zgolił ten brzydki, rzadki wąsik, ostrzygł się modnie, włożył wyprasowaną koszulę, od razu zrobiłby się z niego taki sam przystojniak jak z brata.

Ale mój młodszy syn nie przywiązywał wagi do wyglądu. Podobnie jak do porządku. Gdyby zaprosił do swojego pokoju inną dziewczynę niż Zosia, ta dostałaby zawału. A ja zaraz po niej
– ze wstydu.

Toteż doznałam niemałego szoku, gdy parę tygodni temu Piotruś wyszedł z łazienki z gładziutką twarzą. Ciągnął się za nim zapach wody po goleniu; musiał podprowadzić ojcu. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, pobiegł na pociąg, którym jeździł na poranne zajęcia.
Nie wytrzymałam i zadzwoniłam do Tomka.

– Nie wiesz przypadkiem, co się stało twojemu bratu?

– Coś mu się stało? – Tomek nieco się zdziwił, choć przywykł do ekscesów Piotrka. – Rozmawiałem z nim przed mechaniką, sprawiał wrażenie zdrowego.

– Nie o tym mówię. Zauważyłeś w nim coś dziwnego? Nowego?

– Chodzi o głupkowaty uśmiech? To u niego norma.

– Tomuś! – zganiłam syna ze śmiechem. – Chodzi mi jego o twarz. Przyjrzałeś mu się?

– Aaaa! – Tomek zawył do słuchawki i zaniósł się rechotem. – Zniknął dziewiczy wąsik! Mamo, problem Piotrka ma na imię Justyna.

– Dziewczyna?

Nie mogłam uwierzyć, że mój syn abnegat zainteresował się czymś więcej niż imprezy i piłka nożna.

– Tak, jedna z niewielu dziewczyn na jego wydziale – poinformował mnie Tomek. – I jedyna, która wygląda jak modelka.

– Ulalaaa…

Syn zaczął się starać dla tej dziewczyny

Rozłączyłam się i zadumałam. Czy gładka twarz to jedyna zmiana, jaka zaszła i jeszcze zajdzie w Piotrku? Okazało się, że nie. Po pierwsze, przestał imprezować na mieście, dzięki czemu zaoszczędził parę groszy na nowe ciuchy.

Jako wierna kibicka jego przemiany nie mogłam się powstrzymać i kupiłam mu nowe skarpetki oraz bokserki. Zaczął dbać o paznokcie i poszedł do fryzjera, dzięki czemu jego włosy przestały przypominać wiecheć słomy. Największy wstrząs przeżyłam jednak na widok jego pokoju. Lśnił czystością.

– Spodoba jej się?

Piotrek prężył się jak struna, prezentując odmienione lokum. Dywan odkurzony, ciuchy schowane, płyty poukładane, na łóżku koc. Nawet okno umył.

– Synuś, nie poznaję cię… – z trudem powstrzymałam łzy wzruszenia. – Oby była warta twojego wysiłku.

Justyna faktycznie wyglądała jak dziewczyna z magazynu o modzie. Wysoka, szczupła blondynka w obcisłej sukience. Zamknęli się w pokoju, więc nie zamieniłam z nią zbyt wielu słów.

Jednak dziwiło mnie, że Piotrek wybrał właśnie ją. Wydała mi się wyniosła i niedostępna. Piotrek zawsze obracał się w towarzystwie ludzi wesołych, swobodnych, spontanicznych. Takich, z którymi i ja chętnie rozmawiałam.

A ona? Próbowałam zagadać, gdy zbierali się do wyjścia, ale odpowiadała półsłówkami. Kompletny brak porozumienia, a nie jestem przecież jakąś wścibską mamuśką.

Z taką na przykład Zosią, z którą Piotrek przyjaźnił się całe dzieciństwo, było zupełnie inaczej. Nie wiem, o co się pokłócili, bo dawno jej nie widziałam, ale kiedyś co drugi dzień wpadała do nas na obiad, tryskała energią, sprawiała, że wszyscy pokładaliśmy się ze śmiechu.

Piotrek zawsze przy niej błyszczał. A przy Justynie zachowywał się oficjalnie, sztywno, jak nie on. Jednak poza tym nie miałam powodów do narzekań. Piotruś zmienił się na korzyść.

Zaprowadził porządek w pokoju, zaczął wynosić śmieci, zmywać, pomógł ojcu naprawić rynnę. Przyjemnie się obserwowało, jak przepuszcza Justynę w drzwiach, proponuje herbatę, chwali moje ciasto. Niestety, miałam z nim coraz mniej kontaktu, bo za każdym razem zamykali się w pokoju. Aż pewnego dnia wizyty Justyny ustały.

Syn był ostatnio jakiś smutny i przygaszony

Początkowo nie poczułam się zaalarmowana. Nie wspominał, że ma jakieś kłopoty sercowe. Nadal wyglądał schludnie, regularnie się golił i wrzucał brudne ciuchy do kosza. Nie przestawał też pomagać w pracach domowych. I chyba to dało mi do myślenia.

Coraz rzadziej wychodził z domu, więcej czasu spędzał zaś ze mną. A to wyręczał mnie w ścieraniu kurzu na wyższych półkach, a to proponował wspólne oglądanie filmu. Ukrócił nawet spotkania z kolegami. Niby wszystko pięknie, tylko… stracił dawną iskrę w oku.
Oczywiście zadzwoniłam do Tomka z nadzieją, że on coś wie.

– Po prostu z nim pogadaj – powiedział. – Ceni twoje rady. Chyba dlatego spędza z tobą tyle czasu. Może chce, żebyś go pociągnęła za język.

Czyli Tomek wiedział o czymś, o czym ja nie wiedziałam. Gdy Piotrek wrócił z zajęć, zaserwowałam obiad złożony z jego ulubionych dań. Zjedliśmy. Mąż wrócił do warsztatu, a ja zabrałam się do zmywania, Piotrkowi wręczając ściereczkę do wycierania naczyń.

– Dawno nie widziałam u nas Justyny – zagaiłam. – Wszystko u niej w porządku?

– Tak – odparł Piotrek, patrząc w okno. – Chyba tak.

– Chyba? To już się nie widujecie?

– Owszem, widujemy – powiedział, trąc półmisek, jakby chciał zetrzeć cały szlaczek. – Widuję ją na wydziale. Ją i tego bałwana, z którym się teraz prowadza. Ponoć lepiej do siebie pasują niż my.

– Synuś… – zawahałam się, szukając właściwych słów. – Może faktycznie Justyna nie jest dziewczyną dla ciebie.

Piotrek zapatrzył się w dal.

– A może nie jestem gotowy na miłość – powiedział.

Rozrzewnił mnie. Taka dojrzała uwaga w ustach mojego Piotrusia? Mojego szałaputa, który biegał z ręką w gipsie, skakał po drzewach i dachach, bawił się w podchody w piwnicy? Ileż to razy wracał z Zośką cały umorusany?

Wstawiałam ich do wanny i myłam od góry do dołu. A potem Zosia czekała, aż jej mama przyjdzie z suchymi ciuchami, tuląc się do kaloryfera i do mojego Piotrusia jednocześnie.

– Na wyznanie Zośki też nie byłem… – dodał cicho.

Oho, czyżby tu był pies pogrzebany?

Zosia chciała zmienić ich relację w coś więcej i Piotruś się spłoszył? Czyżbym usłyszała żal w jego głosie? Postanowiłam kuć żelazo, póki gorące. Może wystarczy ich tylko nieco popchnąć w swoją stronę?

– Mijałam niedawno Zośkę – skłamałam bez mrugnięcia okiem. Nie widziałam jej od miesięcy. Podobno też studiowała w mieście, ale rzadko bywała w rodzinnych stronach, więc nie wpadałyśmy na siebie tak często jak kiedyś. – Nic się nie zmieniła. Nadal ma te swoje loki, które wiatr rozwiewa na wszystkie strony świata.

– O! – Piotrek wyraźnie się ożywił, a także lekko zarumienił. – I co mówiła? Coś… o mnie?

– Nie zdążyłyśmy za długo porozmawiać. Spieszyłam się na targ. Ale pytała o ciebie. Chętnie by się z tobą spotkała.

– Naprawdę? – ucieszył się. – Bo ja też bym tę wariatkę chętnie zobaczył. Niby kazała mi się wypchać i zniknąć, ale może już jej złość przeszła? Przeproszę ją, lepiej późno niż wcale.

Odstawił do szafki półmisek i wyszedł do swojego pokoju. Chwilę później słyszałam, jak śmieje się do słuchawki, referuje ostatnie wydarzenia z życia i umawia się na spotkanie.

Potem zniknął w łazience, gdzie wziął prysznic, wyperfumował się i włożył świeże ciuchy. Oglądałam właśnie serial, gdy mi się pokazał, gotowy do wyjścia. Na do widzenia ucałował mnie w czoło i powiedział:

– Dzięki, mamuś.

A potem zniknął na cały wieczór, zaś w sobotę pojawił się na obiedzie z przyjaciółką z dawnych lat. Faktycznie się nie zmieniła. Wyglądali, jakby nawet na jeden dzień nie stracili ze sobą kontaktu.

Przekomarzali się, opowiadali dowcipy, sprawiając, że z mężem co chwila krztusiliśmy się ze śmiechu. Do naszego domu wróciła nie tylko Zosia, ale i dawna wesołość. Po obiedzie Piotrek zaproponował spacer.

– Ale najpierw pozmywam – oznajmił i zerwał się z krzesła.

Zosia posłała mi nad stołem pełne podziwu spojrzenie. Szepnęła też bezgłośnie „dziękuję”, dając znać, że połapała się w moim kłamstwie. A ja byłam dumna podwójnie: z siebie i z mojego starego-nowego Piotrusia.

Czytaj także:
„Mąż został na weekend z półtoraroczną córką. Dzwonił do mnie 50 razy dziennie i pytał o wszystko. Tatuś roku...”
„Mój mąż zmarł 5 lat temu. Pocieszenie znalazłam w ramionach mężczyzny, którego kochałam w młodości. Wtedy nam nie wyszło”
„Po śmierci męża szukałam oparcie w ramionach innego mężczyzny. Synowie odstraszali wszystkich kandydatów”

Redakcja poleca

REKLAMA