Jako dziecko zmagałam się z nagłymi zasłabnięciami. Niewiele wspomnień zachowało się z tamtych lat, łaskawy czas wymazał z mej pamięci momenty, gdy traciłam panowanie nad swoim ciałem. Jak przez mgłę przywołuję w myślach przejęte troską oblicza mamy i taty oraz lekarzy w białych fartuchach.
Myślałam, że jestem chora
Wyraźnie widzę jedynie oślepiającą jasność, która rozszerzała się w mojej głowie niczym nuklearny wybuch, pochłaniając cały znany mi świat. Padaczka. To określenie często padało, lecz szczegółowe badania nie potwierdziły wstępnych przypuszczeń. Zawiłe wykresy fal pokazywały, że mój umysł funkcjonuje bez zarzutu. Jeżeli to rzeczywiście była padaczka, to w bardzo nietypowej postaci. Nikt nie potrafił stwierdzić, co tak naprawdę mi dolegało.
Dobrą wiadomością było to, że nie doświadczałam już omdleń, kiedy wkroczyłam w dorosłość. Jednak białe światło ciągle mi towarzyszyło. Stanowiło jedynie nikłe wspomnienie dawnych rażących rozbłysków, oswojony, ciepły płomyk, który w żaden sposób mi nie wadził, ani nie pozbawiał świadomości. Nie wspominałam o nim nikomu, ponieważ nie chciałam ponownie trafić do szpitala. Ludzie nie przepadają za tymi, którzy się wyróżniają, a ja różniłam się od innych. Nie mieli potrzeby o tym wiedzieć.
Jako szesnastolatka dostałam pierwszy znak, że genetyczna skaza, którą zostałam naznaczona, może się do czegoś przydać. Podczas ferii wielkanocnych byłam na obozie jeździeckim. Każdego dnia jeździliśmy na placu pod czujnym okiem instruktora. Kochałam swojego wierzchowca i aktywność na łonie natury. Czułam się naprawdę szczęśliwa.
Niestety, nie wszyscy podzielali mój entuzjazm. Część dzieciaków sprawiała wrażenie, jakby trafiła tam w ramach kary. Chłopcy przemycali do ośrodka browary i fajki, a gdy opiekun ich na tym przyłapał, stawiali się. To właśnie dzięki nim zorientowałam się, do czego jestem zdolna.
Trzeba ich ocalić!
Całe zajście przebiegało niezwykle subtelnie, bez żadnego poczucia nieprzyjemności z mojej strony. Nie przypominało to nagłej utraty przytomności, której doznawałam będąc dzieckiem. Tym razem towarzyszyła mi cudowna lekkość i promienna jasność, zupełnie jakbym miała się za chwilę zmienić w strumień fotonów i unieść ku niebu – ta myśl przemknęła mi przez głowę, choć niewiele już w niej zostało miejsca, wypełnionej po brzegi światłem.
– Skoncentruj się i patrz – polecenie pojawiło się znikąd, ale zabrzmiało tak stanowczo, że od razu się do niego zastosowałam.
Moim oczom ukazał się szalejący ogień. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że stajnia stanęła w płomieniach. Ogień buchał wysoko, a ja zdawałam sobie sprawę, że w środku ktoś utknął. Dwóch nastolatków. Obraz zniknął, ale blask wciąż mnie ogarniał. Skupiłam się mocno. Fajki, sucha trawa, zapałki. Od razu zrozumiałam, że to oni wywołali pożar.
– Ogień! – wrzasnęłam, krztusząc się od dymu, a kiedy blask się wycofał, dając mi wolność, puściłam się biegiem przez korytarz, waląc pięścią w drzwi.
– Pali się, pali! Stajnia w ogniu! W środku są ludzie! – darłam się wniebogłosy, aż wpadłam na opiekuna.
Skompromitowałam się wtedy nieźle, bo dopiero uczyłam się odczytywać wizje. Żaden pożar tak naprawdę nie wybuchł, miałam tylko przeczucie, że coś się wydarzy. Przewidziałam przyszłość.
Zainterweniowałam i zmieniłam przebieg zdarzeń. Chłopcy, którzy wybrali się do stajni na nocne puszczanie dymka, dali nogę, gdy tylko podniosłam alarm. Po drodze upuścili zapałki, które nazajutrz odnalazł pracownik stajni. Jako jedyny nie brał mnie za pomyloną.
Inni się mnie bali
– Klęczała na łóżku, wzrok miała nieobecny, a powieki w ogóle nie opadały – plotkowały potem inne dziewuchy.
Mówiły, że przypominam kukłę, bały się mnie. Lidka ostrzegła je, żeby nie wstawały z łóżek, bo mogę wpaść w złość. To właśnie w taki prosty sposób dotarło do mnie, że podczas tych moich wizji nie tylko nie udawało mi się zasnąć, ale też budziłam grozę swoim wyglądem. Kompletnie nie miałam pojęcia, co powinnam o tym sądzić. Najchętniej opowiedziałabym o tym komuś, ale komu?
Czułam w głębi duszy, że im mniej ludzie wiedzą na mój temat, tym korzystniej dla mnie. Zadzwoniłam do rodziców, żeby mnie odebrali. Nie mogłam już dłużej tam siedzieć, bo wszyscy dziwnie się na mnie gapili.
Kolejne dni upływały mi bez żadnych niespodzianek. Zaczynałam już wierzyć, że niczym nie będę się różnić od reszty, kiedy nagle pojawiła się ta jasność. Przemierzając jedną z ulic, poczułam, że to zaraz nadejdzie. Tylko nie w tym miejscu! Wyjdę na przerażającego zombie i wystraszę wszystkich dookoła. Ku mojemu zdziwieniu, blask zniknął równie szybko, co się pojawił. Zupełnie jakby wyczuł mój niepokój i nie chciał mnie ogarniać, dopóki nie poczuję się na to przygotowana.
Miałam więcej wizji
Opadłam na najbliższą ławeczkę, naciągając kaptur na głowę, żeby zasłonić twarz. Udało mi się o wiele sprawniej przywołać wizję, miałam świadomość kolejnych kroków, ale sens obrazów pozostawał dla mnie zagadką. Rozpoznałam swoje liceum, pobliskie wieżowce i ulicę w trakcie remontu. Jaki był tego cel?
Blask powoli przygasał, sceny dobiegały końca, a ja nadal nie pojmowałam więcej niż wcześniej. Z determinacją skoncentrowałam się na przywróceniu jasności. Wracała niechętnie, a moje ciało ogarnęło drżenie. Czy to z chłodu? A może z nadmiernego wysiłku?
Ponownie ujrzałam ten sam obraz, lecz teraz przyciągnął mnie do wykopu na ulicy. Zerknęłam w głąb. Cała masa wody deszczowej, a w niej zanurzone grube i cieńsze rury. Tyle. Blask rozwiał się tak niespodziewanie, że aż przeszedł mnie dreszcz. Jakie to ma znaczenie? Dół, przewody. Usterka? Ale czego?
Nic nie rozumiałam
Niespodziewanie blask powrócił na moment, niczym błysk pioruna, pozostawiając w mojej głowie jedno słowo: gaz! Zerwałam się z miejsca. Maszyny budowlane uszkodzą instalację gazową, dojdzie do wycieku, a to będzie oznaczać, że trzeba będzie opuścić szkołę i nie odbędą się zajęcia!
„Ekstra!” – przemknęło mi przez myśl, miałam wtedy zaledwie 16 lat… Byłam jednak na tyle odpowiedzialna, że bez podawania swoich danych zgłosiłam nieszczelność rurociągu. Kolejnego dnia nie pojawiłam się w szkole, mówiąc wszystkim w domu, że dostaliśmy wolne z powodu ulatniania się gazu. Nie przyszło mi do głowy, że w ten sposób zwrócę na siebie uwagę.
– O alarmie gazowym poinformowano późno rano, a ty wiedziałaś o tym już dzień wcześniej? Skąd? – dopytywał się tata.
Koniec końców wyszło na to, że zwyczajnie nie miałam ochoty iść do szkoły i byle wymówka była dobra. Jakoś udało mi się wykrakać usterkę. Nie pisnęłam słówka o moich przeczuciach, ale tacie nie dało się wciskać kitu.
Może nie był do końca przekonany co do moich zdolności przewidywania przyszłości, ale kiedy poprosiłam go, żeby przez kilka dni zostawił auto w garażu, zrobił to bez dyskusji. Nie zadawał pytań ani nie chwalił się swoim fartem, kiedy w telewizji leciały wiadomości o karambolu.
Byłam samotna
Otrzymałam pewną zdolność, która czasami wydaje mi się błogosławieństwem, a innym razem przekleństwem. Z tego powodu czułam się osamotniona. Moje wizje nie zawsze odnosiły się do osób lub miejsc, które były mi znane.
Zdarzało się, że widziałam obce tereny, na których miało dojść do nieszczęśliwego zdarzenia. Wiedziałam, co się stanie, ale nie miałam zielonego pojęcia kiedy i w jakim miejscu. Jak mogłabym temu zapobiec? Skąd mam wiedzieć, gdzie nastąpi ta ogromna powódź?
– Wygląda na to, że ta wiadomość trafiła pod niewłaściwy adres – przemykało mi przez myśl w takich sytuacjach.
Wszystko wskazywało na to, że faktycznie tak było. Z czasem oswoiłam się z myślą, że od czasu do czasu nachodzą mnie przebłyski zdarzeń, które dopiero miały nadejść. Pojawiały się znienacka i równie nagle znikały, a ja byłam jedynie biernym obserwatorem, nie potrafiłam nad nimi zapanować.
Opanowałam zdolność przygaszania światła na tyle, by w razie potrzeby móc bezpiecznie schronić się, gdy dopadały mnie wizje. Zaczęło mi świtać, że być może jakaś siła lub istota zsyła mi te wieści, a ja ją zawodzę, bo nie potrafię z nich właściwie skorzystać.
Kompletnie nie miałam pojęcia, jak poradzić sobie z uporczywym obrazem gigantycznego potopu, który ciągle pojawiał się w mojej głowie. Moim oczom ukazywała się potężna fala wdzierająca się w głąb lądu, zatapiająca nieznane mi metropolie. Nawet jeśli zdecydowałabym się komuś o tym powiedzieć, kto dałby wiarę nastolatce przepowiadającej nadchodzącą apokalipsę?
Miałam ich dość
Te wizje nieustannie mnie nawiedzały. Dlaczego mnie tak męczą? Wkrótce miałam się dowiedzieć, że ten specyficzny obraz nie stanowił ostrzeżenia przed pojedynczym zdarzeniem, a raczej był wspólnym mianownikiem – szyfrem, który miał ułatwić zrozumienie czegoś większego.
Siedziałam wygodnie w fotelu, słuchając radia. Była już prawie noc. Prezenter namawiał słuchaczy, żeby dzwonili i opowiadali o swoich ciekawych snach. Wśród rozmówców znalazło się dwoje, którzy drobiazgowo opisali dokładnie ten sam kataklizm, który ja widziałam na własne oczy.
Oni twierdzili, że śnił im się potop, a dla mnie to była rzeczywistość. A może po prostu nie chcieli przyznać, że są inni niż wszyscy? Tak czy siak, naszła mnie chęć, żeby jakoś się z nimi skontaktować. Pomógł mi w tym facet z radia.
Teraz już to wiem – nie jestem sama. Odnalazłam inne osoby, które również nie wyszły idealne spod ręki Stwórcy. Ta myśl sprawia, że czuję się lepiej, dodaje mi otuchy. Nie jestem jedyną niedoskonałą istotą na tym świecie. Mimo że inni często podważają prawdziwość moich wizji, wierzę, że mają one jakiś cel. Skoro jest nas całkiem sporo, to może jesteśmy elementem jakiegoś większego zamysłu?
Wiktoria, 26 lat
Czytaj także:
„Gdy ja zmieniałam pampersy ojcu, siostra podróżowała za jego pieniądze. Wróciła dopiero na odczytanie testamentu”
„W łóżku z żoną oglądam tylko seriale. Wszyscy dziwią się, że nie mamy dzieci, bo nikt nie zna naszej tajemnicy”
„Mam 45 lat i żadnego poważnego związku na koncie. Faceci uciekają, gdy poznają moją dorosłą córkę”