Każde małżeństwo przechodzi kryzys. Nie wiem, jak to się dzieje, ale prędzej czy później przychodzi moment wypalenia. Ważne, by umieć to przezwyciężyć. Ja byłam bliska decyzji o rozwodzie. Na szczęście wszystko się dobrze skończyło. A raczej nic się nie skończyło – nasza miłość trwa, choć może bliższa jest przyjaźni. Gdy wspominam szalone chwile w ramionach kochanka, jest mi wstyd. Dobrze, że nikt o tym nie wie. Pozostały wspomnienia, które z każdym rokiem blakną jak pozostawiony na słońcu materiał…
Nigdy nie słyszałam tylu komplementów
Nigdy nie byłam dziewczyną, która zmieniała chłopaków jak rękawiczki. Jak już raz się zakochałam, trudno mi się było odkochać. Dlatego mocno przeżyłam rozstanie z pierwszym chłopcem. Cóż, przegrałam w rywalizacji z bardziej śmiałą, pewną siebie i wyluzowaną Elką.
Dla mnie liczyły się inne wartości. Nie miałam kolczyka w nosie ani w pępku, nie ubierałam się wyzywająco, nie paliłam papierosów, wstydziłam się pić piwo z chłopakami. Tak zostałam wychowana i nie zamierzałam nic zmieniać. Co najwyżej mogłam zmienić chłopaka. Oczywiście liczyłam, że wszystko między nami się ułoży. Niestety, moje nadzieje okazały się płonne.
Lucek był zupełnym przeciwieństwem Zbyszka: spokojny, dobry i pracowity. Pobraliśmy się po roku znajomości. Po kolejnym roku urodził się nasz synek Wojtuś. Po dwóch – Anitka. Lucek dwoił się i troił, żeby zarobić na naszą rodzinę, tym bardziej że ja nie zdążyłam podjąć pracy. Zajęłam się domem i wychowaniem dzieci. Dbałam, żeby zawsze było czysto i obiad stał na stole, gdy Lucek wraca z pracy. Prałam, prasowałam, sprzątałam, bawiłam się z dziećmi, odprowadzałam je do przedszkola. O sobie nie myślałam wcale.
Czy byłam szczęśliwa? Na swój sposób tak, choć czegoś mi brakowało. Może właśnie tych słów o miłości, tych banalnych, ale chyba potrzebnych zapewnień i drobnych czułych gestów. Gdyby ktoś oceniał nasze małżeństwo za zewnątrz, uznałby je za szczęśliwe. Ja też tak myślałam. Aż do wesela mojej kuzynki.
Wcale nie chciałam tam iść, nie miałam w co się ubrać i w ogóle. Kuzynka jednak była na naszym weselu i nie chciała słyszeć o tym, żeby mogłoby nas zabraknąć. Lucek też mnie namawiał. Powiedział, że nigdzie razem nie chodzimy, więc trzeba skorzystać z okazji. Tak naprawdę z okazji skorzystał Sylwester, najlepszy kolega męża kuzynki.
Podczas wesela Lucek trochę przesadził z alkoholem. Świadek pana młodego ostro polewał i mojego męża tak zmogło, że musiał się położyć w jednym z pokojów gościnnych specjalnie wynajętych dla weselników. Byłam zła. Gdyby nie to, że mieszkamy kilkadziesiąt kilometrów dalej, pewnie wróciłabym do domu. A tak tylko siedziałam obrażona przy stole, smętnie patrząc na rozbawionych gości.
I wtedy napatoczył się Sylwek. Jeszcze nigdy nie usłyszałam tylu komplementów na swój temat. Dowiedziałam się, że ładnie wyglądam, pięknie tańczę i chodzę, mam najładniejszą sukienkę (oczywiście nie licząc panny młodej), mam śliczne oczy i miło się uśmiecham. Nawet nie wiem, czy wszystko zapamiętałam.
I raptem coś się ze mną stało! Znaliśmy się z Sylwkiem praktycznie jedną noc, a ja już prawie się w nim zakochałam. Dobrze tańczył, więc bawiliśmy się prawie do rana. Tańczyliśmy i rozmawialiśmy – na zmianę. O piątej rano żałowałam, że to już koniec. Mąż spał snem sprawiedliwego, a ja poszłam z Sylwkiem na spacer do lasu. Zupełnie jak postrzelona nastolatka!
Zrozumiałam, co jest w życiu ważne
Wszystko wydawało mi się takie niezwykłe i romantyczne, a zarazem czułam smutek, ponieważ wiedziałam, że będę musiała wrócić do szarej rzeczywistości. Wesele wydało mi się pięknym snem, z którego bardzo nie chciałam się obudzić. Pocałowaliśmy się raz na pożegnanie, choć bardzo się bałam, że ktoś nas zobaczy. Naprawdę myślałam, że więcej się nie spotkamy, dlatego oddałam tamten pocałunek. Ale wystarczył jeden pocałunek, bym chciała więcej.
Po weselu nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Lucek mnie drażnił, tęskniłam za Sylwkiem, za jego pocałunkami. Dzwoniliśmy do siebie, gdy mąż był w pracy. Na szczęście od czasu, gdy z Luckiem zrezygnowaliśmy z telefonu stacjonarnego, miałam swoją komórkę. Potrzebowałam tych telefonów i SMS–ów. Zaczęłam więcej myśleć o tym, by się ładnie ubrać i umalować.
– Chcę wreszcie zacząć dbać o siebie – oświadczyłam któregoś dnia Luckowi. – Raz w miesiącu będę chodzić do kosmetyczki i do fryzjera. I potrzebuję nowych butów i ciuchów!
– Oczywiście, czy ktoś ci broni? – mąż był zaskoczony.
Idąc za ciosem, zapisałam się też na kurs prawa jazdy, dzięki czemu mogłam się wymykać na randki bez kombinowania. Czułam się wspaniale, choć okropnie się bałam, co będzie.
Któregoś dnia Sylwek poprosił, żebym odeszła od Lucka i przeprowadziła się do niego. Całując mnie po rękach, mówił:
– Wiem, jak dbać o kobietę. Kocham cię i wiem, że ty też mnie kochasz… Pomyśl o swoim szczęściu, nie tylko o innych.
Myślę, że gdyby nie Wojtuś i Anitka, zrobiłabym to od razu. Ale jednak nie chciałam działać pochopnie. Na razie obiecałam tylko, że się zastanowię.
W październiku przypadała dziewiąta rocznica mojego ślubu. Żadna okrągła, zresztą mąż wcześniej nie uznawał tych rocznic, czasem nawet ja o nich zapominałam. Sylwek był pod tym względem inny. Co miesiąc kupował mi czekoladki i różę. Wrzucaliśmy ją potem do rzeki i, trzymając się za ręce, przebiegaliśmy na drugą stronę mostu patrzeć, jak płynie. Nigdy nie przeżywałam czegoś tak pięknego!
Tamtego wrześniowego dnia jak zwykle wybierałam się do miasta na jazdę, no i na randkę z Sylwkiem. Bałam się, że ucieknie mi autobus, a musiałam jeszcze odprowadzić dzieci do babci. W drzwiach niemal zderzyłam się z Luckiem. Wrócił wcześniej z pracy. W ręce trzymał ogromny bukiet karminowych róż, chyba najdłuższych, jakie widziałam.
– Wychodzisz? – wyraźnie zmarkotniał na mój widok.
– Przecież mam dziś jazdę, mówiłam ci wczoraj. Jak zwykle mnie nie słuchałeś.
– Myślałem, że spędzimy dzisiejszy wieczór razem. To nasza rocznica ślubu – przypomniał, podając mi róże.
Ze zdziwienia zaniemówiłam. Owszem, zapomniałam, ale tylko dlatego, że przez wiele lat on sam o tym nie pamiętał.
– Zapraszam cię na kolację do Ratuszowej, zarezerwowałem już stolik. A gdybyś chciała, możemy pójść do kina. Rozmawiałem z mamą, chętnie posiedzi dłużej z dziećmi. Zrób sobie dziś wolne.
Nie wiem, co takiego było w jego głosie, że nie dałam się prosić. Przełożyłam jazdę i spotkanie z Sylwkiem na następny dzień. Spotkałam się z nim wtedy ostatni raz. Po to, by mu powiedzieć, że nie odejdę od męża i prosić, by więcej do mnie nie dzwonił. Nie żałuję, że posłuchałam głosu rozsądku. A właściwie głosu serca, serca Lucka. Nie zapomnę, co wtedy powiedział:
– Dawno ci nie mówiłem, że cię kocham. Wydawało mi się to oczywiste, skoro jesteśmy małżeństwem. Edytko, jesteś moim dobrym duchem, najcudowniejszą osobą. Nawet jeśli ci o tym nie mówię, bardzo cię kocham… Jesteś piękna, też ci tego dawno nie mówiłem. Obiecuję, że się poprawię. I że będziemy więcej czasu spędzać razem.
Nigdy nie dowiedziałam się, co skłoniło Lucka do tamtego wyznania. Może się czegoś domyślił? A może był to zwyczajny zbieg okoliczności? Nie wiem. Ale wtedy zrozumiałam, co jest w życiu najważniejsze – nie szalone porywy namiętności, tylko głęboka więź, prawdziwa miłość.
Czytaj także:
„Były mąż nękał Miśkę nawet po rozwodzie. Ukrywało ją całe osiedle, wszystkie sąsiadki kłamały, że jej nie znają”
„Skłamała, że ma chorą córkę. Pieniądze, które sąsiedzi zebrali na leczenie, wydała na fryzjera, ciuchy i balangi”
„Byłem okropnym mężem i tragicznym ojcem. Wolałem bary i kolegów od własnej rodziny. Choroba żony mnie nawróciła”