„Czułam, że mąż mnie zdradza. Wolał gmerać w telefonie, niż pójść ze mną do sypialni. Coś musiało być na rzeczy”

Obsmarowywałem swojego szefa w sieci fot. Adobe Stock, deliris
„Gdy wieczorem mąż wyłączał już komputer i kładł się do łóżka, nie zasypiał tak od razu, o nie! Najpierw był pośpieszny całus na dobranoc, aby mieć już mnie z głowy, a gdy ja odwracałam się w stronę ściany, on ukradkiem włączał telefon i grzebał w tym swoim >>neciku<< jeszcze dobre pół godziny. Było między nami bardzo źle”.
/ 02.06.2023 21:15
Obsmarowywałem swojego szefa w sieci fot. Adobe Stock, deliris

Technologia to wspaniała rzecz – tak mawia mój mąż. Od kiedy pamiętam, lubił wszelkiego rodzaju elektroniczne gadżety, obserwował rynek i gdy tylko pojawiały się jakieś nowinki, pędził do najbliższego sklepu, żeby obejrzeć, dotknąć, przetestować, porozmawiać ze sprzedawcami. Nasz dom pełen był różnego rodzaju sprzętów, mniej lub bardziej potrzebnych.

Mikser, blender, rozdrabniarka, szczoteczka elektryczna do zębów, mikrofalówka, bezprzewodowa stacja pogodowa, oświetlenie na pilota, odtwarzacze mp3… Wszystko to ułatwiało nam życie, było dużym usprawnieniem domowych obowiązków, ale przede wszystkim sprawiało frajdę mojemu mężowi.

Gadżet prawie zakończył nasze małżeństwo

– W końcu jest! – parę lat temu takim okrzykiem przywitał mnie Łukasz, gdy wrócił z pracy, trzymając pod pachą jakieś prostokątne pudełko.

Dzień dobry… – odpowiedziałam dość oschle, bo już wiedziałam, co się święci.

Łukasz ucałował mnie uradowany, ale wiedziałam, że to nie ja jestem przyczyną tej euforii. Aż cały trząsł się, żeby rozpakować zawartość tajemniczej paczki, ale wiedział, że przed wspólnym obiadem – takim naszym codziennym rytuałem – nie pozwolę na to. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktoś jadł w takim tempie, ziemniaki i schabowy zniknęły z talerza, zanim ja usiadłam do stołu. A gdy ja zaczynałam swój obiad, Łukasz dopijał już kompot.

– Co tam kupiłeś? No pochwal się w końcu, czy to ten laptop, o którym mówiłeś od miesięcy?

Uśmiechnął się tajemniczo.

To nie laptop, to rakieta. Mam w końcu sprzęt, który obsłuży szerokopasmowy internet. Podpinają nas za parę dni, pamiętasz?

I tak oto straciłam kontakt z mężem… Faktycznie, w środę mieliśmy umówioną wizytę panów fachowców. Teraz strony internetowe miały otwierać się krócej niż wieczność, przynajmniej tak obiecywała reklama w telewizji. Zupełnie o tym zapomniałam, a to przecież ja miałam ich przypilnować.

Prawie umówiłam się na ten dzień do kosmetyczki, uff! Łukasz wpakował naczynia do zlewu i pobiegł rozpakować swój nowy gadżet. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że ten dzień rozpocznie nowy etap w naszym życiu i prawie zakończy nasz związek. W środę rano pojawili się panowie od internetowego dostawcy, który obsługiwał naszą dzielnicę. Można powiedzieć, że wraz z tym, jak oni się pojawili, zniknął mój mąż. Nie, nie dosłownie. Od tej pory był w naszym domu obecny tylko ciałem, jego umysł i duszę pochłonął bowiem internet. Nasza codzienność od tej pory wyglądała tak:

– Łukasiu…, zawiesiłbyś tę szafkę w przedpokoju? Już od tygodnia mi to obiecujesz…

Tak, tak, żabciu, za momencik… – odpowiadał, nie odwracając nawet głowy od monitora.

Szafkę w końcu zamontował mój brat, który wpadł do nas w weekend na obiad. Albo:

– Kochanie, dziś twoja kolej na zmywanie, pamiętasz? Już dwa razy z rzędu robiłam to za ciebie.

– Skarbeczku, oczywiście, że pamiętam. Sprawdzę tylko jedną rzecz…

Ewentualnie:

– Misiek, ale dzisiaj fajny film leci na dwójce! Ten nasz, cośmy go oglądali w Karpaczu, na naszej pierwszej randce, pamiętasz? Obejrzymy?

– Yyyy… No, super. A kiedy powtórka leci? Bo dzisiaj jeszcze chwilę posiedział- bym na neciku…

„Necik” – tak mój mąż określał ten diabelski, jak mi się wtedy wydawało, wynalazek. „Necik” – takie milutkie, słodkie coś, taki sympatyczny kumpel. Na dźwięk słowa „necik” krew się we mnie zaczynała gotować. Gdybym wtedy wiedziała, że niebawem sytuacja ulegnie znacznemu pogorszeniu, nie wiem, czy czekałabym do tego momentu, czy nie rzuciłabym tego wszystkiego w diabły wcześniej. Tymczasem szerokopasmowy stwór coraz bezczelniej wpychał się pomiędzy nas.

Zabierał mi męża, a ja nie wiedziałam, co robić

Prawdziwy krach niestety miał dopiero nastąpić. Póki co walczyłam, jak mogłam, a gdy dotarło do mnie, że moje słowa na niewiele się zdają, wytoczyłam w końcu najcięższe działa. Seks.

Gdzie mój mężuś? Żonce troszkę zimno, ale znam sposób na rozgrzewkę… – poczucie zażenowania podczas wypowiadania tych słów sięgało zenitu.

Jeszcze niedawno to Łukasz prowokował sytuacje, żebyśmy tylko mogli wskoczyć choć na chwilę do łóżka. A teraz… skamlająca, opuszczona żona, którą własny mąż zdradzał z internetem. Co za żenada! Gdzie się podziało moje poczucie własnej wartości? Wydawało mi się, że jestem jednym z gadżetów Łukasza, takich, które już nie spełniają swojej funkcji i odstawia się je na półkę.

A po jakimś czasie wyrzuca, bo są niepotrzebne. Nie mogę powiedzieć, gdy jakimś cudem udało mi się już zainteresować Łukasza i zamieniał monitor na nasze łóżko, był wtedy bardzo czuły, a ja przez krótką chwilę mogłam poczuć, że mam męża. Odpychałam od siebie wtedy myśl, że jest uzależniony, tak jak można uzależnić się od papierosów, alkoholu, narkotyków, hazardu... Ale poza krótkimi chwilami zapomnienia, bardzo martwiłam się o mojego męża. I mniej więcej wtedy Łukasz przyniósł do domu nowy, mieszczący się w dłoni gadżet. Smartfon.

Zawsze miał nowoczesne aparaty, ale to był pierwszy, dzięki któremu można było korzystać z internetu w sposób komfortowy i szybki. Duży wyświetlacz, szybki procesor, wygodna obsługa. Ucieszyłam się, gdy powiedział, że teraz już nie będzie tyle siedział przed monitorem, bo będzie bardziej „mobilny”.

– Zobacz, teraz jak będę czegoś potrzebował, to nie muszę się męczyć z tym wielkim laptopem, tylko zawsze jestem „on-line”. Czy to nie wspaniałe?

– No fajnie, fajnie. Może trochę wrócisz do świata rzeczywistego… Oby… – westchnęłam.

W tamtej chwili ucieszyłam się z jego nowego nabytku, bo w wyobraźni widziałam, jak robimy teraz mnóstwo rzeczy razem, Łukasz poświęca mi uwagę, a ewentualnie od czasu do czasu może zerknąć sobie w ten swój smartfon.

Tak bardzo się myliłam…

Od teraz telefon towarzyszył mu wszędzie. Dosłownie! Podczas jedzenia obiadu, oglądania telewizji, nawet podczas wizyt w ubikacji! Laptop oczywiście nie poszedł w odstawkę, zyskał po prostu wygodne zastępstwo. Gdy wieczorem mąż wyłączał już komputer i kładł się do łóżka, nie zasypiał tak od razu, o nie!

Najpierw był pośpieszny całus na dobranoc, aby mieć już mnie z głowy, a gdy ja odwracałam się w stronę ściany, bo na tym boku lubię zasypiać, on ukradkiem włączał telefon i grzebał w tym swoim „neciku” jeszcze dobre pół godziny. Było między nami bardzo źle. Pomyślałam nawet, że dam Łukaszowi wybór – albo pójdzie na terapię, albo… Robiło mi się przykro na samą myśl, co miałoby być tym „albo”… Wiedziałam, że coś musi się zmienić, bo nałóg zniszczy nasze małżeństwo. I wtedy na pomoc przyszło nam samo życie.

Okazało się, że jestem w ciąży. Gdy lekarz przekazywał mi tę radosną nowinę, ja zamiast się ucieszyć, poczułam niepokój. „Co teraz? Przecież nasz związek z Łukaszem wisi na włosku” – myślałam. Moje obawy okazały się jednak całkowicie bezpodstawne. Łukasz na wieść o naszym dziecku po prostu oszalał. To było jak grom z jasnego nieba, najpierw przez pół godziny się nie odzywał, potem popłakał się jak bóbr, a na koniec przytulił mnie mocno i powiedział:

– To wspaniała wiadomość, kochanie. Jestem taki szczęśliwy!

Dziś nasza córeczka ma już trzy lata i chyba mogę powiedzieć, że uratowała nasze małżeństwo. A już na pewno uwolniła swojego tatę z internetowego nałogu. Mój mąż woli bawić się z Martynką, niż ślęczeć przed monitorem. Wybrał prawdziwe życie zamiast wirtualnego, na czym skorzystała cała nasza trójka.

Ja odzyskałam męża, a on zrozumiał, że prawdziwe życie toczy się między nami, nie na ekranie komputera. Co prawda zagląda co jakiś czas do sieci, ale głównie po to, aby kupić naszej córci jakiś prezent. Prawdę mówiąc, i ja czasem korzystam z dobrodziejstw internetowej skarbnicy wiedzy i jako młoda mama znajduję tam wiele pożytecznych wskazówek. Przecież wszystko jest dla ludzi, internet też. Ważne, aby korzystać z niego z głową.

Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”

Redakcja poleca

REKLAMA