„Były mąż nękał Miśkę nawet po rozwodzie. Ukrywało ją całe osiedle, wszystkie sąsiadki kłamały, że jej nie znają”

Mąż chciał jej odebrać dziecko fot. Adobe Stock, antianti
„- Przy rozwodzie to mnie przypadła opieka nad Wiktorem, ale on tego nie rozumie. Przysiągł, że zrobi wszystko, żeby odebrać mi dziecko i wywieźć je za granicę. Ukrywamy się przed nim od miesięcy. Może tutaj nie będzie nas szukał...”.
/ 23.05.2022 21:00
Mąż chciał jej odebrać dziecko fot. Adobe Stock, antianti

Spokojne osiedle, od zawsze ci sami sąsiedzi. Miło było wiedzieć, że ma się obok siebie życzliwych ludzi. A na tę nową sąsiadkę wszyscy patrzyli wilkiem. Czerwone włosy i ten wyzywający makijaż… Oj, będzie się działo! Taki ktoś na pewno oznacza kłopoty!

Zawsze ceniłam sobie spokój przedmieścia

W latach osiemdziesiątych zamieszkaliśmy z mężem w małym miasteczku pod Poznaniem. Przez te wszystkie lata zdążyliśmy doskonale poznać i polubić naszych sąsiadów z bloku. Większość z nas była w podobnym wieku, wspólnie przechodziliśmy przez szkołę dzieci, później ich matury i śluby. Takie doświadczenia zbliżają. Wydawało nam się, że ta spokojna, codzienna rutyna nie jest niczym zagrożona.

Pewnego dnia okazało się, że jedna z naszych sąsiadek, pani Krysia, zamierza się wyprowadzić do córki i zięcia, którzy mieszkają w Niemczech. Mieszkanie wystawiono na sprzedaż i szybko kupiła je jakaś młoda kobieta. Kiedy tylko ją zobaczyłam, zaczęłam przeczuwać kłopoty. Wyglądała na bardzo pewną siebie i „ostrą” kobietę. Miała na sobie skórzaną kurtkę i pofarbowane na czerwono włosy, a do tego mocny makijaż. Nie powiem, żeby przypadła mi do gustu, ale oczywiście przywitałam się i przedstawiłam.

– Miło mi, Miśka jestem. Fajnie, że będziemy sąsiadkami! – powiedziała, żując gumę, a moje złe przeczucia tylko się spotęgowały.

Inni także nie byli zachwyceni nową sąsiadką.

– Widziała ją pani, pani Jadziu? – pani Lidka przyszła ewidentnie po to, żeby się wyżalić. – Szkoda mi, że pani Krysia się wyprowadziła. Czuję, że z tą lokatorką tak łatwo się nie dogadamy.

– Oj, niech pani tak nie mówi. Pani Miśka jest na pewno bardzo miła. Nie ma co się uprzedzać.

Lidka skinęła głową, choć doskonale wiedziałam, że moja argumentacja jej nie przekonuje. Wyszła niezadowolona, że nie znalazła we mnie kompanki do plotek. Spojrzałam przez okno i zauważyłam, że Miśka wręcza odliczone banknoty facetowi, który przywiózł jej meble. Weszła do środka i już po chwili zaczęły dobiegać do mnie dźwięki wiertarki i młotka. Wiedziałam, że trochę to potrwa, ale nie miałam do niej pretensji. Wiedziałam, że przeprowadzka wymaga sporo wysiłku. Miałam za to wyrzuty sumienia, że za ścianą pracuje samotna kobieta, a ja siedzę z założonym rękami.

Wiedziałam, że na pewno przydałaby jej się pomoc

W końcu do niej zapukałam. Otworzyła mi w poplamionej białą farbą flanelowej koszuli i z włosami przewiązanymi chustką.

– Przeszkadzam pani tym hałasem… – powiedziała przepraszająco.

– Nie, nie. Ja wszystko rozumiem – odparłam. – Chciałam zapytać, czy nie potrzebuje pani pomocy.

– Ma pani prawko? – spytała po chwili.

– Mam – odparłam nieco zdziwiona.

Miśka wyciągnęła z kieszeni kluczyki do auta i podała mi je.

Czy mogłaby pani pojechać do przedszkola po Wiktorka, mojego synka? Ja musiałabym się przebierać i odrywać od pracy. A tak bardzo by mi pani pomogła.

Byłam bardzo zaskoczona jej prośbą. Myślałam raczej, że pomogę jej w malowaniu. Nie miałam jednak nic przeciwko, bo lubiłam dzieci. Zdecydowanie wolałam jednak pojechać swoim autem. Miśka napisała mi upoważnienie. Byłam taka zaskoczona tym pomysłem, że prawie o nic nie zapytałam. Pojechałam do przedszkola, z którego wielokrotnie odbierałam swoje dzieci, gdy były małe.

Odebrać z przedszkola obce dziecko?

Dopiero na miejscu zaczęłam się zastanawiać, czy ten chłopiec w ogóle ze mną pójdzie. Przecież może powiedzieć, że nie zna tej pani…

Mimo to wręczyłam upoważnienie przedszkolance i usłyszałam, jak wywołuje jego imię.

– Wiktor, przyszła po ciebie ciocia.

Spośród grupy dzieciaków wyszedł mały czarnoskóry chłopiec i spojrzał na mnie z niepewnością.

– Mamusia kazała pani mnie odebrać? – spytał Wiktorek.

Chłopiec okazał się wyjątkowo ufny. Podał mi rękę i ruszyliśmy do szatni. Zdobył moje serce w ciągu sekundy. Opowiadał o tym, co było dziś na obiad i z kim się bawił. Miło było słuchać tej dziecięcej paplaniny. Kiedy dojechaliśmy pod blok i wysiedliśmy, mały natychmiast złapał mnie za rękę. Rozglądał się nieco wystraszony.

– Boisz się czegoś? – zapytałam.

– Musimy uciekać przed tatą, bo on chce mnie zabrać za granicę od mamusi.

Chrząknęłam znacząco. Wcale nie chciałam słuchać o osobistych problemach sąsiadki. Miałam nadzieję, że Wiktor wyczuje aluzję, ale on kontynuował.

Tata i mama już się nie kochają, wie pani? Tata chce wracać do siebie, a mamusia nie chce i dlatego się tu chowamy. Ja też chcę tu zostać, bo byłem raz u niego i nie podobało mi się. Pani kiedyś była na Jamajce?

– Nie, nie byłam.

– To tu mieszkamy? – zapytał dopiero wtedy, gdy staliśmy już pod drzwiami.

Zapukałam dyskretnie. Miśka otworzyła. Widziałam, że płakała, ale przed Wiktorkiem zaprezentowała szeroki uśmiech.

– Cześć, kochanie! Zapraszam do naszego nowego domku! Podoba ci się?

– Fajnie! – odpowiedział Wiktor entuzjastycznie.

Już pani wie? – spytała, wpatrując się we mnie wnikliwie, a ja się zawstydziłam.

– Nie pytałam go o nic… – zaczęłam się tłumaczyć.

– Wiem, dlatego poprosiłam, żeby go pani odebrała z przedszkola. Wolałam, żeby dowiedziała się pani wszystkiego od niego. Wejdzie pani na herbatę? – zapytała, a ja zgodziłam się bez chwili wahania.

Dopiero teraz pojęłam, że to nie była zwykła przysługa

Miśka doskonale wiedziała, co robi. Dzięki tej rozmowie z jej synkiem zrozumiałam niemal wszystko, co chciała mi przekazać. Nie widziałam już przed sobą rudowłosej wariatki, która porywa się w pojedynkę na remont i chce nam zakłócić spokój. Widziałam wystraszoną matkę, która chce zapewnić swojemu dziecku jak najlepszy los. Wiktorek wbiegł do swojego nowego pokoju i zajął się zabawkami. Miśka zaparzyła herbatę i zaczęła opowiadać historię swojego małżeństwa.

Najpierw wydawało jej się, że to najprawdziwsza miłość, ale z czasem mąż zaczął być wobec niej agresywny i na wszelkie sposoby próbował odebrać jej niezależność.

– Nie mogłam dłużej tkwić w tym małżeństwie i powiedziałam Ube, że to koniec. Że muszę odejść. Myślałam, że każde z nas to widzi i rozumie. Miałam nadzieję, że pozwoli mi zacząć nowe życie. Ale on postanowił zabrać mi Wiktorka. Powiedział, że jest jego i bierze go na Jamajkę. Przy rozwodzie to mnie przypadła opieka nad dzieckiem, ale Ube tego nie rozumie. Chce zabrać syna i wyjechać. Dlatego kupiłam to mieszkanie. Mam nadzieję, że tutaj Ube nas nie znajdzie…

Przytuliłam Miśkę i poczułam, że płacze, ale kiedy przyszedł do nas Wiktorek, uśmiechnęła się i powiedziała, że zamówi dla nich pizzę na kolację, bo jeszcze nie zdążyła zrobić zakupów.

– Chodźcie do mnie. Nie chcę was martwić, ale tu nie dowożą pizzy. Zapraszam na kolację.

Miśka zgodziła się z ulgą. Kolejnych kilka tygodni Wiktorek zdobywał serca wszystkich mieszkańców naszego bloku. Wszyscy go uwielbiali za czar i łobuzerki błysk w oku.

Miśkę także przyjęliśmy jak swoją

Nawet Lidce było głupio, że tak źle początkowo ją oceniła. Pół roku po tym, jak Miśka się wprowadziła, wychodząc na zakupy, zauważyłam pod klatką nieznany samochód. Ze środka wyszedł ciemnoskóry mężczyzna. Podszedł do mnie i wyjął zdjęcie Miśki i Wiktorka.

– Dzień dobry. Czy zna pani może tych tu? – wskazał na fotografię.

Spojrzałam na zdjęcie, udając żywe zainteresowanie.

– Nie. Niestety. Nigdy ich tutaj nie widziałam.

Po chwili z klatki wyszła Lidka. Zesztywniałam lekko, ale miałam nadzieję, że mogę na nią liczyć.

– Lidka. Znasz taką panią?– zapytałam i wskazałam zdjęcie.

Lidka wzięła zdjęcie i pokręciła głową.

– Pierwszy raz widzę. A co? To ktoś znany? – zapytała.

Mężczyzna nie odpowiedział, tylko wściekły wsiadł do samochodu, walnął pięścią o kierownicę, że aż zatrąbił klakson, po czym odjechał. Nigdy więcej nie dręczył Miśki i Wiktorka. Czasem czuję, jakby ci dwoje byli moją rodziną. Właściwie w pewnym sensie są. Bo jak widać, do tego nie są niezbędne więzy krwi. Wystarczy więź emocjonalna i wzajemne zrozumienie, a tego nam nie brakuje.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA