„Po śmierci żony przeniosłem się do syna i synowej. Traktowali mnie jak niedojdę i nawet w święta siedziałem sam w pokoju”

smutny mężczyzna fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„No to całe dnie tkwiłem w maleńkim pomieszczeniu i wpatrywałem się w ścianę. Nieraz pogadałbym z domownikami, ale syn nie miał na to czasu. Był wykładowcą na uczelni, więc po przyjściu z pracy siadał z nosem w książkach i dokumentach, i świata poza nimi nie widział. Z synową też nie szło porozmawiać.”
/ 24.04.2023 12:30
smutny mężczyzna fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Właśnie mija rok, odkąd zamieszkałem w mieście. Wielkim, z szerokimi ulicami i wieżowcami pod samo niebo. Po miejskich chodnikach każdego dnia przelewa się cała masa ludzi. Zastanawiam się, po co oni tak gnają. U nas na wsi było zupełnie inaczej. Wszyscy mieli dla siebie nawzajem znacznie więcej czasu i serdeczności.

Strasznie trudno mi do tego wszystkiego przywyknąć

Nieraz ogarnia mnie taka tęsknota za domem, że gdybym tylko mógł, pieszo bym tam poszedł. Tylko że…nie mam już dokąd wracać. Tego wszystkiego, co kiedyś było mi bliskie i drogie, już nie ma. Kiedy moja żona umarła, dom i gospodarstwo zostały sprzedane, a ja przeniosłem się do syna. On i synowa oddali mi maleńki pokoik w swoim niewiele większym mieszkaniu.

– Po tylu latach pracy na roli należy się ojcu odpoczynek i opieka – mawiali oboje.

Byłem im za to wdzięczny, ale… ja nie umiem żyć bezczynnie. Chciałem pomagać w obowiązkach domowych, sprzątaniu, przygotowywaniu posiłków. Jednak synowa nie zgadzała się na żadną pomoc.

– Niech ojciec siedzi w swoim pokoju – mówiła. – Sama zrobię to szybciej i lepiej. Dość się w życiu tato narobił.

Pewnie chciała dobrze…

No to całe dnie tkwiłem w maleńkim pomieszczeniu i wpatrywałem się w ścianę. Nieraz pogadałbym z domownikami, ale syn nie miał na to czasu. Był wykładowcą na uczelni, więc po przyjściu z pracy siadał z nosem w książkach i dokumentach, i świata poza nimi nie widział.

Z synową też nie szło porozmawiać, bo albo ganiała ze ścierką po domu, albo gotowała obiad, albo robiła rozliczenia księgowe, które przynosiła z pracy. Mam jeszcze wnuka, ale więcej go w domu nie było, niż był. Jak to student…

Swoją drogą, oni nie rozmawiali nawet ze sobą, a co dopiero ze mną…

Kiedy przyszła pierwsza Wigilia w nowym miejscu, ten zwykle radosny czas stał się dla mnie prawdziwą udręką. Chciałem być użyteczny, zaproponowałem więc swoją pomoc przy robieniu pierogów.

Synowa jednak stanowczo odmówiła:

– Tato, święta są od odpoczywania! Gdybym miała stać cały czas przy garnkach, to jak miałabym świętować? Zamówiliśmy jedzenie z kateringu.

Spojrzałem zaskoczony, ale nic nie powiedziałem. Żona zawsze wszystko przygotowywała sama
Już latem myślała o wieczerzy wigilijnej, suszyła grzyby, a do kompotu plasterki jabłek, gruszek… Nie pozwolili mi nawet ubrać choinki.

– Jeszcze ojciec stłucze bombkę i się skaleczy – powiedział mi syn.

Chciałem odkurzyć dywan.

– Zrobię to szybciej – usłyszałem od wnuka, a synowa nie chciała, żebym jej pomagał w nakrywaniu do stołu… Siedziałem więc w swojej samotni i czekałem, aż mnie zaproszą na wieczerzę.

Za oknem zapadał zmrok i po chwili w moim pokoiku było już całkiem ciemno. Na niebie pojawiła się pierwsza gwiazda. Potem druga, i kolejne… Widziałem okna sąsiedniego bloku. W prawie wszystkich były już pozapalane choinki. Ludzie kręcili się wokół dużego stołu.

A ja czekałem i czekałem...

Wiedziałem, że u syna obiady jada się dość późno, a pora kolacji wypada już prawie nocą. Myślałem, że chociaż w Wigilię uszanują tradycję i będzie, jak trzeba…

Dochodziła dziewiąta, kiedy poprosili mnie do stołu. Był pięknie nakryty i przystrojony. Synowa się naprawdę postarała, nie powiem. Może faktycznie tylko bym jej przeszkadzał? Na półmiskach pyszniły się istne cudeńka. Na sam ich widok człowiekowi ślinka ciekła… A jak pachniały! Ale ja i tak zamiast nich wolałbym pierogi mojej żony…

Wygłodzeni całodziennym postem szybko wzięliśmy do rąk kawałki opłatka. Z żoną długo składaliśmy sobie życzenia. Płynęły prosto z serca, często były okraszone łzami. Teraz jednak domownicy wypowiedzieli życzenia szybko i byle jak. I zaraz kazali usiąść do stołu.

– Chociaż o tej porze to właściwie ojcu nie wolno – synowa nie omieszkała przypomnieć mi o mojej wątrobie, jadłem więc mało i powoli.

Po kolacji synowa poszła pozmywać, wnuk założył słuchawki na uszy, a syn włączył telewizor. Po chwili dołączyła do niego reszta rodziny. O śpiewaniu kolęd jakoś nikt nie wspomniał, pójścia na pasterkę też nie zaproponowali.

Wróciłem do siebie, ale nie zapaliłem światła. W ciszy patrzyłem w okna budynków. Wszędzie siedzieli ludzie skupieni na wspólnym spożywaniu wieczerzy, na czczeniu narodzin Jezusa. A mnie łzy płynęły z oczu i ściskało się serce.

Czytaj także:
„Chciałam zrobić uprzejmość krzykliwej staruszce, a ona oskarżyła mnie o kradzież. Dawno nie najadłam się tyle wstydu”
„Nie chciałam iść na tę imprezę, bo wiedziałam, że Jacek tam będzie. Ale to, co tam odkryłam, było jak grom z jasnego nieba”
„Nie chciałam iść na tę imprezę, bo wiedziałam, że Jacek tam będzie. Ale to, co tam odkryłam, było jak grom z jasnego nieba”

Redakcja poleca

REKLAMA