Maria nie była ani moją pierwszą dziewczyną, ani pierwszą miłością, ani nawet pierwszą żoną. Nie spędziliśmy razem całego życia, tylko szesnaście lat. Jednak z tego powodu wcale nie było mi lżej, gdy odeszła. Mój świat runął.
Poznaliśmy się na spotkaniu grupy wsparcie dla osób po rozwodzie. Już po kwadransie wiedziałem, że to nie dla mnie. Ale uznałem, że ostentacyjne wyjście będzie nieuprzejme. Odliczałem więc czas, a gdy spotkanie się skończyło, prowadzący stanął przy drzwiach, każdemu podawał rękę i mówił „do zobaczenia”. Zdobyłem się na odwagę i powiedziałem, że więcej nie przyjdę, bo to nie dla mnie. Terapeuta koniecznie chciał ze mną porozmawiać, ale uciekłem. Wtedy zobaczyłem, że przygląda mi się kobieta, która chyba wyszła z tego samego spotkania.
Byliśmy świetną patchworkową rodziną
– Co, nie chce pan o tym porozmawiać? – uśmiechnęła się. Najwyraźniej słyszała moją rozmowę z terapeutą. – I tak jest pan odważniejszy. Ja się nie zdobyłam na to, żeby powiedzieć, że mnie tutaj więcej nie zobaczy.
– Trzymanie się za ręce i wykrzesywanie z siebie pozytywnych myśli to też nie pani bajka? – spytałem.
Nieznajoma pokiwała głową.
– Tak bardzo nie moja, że chyba muszę się pilnie napić. Może pójdziemy razem?
Jej bezpośredniość trochę mnie zaskoczyła, ale się zgodziłem.
W barze za rogiem zamówiłem piwo dla siebie i dżin z tonikiem dla Marii.
– To teraz powiedzmy sobie w kilku zdaniach, co nam się przytrafiło, i miejmy to już za sobą. U mnie klasyka. Mąż po czterdziestce odkrył, że chce żyć inaczej. Pierwszą zmianą była wymiana żony na młodszy model. Ja zostałam z dwoma synami, a Ryszard wyjechał na Ibizę z 23-letnią Bellą. Alimentów nie płaci, bo oficjalnie nie zarabia. Żyje z pracy w wypożyczalni sprzętu do pływania. Bella jest barmanką. Synowie jeżdżą do nich na wakacje i oczywiście uważają że tata i nowa mamusia są super. I tyle. Teraz ty.
– U mnie jeszcze banalniej. Niezgodność charakterów. Moja żona, zawsze dość despotyczna, z czasem zamieniła się w tyrana. Gdy po raz kolejny usłyszałem, że jestem nieudacznikiem i że znowu włożyłem na kolację u jej przyjaciół nie ten sweter, wstałem i wyszedłem. Natalię wychowujemy razem. Ale teraz, gdy ma już siedemnaście lat i jest prawie dorosła, większość czasu spędza w moim mieszkaniu. Moja była ma nowego męża. Nie wiem, czego szukałem dziś na tym spotkaniu. Chyba chciałem, żeby mi ktoś powiedział, jak żyć. Naiwniak ze mnie.
Przez kilka miesięcy ja i Maria spotykaliśmy się jako przyjaciele. Ona sprawiła, że znowu zacząłem się śmiać. I cieszyć drobiazgami. Porcją lodów, fajnym filmem, nowymi butami.
Ani mnie, ani Marii nie było łatwo się przyznać do tego, że nasza przyjaźń przeradza się w coś więcej. Okazało się, że łatwiejsze było zaakceptowanie pożądania fizycznego niż uczucia. Najpierw zostaliśmy kochankami. Dopiero wiele tygodni później – zakochanymi.
W końcu razem zamieszkaliśmy. Maria po rozwodzie została z wielkim domem i kredytem. Żeby go utrzymać, piętro wynajmowała. Teraz lokatorzy się wyprowadzili. Na piętro wyprowadzili się synowie Marii, tam swój pokój miała też Natalia. A my zajęliśmy parter. Byliśmy bardzo szczęśliwą patchworkową rodziną. Nasze dzieci bardzo się polubiły.
– Zawsze chciałam mieć starszego brata, a tu raptem mam aż dwóch – żartowała Natalia.
Ze ślubem się nie spieszyliśmy. W końcu doszliśmy do wniosku, że nie jest nam w ogóle potrzebny. Aż do diagnozy…
Trzymałem się tylko ze względu na wnuczkę
Gdy Maria się dowiedziała, że umiera, jej synowie na stałe mieszkali już za granicą. Ponieważ nie byłem jej mężem, lekarze nie chcieli ze mną rozmawiać. Może to mało romantyczny powód do ślubu, ale postaraliśmy się, żeby sama uroczystość nie była tylko formalnością. Jak już to robić – to z rozmachem!
Uroczystość odbyła się w lesie, na polanie. Maria była słaba, jednak nie chciała słyszeć o wózku. Dzielnie przeszła przez całą łąkę oparta tylko na moim ramieniu. Maria zawsze była brunetką, ale na ten dzień wybrała bujną blond perukę.
– Jak mogę wybierać, to chcę mieć loki jak Violetta Villas! – zdecydowała.
W weekendową podróż poślubną pojechaliśmy na Mazury, do domku mojego przyjaciela. Całe dnie spędzałem z Marią na łódce.
– Chciałabym powiedzieć, że będzie mi tego brakowało. Ale to nieprawda. Najtrudniejsze do zaakceptowania jest to, że nic już nie będzie. Że nic już nie będę myśleć ani czuć – Maria po raz pierwszy tak wprost zaczęła mówić o śmierci.
Odwróciłem się. Nie chciałem, żeby widziała, że płaczę.
A gdy w końcu odeszła, byłem pewien, że nie chcę już żyć. Przed desperackim krokiem powstrzymała mnie Natalia.
– Tatusiu. Wiem, że teraz mało obchodzi cię cały świat, ale chcę, żebyś wiedział, że będziesz dziadkiem – ta deklaracja uratowała mi życie. – Wiesz, jedynym dziadkiem…
Miała rację. Jej teść nie żył od kilku lat.
– Tatusiu. To dziewczynka. Uzgodniliśmy z Maćkiem, że będzie mieć na imię Marysia – zakomunikowała mi córka kilka miesięcy później.
Natychmiast pobiegłem powiedzieć o tym Marii. Na cmentarz chodziłem codziennie, czasem nawet kilka razy. Pewnie niejeden przechodzień wziął mnie za wariata, bo zdarzało mi się głośno rozmawiać z grobem. Nie umiałem jednak inaczej. Z każdą radością czy każdym problemem przez ostatnie lata biegłem do żony. Nie mogłem się odzwyczaić.
Gdy Natalia wróciła do pracy, akurat przeszedłem na emeryturę. Opiekowałem się wnuczką kilka razy w tygodniu, na zmianę z mamą Maćka. Na cmentarz wciąż chodziłem codziennie.
Kilka tygodni temu córka przyszła do mnie na poważną rozmowę.
– Tatku, Maciek dostał świetną propozycję zawodową z Wrocławia. Okazało się, że ja też mogę dostać pracę w tamtejszej filii mojej firmy. Wrzesień to dobry moment na przeprowadzkę. Marysia pójdzie akurat do przedszkola. I wiesz, podjęliśmy decyzję. Przenosimy się do Wrocławia. Na razie na trzy lata. A potem zobaczymy…
Kiwałem smutno głową.
Samotność mi tam raczej nie grozi
– Będę tęsknił, ale rozumiem. Nie mogę was zatrzymać. Mam nadzieję, że będziecie mnie odwiedzać.
– Tato, mam też propozycję – Natalia uśmiechnęła się tajemniczo. – Bardzo chcemy, żebyś pojechał z nami. Ktoś będzie musiał odbierać małą z przedszkola. Ja będę pracować do osiemnastej, Maciej pewnie jeszcze dłużej. Mamy już nawet na oku takie duże mieszkanie. Miałbyś pokój z własną łazienką i balkonem. Bardzo byś nam pomógł, bo…
– Ależ kochanie – przerwałem jej. – Ja nie mogę. Nie mogę zostawić Marii.
– Tatusiu. Jej już nie ma od prawie trzech lat. Wiem, jak bardzo ją kochasz, ale przecież myśleć o niej możesz wszędzie. Nie możesz całych dni spędzać ma cmentarzu. To nie ty leżysz w grobie…
Uzyskała tyle, że obiecałem, że o tym pomyślę. Następnego dnia pobiegłem na cmentarz. I zapytałem Marię, co o tym myśli. Choć tak naprawdę wiedziałem, co by mi odpowiedziała: ogarnij się i jedź.
Trzy dni później była rocznica śmierci Marii. Poszliśmy na grób wszyscy. Ja, jej synowie, Natalia z mężem. Były wspominki, trochę śmiechu, trochę łez. Widziałem, że córka cały czas bacznie mi się przygląda. Czuła, że to jest ten moment, w którym podejmę decyzję.
Poczekałem, aż wszyscy sobie pójdą. Ułożyłem porządnie kwiaty, ustawiłem równo znicze. W końcu zebrałem się na odwagę. I powiedziałem, że ją zostawiam. Pewnie mi się zdawało, ale w tym momencie ciepły podmuch owiał mi twarz. Pomyślałem sobie, że to Maria. I że dała mi zgodę.
Walizki mam już prawie spakowane. Gdy już się zdecydowałem, wszystko nagle zaczęło się układać. Przyjaciel z Białegostoku poprosił o pomoc w znalezieniu taniego mieszkania dla wnuczki, bo w październiku zaczyna studia. Po śmierci Marii jej dom sprzedałem, a sam miałem mieszkanie z dwiema sypialniami. I bardzo się martwiłem, kto się nim zaopiekuje. Uzgodniliśmy więc, że Ola będzie mieszkać u mnie za opiekę i opłaty.
– A ty jedziesz do Wrocławia? – upewnił się Rysiek, gdy dobijaliśmy targu. – Bo wiesz, całkiem niedawno spotkałem Wieśka. Cały czas mówił, że pora na jakieś spotkanie po latach. I wiesz, okazało się, że on od lat mieszka we Wrocławiu! Dam ci jego numer. Jak tylko wpadnę w odwiedziny, to się spotkamy we trójkę.
Ja, Rysiek i Wiesiek na studiach byliśmy nierozłączni. Potem straciliśmy z nim kontakt. Wiesiek był świetnym kompanem i doskonałym brydżystą. Jeśli się nie zmienił, to samotność we Wrocławiu raczej mi nie grozi.
Czytaj także:
„Po śmierci żony długo nie byłem gotowy na kolejny związek. Żałoba mi przeszła, gdy obok zamieszkała piękna nieznajoma”
„Po śmierci żony przeniosłem się do syna i synowej. Traktowali mnie jak niedojdę i nawet w święta siedziałem sam w pokoju”
„Po śmierci żony, kobiety stały się dla mnie niewidzialne, liczyła się tylko córka. Ale chyba już czas pomyśleć o sobie”