„Od miesięcy okłamuję żonę. Nic dziwnego, że podejrzewa mnie o zdradę. Myli się, ale nie mogę wyznać jej prawdy”

mężczyzna, który okłamuje żonę fot. iStock by Getty Images, Dermot Conlan
„– Masz kogoś? – strzeliła pytaniem, obracając nagle głowę w moją stronę. – Znikasz ostatnio z domu, spóźniasz się na posiłki albo masz spotkania, diabli wiedzą, gdzie i z kim”.
/ 30.08.2023 21:30
mężczyzna, który okłamuje żonę fot. iStock by Getty Images, Dermot Conlan

Stukałem w klawisze komputera, wypełniając rytmicznym dźwiękiem małe, duszne biuro. Próbowałem skupić się na pracy. Myślami byłem jednak zupełnie gdzie indziej. Zaraz po pracy wybierałem się na badania, które zleciła mi zaprzyjaźniona lekarka i których już nie mogłem bardziej opóźniać. Byłem podenerwowany jak nigdy. Może dlatego, że robiłem z tego sekret przed żoną i całą rodziną. Nie chciałem, żeby się niepotrzebnie martwili.

W domu były znacznie ważniejsze sprawy, jak na przykład zbliżająca się matura naszej córki Zuzi. Tak, istotniejsze. Sam przed sobą udawałem, że nic się nie dzieje, że to tylko profilaktyka, kontrola na wszelki wypadek, ale strachu nie da się oszukać.

Denerwowałem się tak bardzo, że pociły mi się dłonie. Objawy i sygnały, które od dłuższego czasu wysyłał mi organizm, w końcu przybrały na sile i nie mogłem ich już dłużej bagatelizować. Źle się działo. Dlatego skontaktowałem się z Renatą, by mi coś doradziła, pokierowała mną. Była moją koleżanką jeszcze z liceum i zwracałem się do niej z każdym problemem zdrowotnym.

Postanowiłem ciągnąć tę farsę...

W trakcie ostatniej wizyty spojrzała na mnie spode łba, kiedy cały spięty siadłem na krześle przed jej biurkiem.

– Miło, że wreszcie raczyłeś przyjść. Mam twoje wyniki…

– Myślisz, że to coś poważnego? – spróbowałem wyciągnąć z niej jakąś konkretną informację.

Wzruszyła ramionami.

– To może być cięższa nietolerancja pokarmowa, ale… nie musi – nerwowo postukała długopisem w biurko.

Przełknąłem ślinę, a serce tłukło mi się w piersi tak głośno, że wcale bym się nie zdziwił, gdyby nawet w poczekalni było słychać jego bicie.

– W każdym razie potrzebna jest dalsza diagnostyka – podsumowała. – Nie ma co gdybać i się stresować na zapas.

– Ufam ci… – westchnąłem. – Renata, Mam prośbę. Niech to zostanie między nami. Wiem, że tajemnica lekarska i tak cię obowiązuje, ale… Czy możesz nic nie wspominać Marcie? Gdyby… no gdyby cię pytała, gdyby się… no wiesz, czegoś domyślała… – dukałem i język mi się plątał, jakby ją co najmniej prosił o zachowanie w sekrecie mojego romansu.

– Jasne, w porządku – pochyliła się i ścisnęła mnie za ramię, a w jej oczach dostrzegłem zrozumienie i troskę. – I nie denerwuj się tak, to tylko badanie jak każde inne.

Chciałem coś odpowiedzieć, ale w głowie miałem pustkę. Byłem bliski łez i rozklejenia się na tym twardym krześle, więc ulżyło mi, gdy rozległo się pukanie do drzwi, a potem do gabinetu wsunęła się chuda pielęgniarka z burzą blond loków. Renata natychmiast się ku niej zwróciła, a ja się wymknąłem.

Wyszedłem z przychodni na mokry od deszczu chodnik. Byłem tak przejęty, że minąłem własny samochód, zaparkowany tuż przy krawężniku. Kiedy wsiadłem, włosy miałem wilgotne od siąpiącej mżawki. Nie umiałem wytłumaczyć uczucia, które mną wtedy zawładnęło. Może to był rodzaj przeczucia, że wydarzy się coś złego. A może wyrzuty sumienia, że ukrywam coś przed żoną. Zawsze mówiliśmy sobie o wszystkim z Martą. No ale po co mam ją denerwować? To tylko badanie, przekonywałem sam siebie, przekręcając kluczyk w stacyjce.

Kilka dni później tkwiłem w biurze, próbując skupić się na pracy. Zegar głośno tykał, przypominając mi, że zbliża się umówione badanie. W końcu wepchnąłem stos papierów do szuflady i chwyciłem teczkę. Bez słowa opuściłem biuro i udałem się do przychodni. Pomyślałem, że gdyby towarzyszyła mi Marta, z pewnością byłoby mi łatwiej. Przed oczami przesunęły mi się jak klatki filmu momenty, które dzieliliśmy razem na przestrzeni lat. Szybko odegnałem jednak te budzące wyrzuty sumienia myśli i usiadłem na jednym z plastikowych krzesełek, ustawionych równo pod drzwiami gabinetu, do którego skierowano mnie w recepcji.

Bądź mężczyzną – mruknąłem do siebie, klepiąc się po policzkach dla otrzeźwienia.

Po wszystkim odetchnąłem z ulgą. Nie na długo jednak.

– To może być nowotwór – oznajmił lekarz i zaczął zapisywać coś w komputerze.

Więc jednak… więc w końcu… ktoś to powiedział na głos. Zapadła taka cisza, że uderzenia w klawiaturę zdawały się rozsadzać mi czaszkę. Słowa spadły na mnie i przygwoździły do krzesła. Nawet nie mogłem uciec.

Nie mam pojęcia, jak udało mi się dotrzeć do samochodu. Komórka w kieszeni mojej marynarki wibrowała rytmicznie. Zerknąłem na wyświetlacz. Marta. Z ciężkim sercem odrzuciłem połączenie i wysłałem automatycznego esemesa, że mam spotkanie. To właśnie wtedy postanowiłem, że pociągnę tę farsę dalej. Będę udawał, że nic się nie dzieje, i w tajemnicy rozpocznę leczenie.

Moja choroba – poważna i zagrażająca mojemu życiu, co wciąż waliło we mnie z siłą kafara – zrujnowałaby życie całej rodziny w ułamku sekundy. Nie mogłem na to pozwolić. Zuzia uczyła się do matury, by później cieszyć się najdłuższymi wakacjami w życiu, tuż przed kolejnym ważnym etapem, czyli studiami. Nie zepsuję jej tego. Nie odbiorę radości i podekscytowania, dając w zamian troskę o chorego ojca.

Po chwili namysłu wybrałem numer do Renaty, chcąc z nią skonsultować wstępny wynik badania. Jej telefon nie odpowiadał i nagle poczułem się strasznie samotny, a przecież to był dopiero początek obranej przeze mnie drogi. Zamierzałem stanąć na ringu do walki ze śmiertelnym wrogiem zupełnie sam…

– Wygram, muszę. Mam dla kogo żyć – powiedziałem przez zaciśnięte zęby i uruchomiłem samochód, ignorując falę mdłości.

Wstąpiła we mnie nadzieja i ogromna wola walki. Niech już się rozpocznie, jak najszybciej. Czekam, jestem gotowy!

Skłamałem, że wyjeżdżam w delegację

– O rokowaniach porozmawiamy po operacji – poinformował mnie lekarz, który miał prowadzić moje leczenie.

Ustalono zatem termin operacji, w trakcie której usuną guza. Gorączkowo zastanawiałem się, jak ukryć to przed rodziną. Operacja to nie wizyta u cioci. Sam pobyt w szpitalu będzie wymagał wymyślenia solidnej wymówki, a co potem? Spociłem się na samą myśl. Rozwiązanie przyszło mi do głowy, kiedy wracałem autem do domu. Nie było idealne, ale przynajmniej miałem jakiś plan.

Muszę wyjechać w delegację – oznajmiłem żonie, rzucając na komodę kluczyki, które z brzękiem uderzyły o szklany wazon.

– Na długo? – Marta nie przerwała ścierania kurzu z telewizora.

Zuzia siedziała ze skrzyżowanymi nogami na sofie, popatrując na mnie znad podręcznika do historii. Miałem wrażenie, że jej bystre oczy przewiercają mnie spojrzeniem na wskroś.

– Na kilka dni – osunąłem się na fotel w salonie. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zrozumiałem, że te kłamstwa mogą mnie kosztować więcej wysiłku niż samo leczenie i rekonwalescencja.

Kolejne dni i tygodnie upływały pozornie spokojnie, choć „pozornie” to słowo klucz. Miałem wrażenie, jakbym stąpał po kruchym lodzie, gdy starałem się łączyć pracę, wizyty u lekarzy i badania, jednocześnie wymyślając kolejne wymówki. Cieszyłem się, że udało mi się uniknąć szpitala i na razie czułem się całkiem dobrze.

Ale nie miałem złudzeń – po operacji wszystko się zmieni. Nawet diametralnie. Wisiało nade mną widmo chemioterapii, a tego nie da się przecież ukryć. No chyba że na dobre zniknę z domu. Wciąż wierzyłem jednak, że operacja będzie kluczowym zabiegiem, który przyniesie upragnioną poprawę i pozwoli mi wyzdrowieć.

Pewnego wieczoru wziąłem tylko szybko prysznic i zmęczony padłem na łóżko. Moja żona wcierała w uda pachnący balsam. Patrzyłem na jej włosy spływające na plecy. Dopadły mnie wyrzuty sumienia, że notorycznie ją ostatnio oszukuję.

– Masz kogoś? – strzeliła pytaniem, obracając nagle głowę w moją stronę.

Spociłem się z nerwów.

– O czym ty mówisz, kochanie? – wyciągnąłem rękę w jej stronę, ale odsunęła się na brzeg łóżka i kontynuowała wcieranie balsamu.

– Znikasz ostatnio z domu, spóźniasz się na posiłki albo masz spotkania, diabli wiedzą, gdzie i z kim…

Za kogo ty mnie masz? Za jakiegoś lowelasa? – starałem się, by zabrzmiało to żartobliwie, ale zabrzmiało raczej żałośnie.

Marta obrzuciła mnie lodowatym spojrzeniem. Zakręciła słoiczek z balsamem i ostentacyjnie trzasnęła drzwiami, wychodząc do łazienki. Poczułem zbierające się w kącikach oczu łzy, ale nie mogłem pozwolić sobie na płacz. Musiałem być silny. Marta jeszcze nie wiedziała, że robię to wszystko dla niej i dla Zuzi, ale kiedyś zrozumie. Odpłynąłem w sen, zanim zdążyła wrócić z łazienki.

Córka to spostrzegawcza dziewczyna

W dzień planowanego zabiegu ledwo mogłem oddychać z nerwów.

Czy ktoś do pana przyjdzie po operacji? – zagadnęła młodziutka pielęgniarka, która mnie szykowała.

– Ra-raczej nie – wyjąkałem.

– Och, to nie szkodzi – obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem i ścisnęła moją dłoń. – Zajmiemy się panem jak najlepiej.

Powędrowałem myślami do domu – do żony, która zaniepokojona moim dziwnym zachowaniem podejrzewała mnie o zdradę, i do uczącej się pilnie córki, zerkającej na mnie czujnie znad książek. Zastanawiałem się, co teraz robią, i nagle zrozumiałem powagę sytuacji. Gdyby coś mi się stało, nawet bym się z nimi nie pożegnał! Nie chciałem myśleć w ten sposób, ale – na litość boską – miałem raka i właśnie szedłem pod nóż.

Niemal chwyciłem za telefon, by zadzwonić po żonę, ale… było już za późno. Wokół mnie zapanował harmider, a kilka minut później leżałem na wznak, wpatrując się w oślepiające światło lamp na sali operacyjnej. Serce łomotało mi tak, że omal nie rozsadziło klatki piersiowej.

– Spokojnie, wszystko będzie dobrze. – nad głową mignęła mi twarz pielęgniarki, a potem wszystko rozpłynęło się jak sen.

Nie wiem, ile godzin trwała operacja ani kiedy się obudziłem. Pulsowało mi w skroniach, gdy nieznacznie podniosłem głowę. Miałem wrażenie, że znajduję się pod powierzchnią wody: obraz przed oczami falował, a dźwięki były przytłumione.

– Dobrze, że zadzwoniłaś do Renaty – usłyszałem znajomy głos, który zdawał się dobiegać z oddali.

Nie dałam mu się tak łatwo oszukać – odparł inny bliski mi głos, a obraz przed moimi oczami zaczął się powoli wyostrzać.

– Hej – wychrypiałem i na chwilę zapadła cisza.

Moja żona i córka spojrzały na siebie wymownie, a potem podeszły bliżej mojego łóżka.

– Kiepski z ciebie konspirator, tato – zaśmiała się Zuzia, choć w kącikach jej oczu perliły się łzy.

– Ale za to dzielny pacjent! – rozległ się tubalny głos lekarza wkraczającego do sali. – Operacja się udała, więc możemy być dobrej myśli.

Pan doktor wyszedł, pogwizdując i furkocząc połami obszernego fartucha. Do mojego łóżka przypadły dziewczyny, mocząc mi łzami szpitalną koszulę. Okazało się, że moja córka była bardziej spostrzegawcza, niż sądziłem.

Śledziłam cię – wyjaśniła, lekko się rumieniąc. – Mama się martwiła, że ciągle gdzieś znikasz, a ja czułam, że coś jest nie tak. Widziałam, jak wchodzisz do szpitala, więc zadzwoniłam do cioci Renaty.

– Domyślam się – uśmiechnąłem się blado.

Nie miałem Renacie za złe, że wyznała Zuzi prawdę. Była przyjaciółką naszej rodziny i martwiła się o mnie równie mocno jak one. Rozpracowały mój plan i dzięki Bogu, bo wreszcie nie byłem tak potwornie sam, mogłem liczyć na ich wsparcie.

Operacja się udała i choć czeka mnie dalsze leczenie oraz rekonwalescencja, wszystko wskazuje na to, że choroba jest w odwrocie. Całą rodziną trzymamy kciuki, by się nie rozmyśliła.

Czytaj także:
„Czułam, że mąż mnie zdradza. Wolał gmerać w telefonie, niż pójść ze mną do sypialni. Coś musiało być na rzeczy”
„Myślałem, że zdradza mnie żona. Minęło sporo czasu, zanim uświadomiłem sobie, jak wielką krzywdę nam wyrządzam”
„Prawie rozwiodłam się z mężem, bo myślałam że mnie zdradza. Okazało się, że chciał mi zrobić... niespodziankę”

Redakcja poleca

REKLAMA