Zawiesiłam się wtedy na długo nad tym zdaniem. Wydało mi się ckliwe i infantylne, bo przecież takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach albo książkach, przeważnie Harlequinach. Kilka miesięcy później przypomniałam sobie ten tekst, nie mogąc uwierzyć, że coś takiego mnie spotkało.
Tego wieczora wracałam późno z biura. Pracowaliśmy nad projektem dla nowego, ważnego klienta i trochę się przedłużyło. Zapadł już zmrok. Kiedy podeszłam pod swój blok, spojrzałam w okno na parterze, w którym kusząco rozlewało się ciepło światła.
W tym mieszkaniu tętniło życie. Piętro wyżej framuga zionęła smutną, dołującą ciemnością. Tam mieszkałam… Nikt na mnie nie czekał. Nie było w tym nic wyjątkowego, nigdy na mnie nikt nie czekał. Ale tego wieczora nagle ten fakt spowodował, że poczułam dojmującą, przenikliwą pustkę i smutek.
Miałam ponad trzydzieści lat, a nie udało mi się założyć rodziny ani stworzyć związku. Spotykałam się z kilkoma mężczyznami, z jednym nawet mieszkałam przez rok. Niestety, to nie było to. Nigdy żadna z moich relacji nie zaczęła się słynnymi motylami w brzuchu, bezsennością i bezgranicznym poczuciem szczęścia. Zawsze myślałam, że uczucie przyjdzie później. Ale moi partnerzy, zamiast mnie olśniewać, tylko mnie rozczarowywali.
I tak teraz po ciężkim dniu pracy siedziałam samotnie na kanapie, patrząc w telewizor z kieliszkiem wina w ręku, a strach, że tak już będzie wyglądało moje życie, nagle zaczął łapać mnie za szyję zimną, duszącą pętlą.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. W głowie kołatały mi się myśli, że nic nie ma sensu, a ja jestem do niczego. Przysnęłam nad ranem. Musiał to być mocny sen, bo nie usłyszałam budzika. Kiedy na niego spojrzałam, było pół godziny po czasie, o którym powinnam była wstać. Zerwałam się z łóżka jak oparzona.
Tego dnia mieliśmy spotkanie z nowym klientem. Byłam odpowiedzialna za prezentację. W pośpiechu się ubrałam. W papierowym kubku, których na szczęście miałam zapas na takie okazje, zrobiłam sobie kawę i wypadłam na ulicę. Akurat jechała taksówka.
Na co dzień nie pozwalałam sobie na takie luksusy, ale do spotkania miałam kwadrans, więc bez wahania zamachałam. Pod biurem wysiadłam z samochodu, w jednej ręce trzymając teczkę z dokumentami, a w drugiej kubek z kawą. Ruszyłam szybkim krokiem do drzwi, gdy nagle z całym impetem wpadł na mnie jakiś mężczyzna. Patrzył w ekran swojego smartfona i w ogóle nie zwracał uwagi na to, dokąd idzie.
Ten wariat wszystko zniszczył
– Czy pan oszalał?! – wrzasnęłam wściekła, patrząc na wielką plamę, jaką kawa utworzyła na mojej bluzce. – Co to, ma pan piętnaście lat i nie może się oderwać od komórki?
– Przepraszam – na twarzy przechodnia malowało się zdumienie i zawstydzenie. – Dostałem ważny…
– To jest powód, żeby wpadać na ludzi?! Ta kawa była na szczęście zimna. Ale jak ja wyglądam?!
– Naprawdę bardzo mi… – zaczął mężczyzna.
Trudno było mu odmówić uroku. Miał orzechowe, jasne oczy i ciemne włosy, opadające z lewej strony niesfornie na czoło. Mimo to dla mnie w tym momencie był kretynem.
– Nie mam czasu na dyskusje, jestem spóźniona! – warknęłam. – I weź się, człowieku, w końcu ogarnij! – warknęłam na odchodne.
Może za ostro go potraktowałam. Takim zbolałym spojrzeniem patrzył na mnie. Ale przecież mój strój był w opłakanym stanie. Nie dość, że byłam spóźniona, to jeszcze coś musiałam wykombinować z bluzką, żeby nie zrobić fatalnego wrażenia na zebraniu. Aż zatrzęsłam się ze złości. Wpadłam do biura. Karolina, koleżanka z pokoju, na mój widok aż jęknęła.
– Już na ciebie czekają, ale nie możesz tak pójść – powiedziała.
Uprosiłam ją, żeby pożyczyła mi swoją bluzkę i posiedziała przez godzinę w samym żakiecie zapiętym pod szyję. Przebrałam się i rozdygotana pobiegłam w stronę sali konferencyjnej. Przed drzwiami wzięłam kilka głębokich wdechów i otworzyłam je.
Jeżeli chociaż trochę udało mi się uspokoić, to to, co ujrzałam w środku, wszystkie moje starania zniweczyło w sekundę. Zza stołu wstał mój szef i człowiek, który oblał mnie kawą!
Podszedł do mnie i wyciągnął rękę.
– Siemaszko! – powiedział.
Zamurowało mnie. Zabrakło mi tchu. Poczułam, jak policzki zaczynają mnie palić żywym ogniem, po plecach spłynęła mi strużka potu, zaschło w gardle. Moje dłonie zrobiły się wilgotne. Niepostrzeżenie wytarłam je w spódnicę i podałam mu prawą.
Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Stałam jak sparaliżowana i marzyłam o tym, żeby się zapaść pod ziemię. Cisza w pomieszczeniu była prawie namacalna. Mój kierownik chrząknął wymownie.
– To jest pani Sylwia, która przygotowała ofertę dla pana – powiedział wyraźnie zły. – Usiądźmy wszyscy i dajmy pani przygotować się do prezentacji – zaproponował.
Dalszą część spotkania pamiętam jak przez mgłę. Byłam bardzo dobrze przygotowana, więc przedstawiłam naszą ofertę. Działałam jak na autopilocie. Czułam się potwornie, oddychałam płytko, brakowało mi powietrza. Byłam równocześnie zażenowana i wściekła na całą tę absurdalną sytuację.
Nie mogłam uwierzyć, że spotyka to właśnie mnie. Taką zawsze zorganizowaną, przygotowaną na wszystko osobę. Marzyłam o tym, żeby spotkanie się już skończyło i żebym mogła zaszyć się w jakimś najciemniejszym kącie. W końcu dobrnęłam do ostatniego wykresu. Pożegnałam się i na trzęsących się nogach wyszłam z sali.
Musiałam przytrzymać się ściany, bo zakręciło mi się w głowie. Skierowałam się do drzwi wyjściowych i wyszłam na zewnątrz. Nie było tutaj mowy o świeżym powietrzu, w końcu stałam przy ruchliwej ulicy pełnej samochodów. Ale była chociaż przestrzeń, której bardzo potrzebowałam.
Zamknęłam oczy i zaczęłam powoli oddychać, próbując odegnać uczucie paniki. Byłam pewna, że szef mnie zwolni po tym, co właśnie zaprezentowałam. Przyszłam spóźniona, w wyraźnie za małej bluzce i jeszcze ośmieszyłam siebie, a tym samym całą firmę. Klient na pewno po tym wszystkim nie będzie chciał z nami pracować, a tego dyrektor na pewno mi nie daruje.
Nie wierzę własnym uszom
– Przepraszam, pani Sylwio – usłyszałam za plecami miły głos.
Otworzyłam oczy. Przede mną stał sprawca wszystkich moich dzisiejszych nieszczęść. Nie wyglądał jednak wcale jak wcielony diabeł. Uśmiechał się niepewnie.
– Chciałem pani powiedzieć, że prezentacja bardzo mi się podobała. Była rzeczowa i przekonująca. Od razu po pani wyjściu zapewniłem dyrektora, że moja firma podpisze kontrakt. Dodałem również, że jest to pani zasługą. I nie skłamałem.
– Dziękuję – odparłam, ponieważ nie wiedziałam za bardzo, co innego mogę powiedzieć.
Moja cała wściekłość na tego człowieka nagle wyparowała.
Niewątpliwie miała na to wpływ wiadomość, że moja prezentacja została pochwalona przez klienta, a kontrakt zostanie podpisany. Znałam dobrze mojego szefa. Złapaliśmy duże zlecenie, więc wszystko puści w niepamięć.
Dostał to, czego pragnął. Nic innego go nie obchodziło. Ogromny kamień spadł mi z serca. Ale było coś jeszcze. Dźwięk głosu tego mężczyzny, kiedy już nie targały mną ogromne emocje i stres, wydał mi się taki delikatny i miękki. Jego spojrzenie łagodne i intrygujące.
– Niemniej nic nie tłumaczy tego, że przez nieuwagę wpadłem na panią i zniszczyłem ubranie – mówił nadal Norbert. – W materiałach, które otrzymałem, znalazłem numer telefonu do pani. Jeśli mogę, pozwolę sobie zadzwonić za kilka dni. Chciałbym zaprosić panią na kolację i zrekompensować w ten sposób nerwy…
Zupełnie bezwiednie mój wzrok powędrował w stronę serdecznego palca jego prawej dłoni. Szukałam obrączki, ale jej nie znalazłam…
– Czy da się pani zaprosić? – zapytał, bo nadal milczałam.
– Tak, naturalnie – odparłam i pożegnaliśmy się.
Wracając do biura, myślałam sobie, że to właśnie to uczucie, te słynne motyle w brzuchu. W końcu i ja ich doświadczyłam!
Czytaj także:
„Nieznajomy wyświadczył mi przysługę, a ja wyszłam przed nim na oszustkę. Nie mogłam sobie tego wybaczyć”
„Kiedyś on uratował mnie z opresji, dziś ja pomagam mu odbić się od dna. Los kazał nam czekać na siebie 15 lat”
„Padliśmy ofiarą naciągacza. Zapłaciliśmy za remont budynku, który... nigdy nie istniał. Po marzeniach zostały zgliszcza”